Take me to the Neverland

By roxianina

126K 8.5K 14.2K

„Bo...wszystkie dzieci dorastają. Tylko...jedno nie." „Skakaliśmy i śmialiśmy się. Bose stopy odbijały się o... More

Dla nowych czytelników :)
1 | Czas codzienności ✅
2 | Nibylandia potrzebuje pomocy
3 | Polecimy do Nibylandii ✅
4 | Alex ✅
5 | Zaginieni Chłopcy ✅
6 | Naleśniki i norka ✅
7 | Kiedyś była tu dziewczyna i to była moja siostra ✅
8 | Pierwszy trening ✅
9 | Centaury ✅
10 | Różowa bielizna ✅
11 | Kretyńskie moce ✅
12 | Prawdziwy arsenał młodego mordercy ✅
13 | Piraci ✅
14 | Skrytki ✅
15 | „ Felix, nie! Proszę!"
16 | To był Cień
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
50
51
52
53
54
55
56
57
58
59
60
61
62
63
64
65
66
67 | Czemu kradniesz mi chleb?"
68 | „Przynajmniej nie ma Petera Sretera"
69 | „...tu musi być ta...ta finezja. Musi być zawarta"
70 | „Wynoś się stąd!"
71 | „Jeśli chcesz wygrać z chłopem, musisz walczyć jak chłop!"
72 | „Ludzie, którzy się kłócą wcale nie muszą się nienawidzić."
73 | Bal
74 | „Takie były zasady gry!"
75 | „Nie mogę latać!"
76 | „A mogłaś za mnie wyjść"
77 | „Tęskniliście?"
78 | „Ma atak paniki"
79 | „Czuję, że ciagle się oddalamy"
80 | Bagheera
81 | Rekin
82 | "Kot z Chesire"
83 | „Pragnę czegoś, czego najbardziej w świecie pragnie Shere Khan"
84 |" Arielka, prawda?"
85 | bardzo niespodziewany rozdział
86 | Podwieczorek u Szalonego Kapelusznika
87 | Mała syrenka. Wyjście.
89 | Rozwiązanie akcji smoka powietrza
90 | powrót do domu
91 | home sweet home
92 | Świąteczne przygotowania
93 | Wigilia
94 | przygotowania do sylwestra
95 | SYLWESTER 🥳
96 | Dalsze problemy naszego świata. Wolę Nibylandię.
97 | Kino
98 | śmiech przez łzy
99 | nocny wypad
99 cz. 2 | Podjęłam deyzję.
100 | Prolog
101 | Milter + życzenia i rady do egzaminu!
102 | odbicie
103 | karczma
104 | skubany
105 | topielce
106 | wyspa na wyłączność
107 | Terapeutyczne rozmowy z psycholem
108 | Peter zas jest nieszczery, a jego ego przerasta wszelkie wyobrazenia
109 | DZIEJE SIE UAUSUSUS
110 | oblivion
111 | przygotowania
112 | Ceddar
113 | uczucia bywaja jednostronne
114 | duzo spicy
115 | Peter zgłupiał
Info
117 | miecz
118 | hipokryzja
119 | przypał
120 | statek
121 | Sashabella
Info
122 | impreza u syren
MEGA WAZNE PYTANIE
123 | przełom?
124 | Nie mam siły do Petera
125 | koniec czegoś, co nigdy nie miało początku
126 | odpoczynek
127 | akcja
128 | zwiedzanie i skręcanie karku
129 | miasteczko
130 | karczma
Insta
131 | podziemne źródło

88 | Spotkanie

549 49 145
By roxianina

Peter P.O.V.

— To co? Idziemy do wioski, nie? — spytał retorycznie Colton.

— Yhm — potwierdziłem i ruszyłem w stronę zbocza góry w kierunku doliny przed nami. Rozglądałem się na wszystkie strony szukając celu naszej podróży. Miałem cichą nadzieję, że spotkamy Mowgl'iego jeszcze przed dotarciem do sieci domków. Nie chciało mi się gadać z kolejnymi ludźmi i następnym osobom tłumaczyć cel naszej podróży. Aż westchnąłem na samą myśl.

Oni wszyscy byli tak cholernie nie profesjonalni. Mieli wielki polew z tej podróży. Wydawało im się, że przed nami poskromienie jeszcze trzech bardzo przyjaznych smoczków, a na sam koniec walka z jakimś tam Cieniem Petera.

Pf, kto by się przejmował.

Ja się oczywiście nie denerwuję, bo rzadko to robię, ale te cymbały nie mają pojęcia, co na nich czeka w przyszłości. Nawet Sandy Srarling nie ogarnęła powagi sytuacji. Wszyscy znają mnie tutaj w malutkim procencie, ale nie zdali sobie sprawy z tego, że Cień jest ucieleśnieniem moich wszystkich demonicznych cech. Jeśli nie pasuje im moja aktualna postać, bo jest „arogancka", co jest w ogóle śmieszne, to nie są w stanie wyobrazić sobie Cienia.

On ich zabije jednym ruchem palca.

Właściwie teoretycznie, to ja ich zabije jednym ruchem palca.

A w sumie nie chce, bo większość lubię. Nad Sandy bym się jednak poważnie zastanowił. Ale tylko nad nią.

Zaczynam się martwić o nasza misję, a to jest niespotykane.

Żaden z nich nie zdaje sobie sprawy z tego, w jak ważnej misji biorą udział. Mamy malutkie szanse na przeżycie, a do tego opcja przegranej nie wchodzi w grę, bo to byłby koniec WSZYSTKICH bajek i Nibylandii.

Nawet nie zauważyłem, kiedy pokonaliśmy zbocze i kroczyliśmy szeroką usypaną żwirem drogą, która prowadziła przez wioskę, a po jej obu stronkach stały domki. Każdy z nich miał białe ściany i malutkie okienka w nich. Dach zbudowany był z siana i miał dwa stronę spady. Większość z budowli miała przed mieszkaniem coś na kształt daszku zbudowanego z drewnianych pali. Ponadto każdy z domków miał przed sobą kilkanaście wielkich glinianych waż, w których przenosili wodę. Na samym końcu drogi rozpościerała się szeroka błękitna rzeka, a wejścia do niej strzegły dwa potężne drzewa. Ponadto cała wieś otoczona była wysokim drewnianym ogrodzeniem zbudowanym z belek o zaostrzonymi zakończeniami. Prawdodpobnie było to zabezpieczenie przed Shere Khanem.

— No i co teraz? Jest tu ktoś w ogóle? — zaczął rozważać Colton. Rozejrzałem się i pewnym siebie krokiem stanąłem między dwoma pierwszymi domami.

— Szczerze... — zaczął Alex, ale przerwał mu huk otwieranych z rozmachu drzwi jednego z mieszkań. Zza nich wyleciał mały chłopiec ubrany w za luźne niebieskie galoty przewiązane pasem z bambusa. Miał wydęty brzuch jakby po obiedzie, krótkie czarne włosy z czerwoną opaską z dwoma wielkimi liśćmi. Wykrzykiwał wesołe okrzyki i biegł prostą drogą w stronę rzeki, ale tuż przed nią skręcił w lewo.

— Idziemy za nimi — wyrwałem się. Miałem nadzieję, że dorwę Mowgli'ego i przyniosę Shere Khanowi, żebyśmy mogli wrócić do Nibylandii.

— Nie idziemy. Ten tygrysek nic nie wie. To nie ma sensu. — Ashlynn zagrodziła mi drogę wzdychając.

— Zawsze mówisz, że nigdy w życiu nie sypnąłbyś nikogo. — odezwał się Colton uśmiechając się do mnie złośliwie, przez co prawie się zaśmiałem.

— Nie sypnąłbym znajomych. A ten smarkacz tak, czy inaczej by zginął.

— Smarkacz? — zmarszczył brwi Alex.

— Nie czytałeś książki? — spytała mnie Ashlynn. Spojrzałem w jej fioletowe oczy i przyjąłem obojętny wyraz twarzy. Wywróciłem oczami i wyminąłem ją kierując się w stronę, w która poszedł chłopiec. Najprawdopodobniej był to jakiś kumpel naszego głównego smarkacza i właśnie do niego nas doprowadzi.

— Co innego możemy zrobić? Szukać jakiegoś szamana, który nas stad wydobędzie? — mruknąłem sarkastycznie.

— A nie? — spytał Alex, przez co wszyscy spojrzeliśmy na niego bez wyrazu z opadającymi rękami.

Nie posłuchałem tej trójki i skierowałem się główną drogą w stronę skrętu przy rzece. Miałem gdzieś, że coś im nie pasuje. To już nie mój problem i to ja tu rządze.

Po skręcie okazało się, że prowadzi tam ta sama droga, a na jej końcu znajdował się usypany piaskiem kawał ziemi, na którym siedziało z kilkanaście tutejszych dzieciaków.

— Peter, zostawże go. Coś wymyślimy — dobiegła do mnie Ashlynn i złapała za ramię, ale zrzuciłem jej rękę i przyspieszyłem kroku. — Jesteś pod wpływem emocji i w trosce o nas i twoją przygodę próbujesz znaleźć jakieś wyjście — zmarszczyłem brwi i spojrzałem na nią zdezorientowany — Ale uwierz mi. Coś wymyślimy. Nie musisz zabijać chłopca z tego powodu. Kurde, strasznie się zmieniłeś i nie wiem co odpowiada za tą twoją arogancję i zupełną ignorancję na ludzkie życie — patrzyłem na nią bez wyrazu — Wolałam starego Petera.

— A ty co? Prawniczka? — wyminąłem ją. Nie będzie mi prawić żadnych kazań.

— Akurat skończyłam psychologię i prawo — zaśmiała się za mną, przez co zmarszczyłem brwi.

— Ile ty masz lat?

— Mniej, niż ty — dobiegła do mnie i zagrodziła mi drogę — Nie idź tam. Nie zabijesz żadnego dziecka.

— Ale ty nie będziesz mi rozkazywać — wyśmiałem ją. W końcu dotarłem do prowizorycznej piaskownicy wypełnionej dziećmi — Który z was to Mowgli? — nie zamierzałem owijać w bawełnę.

Spojrzały na mnie zdezorientowane, a widząc mój wygląd, nieco się wystraszyły. W końcu nie byłem ani ciemnoskóry, ani nie miałem czarnych włosów, ani malowideł na twarzy, ani korowych galotek. Raczej zielone szorty moro i czarny t-shirt nie wpisywały się w tamtejszą modę. Zapewnię wyglądałem dla nich zupełnie kretyńsko, ale oni dla mnie także, więc byliśmy na tym samym poziomie.

— Nie słuchajcie go — dobiegł do mas Colton i machnął rękami pokazując, żeby mnie zignorować. — Co ty odwalasz? — blondyn skierował się do mnie.

— Oszczędź go — wciął się Alex potykając się, przez co szturchnął mnie, powodując gotowanie się wewnątrz mojego organizmu.

— Ty się w ogóle nie odzywaj — warknąłem — Gadać. Gdzie on jest — wróciłem do dzieciaków.

— Zamknij tą mordę. — zaatakowała mnie Ashlynn, przez co gwizdnąłem pod nosem i uśmiechnąłem się do niej. — Bądź chociaż raz w życiu dyplomatyczny i zachowaj się dojrzale. — na jej słowa niemal wybuchnąłem śmiechem. Normalnie sprzedałbym jej środkowy palec, ale w tak małej odległości wyszłoby to idiotycznie. Poza tym była bardzo ładna i nie miałem ochoty się z nią kłócić jak przykładowo z tą mątwą Sandy.

— Mowgli jest w lesie — odezwało się jedno z dzieci — cała nasza żałosna grupa spojrzała na niego, jakby w ogóle nie spodziewając się, że uzyskamy odpowiedź.

— Gdzie? — dopytałem słysząc powoli dzwonienie w uszach.

— W lesie.

— I co teraz? — odezwał się do mnie Colton.

Zmrużyłem oczy. Czułem, jak licznik złości we mnie rośnie. Ja się uganiam za jakimś chłopcem po całej dżungli, gadam z ludźmi w jego intencji, muszę negocjować z tygrysem i kłócić się z kumplami. Zagryzłem zęby.

— Nie, ja mam dość tego gówniarza. — odszedłem od dzieciaków za jakiś dom, żeby ukryć mój plan awaryjny. Na samą myśl o tym, ze musiałbym się znowu wrócić do lasu, może spotkać tygrysa i szukać Mowgli'ego po całej dżungli, to aż się robiłem zmęczony — Robię portal. Chodźcie.

Towarzysze wyglądali na zupełnie zbitych z tropu. Każdemu z nich opadła szczęka, a nogi niemalże wrosły w ziemię. Uwielbiałem, gdy to ja wprowadzałem ludzi w taki stan. W końcu zdezorientowani poszli za mną.

— Jak to portal? Umiesz zrobić przejście do Nibylandii i mówisz nam o tym dopiero teraz?!? — krzyknęła Ashlynn, więc ziewnąłem i zignorowałem ją wizualizując realizację mojego pomysłu.

— Dlaczego nie mówiłeś wcześniej? — spytał zszokowany Alex. Spojrzałem na niego spod byka zza zmrużonych oczu.

Skupiłem się na swojej mocy i momentalnie poczułem, że tworzy mi się w dłoniach zielona energia.

— Peter, ja musiałem chodzić, a dobrze wiesz że tego nie cierpię — jęczał Alex, a mnie zaczęło to już denerwować. Nienawidzę, gdy ktoś się nad sobą użala. To chyba najgorsze, co można zrobić. Nie dość, że pokazuje się słabość swojego charakteru, irytuje się wszystkich dookoła, to jeszcze samowolnie stawia się w gorszej pozycji, niż przeciwnik.

W rękach energia się powiększyła, więc skierowałem obie dłonie obok siebie tak, żeby światło połączyło się w jedność. Zamknąłem oczy. Teraz musiałem się w stu procentach skupić.

— Dlaczego ty...

— Alex zamknij pysk, albo tu zostaniesz! — ryknąłem na niego, przez co od razu zamknął usta i profilaktycznie się odsunął.

Widziałem chmury, na których leżeliśmy po raz ostatni przed rozstaniem, słyszałem głosy i twarze reszty naszej grupy. Czułem ten powiew wiatru i ciepło na skórze.

Dołożyłem swoją moc i po otwarciu oczu, przede mną był wielki portal w zielonym obramowaniu.

— No super! — wskoczył do niego od razu Alex.

Colton podziękował z ulgą i po klepnięciu mnie w ramię, ruszył za blondynem.

— Ej... — zaczęła Ashlynn stając obok przejścia.

— Mhm? — spytałem od niechcenia. Nie chciałem, żeby ktoś nas widział, więc miałem nadzieję, że po szybkim pytaniu wskoczy w portal. Nerwowo się rozejrzałem, ale póki co, teren był czysty. Wiadomo jednak, że było to chwilowe.

— ...dlaczego wcześniej nie zrobiłeś tego portalu? Byłeś przecież tak zdesperowany, żeby się stąd wydostać. — wywróciłem oczami.

— Nie będziesz mi ani rozkazywać, ani nie będę ci się tłumaczył. Wskakuj — warknąłem przymykając oczy.

Każdy na swoje powody, które uzasadniają i warunkują jego wybory.

— Ale to przecież zupełnie nie ma sensu... — Ledwo usłyszałem, że jej wargi się od siebie odklejają w celu dodania czegoś, od razu wepchnąłem ją do portalu. Ostatni raz się rozejrzałem, ale widząc, se nie ma żywej duszy w pobliżu, wskoczyłem w przejście, a oni natychmiast się zamknęło.

Nikomu się nie będę tłumaczył.

Wendy P.O.V.

— Weź! Ja już się tak stęskniłam, że to ciężko opisać — zaśmiałam się przytulając do siebie Zacka — opowiesz mi o tej Arielce później?

To było niesamowicie dziwne uczucie widzieć przyjaciela po tak długim czasie. Jakby znalazło się coś zaginionego, co daje nam bezpieczeństwo i poczucie opieki. Tęskniłam za tym gnojem, ale strasznie śmieszyło mnie to, że nawet w Nibylandii nie mógł opędzić się od romansów.

Czekałam jeszcze tylko na Alexa i czułam się zwarta i gotowa do dalszej podróży.

Uściskałam Matta i Ethana, który zareagował na to z ogromną niechęcią, aż przyszedł czas na Felixa.

Podbiegłam do niego i z szerokim uśmiechem zawisnełam mu na szyi rękoma.

— Siema! — byłam naprawdę szczęśliwa. Dowodziły mną emocje związane z ogromną tęsknota za przyjaciółmi, od których los tak chamsko mnie oddzielił.

— Cześć. Jak się czujesz? — to było bardzo zabawne, że chłopak zawsze stawiał drugą osobę wyżej od siebie. Stalowe tęczówki wypalały dziury w moich zielonych, a białe włosy układały się jakby lepiej. Raczej wątpię, że miał je naturalnie, a nie widziałam, żeby się tutaj chłopcy farbowali, czy coś. Jak to było możliwe?

— Dobrze. To znaczy trochę mi przykro, że przez Cienia światy bajkowe aż tak źle się układają. To wyglądało tragicznie! Nie żartuję — zagryzłam dolną wargę przypominając sobie rozpadają die filiżanki i rozsypał psychiczna Szalonego Kapelusznika.

— Wszystko w naszych rękach. Miło cię w końcu zobaczyć — chłopak poczochrał moje włosy, przez co się zaśmiałam.

Nagle usłyszałam za sobą znajomy dziecięcy i rozhisteryzowany głos. Natychmiast nie myśląc, pocałowałam Felixa w policzek i pobiegłam w stronę nowych odgłosów.

— BOŻE ŚWIĘTY ALEX — ryknęłam na całą naszą miejscowkę i wskoczyłam na blondyna wywracając nas obu.

— To moje imię — usłyszałam spod siebie zduszony głos. Bardzo brakowało mi jego spontanicznego podejścia w Krainie Czarów. Brakowało mi go po rozmowie z Kotem z Chesire. On by dobrze wiedział, jak mnie ogarnąć. Miałam w sobie coś takiego dziwnego, że żeby faktycznie się uspokoić, potrzebowałam drugiej osoby, która konkretnie i pozytywnie nakreśli sytuację i mnie pocieszy. Inaczej było mi ciężko samej to poukładać. Bardzo mi go tam brakowało. Teraz tak naprawdę doceniałam kogo i jakie szczęście miałam.

Przytuliłam się do jego zdezorientowanej postaci i pozostałam tak na tyle długo, że zaczął się wiercić i skowyć z niezadowolenia.

Wtedy pomogłam mu wstać wciąż z uśmiechem na twarzy. Gdy już staliśmy na dwóch nogach, chłopak kumpelsko rąbnął mnie pięścią w ramię, przez co lekko się zatoczyłam.

Odruch bezwarunkowy był taki, że mnie sparaliżowało, bo byłam pewna, że zaraz spadnę z chmury. Zamiast tego wpadłam na coś i teraz nie wiem w sumie czy to aby nie było gorsze.

— Ała! — na zachrypnięty i pełen pretensji głos, spięłam się jeszcze bardziej i nie odwróciłam w przerażeniu ujrzenia twarzy Petera. Wtedy przypomniało mi się, jak bardzo bałam się go spotkać. Miałam nadzieję i byłam pewna, że to, co sobie powiedziałam po wyjściu z lasku, było jedynie efektem moich skrajnych emocji. No przecież nie mogłam zauroczyć się w tym czymś.

Przełknęłam ślinę i postanowiłam stawić czoło moim strachom. Byłam pewna, że jak spojrzę w te jego bezlitosne zielone oczy, którymi patrzył na tysiące swoich ofiar. Na te jego równe białe zęby, które mnie przerażały, na te piegi, które wyglądały jak niepasujący puzzel do groźnej mimiki. Mimo wszystko, miał w twarzy dużo delikatnych elementów, które w połączeniu z tymi agresywnymi, tworzyły niesamowity obraz.

— Możesz się do mnie odwrócić jak do ciebie mówię? — natychmiast to zrobiłam. To musiało być jakieś moje przewidzenie. Mimo wsyztsko nie spojrzałam. Nie miałam odwagi, żeby spojrzeć mu w oczy i było mi z tego powodu bardzo wstyd — Co ci jest? — szturchnął mnie, przez co byłam zmuszona złapać z nim kontakt wzrokowy.

Zawirował mi obraz. Wcale nie było lepiej. Wcale mi nie przeszło jak spojrzałam. Jak zobaczyłam te piegi, delikatne dołeczki, rozwaloną grzywkę i te oczy, to zrobiło mi się słabo. I to wcale nie z obrzydzenia. Byłam tym faktem przerażona.

— Cześć — rzuciłam ledwo słyszalne i chciałam się zawinąć, ale złapał moje ramię i stanowczo ustawił do siebie twarzą. Wtedy już zupełnie zgłupiałam. Czy on był świadom tego, co się działo w mojej głowie i robił to złośliwe? — Jak było? — spytałam próbując zamaskować zdenerwowanie.

— Gównianie. A jak w Krainie Czarów? — rzucił ironicznie zakładając ramiona na piersi.

— Nie najlepiej. — na chwilę jakby się odprężyłam, gdy zaczęłam opowiadać i odwróciłam wzrok — Nie wiedziałam, że w bajkach dzieje się aż tak źle przez Cienia. Poza tym pokłóciłam się z Ceddar... — nie ugryzłam się niestety w język — i przywaliłam jej bronią w głowę. Przez to omal zemdlała i no niefajnie było.

— Przypał — podsumował Peter bez emocji. Czekałam na jakąś negatywną reakcję, czy dezaprobatę, ale on zamiast tego wychylił się zza mnie — Mogłaś mocniej, bo znowu coś ględzi. — odwróciłam się i spojrzałam na nią. Męczyła emocjonującą rozmową Coltona, który rozglądał się znudzony i Brendana, który słuchał jej z ogromnym zapałem i zainteresowaniem.

Zaśmiałam się głośno i spojrzałam w oczy Petera. Wtedy jakby wszystkie moje myśli i przemyślenia się ulotniły. Jak zawsze, gdy później żałuję następnych słów;
— Tęskniłam — powiedziałam i ugryzłam się w język dopiero po wypowiedzeniu tego słowa. To było najgorsze co mogłam zrobić. Upokorzyłam się bezpowrotnie. Teraz jednak było za późno, żeby coś ratować. Nie było już z resztą czego.

Chłopak zamrugał pare razy i wyglądał na zmieszanego. Od razu zrobiło mi się głupio i chciałam skończyć niezręczną rozmowę dając dyla, ale mi przerwał;
— Okej... — na jego słowa zmarszczyłam ledwo widocznie brwi — ...fajnie. — dobra. Takiej reakcji, to się nie spodziewałam. Opadła mi szczęka na jego obojętne słowa. Wyminął mnie szybko i dołączył do reszty.

***

— Czyli generalnie całą winę zwaliłeś na mnie, tak? — mruknął Ethan przejeżdżając językiem po wewnętrznej stronie policzka. Zamrugałam pare razy. Peter próbował nam wytłumaczyć plan działania.

— Dokładnie! — pstryknął w jego stronę z szerokim uśmiechem — Musisz tu robić totalny rozpiernicz. Będziesz się zachowywać jak Sandy. Drzeć, śpiewać i tańczyć...

— Ej! — przerwałam mu.

— ...w ten sposób zwabisz do siebie Trevora. — położył mi łapę na twarzy i odepchnął — Jak wiecie, to najbardziej dziecinny i rozwydrzony ze smoków. Dogada się z tylko z równym — Peter opowiadał bardzo emocjonalnie i gentykulowal. — Brendan, przytocz prawo.

— W większości przypadków, aby wygrać starcie z drugą istotą magiczną, należy posługiwać się przeciwieństwem, który zakrzywia ogólny obraz i sytuację — powiedział poważnie Brendan, a ja uniosłam brwi z podziwem. 

— Otóż to. Dlatego to właśnie ty będziesz się musiał dogadać ze smokiem, bo jesteś tu najdojrzalszy i najspokojniejszy. Jesteś największym przeciwieństwem Trevora — plan brzmiał nawet sensownie.

Nie znałam się na prawach światów magicznych, ale skoro chłopcy byli tego pewni, to należało im chyba zaufać, bo mają zdecydowanie obszerniejszą wiedzę w tej dziedzinie ode mnie.

— Dobra. Nieważne. — westchnął Ethan swoim wiecznie marudnym głosem i spojrzeniem spod byka. — Załóżmy, że już go zwabię. Co wtedy? — zmienił temat mrużąc oczy.

— Wiedziałem że o to spytasz — Peter pstryknął palcami tak blisko twarzy blondyna, że ten się odsunął. Zielonookiego rozpierała taka ekscytacja, jakiej dawno nie widziałam. Praktycznie śpiewał opowiadając o planie — Najzwyczajniej w świecie spróbuj z nim porozmawiać. Zapytaj, czy pójdzie nam na rękę.

— Jakoś tego nie widzę...

— Trudno. Do roboty — Peter klasnął w dłonie i odszedł od chłopaka. Na jednej z chmur stała ta ogromna skrzynia wypełniona ubraniami i wszystkim, co było nam potrzebne. Do teraz nie mam bladego pojęcia skąd ją wtedy wytrzasnęli.

— Chodźcie. — nakazał Brendan.

— Nie schrzań tego — Peter pogroził palcem Ethanowi, na co ten odwrócił wzrok i ewidentnie był wściekły o wrobienia go w taką rolę. — To sam tu sobie stań i rob z siebie debila.

— Nie debila, tylko Sandy — uśmiechnął się Peter. Spojrzałam na niego zdziwiona. Czy on właśnie zaprzeczył temu, że jestem debilem? Ja wiem, ze to brzmi idiotycznie i to nic miłego w dalszym ciągu. Na Petera jednak trzeba patrzeć w innych kryteriach, bo zupełnie inaczej okazuje emocje niż ludzie. — Debilki. — mrugnął do mnie głupio.

Nawet się nie rozczarowałam.

Chciało mi się śmiać.

Na koniec życzyłam Ethanowi powodzenia i wszyscy schowaliśmy się za wielkim kufrem. Ugryzłam się w palec tłumiąc ekscytację rosnącą wewnątrz mnie. Ledwo byłam w stanie usiedzieć na miejscu. Wiem, że sytuacja nie była właściwie aż tak pozytywna. Ale to był najprzyjaźniejszy smok, a ponadto cieszyłam się nowym doświadczeniem i tym, że spełnialiśmy postawiony cel. Zobaczę smoka powietrza. To było tak niewyobrażalnie nierealne i dziwaczne.

— Bez ciebie też jest pusto. — usłyszałam obok siebie zachrypnięty głos, więc spojrzałam na mówiącego. Przełknęłam ślinę przypominając sobie naszą poprzednią rozmowę. Zrobiło mi się słabo — Nie mam czyjego imienia przekręcać — zaśmiałam się tłumiąc kolejny wybuch ekscytacji.

Ręce mi się trzęsły.

Miałam wrażenie, że jestem jakimś pokrowcem na kolorową bombę emocji wewnątrz mnie i gdy tylko otworzę usta i dopuszczę do nich powietrze, to wybuchnę zamieniając się w serpentyny i cukierki.

— Dobra. Cisza teraz — szepnął stanowczo Felix niedaleko nas. Nikt go nie słuchał z powodu domniemanej zdrady i wszyscy obdarowali go niechętnymi spojrzeniami, ale mimowolnie zapanowała cisza.

Ja usłyszałam cichutkie dzwonienie. Od razu spojrzałam na źródło dźwięku.

Okazało się, że z kieszeni Petera wystaje uśmiechnęła głowa Dzwoneczka, która zerkała na mnie wesołymi oczami. Zaśmiałam się cicho widząc ją. Za wróżką także bardzo się stęskniłam.

— Cicho bądź — nie zamierzałam go słuchać, ale i tak chciałam zobaczyć rozwój sytuacji, więc zamilkłam i wychyliłem się lekkko zza kufra, skupiając uwagę na Ethanie, który z ogromnym niezadowoleniem zaczynał swój występ.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siema wszystkim!

Przepraszam za nieaktywność. Nie miałam zeppelinem pomysłu na ten rozdział. Teraz będzie już z górki bo szykują się jedne z moich ulubionych części.

Zaczynamy grudzień! Gotowi an święta? O co prosicie? 🎁🎄🧑‍🎄

Edit: wybaczcie, że pomyliłam imiona. Smok powietrza to Trebur a nie Trevor. Aż mi wstyd hahah. Poprawie to na dniach ❤️🥸

Całuski
Zosia ❤️

Continue Reading

You'll Also Like

39K 2.9K 61
Od dwudziestu lat wampiry muszą żyć w ukryciu, ponieważ moc czarowników się rozwinęła i stała na tyle potężna, że zdołała pokonać krwiopijców. Króles...
48.4K 1.9K 34
Ona jest zwykłą Krukonką, w której życiu nic się nie dzieje po za nauką, grą w Quidditch, czy siedzeniem w opuszczonych korytarzach po ciszy nocnej i...
Mate By GS

Fantasy

240K 10.1K 42
- Skąd wiesz? - Wykrztusiła wreszcie, po pięciu minutach pustego wgapiania się we mnie. Miała duże orzechowe oczy poplamione jasną zielenią. Były hip...
1.4M 97.1K 89
Przez pięć lat służby Viveki Woods wszystko szło zgodnie z planem. Przez pięć lat pracowała ciężko i wytrwale, by zdobyć zaufanie agentów S.H.I.E.L.D...