Rozdział 97.

199 6 0
                                    

Wreszcie weekend. Właśnie jedziemy do Doncaster, gdzie mają odbyć się urodziny mamy Louisa. Z jednej strony jestem bardzo podekscytowana tym wydarzeniem, ale z drugiej strony stresuję się i z nerwów obgryzam paznokcie. Wiem, że moi rodzice nie będą zadowoleni z naszych nagłych zaręczyn, ale myślę, że po jakimś czasie zrozumieją i będą cieszyć się razem z nami. Przynajmniej mam taką nadzieję.

Mieliśmy wyjechać wczoraj, aby na spokojnie dojechać, ale zeszło nam na uczelni, a nie chcieliśmy jechać po nocy. Więc postanowiliśmy, że w sobotę po południu wyjedziemy i spokojnie powinniśmy zdążyć na czas.

Boję się reakcji moich rodziców, wiem że powiedzą że tego się po mnie nie spodziewali, że w tak młodym wieku decyduję się na taki ogromny krok, ale w końcu nie zrobiłam nic złego. Przyjęłam tylko oświadczyny od chłopaka, którego bardzo mocno kocham i który jest dla mnie ważny i jest całym moim światem i bez którego nie wyobrażam sobie życia. Jest moją drugą połówką, moim przeznaczeniem, moim... więcej. Jest po prostu wszystkim czego w życiu potrzebuję.

- O czym myślisz? - głos Louisa wyrwał mnie z zamyślenia. Chłopak położył swoją dłoń na moim kolanie zakrytym jedynie cienkim materiałem pończoch.

- Może nie mówmy im o zaręczynach. - szepnęłam patrząc na Louisa, który od razu cały się spiął słysząc moje słowa.

- Dlaczego? - zapytał bez tchu zabierając swoją dłoń z mojego kolana i kładąc z powrotem ją na kierownicy.

- Nie wiem. Myślę, że to nie najlepszy moment na to. - wyjaśniłam odwracając głowę i patrząc przed siebie na pustą autostradę.

- Wiem, że jesteś tym zdenerwowana, co widać po tobie. - powiedział wskazując na moje palce, uśmiechnął się zanim kontynuował. - Ale uwierz mi będzie dobrze. Najwyżej wyrzucą nas z domu. - dokończył śmiejąc się.

- Louis! - wykrzyknęłam besztając go. - Nie mów tak.

- Przepraszam, ale chciałem cię jakoś rozśmieszyć. - powiedział na swoją obronę.

- Nie, to ja przepraszam. Po prostu strasznie się denerwuję. Domyślam się jak moi rodzice na to zareagują. - wyjaśniłam.

- Nie martw się, wszystko będzie dobrze. - odpowiedział włączając kierunkowskaz i zjeżdżając na drogę prowadzącą do Doncaster.

Im coraz bliżej byliśmy, ja coraz bardziej się denerwowałam, aż czułam to w żołądku. Boję się, że będę wymiotować ze strachu.

- Jo, proszę cię biorę całą winę na siebie ok? - zapytał, gdy skręcaliśmy na ulicę, gdzie znajdował się jego rodzinny dom. Kiwnęłam tylko głową, właściwie nie wiedząc co robię. Ale jego słowa trochę mnie uspokoiły, ale zaraz znowu zaczęłam się denerwować i cała trząść ze strachu, gdy tylko chłopak zaparkował obok samochodu moich rodziców.

Wyłączył silnik i wysiadł z auta. Przeszedł na drugą stronę i otworzył mi drzwi. Pomógł mi wysiąść z wysokiego samochodu, a ja jak ostatnia ofiara potknęłam się o własne nogi i wylądowałam prosto w jego ramionach.

- Uważaj, bo jeszcze sobie coś złamiesz. - zaśmiał się Lou doprowadzając mnie do pionu i poprawiając śliczną, białą sukienkę, którą kupiłam przedwczoraj razem z Meg, gdy wybrałyśmy się na zakupy.

- Przepraszam, potknęłam się. - wyjęczałam zabierając swoją torebkę z tylnego siedzenia, a Lou wziął prezent. Kupiliśmy jeszcze jakieś kolczyki i naszyjnik, więc myślę że prezent się spodoba.

- Chodź. - powiedział do mnie zatrzaskując klapę od bagażnika i wziął mnie za rękę.

- Jo, cała się trzęsiesz. Jest ci zimno? - zapytał, gdy szliśmy w stronę drzwi do domu. Pokręciłam głową i drugą ręką oplotłam jego ramię, chciałam choć przez chwilę być bliżej niego, aby czuć że wszystko będzie dobrze, tak jak mnie wcześniej zapewniał.

Can we be together? (Louis Tomlinson fanfiction, PL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz