Rozdział 33

8K 292 532
                                    

Ocknąłem się, kiedy piekący ból rozszedł się po całej mojej twarzy. Otworzywszy ledwo zmęczone oczy, ujrzałem nachylonego nade mną Frankiego, który najprawdopodobniej ocucił mnie mocnym liściem w policzek. Przestraszony rozejrzałem się dookoła, dostrzegając obok Kosę, dwa glocki na blacie kuchennym i czarną, dużą torbę. Boże święty, gdzie ja jestem? 

Wstałem w pośpiechu, nerwowo odsuwając się od mężczyzn. Kiedy tylko wyprostowałem nogi, moje ciało gwałtownie zasłabło, bezsił opadając wprost na lodówkę tuż za moimi plecami. Ja pierdolę, co się dzieję? — powtarzałam wkoło, wkoło i wkoło, odczuwając tak chaotyczny natłok myśli, że moja głowa prawie eksplodowała od jego bólu. Pot zalewał mnie hektolitrami, a gorąco na przemian mieszało się z wyraźnym chłodem. Mizernie uniosłem spojrzenie spod ociężałych powiek, wbijając tępy wzrok na Kosę i Frankiego. Obaj mężczyźni patrzyli na mnie bez wyrazu, wymieniając między sobą dziwne spojrzenia. Co to, kurwa mać, było? — oddychałem ciężko i głośno, nie mogąc znieść tych ciągłych pytań, które nasuwały się z chwili na chwilę i zmieniały z sekundy na sekundę. Co się ze mną stało? 

— Nieźle odleciałeś, Silver — odezwał się Franky, unosząc kąciki ust w ten cyniczny sposób, który doprowadzał mnie potwornej frustracji. Miałem dość jego uśmiechu i z przyjemnością chciałbym wymazać go z jego twarzy. Milczałem, oddychając tak głośno, jakbym przeszedł właśnie maraton. Mężczyźni wymienili między sobą spojrzenia, uśmiechając się cwaniacko. Zmarszczyłem brwi, z trudem pośpiesznie sięgając po plecak obok krzesła. — Wszystko w porządku? — zapytał, obserwując mnie uważnie.

— Tak! — krzyknąłem wściekle. Nałożyłem plecak na ramię, zauważając, jak ich twarze ogarnął poważny wyraz. Przestraszyłem się; przelotnie obejrzałem się za dwoma pistoletami, zastanawiając się, czy były naładowane. Moje ciało odmawiało posłuszeństwa i chciało rwać się na wszystkie możliwe strony, a na język cisnęły się zdania, których powstrzymać ledwo umiałem. Ja pierdolę, ja pierdolę, ja pierdolę! — Co to było? Co mi daliście?! — zapytałem wprost, nie ukrywając zdenerwowania, choć bardzo chciałem opanować targający mną burdel. Patrzyłem gniewnie na obu mężczyzn, coraz mocniej denerwując się ich kpiarską postawą. Nabijali się ze mnie? Śmiali się ze mnie? Chcieli mnie upokorzyć? Chcieli mnie poniżyć? Dosyć, dosyć, dosyć! – rozemocjonowany wplątałem ręce we włosy, wypuszczając ciężko powietrze z ust. — Co to było? Co mi daliście?! — wykrzyczałem wściekły, czując napływające łzy pod powiekami. 

— Silver, uspokój się — spoważniał Franky, podchodząc do mnie. W międzyczasie sięgnął po glocka, wciskając go w pasie. Zesztywniałem, czując koszmarny skręt w podbrzuszu. Miałem ochotę zwymiotować, mając w przełyku całą treść z dzisiejszego dnia. O mój boże, on mnie zabije — Silver, to była czysta koka — powiedział, patrząc w moje oczy bez emocji. Przestraszony obejrzałem się za Kosą, który stał obok i obserwował nas w ciszy. — Dawno chyba tego nie robiłeś co? Odleciałeś na półtorej godziny, człowieku — zaśmiał się cwanie, poklepując mnie twardą ręką po ramieniu. Zakrztusiłem się momentalnie po jego silnym dotyku, wpadając w absurdalne schizy, że zaraz mógłby zrobić mi krzywdę. Odsunąłem się w pośpiechu, zatrzymując tuż we framudze drzwi. Franky spojrzał na mnie, po chwili uśmiechając się. — Nic ci nie będzie, twardy chłopak jesteś. 

— J-ja już pójdę! — powiedziałem dość doniosłym tonem, słysząc rozdrażnienie we własnym głosie. Nie poznawałem siebie. Byłem potwornie nabuzowany i przyczyny tego nie umiałem znaleźć. Byłem cholernie podirytowany wszystkim dookoła, w szczególności światłem, jakimkolwiek dźwiękiem i dotykiem. A ten burdel w mojej głowie był nie do opisania. Był najgorszy. Pociągnąłem głośno katarem, lustrując uważnie obu mężczyzn, którzy nie odrywali ode mnie spojrzenia. Pierdoleni gangsterzy. Zajebałbym ich z przyjemnością. — Pójdę już, dzięki za spotkanie — rzuciłem niewyraźnie, marszcząc ciągle brwi z rozdrażnienia światłem. 

Stowarzyszenie umarłych dzieciakówWhere stories live. Discover now