Rozdział XXXIX: Burza

387 18 0
                                    

Kiedy rano się obudziłam, zobaczyłam, że za oknem pada deszcz. Na dworze było ponuro. Ledwo zeszłam z łóżka, a z codziennymi czynnościami mi zeszło dwa razy więcej czasu.

O, dziwo zdążyłam zanim Leon przyszedł. Czekałam na niego w salonie, gdy Angie o mało biegnąc po schodach, nie zabiła się.

- Violetta, ty jeszcze w domu?!

- Tak, czekam na Leon'a. Spóźnia się. Dzwoniłam do niego parę razy, ale nie odbiera.

- Na dworze leje, może pomyślał, że Rammalo cię odwiezie.

- Pewnie masz rację. Gdzie on w ogóle jest?

- Poprosił o jeden dzień wolnego. Ja was podwiozę. - powiedział tata, który przed chwilą wszedł.

Nagle ktoś zaczął walić w drzwi.

- Kto to?! - zapytałam przerażona z Angie.

- Ja otworzę.

Tata podszedł do drzwi i je otworzył. Za nimi stał całkowicie mokry Leon z połamanym parasolem.

- Dzień... Dobry-y, pa-a-a-nie Castillo.

Szybko podbiegłam do niego i zaprowadziłam do środa. Cały się trząsł.

- Przyniosę ręcznik. - powiedziała Angie i poszła na górę.

- Co się stało, Leon? - zapytałam .

Cały czas ściekała z niego woda.

- To może ja przyniosę ci jakieś suche ubrania. Może nie będą idealne, ale w tym domu nikt inny ci nie pożyczy, więc... - powiedział tata i poszedł w stronę swojego pokoju

- Leon! Co się stało?

- Pada.

- Czemu szedłeś na piechotę?!

- No bo... Zawsze cie odprowadzam do szkoły. Wziąłem parasol, ale potem zaczęło strasznie lać i wiać wiatr, więc chciałem do ciebie zadzwonić i powiedzieć, że lepiej jak ktoś cię zawiezie, ale zapomniałem komórki, poślizgnąłem i... - przerwałam mu.

- Rozumiem. - pogłaskałam mu po ramieniu, po mokrym ramieniu.

- Co tu się stało ?!!! - krzyknęła Olga.

Spojrzałam na podłogę. Przy wejściu było tak mokro jakby ktoś wylał wiadro wody. Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo wybiegła do kuchni i wróciła z wielkim mopem.

- Mam ręczniki. - powiedziała Angelika, która schodziła po schodach.

Wzięłam je od niej i okryłam Leon'a.

- Gdzie się Angie zgubiła? - zapytałam po chwili.

- Rozmawia z Pablo. Odwołali zajęcia. - W tym momencie zagrzmiało, a mnie przeszył dreszcz.

- Viola, boisz się burzy? - zapytał Leon, a ja lekko pokiwałam głową.

- Kiedy byłam mała, nie zdążyłam wrócić do domu przed burzą i strasznie się jej bałam. Myślałam, że... - przerwał mi

- Nie musisz kończyć. - Chyba zobaczył, że zaczęłam się trząść bardziej od niego.

- Te powinny być dobre. Nic lepszego nie znalazłem. - powiedział tata i podał Leon'owi ubrania

- Dziękuję, panie Castillo.

- German.

- Och, zapomniałem, German'ie.

- Nie szkodzi, przyzwyczaisz się.

- To może ja Leon'owi pokażę łazienkę, aby mógł się wysuszyć i przebrać.

- Dobry pomysł, ja muszę was przeprosić, bo mam dużo pracy, a jeszcze Rammalo wziął sobie wolne...

Zaprowadziłam Leon'a do łazienki i pokazałam mu gdzie trzymamy rożne szampony i mydła.

- Sugerujesz, że się dziś nie myłem? - zapytał z głupim wyrazem twarzy

- Sugeruję, że jesteś cały mokry i zaraz się przeziębisz. A do tego chyba wpadłeś na jakieś gałęzie, bo owszem jesteś trochę brudny.

- Poślizgnąłem się na trawie...

- Nieważne.

- No, wiesz!

- Co?

- Przedzierałem się do ciebie z tym głupim parasolem, przez którego parę razy oberwałem. Moja twarz spotkała trawnik z bliska... - przerwałam mu.

Stanęłam lekko na palcach i pocałowałam go.

- Hmm...

- Co?

- Nic, nic...

- Okey, ja idę. Jakby co to będę w swoim pokoju.

Wyszłam z łazienki i poszłam do na dół do kuchni poprosić Olgę, aby zrobiła Leon'owi gorącą czekoladę. Mam nadzieję, że lubi...

Ledwo co zdążyłam wejść do pokoju, a po chwili pojawił się Leon.

- Co ty tak szybko?! - krzyknęłam zdziwiona - Ostatnio u Francesci siedziałeś prawie godzinę.

- U niej nie mogłem ogarnąć co gdzie jest, a potem w co się ubrać, a tym bardziej nie mam przy sobie swoich kosmetyków.

- Aha...

- No co?

- Nic.

Spojrzałam na niego. Miał na sobie niebieską koszulę i jasne spodnie. Leżały na nim idealnie. To chyba te ubrania których tata nie nosi i są na niego niedobre.

- Leon, jaki ty elegancki. - Wybuchnęłam śmiechem.

- Z czego się śmiejesz? Włożyłem tylko to, co mi dał twój tata.

- Okey... Chodź na dół. Poprosiłam o coś Olgę.

Kiedy byliśmy w kuchni Leon ucieszył się z kubka czekolady.

- Skąd wiedziałaś? - uśmiechnął się.

- Nie wiedziałam. Ale też lubię pić czekoladę.

- Widzisz, Viola. Pasujemy do siebie idealnie. Jesteśmy tacy podobni.

- Och, tak. Oczywiście, Leon. - Zaczęłam się z niego śmiać.

Nagle wpadła do kuchni zdyszana Angie.

- Wszystko w porządku? - zapytałam.

- Jest problem.

- Jaki?

- Musicie zadzwonić do wszystkich swoich przyjaciół. Luca dzwonił, że Francesca rano wyszła do Studia i do tej pory nie wróciła.

Przed oczami stanęły m najczarniejsze scenariusze. Jest burza. A co jak poraził ja piorun? Poślizgnęła się i złamała nogę, albo gorzej...

- Na pewno nic jej nie jest. - powiedział smutno Leon, jakby czytał mi w myślach i pogłaskał mnie po dłoni.

- Chodź, musimy do wszystkich zadzwonić.

Siedziałam z Leon'em w pokoju i dzwoniliśmy do przyjaciół. Nikt nic nie wiedział. Nikt nie zdążył wyjść z domu do Studia. Wszyscy zostali. Oprócz Fran.

- A Marco? - zapytał Leon.

- Nie mam do niego numeru... - wyszeptałam i zaczęłam płakać.

Co jak jej się coś stało?

Mam nadzieję, że jest u Marco. Nie mam do niego numeru. Nikt nie ma. Tylko Francesca.

Zadzwoniliśmy do Resto. Luca też go nie miał.

W głowie zaświtała mi pewna myśl. Na telefonie nie mam numeru do Marco, ale mam kogoś kto go dobrze zna. Jego brata, Diego'a.

Podemos pintar, colores al almaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz