Rozdział 41

8.5K 217 585
                                    

— Halo? — wymruczał zaspany głos mojego najlepszego przyjaciela — Dlaczego dzwonisz do mnie w środku nocy? 

— Stary, co ja odwaliłem? — zapytałem.

Patrzyłem na własne bose stopy i zastanawiałem się, co się wydarzyło; czułem się, jakbym przeszedł drogę cierniową. Czułem się, jakbym przeszedł prawdziwy koszmar. Mnóstwo pytań zalewało moje myśli, kłębiące się w obolałej głowie, która lada moment mogła eksplodować. Dlaczego byłem cały w siniakach, dlaczego miałem obitą twarz, dlaczego miałem zdarte gardło i ledwo mogłem mówić, dlaczego byłem półnagi we własnym łóżku? Jak znalazłem się w domu, jak znalazłem się w tak kiepskim stanie, jak do tego doszło? Mnóstwo pytań, a na żadne nie umiałem znaleźć odpowiedzi. Najgorsze było to, że czułem tak duże poczucie winy, jakbym zrobił coś strasznie strasznego, że nie dawało mi to spokoju i musiałem dowiedzieć się, co się stało kilka godzin temu. Niewiele pamiętałem; tak naprawdę przebłyski z wydarzeń, których zresztą obraz nie był mi do końca jasny. Byłem przestraszony, bo nie wiedziałem, czy nie zrobiłem czegoś złego. Byłem przestraszony, bo nie wiedziałem, czy swoim zachowaniem kogoś nie skrzywdziłem. Byłem przestraszony, tak bardzo przestraszony

Była czwarta nad ranem i siedziałem zgięty na krawędzi łóżka, z drżącą dłonią utrzymując komórkę przy uchu. Ból, który towarzyszył mi w każdej części organizmu, był ostry, pulsujący i piekący, jakbym palił się od środka. Kiedy próbowałem wyprostować plecy, tak piorunowało mnie od czubka głowy aż po stopy bolesne ukłucie; kiedy próbowałem poruszyć zwinnie rękoma bądź nogami, tak czułem to samo. Każdy ruch przyprawiał mnie o raniący skręt wewnętrzny wszystkich organów. To nie był normalny zjazd, to było coś przerażającego. Patrzyłem tępym spojrzeniem na bose stopy, przestraszony i wyczerpany, usiłując znaleźć odpowiedź na moje zmartwienia u najlepszego przyjaciela w środku nocy; chciałem dowiedzieć się za wszelką cenę, czy zrobiłem coś złego, czy kogoś skrzywdziłem, czy przede wszystkim nie stało się coś, czego bym srogo żałował.

— A którego momentu nie pamiętasz? — zapytał, wzdychając głęboko. Było mi go szkoda, że obudziłem go o czwartej nad ranem, a na ósmą mieliśmy do szkoły. Z drugiej jednak strony byłem tak przestraszony własnym stanem i tym, co mogłem odwalić, że musiałem się z nim skontaktować i dowiedzieć absolutnie wszystkiego. 

— Odcięło mnie po tym, jak mnie zostawiłeś na parkingu — wykrztusiłem z obolałego gardła. Moje struny głosowe nie nadawały się do niczego, jak tylko do śmietnika. Usłyszałem kolejne westchnięcie po drugiej stronie rozmówcy; przez chwilę między mną a Adamem zapadła cisza. — Stary, czy ja coś odwaliłem? — zapytałem, przerywając milczenie.

— Nie wiem, co było z tobą potem, Sebastian — odezwał się cienkim głosem — Spotkałem cię potem na skateparku. Byłeś z Amandą. Nie wiem, czego od niej chciałeś, musisz się jej zapytać, ale radziłbym też ją przeprosić, bo ją wyszarpałeś — powiedział. 

Wstrzymałem na krótki moment oddech, nie mogąc uwierzyć w jego słowa. To znaczy wierzyłem, ale nie mogłem uwierzyć w to, że JA to zrobiłem. Pomasowałem obolały kark, po czym przetarłem twarz, jakbym chciał zmazać wstyd i żal.

— Kurwa — rzuciłem załamany, nie wiedząc nawet, co powiedzieć. 

— No, nieźle cię zmiotło — zaśmiał się cicho, ale mnie wcale nie było do śmiechu. — Musiałeś nieźle odpierdolić na mieście. 

— Niczego nie pamiętam — zaznaczyłem. W końcu zebrałem w sobie resztki sił i uniosłem głowę, przenosząc wzrok na plecak, który leżał niedbale na krześle przy biurku. — Ty, słuchaj, a co... z towarem? — zapytałem niepewnie, przełykając ślinę. Skrzywiłem się, kiedy poczułem szarpiący ból. 

Stowarzyszenie umarłych dzieciakówWhere stories live. Discover now