Rozdział 45

4.4K 128 254
                                    

Siedziałem naprzeciw, nagi, pod ciepłą kołdrą, wówczas czując dreszcze niby z zimna, niby z targających emocji, które po przebudzeniu nie przestawały na moment siać spustoszenia. Alanna siedziała na krześle przy biurku; jej twarz wydawała się być najbardziej smutną i przybitą twarzą, którą dotychczas mogłem zaobserwować. Od kilku minut trwaliśmy w grobowej ciszy, bo ja kompletnie nie wiedziałem, co powiedzieć. Myśli było milion, ale słów wielkie zero. Przypomnieć sobie, co działo się przed tym, jak straciłem przytomność, nie mogłem, ale doskonale pamiętam i wciąż czuję smak gorzkiego żalu, poczucia winy i psychicznego załamania po przebudzeniu w wannie, kiedy oczy wszystkich zwróciły się w moją stronę, a zwłaszcza te baśniowe, piękne spojrzenie. 

Wydało się. 

Wydało się to, co tak bardzo chciałem ukryć, co tak bardzo chciałem uchronić przed światłem dziennym, a zwłaszcza przed jej osobą, która za nic w świecie nie mogła dowiedzieć się prawdy – a jednak kłamstwo ma krótkie nogi – czemu więc myślałem, że dam radę żyć z tym jak gdyby nigdy nic? Że mi się upiecze, że dam radę przetrwać ten ciężki okres w kłamstwie, a ona się nie dowie? Z jednej strony właśnie tak chciałem przeżyć ten czas – cicho, z fałszywym uśmiechem, że wszystko jest w porządku. Z drugiej jednak strony pragnąłem jej powiedzieć, pragnąłem jej wsparcia, pomocy, troski. Dłużej nie dawałem rady tego ciągnąć ze świadomością, że moje życie tak wygląda – tak cholernie źle, tak przytłaczająco i ponuro. Chciałem to zmienić, tak strasznie chciałem i w końcu z powodu głupiej nieuwagi i bezmyślności – udało się. 

Udało się.

Kiedy siedziałem przed nią, spalony ze wstydu i rozszarpany emocjami, byłem pewien tylko jednego: cieszę się, że się dowiedziała. Dokładnie tak właśnie było – siedziałem i czułem, jak spadł mi kamień z serca, bo się dowiedziała, bo mogłem nareszcie jej powiedzieć o wszystkim, co tak długo i boleśnie mnie męczyło jak torturę. To było niezwykłe uczucie. Cieszyłem się, a jednocześnie lękałem rozmowy z nią na ten temat, lękałem się jej reakcji, lękałem się, czy może będzie chciała ze mnie zrezygnować; no bo w końcu ją okłamałem i robiłem rzeczy, których nienawidzi. 

Czas mijał niesłychanie wolno; gdzieś za drzwiami pomieszczenia słychać było krzątanie się rodziców, a w pokoju nasze głębokie oddechy i nic poza tym, choć burza niewypowiedzianych słów nasuwała się na usta i chciała przedrzeć na wiatr – nic z tego. Nie wiem, ile siedzieliśmy w ciszy, ale była to najcięższa cisza w moim życiu. Tak mnóstwo rzeczy chciałem poruszyć na raz; jednocześnie przeprosić i podziękować; płakać ze wstydu, smutku i radości; opowiedzieć o wszystkim i po prostu leżeć w milczeniu, przytuleni do siebie. Kiedy zdałem sobie sprawę, że trwając w tej ciszy niczego nie rozwiążemy, postanowiłem wziąć głęboki oddech i w końcu wydusić z siebie szczere słowa, wiedząc, że nie miałem już nic do stracenia: 

— Przepraszam cię — odezwałem się, uważnie obserwując jej osobę. Mimo iż czułem, jak z każdą sekundą nieistniejąca dłoń ściska moje gardło, nie przestawałem mówić: — Nie mam nic na swoją obronę, nie mam zamiaru nawijać ci makaronu na uszy albo głupio się tłumaczyć. Wiem, jak mocno cię zraniłem i wiem, jak bardzo spieprzyłem sprawę. Prawdę mówiąc, to nie pozostało mi już nic innego, jak tylko cię przeprosić, a przepraszam cię z całego mojego serca, Alanna — powiedziałem i przybliżyłem się do niej, na co zareagowała odwrotnie; spojrzała w drugą stronę, nie skrywając bolesnych dla mnie łez. — Wiem, że możesz teraz o mnie myśleć najgorsze rzeczy i masz do tego prawo, bo ja też o sobie myślę najgorzej — powoli z rozpaczy łamał mi się głos. Alanna schowała twarz w dłoniach, cichutko płacząc. — Jeśli chcesz ze mną skończyć tu i teraz, to śmiało: jestem na to gotowy, ale nie obiecuję, że to przeżyję. 

Stowarzyszenie umarłych dzieciakówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz