Rozdział 9

24.3K 1.1K 2.3K
                                    

Odsunąłem się, ujmując jej policzki w swoje dłonie. Wiedziałem, że igram z ogniem, lecz chęć ta była silniejsza i dłużej nie mogłem się powstrzymywać. Spojrzałem głęboko w jej oczy, dostrzegając strach i zmieszanie. Co jej, sukinsyn, zrobił? Gotowało się we mnie. Czułem, jak cała złość podsycała się z każdą sekundą na myśl, że mógł jej coś zrobić. To było tak silne, że miałem ochotę go złapać i zabić. Alanna przymknęła oczy, odwracając głowę w bok. 

— Hej, hej, hej, co się dzieję? — zapytałem spokojnym tonem, kciukami głaszcząc kojąco jej ciepłe policzki, które nareszcie miałem w swoich dłoniach.  

— N-nic, proszę... Ja nie chcę o tym rozmawiać — powiedziała, odsuwając się ode mnie. 

Odwróciła się, przez chwilę milcząc. Patrzyłem na nią kompletnie niespokojny, starając się coś zrobić, pomóc, wesprzeć, lecz nie wiedziałem, od czego zacząć i jak. Patrzyłem na nią i zastanawiałem się, jaką krzywdę wyrządził jej Austin, co nasilało całą gotującą się w moim organizmie złość. Zobaczyłem, jak Alanna wzięła głęboki oddech, po chwili zdenerwowana kopiąc z całej siły rozwaloną cegiełkę na ziemi. 

— Kurwa! — krzyknęła gniewnie, nerwowo krążąc po pomieszczeniu — Ja pierdole — wplotła ręce we włosy, nabierając głębokich wdechów.

— Hej, co się dzieję? — zapytałem, obserwując ją w ciężkim szoku. 

Bolało mnie to i nie ukrywałem tego. Bolał mnie ten widok; jej załamanej, rozgoryczonej, wkurwionej i zapewne smutnej. Pierwszy raz widziałem, żeby reagowała z taką złością, pomijając jej wcześniejsze rozjuszenie z Susan. Zrobiłem krok w jej stronę, jednak zatrzymałem się, widząc, jak i to nic nie pomogło, a sprawiło, że odsunęła się ode mnie jeszcze bardziej. Co się dzieję? 

— Zrobił ci krzywdę? Czego od ciebie chce? — zadałem kolejne pytanie. 

— Nie, nie zrobił mi krzywdy — rzuciła, ciągle poruszając się nerwowo po pomieszczeniu — M-mogę papierosa? — spojrzała w moje oczy. 

Pomrugałem kilka razy, przez chwilę oglądając jej duże źrenice. Była przestraszona i widziałem to, i bolało mnie to. Nie wiedziałem, co mogłem dla niej zrobić, a bardzo chciałem, żeby poczuła się lepiej, żeby w ogóle czuła się dobrze. 

— T-tak... Tak, możesz — wyjąłem szybko paczkę papierosów, przez przypadek z kieszeni wyrzucając klucze i zapalniczkę. 

Schyliłem się i podniosłem rzeczy, zasiadając obok Alanny na murku. Odpaliłem jej papierosa, obserwując drżące nogi. Zastanawiałem się, czy to ze strachu, czy z nerwów. Siedziała obok mnie milcząca i załamana, co chwile zaciągając się fajką. Nie wiedziałem, co robić: czy zostać przy niej, czy pobiec za Austinem i mu dopierdolić tak, aby już nigdy nie wstał. Wypuściłem ciężko powietrze z ust, pocierając rękoma głowę. Co ja mam, kurwa, robić? 

Zostać przy niej, to oczywiste.

— Alanna... 

— Nic mi nie zrobił, nie martw się — przerwała spokojniejszym głosem, wręczając mi papierosa.

— Ale się martwię — powiedziałem, zaciągając się nikotyną. 

Spojrzała w moje oczy, wpatrując się tak przez dłuższy moment swymi wyjątkowymi ślepiami, które pod blaskiem księżyca lśniły piękniej niż dorodny diament. Jej spojrzenie bogate w anielskość i wdzięk wywiercało we mnie dziurę, powodując większy bajzel w głowie niż już miałem. Martwiłem się o nią i chciałem, żeby to widziała, żeby to doceniła, chociaż zastanawiałem się, dlaczego tak bardzo jej aprobaty chciałem. Pozwoliłem sobie zaczesać jej pasma czekoladowych, długich włosów, dostrzegając drżenie ciała i szybszy oddech. Zaciągnąłem się, powracając do kontaktu wzrokowego. 

Stowarzyszenie umarłych dzieciakówWhere stories live. Discover now