Rozdział 10

26.5K 1.1K 2.1K
                                    

— A tak właściwie, to gdzie masz Alanne? 

Amanda popatrzyła na mnie przez chwilę w milczeniu, gdy ja niewzruszony obejrzałem się dookoła korytarza, starając się uciec od jej natarczywego wzroku. Czy to takie dziwne, że jestem ciekawy czemu Alanny nie ma znowu w szkole? Zwykłe pytanie, a ona jak zwykle wyobraża sobie nie wiadomo co. Potarłem kark, powracając do jej niebieskich, dużych ślepi. Uśmiechnęła się, ponawiając wkładanie książek do szafki. 

— Źle się czuje — odpowiedziała — Bardzo przeżyła ucieczkę swojej kotki. 

— Słyszałem — odparłem — Nie znalazła się? 

— Jak widać — powiedziała, zamykając szafkę — Nie zdziwiłabym się, gdyby to Królik zajebał jej kota — prychnęła.

— A nie wiem, może — uniosłem kąciki ust, zgrywając się.

— Sebastian? — rzuciła nagle poważniejszym tonem, spoglądając na mnie z lekko rozchylonymi ustami. 

— No? — zapytałem, obejrzawszy się ponownie dookoła. 

— Czy ty przypadkiem... — urwała, jakby bała się zapytać. — Czy tobie przypadkiem nie spodobała się Alanna? — rzuciła, uważnie mi się przyglądając.

— Żartujesz sobie? — prychnąłem.

— Nienawidzę poranków... — wymamrotał zaspany Adam, pojawiając się nagle. Oparł czoło o szafkę Amandy, mamrocząc coś niezrozumiałego pod nosem. — Kurwa, zabierzcie mnie stąd. 

— Cześć, Adam — uśmiechnęła się Morgan, trzymając przy piersiach książkę, którą zacisnęła bardziej. 

— Czeeeść — przywitał się zmęczony, wzdychając głośno. — Nienawidzę szkoły, nienawidzę tej budy, przysięgam, że pod koniec ją spalę — powiedział zdenerwowany, waląc pięścią w szafkę. 

— A ja ci pomogę, mój kompadre — uśmiechnąłem się, nakładając kaptur na głowę.

— Jezus, wyglądacie jak nieżywi — zaśmiała się Amanda. 

— Bo nie żyjemy? — oboje odpowiedzieliśmy w tym samym czasie.

— Przesadzacie z tym paleniem — powiedziała, na co oboje wywróciliśmy oczami z kolejnych jej zbędnych pouczeń. — Jeszcze będziecie mieć gąbkę zamiast mózgu. 

— Dzieci i ryby głosu nie mają, zamilcz — przycisnąłem palca wskazującego do jej ust, na co spojrzała na mnie gniewnie. 

— Amando, dzięki za zamartwianie się, ale to naprawdę niepotrzebne — wtrącił Adam, wzdychając ciężko. — Alkoholiczko — dodał, uśmiechając się łobuzersko, na co pacnęła go w ramię. 

— Ćpuny do wora, wór do jeziora! — dogryzła. — Sebastian, a ty nie uciekniesz od naszej rozmowy — spojrzała na mnie.

— Jakiej rozmowy? — zmarszczyłem brwi. 

— Widzisz, to już te dziury w pamięci — uśmiechnęła się cwanie, na co ponownie wywróciłem oczami. — Od tej poważnej rozmowy — zaakcentowała, wymijając nas i kierując się pod swoją klasę. 

— O co jej chodzi? — zapytał Adam, odpychając się od szafki. 

— Nie wiem — wzruszyłem ramionami, doskonale zdając sobie sprawę z jej słów. 

Chyba mam przejebane.

— A, właśnie! — rzucił Lutcher, krocząc ze mną tłocznym korytarzem. 

— Co? 

— Czy ty coś... ten tego... z Alanną? 

— Ja pierdole, kolejny — rzuciłem zły.

Stowarzyszenie umarłych dzieciakówWhere stories live. Discover now