Epilog

656 17 2
                                    

Violetta spojrzała w lustro i zaczęła dokładnie się sobie przyglądać. To już nie była ta sama dziewczyna co ostatnio.

Teraz była gwiazdą.

Na jej koncerty przychodziły tłumy.

Zdobyła to, o czym marzyła.

Jest dorosła.

Tata jej niczego nie może zabronić.

Ma fanów, którzy śledzą każdy jej krok.

Którzy chcą być jak ona.

Nagle usłyszała dzwonek telefonu. Odeszła od lustra i wzięła dzwoniące urządzenie do ręki. Federico. Po raz kolejny odrzuciła połączenie i rzuciła komórkę na kanapę. Tak trudno im zrozumieć? Nie chce wracać do Buenos Aires. Nawet na jeden dzień. Nawet jak to był najważniejszy dzień w życiu jej taty. Już to przeżywał, kiedy żyła jej mama...

- Powinnaś jechać - zasugerował jej Francisco stojąc w drzwiach, a ona surowo na niego spojrzała.

- A koncert? - zapytała. - Ty też występujesz.

- Słuchaj. Oboje wiemy, że jeszcze zdążymy. Po prostu sobie odpuścić gwiazdorstwo po ostatniej piosence, jedziemy na lotnisko i jesteśmy na czas w Buenos Aires.

- Nic nie rozumiesz - warknęła.

- A właśnie, że rozumiem. Masz prywatny samolot, pilota. - Zaśmiał się. - Wiesz, możesz nawet helikopterem lecieć. Ty po prostu musisz chcieć. Dlaczego taka jesteś?

- Jaka? Sławna? - zapytała z pretensją w głosie.

- Nie jesteś już dawną Violettą. Tamtego dnia zmieniłaś się. Ale nie na zawsze.

- Nie wiem o czym mówisz - rzuciła, a jej telefon znowu zaczął dzwonić.

- Odbierz. Przecież wiesz, że to Federico. Masz mu za złe, że on wrócił a Leon nie? - Wzdrygnęła się, a on podszedł do jakiejś szafki i nagle wyciągnął pudełko.

- Co to? - zapytała odrzucając połączenie.

Francisco tylko podniósł na górę pokrywę i wyjął pozytywkę w kształcie fortepianu. Po chwili usłyszała melodie do "En Mi Mundo" i zacisnęła powieki.

- Wyłącz to - warknęła i wybiegła z garderoby.

Wszyscy na nią patrzyli jak z rozmazanym od łez tuszem biegnie przez korytarz. Słyszała tylko szepty:

- Violetta Castillo.

Tak, jestem nią, powiedziała cicho w myślach i wpadła na jakąś dziewczynę.

- Viola! - krzyknęła, a brunetka podniosła na nią wzrok. Jakaś fanka, pomyślała.

- Autografy rozdaję po koncercie - rzuciła i już chciała iść, ale dziewczyna nie dawała za wygraną.

- Violu, nie pamiętasz mnie?

- Ja... - chciała już wytłumaczyć, że nie zna jej, ale po chwili ją rozpoznała. - Francesca? - zapytała, a zadowolona Włoszka kiwnęła głową. - Co ty tu robisz?

- Przyjechałam. Na twój koncert. Madryt był po drodze do Buenos Aires, więc pomyślałam, że.... - zaczęła tłumaczyć, ale nie dokończyła.

- Co u ciebie? - zapytała po chwili i próbowała się uśmiechnąć. - I jak cię tu w sumie wpuścili?

- Francisco - odpowiedziała. - A u mnie dobrze. Wydałam ostatnio własną płytę...

- Cieszę się.

Podemos pintar, colores al almaWhere stories live. Discover now