Rozdział 6

42.3K 1.4K 3.4K
                                    

Cieszyłem się jak szczeniak. Nie wiem, jak mogłem opisać swój humor. Byłem zajebiście nastawiony do dzisiejszego dnia, wręcz podekscytowany. I to kolejny raz, kiedy pomyślałem o Alannie, a zwłaszcza o naszym spotkaniu. Ta radość i podniecenie chyba zaczęła brać się znikąd, bo ilekroć spędzałem noce na myśleniu o przyczynie i powodzie, nie mogłem na nic wpaść. A paraliżujący mnie prąd po całym ciele i uciążliwy, ale momentami przyjemny ból w żołądku zaczął być coraz częstszy. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie miałem żadnej kontroli nad tymi emocjami, które pojawiły się znienacka, jakby przypadkiem. I przypadkiem poznałem Alanne, która zaczęła być chyba tym początkiem. 

Zeskoczyłem z trzech, ostatnich schodków, po czym skręciłem i zeskoczyłem ostatecznie z podestu, mijając korytarz i kierując się do wyjścia, jednak zatrzymałem się w progu holu, utkwiwszy wzrok na rodzicach w kuchni. Po całym domu odbił się echem jęk mamy siedzącej na wyspie kuchennej, kiedy to ojciec całował jej dekolt i szyję, rękoma badając ciało okryte satynowym, białym szlafrokiem. Prychnąłem rozbawiony, oglądając ich w zupełnej codzienności. Nic dziwnego, widząc zabawiających się ze sobą dwóch ludzi. Normalny widok. Zagwizdałem, po chwili unosząc zawadiacko kąciki ust, kiedy spłoszona niczym sarenka mama oderwała się od taty, zeskakując z blatu. Zawiązała niechlujnie paski i poprawiła opadający materiał na ramieniu, podpierając się ręką o wyspę. Przelotnie obejrzałem się za ojcem, który ledwo co wypuścił z rąk żonę, uśmiechając się podobnie w moją stronę. Prychnąłem, widząc także jego rozpięty pasek i rozporek w spodniach. 

— Sebastian — wydyszała, uśmiechając się lekko speszona. — T-to ty jeszcze jesteś w domu? — przeczesała swoje włosy. 

— A miało mnie nie być? — zmarszczyłem lekko brwi, oglądając się dookoła.

— No najlepiej — odparł rozbawiony ojciec, na co oboje prychnęliśmy. 

— Zaraz wychodzę, także, gołąbeczki moje kochane, niu, niu, niu — posłałem im buziaczki. — Nie przerywajcie sobie zabawy. 

— J-jak spotkasz Jade, to powiedz- 

— No, powiem, żeby się nie spieszyła z powrotem do domu — przerwałem, zakładając czarne vansy. — Powodzenia, ojciec! — krzyknąłem, uśmiechając się. 

— Dzięki! — usłyszałem jego zadowolenie w głosie. 

Zamknąłem za sobą drzwi, po czym wskoczyłem na deskorolkę, ruszając w stronę domu Alanny. Znowu ten skurcz w brzuchu, znowu dziwny stan ekscytacji jak dziecko i znowu pojawiający się uśmiech na twarzy, kiedy o niej pomyślę. To działo się znikąd i niespodziewanie, i nie mogłem tego kontrolować ani wyjaśnić. Musiałem się z tym pogodzić albo zacząć szukać przyczyny tych emocji, które atakują mnie jak cztery żywioły, rozpętując w moim organizmie chaos. Wykonałem szybkiego ollie, przejeżdżając przez skatepark, nagle zatrzymując się gwałtownie. Na jednej z ławek siedziała moja siostra, Jade, i młodszy brat Amandy, Jason. Max latał po całym terenie, co chwilę zbierając patyki i oczekując atencji oraz zabawy. Zakradłem się jak cicha mysz i podszedłem do nich od tyłu, strasząc ich oboje. 

— BU! — wykrzyczałem. 

— Aaa! — pisnęła Jade, jak poparzona zrywając się z ławki. — Sebastian, ty debilu! — zmarszczyła słodko brwi. 

— Cześć, Ian — przywitał się Jason, z którym przybiłem żółwika. 

— Mama powiedziała, żebyś się nie spieszyła z powrotem do domu — powiedziałem. 

— No, super, możesz sobie już iść — usiadła z powrotem obok starszego o dwa lata przyjaciela. 

— Aha, i miałem cię zabrać na lody — skłamałem. 

Stowarzyszenie umarłych dzieciakówحيث تعيش القصص. اكتشف الآن