— A tak właściwie, to gdzie masz Alanne?
Amanda popatrzyła na mnie przez chwilę w milczeniu, gdy ja niewzruszony obejrzałem się dookoła korytarza, starając się uciec od jej natarczywego wzroku. Czy to takie dziwne, że jestem ciekawy czemu Alanny nie ma znowu w szkole? Zwykłe pytanie, a ona jak zwykle wyobraża sobie nie wiadomo co. Potarłem kark, powracając do jej niebieskich, dużych ślepi. Uśmiechnęła się, ponawiając wkładanie książek do szafki.
— Źle się czuje — odpowiedziała — Bardzo przeżyła ucieczkę swojej kotki.
— Słyszałem — odparłem — Nie znalazła się?
— Jak widać — powiedziała, zamykając szafkę — Nie zdziwiłabym się, gdyby to Królik zajebał jej kota — prychnęła.
— A nie wiem, może — uniosłem kąciki ust, zgrywając się.
— Sebastian? — rzuciła nagle poważniejszym tonem, spoglądając na mnie z lekko rozchylonymi ustami.
— No? — zapytałem, obejrzawszy się ponownie dookoła.
— Czy ty przypadkiem... — urwała, jakby bała się zapytać. — Czy tobie przypadkiem nie spodobała się Alanna? — rzuciła, uważnie mi się przyglądając.
— Żartujesz sobie? — prychnąłem.
— Nienawidzę poranków... — wymamrotał zaspany Adam, pojawiając się nagle. Oparł czoło o szafkę Amandy, mamrocząc coś niezrozumiałego pod nosem. — Kurwa, zabierzcie mnie stąd.
— Cześć, Adam — uśmiechnęła się Morgan, trzymając przy piersiach książkę, którą zacisnęła bardziej.
— Czeeeść — przywitał się zmęczony, wzdychając głośno. — Nienawidzę szkoły, nienawidzę tej budy, przysięgam, że pod koniec ją spalę — powiedział zdenerwowany, waląc pięścią w szafkę.
— A ja ci pomogę, mój kompadre — uśmiechnąłem się, nakładając kaptur na głowę.
— Jezus, wyglądacie jak nieżywi — zaśmiała się Amanda.
— Bo nie żyjemy? — oboje odpowiedzieliśmy w tym samym czasie.
— Przesadzacie z tym paleniem — powiedziała, na co oboje wywróciliśmy oczami z kolejnych jej zbędnych pouczeń. — Jeszcze będziecie mieć gąbkę zamiast mózgu.
— Dzieci i ryby głosu nie mają, zamilcz — przycisnąłem palca wskazującego do jej ust, na co spojrzała na mnie gniewnie.
— Amando, dzięki za zamartwianie się, ale to naprawdę niepotrzebne — wtrącił Adam, wzdychając ciężko. — Alkoholiczko — dodał, uśmiechając się łobuzersko, na co pacnęła go w ramię.
— Ćpuny do wora, wór do jeziora! — dogryzła. — Sebastian, a ty nie uciekniesz od naszej rozmowy — spojrzała na mnie.
— Jakiej rozmowy? — zmarszczyłem brwi.
— Widzisz, to już te dziury w pamięci — uśmiechnęła się cwanie, na co ponownie wywróciłem oczami. — Od tej poważnej rozmowy — zaakcentowała, wymijając nas i kierując się pod swoją klasę.
— O co jej chodzi? — zapytał Adam, odpychając się od szafki.
— Nie wiem — wzruszyłem ramionami, doskonale zdając sobie sprawę z jej słów.
Chyba mam przejebane.
— A, właśnie! — rzucił Lutcher, krocząc ze mną tłocznym korytarzem.
— Co?
— Czy ty coś... ten tego... z Alanną?
— Ja pierdole, kolejny — rzuciłem zły.
![](https://img.wattpad.com/cover/148695922-288-k517460.jpg)
YOU ARE READING
Stowarzyszenie umarłych dzieciaków
Romance''Jeździliśmy po całym mieście, słuchaliśmy hip-hopu i rocka, paliliśmy fajki i całowaliśmy się na tylnych siedzeniach mojego samochodu.'' Uwaga: relacja bohaterów rozwija się dość szybko. * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * ○ Opowia...