Rozdział LXXXVII: Nie wierz w to, co widzisz

224 10 0
                                    

Ja, Federico, Leon i Lara patrzyliśmy na Francescę, która zaczęła mówić i na resztę.

- Kto to zrobił? - przerwał ciszę Leon. 

- Nie, to niemożliwe - powiedziała Fran i zaczęła patrzeć na mnie, to samo zrobiła reszta.

- O co chodzi? - zapytałam i patrzyli na mnie z dziwnymi minami. 

- To żart - stwierdził Leon. Czy oni myślą, że to ja? - Viola by mnie nie skrzywdziła. - Podszedł i mnie objął. 

- Myślicie, że to ja sprawiłam, żeby Leon nie mógł wystąpić? - zapytałam.

- Dlaczego tak myślicie? - dołączył Fede.

- My w to Violu też nie chcemy wierzyć... - zaczął Maxi.

- Ale nagranie... - dokończyła Camila.

- To jest dziwne, ale, no... - dodała Fran. - To bez sensu. Viola by tego nie zrobiła... - powiedziała do reszty. Zaczęłam na każdego po kolei patrzeć. To się nie dzieje naprawdę. Wyrwałam się Leon'owi, wyminęłam ich i wybiegłam z domu. Słyszałam jakieś krzyki za mną, ale nie zwracałam na nie uwagi. Dalej biegłam i skręciłam w jakąś uliczkę i po chwili znalazłam się w parku. Usiadłam pod jakimś drzewem i zaczęłam się patrzeć przed siebie. Wiem. Wiem, że nie powinnam uciekać. Ale po prostu nie wytrzymałam. Tych spojrzeń. I to oskarżenie... Nie skrzywdziłabym Leon'a. I to na dodatek tylko po to, aby wygrać jakiś konkurs, który i tak przysporzył mi już wiele problemów, przez które mogłam go stracić. O jakim oni nagraniu mówili? Znowu jakiś montaż? Mam dosyć...

- Violetta? - Ktoś zapytał i po chwili koło mnie usiadł.

- Co znowu? - warknęłam opanowując łzy.

- Wiem, że mnie nienawidzisz, ale chcę ci pomóc. Przecież widzę, że coś nie tak.

- Nie możesz mi pomóc, Diego.

- Na pewno? - zapytał, a ja niepewnie kiwnęłam głową. - Chyba jednak nie... Violetto, będzie okey, zawsze jest. Czasami są trudne chwile i... - Nagle przerwał i podniósł głowę.

- Violu... - To był Leon, usiadł koło mnie i po chwili przytulił. - Nie ważne co oni mówią, ja ci wierzę. To pewnie znowu jakiś pomysł Marotti'ego albo coś - szepnął mi do ucha.

- Nie żebym się wtrącał, ale co się stało? - zapytał Diego i razem z Leon'em na niego spojrzeliśmy.

- Eeee... - zaczął Leon i popatrzył na mnie. - Diego, dziękuję ci. - I po chwili widząc zdziwienie na twarzy Diego'a, dodał: - Pocieszyłeś Violettę... A jeżeli chodzi o to, co się stało - zaczął mówić, ale do Diego'a zadzwonił telefon i zaczął się na niego dziwnie patrzeć.

- Przepraszam - rzucił i odebrał. - Mora? - zapytałam w telefonie i odszedł. Mora? Siostra Diego'a.

- Violuś - powiedział cicho Leon i złapał mnie za rękę. - Oni też nie chcieli w to wierzyć.

- Ale uwierzyli...

- Viola... Będzie okey, obiecuję.

- Wiesz, że ja bym cię nie skrzywdziła, prawda? - zapytałam cicho.

- Wiem - szepnął i się lekko uśmiechnął. - Podemos pintar, colores al alma - zaczął śpiewać, przez co mi się zrobiło trochę lepiej. Po chwili pomógł mi wstać i wróciliśmy do jego domu.

Kiedy weszliśmy, wszyscy skierowali na nas wzrok.

- Violu, przepraszamy - zaczęli, a ja kiwnęłam głową i zdałam sobie sprawę, że kogoś brakuje.

- Gdzie Fede? - zapytałam.

- Federico bez słowa wyszedł, kiedy mu pokazaliśmy nagranie. Ciągle na nas wrzeszczał i oczekiwał wyjaśnienia zarzutów - wyjaśniła Naty.

- Mogę je zobaczyć? - Maxi położył przede mną laptopa, otworzył go i włączył play. Druga Violetta rzeczywiście dolewała czegoś do wody, którą po chwili wypił Leon.

To nie wyglądało dobrze, ale ja tego nie zrobiłam. Pamiętałabym, prawda? Prawda?

- Leon... - przerwałam ciszę. Ja bym w to ledwo uwierzyła... A co dopiero ktoś inny..

- Nie rozumiem - powiedział w końcu i zmarszczył brwi. - Wiem, że to nie ty, Violu, bo ta druga Violetta dolała soku truskawkowego czy czego tam, kiedy byłem z tobą. Od razu z Marotti'm poszliśmy tam, więc to niemożliwe...

- Ktoś specjalnie to zrobił wyglądając jak Violetta? - zapytała Fran.

- Ale kto by chciał to zrobić? - dodała Cami.

Federico. Wyszedł. Kiedy zobaczył to nagranie. Może coś wie... Bez słowa wybiegłam znowu z domu. Zaczęłam do niego dzwonić i szukać po okolicy.

- Leon, muszę z kimś porozmawiać - rzuciłam do telefonu, bo ciągle mi wysyłał SMSy i dzwonił do mnie.

Wpadłam na chwilę do domu, Olga powiedziała, że go nie było.

- Fede, Fede... Gdzie jesteś? - powtarzałam i nagle go zobaczyłam na chodniku ze spuszczoną głowę. Zaczął przechodzić przez jezdnię, na której w tym samym momencie jechał samochód.

- FEDE!!! - wrzasnęłam, ale on chyba nic nie słyszał. Chciałam go odepchnąć, aby nie wpadł pod samochód.

- VIOLETTA!!! - usłyszałam czyiś krzyk. Chyba Leon'a...

Podemos pintar, colores al almaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz