Taki Cyrk (w trakcie poprawie...

By Bloody_Murderess

73.5K 6.8K 5.6K

Zmiany w lor - ✔️ - aktualne i zmienione Główną bohaterką jest Karolina, która wychowana sama przez siebie... More

1. |Stacja I - To Wszystko Zaczęło Się Od Upadku | ✔️
2. |Zabieram Cię W Imieniu Prawa |✔️
3. | Do Twarzy Ci W Tej Ozdobie Na Nodzę | ✔️
4. |Czy ten złodziej może kłamać?| ✔️
5. |O wszystkim czego nie powinnaś robić|✔️
6. | Nie potrzebnie się tak przed tobą otworzyłem | ✔️
7. | To żeś się zemściła | ✔️
8. | Wypierdalaj mi z tą gotycką kuchnią | ✔️
9. | Wchodzisz w to?| ✔️
10. |Teoria Złośliwości|✔️
11. |Jak to w ciąży!?|
12 |Teraz musi się udać!|
13. |Party kurwa hard|
14.|Don't Stop|
15. |Spójrzmy prawdzie w oczy|
16. |Gram, według twoich własnych zasad!|
17. |Karol, obudź się (ノ͡° ͜ʖ ͡°)ノ︵┻┻|
18. |Byłyliśmy tacy słodziaśni!|
19. |Kisiel w gaciach|
20. |Skakamy z dachu|
21. |W pustyni i w puszczy|
22. |Demony|
23. |Debile, herbata i Grzechu |
24. |Mam te mooooc!!!|
26. |ON TO TWÓJ BYŁY?!|
27. |Poważna rozprawa sądowa i portale|
28. |Pamiętnik|
29. |Stanik moro, nocnik i Offender|
30. |Frendzone xD|
31. |🍭 Ładowanie 🍭|
32. |Japierdole, serio!? ಠ_ಠ|
33. |Nudy i bezpłodny rozdział|
34. |Epilog|
35. |? Prolog ? |
36. | Luksusowa chawira B)|
37. | I co teraz... mała?|
38. | Tylko nie w moją konefke!|
39. |Chce|
40. | Rozmowy w namiocie ( ͡ ͜ʖ ͡ )|
41. |Podstęp|
42. |Przygody z Komornikiem|
43. |Źle ze mną ;-;|
44. | Fundamenty
45. | Co jest za tymi cholernymi drzwiami!?
46. |Karol (͡° ͜ʖ ͡°) Ty zboczeńcu (͡° ͜ʖ ͡°)
47. |Anime, Mia, Bejbe, komin i zgon
48. | WIELKIE ROZPOCZĘCIE ROKU SZKOLNEGO
49. | Berek!!!
50. | Akcja w wannie i szkoła c'nie
51. | Zostaje po lekcjach, Candy się wkurzy
52. | Mam p-r-z-e-j-e-b-a-n-e|
53. | Przygotowanie do niecnego planu
54. | REBELIA CANE, była u Nas Jego Była, Rak Karola I Biedronka
55. |Zasada pierwsza: Przenigdy Nie Prowokuj Błękitka!!!
56. | Wyczekiwane starcie Candy'ego z DYREM! 😎 I Tajemne Tajemnice
57 ~ | Odkrycie kilku niebieskich kart |
58 ~ | Para Wampirzych Kłamców Oraz Rozmowa Z Demonem |
59.|Podejrzenia, Temat: Hybrydy. I Test Na Ojcostwo Czyli Zboczone Pielęgniarki
60.|Nowy Sposób Na Naukę Czyli Bieg ze Śmiercią, On Wróci I Oczywista Odpowiedź
61. Wybory! Ucieczki! Kłótnie! Błękitek Ojcem? Rozlew Krwi I Porażka W Kasynie!
62.| Śpiący Rozdział Razem Z April I Colin Oraz Konsekwencje Zakładu Z Demonem
63.| Zapomnij O Mnie! Zabiłaś Mnie! - Opuściłeś Mnie! Lecz Wrócę! Chyba...
64.|Złoty pokój, trauma srebra, klan śmierci, pewien grób oraz miasto walki
65.| Eden, Blue Lighter, Nowatorskie Tortury Oraz Jadowici
66.| Spotkanie Jadowitych i fakty o szachetnej rodzinie Bleached | ✅
67.|Koncert, Nadludzka Krew, Skok Wiary, Jesteśmy W Domu I Walka Ze Zdzirą
68. |Możesz Mówić Mi Mamo, Praca W Rezydencji, Anioły i Niedoszłe Morderstwo
69.|Noc u Lotrivera, Pożar, Powitanie Aniołów, Nowe Zakazy i Wszyscy Szaleją...
70.|Akcja z Ciążą, Nadzieja Przy Grobie, Partner Broni Oraz Candy W Delegacji
71.|Błękitek & Benjamin - Karolina & Kasander - Wracamy Do Korzeni - Wstęp
72.| Starcie pokoleń - rozmowa na plecami oraz strych zdjęć
73. | Atak Karoliny, wybuch złości, spotkanie to latach oraz... To...
75.|Pudełkowa Przygoda! Candy VS Candy - Początek
76. |Pudełkowa Przygoda - Rozwinięcie Część 1/3
77. |Pudełkowa Przygoda! - Rozwiniecie Część 2/3
78. |Pudełkowa Przygoda! - Rozwinięcie Część 3/3
79.|Pudełkowa Przygoda! - Zakończenie
80.| Legendy i mity, berek z przeznaczeniem oraz no ślub
81.| Pył
82.| Niecny Plan Harrego, ożywianie Belli, znowu Noe i Jakiś inny typ |
83. |Opowieść o Królu Zakarym oraz Królowej Karolinie|

74.|Akcja Walizka, Powrót na występ, Poznanie Bena wspaniałego i Żegnaj Off

137 9 25
By Bloody_Murderess

Media by Cybinka (Cybinka) wattpad ma błąd, i nie pokazuje czasami ników, sooo

~*~

~Per Błękitka~

Po kilku minutach w objęciach, postanowiłem zakończyć to spotkanie w taki sposób, aby nie mógł za mną iść. Pożegnania zawsze są trudne, dlatego wyszeptałem ciche „Bądź Panem swojego życia''. Chyba do dobra rada, przed kompletnym rozpłynięciem się w powietrzu, poprzez chwilową zmianę w moją prawdziwą postać zjawy. Tak myślę, ja na obecną chwilę nie mam nad tym kontroli, a to jest tak frustrujące i niesprawiedliwe.

Oddaliłem się zastawiając zdezorientowanego chłopaka, który zaczął się rozglądać dookoła. Jednak teraz w końcu miałem z nim spokój, jestem dumny z siebie, że nie kazałem mu spierdalać, tylko załatwiłem to w miarę możliwości przyzwoicie. Wsiadłem do samochodu, zaparkowanego kawałek za cmentarzem. Wziąłem kilka głębokich wdechów, a potem włożyłem rękę do kieszeni, gdzie znajdował się naszyjnik. Włączyłem lampkę, aby móc się mu z bliska przyjrzeć. Srebrny i złoty. Dwa naszyjniki, co łączą ich do dnia dzisiejszego. Pozwolą im teraz się zobaczyć oraz uratować istotę, stworzonej z nich zakazanej miłości. Jakże poetyckie... Zgasiłem światło, a biżuterie schowałem w chusteczkę, a następnie odłożyłem do schowka, by tam była bezpieczna i nie zgubiła się po raz kolejny.

~ Per Karoliny ~

- Kasander, gdzie ty byłeś?! Odleciał nam samolot! Następny jest za dwie godziny...!- Krzyczałam, gdy w końcu go ujrzałam. Był cały zdyszany i spocony, a na jego twarzy gościł uśmiech. Spojrzałam na jego poirytowana, ale złagodniałam, bo biła od niego taka dziwna aura szczęścia i spokoju. Przytulił mnie, a ja nie wiedziałam jak zareagować, nie spodziewałam się tego w tym momencie. Lecz odwzajemniłam to, klepiąc go po plecach przy okazji. Taki bonusik.

- Karuś... Spotkałem go... - Nagle przerwał. - Spotkałem kogoś, kto wskazał mi złą drogę i się zgubiłem. Naprawdę przepraszam Cię. - Wzmocnił swój uścisk, a ja tylko pokiwałam głową na znak zrozumienia. Chodź miał na to pół dnia. Mniejsza, nie ma sensu w tym momencie się tym denerwować.

- Dobra... Dobra... Puść już, bo mnie udusisz. Słuchaj, skoro lot mamy za dwiema godziny, to zdążę Ci opowiedzieć czego się dowiedziałam o naszych matkach! - Wtedy on mnie puścił, a jego twarz gościł ten uśmiech, lecz tym razem nerwowy. Co mnie delikatnie zaniepokoiło, ale postanowiłem to zignorować, bo przecież on jest dziwaczny. Usiedliśmy w jakieś restauracji, ponieważ byłam głodna jak diabli. Cały dzień jechałam na dwóch ciastach, a czekała nas długa podróż. Złożyliśmy zamówienia, a w czasie czekania zaczęłam opowiadać o mojej wizycie w urzędzie. Chłopak uważnie słuchał. A potem słuchaj, jedząc przy tym frytki tak, jakby to był popcorn, a ja byłabym podcastem.

- Podsumowując, twoja matka to moja ciotka, która wychowywałam mnie w okrutny sposób. Najprawdopodobniej to na wskutek traumy z porwania. Sądząc po zdjęciach, była ona wesoła i pełna pasji, ale eh... Zgasła. Mam tylko nadzieję, że nie zamieszasz teraz jechać do jej domu... - Ostatnie zdanie wyszeptałam ponieważ zrobiło mi się gorąco myśl, że teraz wybiegnie.

- Nie, nie... Czuję, że jest zła... Wiesz? - Mruknął, zajadając się jakimiś małymi, kolorowymi kulkami. Odetchnęłam z ulgą. Chwila, sporo on tak czuje, to znaczy, że jego ojciec nie lubił tej Alex, czy stwierdził po później...? Ma refleks.

- Bo jest, cieszę się, że to rozumiesz. A właśnie, jak się czujesz z myślą, że jesteśmy kuzynami? - Zapytałam niepewnie, patrząc na zupę przede mną.

- Nadal Cię kocham, wciąż jesteś moją rodziną, prawda? Oczywiście nasza historia jest tragiczna, wiemy wszystko o swoim matkach, lecz o ojcach niekoniecznie... - Spojrzał gdzieś w bok, a następnie wziął duży łyk lemoniady.

- Wiem tylko tyle, że nazywa się Lawrence. Wiesz, znalazłam w grobie mojej mamy naszyjnik z jego imieniem. Poczekaj pokaże Ci...! - Na te słowa on zbladł, a w oczach mu pociemniało. Zdezorientowana jego zachowaniem zaczęłam szukać biżuterii, lecz nie była tam gdzie ją schowałam. Przeszukałam całą torbę i po kolei wyjmowałam z niej rzeczy, ale nic to nie dało. - Zgubiłam ją... - Mruknęłam załamana, a potem schowałam twarz w dłoniach. Boże, jak mogło do tego dość? Gdzie ją zgubiłam? A może to Daria mi grzebała w rzeczach, jeszcze przez podróżą?

- Naprawdę mi przykro, ale nie ma sensu przejmować się rzeczami martwymi. Przynajmniej pamiętasz, jak się nazywał. A to może Ci pomóc w jego odnalezieniu. - Mówił pocieszająco, ale i tak było mi dosyć przykro z zaistniałeś sytuacji. Jednak nie ma sensu teraz rozpaczać, jego imię zostanie w mojej pamięci i odnajdę go... Mam taką nadzieję.

- Dobra, dobra. Cóż, masz jakieś pomysły dotyczące naszych ojców? - Zapytałam zmieniając temat.

- Wiesz... - Wyszczerzył swoje ząbki, a ja patrzyłam na niego, czekając aż wydusi z siebie jakikolwiek słowa. - Mam takie dziwne przeczucie, że mój ojciec z Lawrencem się przyjaźnili.

- Hmm... - Mruknęłam. - Może oni byli chłopakami naszych matek przed zaginięciem. Kurde, muszę dostać się kiedyś do tych akt, aby dowiedzieć się czegoś więcej. Wkurza mnie to, że nie pozwalają mi przejrzeć szczegółów dotyczących tej grupy! - Uniosłam się, a wtedy przed naszym stolikiem pojawił się kelner z rachunkiem. - Em, dzięki. - Wzięłam od niego kartkę, a chłopak zniknął tak szybko jak się pojawił. Zaczęłam czytać, a na widok kwoty zrobiło mi się gorąco. - Kas...?

- Hmm?

- Co to za kulki, które wcinasz?

- Kawior. Jest pyszny, a wcale nie smakuje jak kawa! Wiesz?

- To jest cholernie drogie ty... Ty... - Zgniotłam papierek, a potem wyłożyłam na stół prawie całą kasę, którą dał mi Ethan. - Wychodzimy!

~*~

- Co teraz...?

- Nie wiem, mam przy sobie tylko piętnaście funtów! Wiesz co mogę z tym zrobić? Nic. Po prostu nic. Nie kupimy biletu i nie dostaniemy się do jadowitych!

- Czysto teoretycznie, nawet gdybyśmy mieli te pieniądze, to i tak nie moglibyśmy jechać... Jesteśmy niepełnoletni...

- Cichaj! - Warknęłam. Chodziłam w kółko starając się coś sensownego wymyśleć, lecz nic sensownego i racjonalnego nie przychodzili mi do głowy. Nie wiem, powinnam zrobić to samo co z Harrym i stać się niewidzialna, by dostać się na pokład? Nie... Moja moc nie wytrzyma kilku godzin, ona ledwo daje rade działać dziesięć minut. Może wejść tam, gdzie są bagaże...? Ale jeśli będą robić prześwietlenie, to będzie widać Kasa. Chyba, że jednak zrobimy to połączenie mocy... Potrzebujemy tylko dużej walizki...

- Masz już coś...? - Zapytał, a ja go pociągnęłam w stronę sklepów. - Czyli tego nie zepsułem?

- Zamknij się. Masz jakieś moce?

- Twoje zdanie nie ma sensu...

- Tak samo jak moja egzystencja, a teraz odpowiadaj!

- Ostatnio odkryłem... Że umiem się przenosić w różne miejsca...

- Cudownie...

- Ale kompletnie nie wiem, jak to włączyć...

- Aha.

~*~

Wybieraliśmy idealne walizki, w którym moglibyśmy wejść, aby przeniosło nas na pokład. Nie było to oczywiście łatwe, ponieważ ja mam metr osiemdziesiąt, a on jeszcze więcej. Dodatkowo nasz budżet nie był jakiś wybitny. Cóż, wystarczy, że on się do niego zmieści, ja będę po prostu obok, razem z moją mocą przenikania oraz może niewidzialności. Ogółem ostatnio odkryłam, że jeśli jestem w jakimś przedmiocie, na przykład ścianie, to nie mogę wyłączyć tej mocy. Dopiero jak wyjdę, to mogę ją wyłączyć. Oczywiście ma to swoje konsekwencje i jestem po takim sensie wyczerpana, ale i tak jest to przydatne. Oraz bezpieczniejsze.

Kupiliśmy tanią, ale długą walizkę, a następnie pobiegliśmy do łazienki, aby odbyć seans połączenia swoich mocy.

- Czy to nie słodkie, że trzeba się przytulić, aby móc się połączyć? To trochę jak w miłości, nie sądzisz? - Zapytał, gdy już mieliśmy zaczynać. Westchnęłam ciężko na jego słowa, ponieważ moje myśli wróciły do Błękitka, którego już nie wiedziałam od około tygodnia. Zastanawiałam się, czy i my moglibyśmy się połączyć swoimi mocami, jak w miłości, o której teraz mówi mój kuzyn.

- Tsa, coś w tym jest. - Mruknęłam obojętnym tonem, aby ukryć swoje uczucia w tym momencie. Przytuliłam go w takim sam sposób, jakim wtedy z Harrym. Mocno się skupiłam, aby nasza energię przyszła przez nasze ciała bez ważnych zakłóceń. Zamknęłam oczy, myślałam tylko i wyłącznie o jego anielskiej energii. Do momentu, w którym poczułam, to coś. Wtedy wiedziałam, że to już.

- Wow, Karuś... Ty... Masz coś w sobie takiego... Hm... - Próbował znaleźć dobre słowo. Przez chwilę tylko się jąkał. -...cudownego. Twoja energia jest niczym piękna, romantyczna bajka! - Odwróciłam wzrok, aby nie widział, że się rumienię. Wiem o czym on mówi, to energia Candy'ego, która jest emitowana do mnie. Tylko i wyłącznie do mnie od niego. To jest jedyna rzecz, co pozwala mi w tym momencie żyć. Dosłownie i w przenośni. On... Po prostu on.

- Tak, tak. A teraz wchodź do torby. - On podekscytowany wszedł do walizki, używając przy tym mojej mocy, aby bawić się w przenikanie swojej ręki przez materiału. Bawił się tym, jakby w tym momencie odkrył coś niesamowitego. Co w sumie było prawdą, bo nie ukrywam, ta moc jest super. Tysiąckroć lepsza, od chujowego paktu Wielkiej Darii. Jezu, na samą myśl o niej zbiera mi się na wymioty...
Zasunęłam go i grzecznie poprosiłam, aby nie wydawał z siebie jakichkolwiek dźwięków. Ten plan miał powodzenie, chodź wydawał się głupi i szybki.
Podniosłam ledwo torbę, ale była tak kurewsko ciężka...

- Kas, ty gruba dupo, przeniknij przez to! - On nic nie odpowiedział, tylko wykonał polecenie, przez co mogłam teraz go bezproblemowo podnieść. Pobiegłam prostu do miejsca, gdzie za dziesięć minut miał odlatywać nasz samolot.

Na miejscu położyłam walizkę na taśmie, a następnie szybko ukryłam się zza ścianą oddaloną o 20 metrów, aby zniknąć i wrócić do walizki z Kasandrem. Martwiłam się, że nie zdarzę, bo walizki wjeżdżają przez taką niską rurę, albo zbudzę podejrzenia, gdy inni ludzie usłyszą dźwięk kroków po innych walizkach. Lecz gwar to zagłuszył. A po walce z czasem i ruszająca się taśmą w końcu położyłem się na walizce, przenikając przez nią. Opadłam prosto na Kasandra, a moja twarz wylądowała w zagłębieniu jego szyi. Odetchnęłam z ulgą, czując jak mocno wali mi serce. To było szybkie, już myślałam, że stracę równowagę na tym czymś.

- Karuś, zdążyłaś. - Wyszeptał, obejmując mnie. Ten typ ewidentnie lubi się tulić, ale nie przeszkadzam mi to, wręcz przeciwnie. W gruncie rzeczy jestem mu mega wdzięczna za to, z jaką miłością do mnie podchodzi. To takie miłe i odmienne od moje dotychczasowego życia.

- Tak, a teraz musimy poczekać, aż nas nie załadują, dlatego Cii...

~ * ~

- Ciemno... - Skomentował, gdy wyszliśmy z torby. Rozejrzałam się dookoła. Jedyne, nikłe światło tutaj padało od jego skóry oraz co jakiś czas z moich tęczówek. Było tu brudno, a jedynymi towarzyszami tutaj bywy walizki innych podróżujących.

- Cóż... Będziemy lecieć tak przez siedem godzin. Także radzę Ci się zdrzemnąć, czy coś. - Mruknęłam, a on pokiwał tylko głową.

- Może i masz rację, to był... Naprawdę intensywny dzień, który dużo wniósł. - Ziewnął, a następnie zaczął tworzyć coś w rodzaju łóżka z innych walizek. Uroczo to wyglądało, muszę to przyznać. Dość szybko zasnął, a ja jakoś się nie chciałam spać.

Nadal myślałam o tym wszystkim, co się dowiedziałam dzisiaj. Moja matka porwana, dokładnie jak ja. Z tą różnicą, że ona została potraktowana w okrutny sposób. Ciekawe, czy zaszła w ciążę z oprawcą, a może Lawrencem. Kasander niby czuje, że mogli się przyjaźni... Z trzeciej strony jedno nie wyklucza drugiego. Mogła się przyjaźnić z demonem, który zdobył jej zaufanie, a potem porwał. Z jeszcze innej strony, nie wykluczone, że to właśnie moja matka była demonem. Miała niebieskie oczy, więc mogła być demonem smutku, a Alex... A Alex miała zielone, a takiego demona nie ma. Czy jest możliwość, że jedna z bliźniaczek była demonem? A jeśli tak, to czemu przeżyła akurat ta bez mocy...?
Japierdole, wprost głowa mi się gotuję od tych stałych przemyśleć, domyśleń. Mogę myśleć co chce, ale i tak nie musi to być prawda! Tylko solidne fakty mogą mnie do tego doprowadzić, lecz muszę się przygotować.
Przyznaje, byłam to tej wyprawy bardzo nie przygotowania, to skutkowało między innymi zgubieniem naszyjnika, ale również nie mogę powiedzieć, że się nie opłacało.
Teraz muszę ustabilizować swoje życie, nauczyć się tak wielu rzeczy, pojednać się oraz... Pozbyć się tej pieprzonej Darii.

~ Per Harrego ~

- Gdzie jest Kasander? Nie wiedziałem go od trzech dni... - Zapytał mnie jakiś typ, gdy sprawdzałem obecność Aniołów. To pytanie jest moja zmorą, czuję się tak dziwnie, gdy muszę mu wpisywać obecność pomimo jego braku. Takie frustrujące, zabije te głupią cipe, za piekło, które mi urządziła. Powinienem jechać razem z nią, zatrzymałbym czas na wieczność i mogłaby sobie szukać czego tylko chce, lecz nie. Miss głupoty ma swoje zdanie.

- On szykuje coś specjalnego na wasz występ w piątek, także nie interesuj się aniołku, bo zepsujesz niespodziankę. - Odrzekłem spokojnym, ale za to poirytowanym tonem. Chcę... Pragnę wakacji. Jest końcówka października, a ja mam wrażenie jakby minęły całe wieki. Wprost powoli moje ciało ulega rozkładowi, a to wszystko przez tych świecących debili bez źrenic i demonicy, której energii nie jestem w stanie się oprzeć. Hmm, muszę z nią obejrzeć horror jak wróci. Przecież jeszcze został tydzień delegacji... Hmm...

- Serio? To już nie mogę się poczekać jutra! - Tymi słowami wyrwał mnie z moich marzeń.

- Jutra?

- No tak, jutro jest piątek. Wtedy mamy występ! - Matko jedyna, a tej dziwki jeszcze nie ma, ja zaraz zejdę na zawał.

~ Per Karoliny ~

Obudziły mnie delikatnie wstrząsy, a to był jednoznaczny sygnał, że ładujemy. Obudziłam jego kuzyna, aby natychmiast odnowić nasze połączenie energetyczne, by zmieścić się do torby.
Co prawda nie mam pojęcia, jak z niej wejdziemy czy co będzie dalej, ale to okaże się w praniu.
Dokładnie zasunęłam torbę, aby wygląda tak nietknięta, potem już ze spokojem wsunęłam się w jej środek.

- Ale przyznaj... - Zaczęłam nagle, będąc znowu przytulona do jego ciała. -...to całkiem ciekawa wycieczka, nie?

- Nigdy dotąd nie byłem na lepszej... - Westchnął teatralnie, ziewając w tym samym czasie. - Kręgosłup mnie boli... Tak mocno.

- Dobra Cii...

Po około dziesięciu minutach poczułam, jak ktoś nas podnosi, a następnie rzuca. Cudem nie zaczęłam krzyczeć ze strachu oraz bólu. Ci cholernin... Nie wiem jak nazywa się ten zawód, mniejsza... Oni są okropni, to właśnie tak są traktowane bagaże? Nawet te żywe? Bezczelność.
Dalej było już tylko spokojnie. Znów jechaliśmy po jakieś taśmie, słyszałam znowu ten gwar ludzi. Czyli jesteśmy już przy odbiorze...?

- Co teraz? - Wyszeptał do mnie Kasander, a ja już miałam odpowiedzieć, gdy wtem poczułam jak ktoś nas podnosi. - Boże, czy ktoś właśnie nas zabrał? - Nic na to nie odpowiedziałam. Byłam przerażona tym, że jakiś człowiek teraz wsadzi nas do auta i wywiezie w jakąś cholerne, czy coś w tym stylu. Wprost nie mogłem się ruszyć ze strachu, a Kasander widać też miał w głowie czarne scenariusze.
Po około dziesięciu minutach drogi, zostaliśmy odłożeni. Serca waliło mi jak diabli i miałam wrażenie, że staje, gdy usłyszałam dźwięk otwieranego zamka.

- Przyznaje, twoja moc jest czasami przydatna. - Odrzekł znajomy głos, szybko uniosłam głową, a moim oczom ukazał się Szerszeń oraz Scorpion. Na ich widok szybko wstałam, nie zwracając uwagi na zdezorientowanego Kasandra.

- Matko, co wy tu robicie?! - Krzyknęłam obejmując ich oboje. Nie mogłam uwierzyć, że ich widzę. To jakiś cud, jedna z niewielu dobrych rzeczy, która się ostatnio wydarzyło.

- Szerszeń miał „przeczucie"... - Zrobił cudzysłowu palcami. -...i od wczoraj prosił, aby jechać na lotnisko i zebrać z tamtą długą torbę. Brzmi to tak niedorzecznie... Ale miło Cię widzieć żmijo. - Opowiedział, a ja byłam tak wniebowzięta z tego co słyszę.

- Was też... Tyle się wydarzyło. Muszę wam tyle opowiedzieć...

- Lepiej zacznij od niego. - Mruknął Ethan pomagając wstać mojemu krewnemu, którego chwilę temu podeptałam.

- A tak... To mój kuzyn! Poznałam go kilka dni temu i jest...

- Aniołem... - Wysyczał Thomas, a ja na jego reakcje przełknęłam głośno ślinę. Nie chcę kłótni w tym momencie, muszę teraz szybko wrócić do domu...

- Tak, dlatego razem wyruszyliśmy do naszego miasta, aby dowiedzieć się czegoś o naszych rodzicach... I wiemy wszystko o naszych matkach, albo o ojcach niekoniecznie... - Westchnęłam smutno. Jadowici spojrzeli na siebie porozumiewawczo i przytaknęli głową.

- Wsiadajcie.

~*~

Zapukałem dosyć głośno w drzwi Offendera, nie spałem kilka godzin. Nie robiłem przerw, po prostu jechałem prosto do niego, by oddać to co należało do niego. Wstrzymałem oddech, gdy jego drzwi się poruszyły. On dalej był w swojej ludzkiej postaci, co było nietypowe. Utrzymywał ją tylko w czasie, gdy spotykał się z tą dziewczyną. Eh, widać nie przyjmuje do wiadomości myśli, że może coś pójść nie tak. W każdym razie... nawet nie zdążył o cokolwiek zapytać, ponieważ ja pokazałam mu na otwartej dłoni naszyjnik leżący na czystej chusteczce.
On przez chwilę tylko patrzył na nią. Jakby odebrało mu mowę oraz jakiekolwiek zdolności ruchowe. Po prostu obserwował biżuterię.

- Teraz musisz odwołać swój rozkaz... - Mówiłam powoli, ale ostro. W tym momencie, to ja byłem strażnikiem życia tego dziecka, za którego Colin oddała życie. Offender jakby oprzytomniał, ale dalej nic nie mówił. Tylko energicznie pokiwał głową i łapczywie wyrwał mi przedmiot z ręki. Odsunąłem się pół metra od niego. On opuszkami swoich palców dotykał naszyjnik, jakby był on wykonany z delikatnego szkła. Jednak nagle jego źrenice się zmniejszyły, a on wybiegł z pokoju, popychając mnie przy tym. Patrzyłem tylko na jego oddalającą się sylwetkę. - Ależ nie ma za co... - Burknąłem sam do siebie, będąc poirytowany jego zachowaniem oraz brakiem podziękowania... Ale byłem mu to winien. Zamknąłem jego drzwi, a następnie udałem się do swojego pokoju, by zapaść w sen. Muszę odpocząć, uspokoić się, bo przecież niedługo będę widział się z Benjaminem...

~ Per Offendera ~

- Wszystkim macie usunąć wspomnienia z poniedziałku! W związku o moim potomku! Teraz! - Krzyknąłem do słuchawki, natychmiast się rozłączając. Wybrałem kolejny numer. - Macie przekazać list mojemu bratu! Równo o ósmej rano, przed obradami! - Znów się rozłączyłem i wybrałam ostatni numer. - Wszystko gotowe?! To ma się stać w tym momencie! Nie obchodzi mnie, że jest czwarta w nocy! Masz w tej chwili wstać i za pięć minut być w pod moim domem, bo inaczej zamienię życie Twoje i Twojej rodziny w piekło! - Rozłączyłem się. Wszystko było gotowe. Znalazłam profesjonalistów zajmujący się rytuałami, dlatego nie potrzebuję tej starej wiedźmy, którą spotkałem przez grobem mojej Colin. Chciała wykorzystać mnie do odzyskania swojej księgi, ale nie mam na to czasu, a tak głupi i zdesperowanym nie jestem. Nie mniej jednak dużo jej zawdzięczam... Jednak to nie ma znaczenia. Otworzyłem portal do swojego domu, bo właśnie tu ma się odbyć rytuał.
Tłumaczyli mi, że ten zabieg jest nielegalny, niebezpieczny i równie dobrze mogę utknąć w tamtym świecie, albo nie wrócić do niego, gdy wyjdę, ale... To życie aktualnie jest jak pustynia i z miłą chęcią się go pozbędę, nie wrócę...
Po paru minutach w moim pokoju pojawili się magowie.

- Musi Pan położyć się wygodnie na plecach. - Mówiła kobieta, a ja posłusznie położyłem się na swoim łóżku. Chciałbym, aby to nie trwało ani chwili dłużej. - Teraz w prawej dłoni musisz trzyma coś, co należy do niej, a w lewej to co należy do ciebie. - To był moment, pierwszy raz od kilkunastu lat zdjąłem ten naszyjnik. Przez sekundę na niego patrzyłem, lecz stanowczo wykonałam polecenie. Nie mogłem teraz się rozproszyć. - Zamknij oczy i nie warz się ruszyć. - Jedyne co później słyszałem, to szepty, syczenie jak u węży i tysięcy głosów, które wydawały się stać nade mną i krzyczeć, a ja nie mogłem się ruszyć. Ani drgnąć... Chodź czułem się źle, te krzyczące istoty wydawały się odrywać moją skórę... Jakby chciały wydrapać moje ciało, by zostać się do duszy. Bolało, piekło, kręciło mi się w głowie, co wręcz pękała z bólu... Ale i tak nie kiwnąłem palcem, dla niej. Dla Colin...

~*~

Poczułem nagle dziwny chłód, który był jak kompres dla mojej bolącej skóry, a wszystkie odgłosy jakby ucichły. Czułem, że to się dokonało. Otworzyłem oczy i ze zdumienie m odkryłem, że staje nad samym sobą. Jakbym po prostu wyszedł z ciała, moje ciało było zmasakrowane. Delikatnie zniekształcone, całe we krwi. Kończyny było powykrzywiane, to było naprawdę przerażające i już wiedziałam, dlatego ten rytuał jest taki nielegalny. Ale obok tego ciała leżała ona. Wtulona w moje ramię, szepcząca coś. Chyba się modliła. Odjęło mi mowę, gdy ją ujrzałem. Wyglądał mojego byłego ciała straciło dla mnie znaczenie. Po prostu... To było zbyt piękne, by było prawdziwe.

- C... Colin...? - Wydukałem. Kobieta gwałtownie odwróciła się do mnie, odrywając się od mojego starego ciała. Wpatrywaliśmy się tak w siebie. Nie mogąc się ruszyć, nic zrobić. W międzyczasie czasie ekipa od rytuałów opuściła mój dom. Byliśmy tylko my. Wyglądała dokładnie tak samo, jak w dniu swojej śmierci. Te króciutkie, brązowe włosy okalające jej twarz. Oczy piękne, niczym rajski ocean. Usta, takie malutkie, urocze i różowe. Skóra blada i delikatna jak jedwab. Moja malutka, kochana... Podszedłem do niej bliżej, a ona wskoczyła mi w ramiona. Podniosłem ją, aby była jeszcze bliżej mnie, by swoimi nogami mnie oplotła. Natychmiast poczułem gwałtowny skok energii i teraz dopiero mogę żyć, oddychać. - Colin nawet nie wiesz... Jak bardzo mi Cię brakowało... - Wydukałem wzruszony tym, że znowu mogą ją mieć przy sobie. Nie chciałem już jej nigdy w życiu puszczać. Usiadłem na łóżku, a ona siedziała mi na kolanach.

- Wiem... Wiem... Całymi latami zbierałem energię, by wejść do waszych snów i dać wskazówki, ale były ode tak nie trwałe... - Oderwała się ode mnie, tak, że teraz patrzyłam mi w oczy. -...ale udało się i to się liczy prawda?

- Oczywiście... - Pocałowałem ją w czoło. - Powiedz... Byłaś ze mną przez cały ten czas? - Kobieta objęła moją twarz, a kciukami robiła powoli kółka na moich policzkach. Zawsze tak robiła, gdy byliśmy sami. Tylko ona jedyna znała moją wrażliwość i traktowała mnie tak normalnie.

- Pół na pół. Ten świat jest dziwny... - Spuściła wzrok. - Jestem niczym duch... Mogę być wszędzie gdzie chce, ale sama. Nikt mnie nie widzi, nie słyszy. Przez pierwsze lata większość czasu obserwowałam naszą córkę, jak stawia pierwszej kroki, jak mówi pierwsze słowa. Ale również w tym czasie przychodziłam do ciebie, by opowiadać Tobie co u niej. Ty zazwyczaj wtedy brałeś skrzypce i zaczynałeś grać, to był dla mnie znak, że pamiętasz o mnie. - Chłonąłem jej słowa, nie mogąc uwierzyć, w to co mówi. Zrobiło mi się ciepłej na sercu z myślą, że była obok.

- A więc to córka... Teraz mamy całą wieczność, byś mogła mi opowiadać to, co tylko zechcesz. Mógłbym Twojego głosu słuchać non stop... - Pocałowałem ją czule w usta, a ona odpowiedziała tym samym. To była nasza chwila, która będzie trwać nieskończoność, bo nie mam zamiaru jej w tym momencie opuszczać. Ani nigdy...

- Jestem zła na ciebie, że chciałeś zabić naszą córkę, aby się do mnie dostać. - Przerwała, a jej wyraz twarzy spoważniał. Pochmurniałem.

- Wiem, ale byłem taki zdesperowany... Ale nie doszło do tego. Proszę, nie bądź zła... Tak się za Tobą stęskniłem... - Ona westchnęłam tylko, kręcąc głową, ale nie zeszła ze mnie. Tylko wtuliła się, co skutkowało moim spokojem. Chodź w głębi duszy bardziej nienawidziłem tego dziecka które po raz kolejny swoją obecnością próbowało zepsuć moją relacje z nią. A dopiero co ją odzyskałem. Teraz było jak dawniej... Prawie jak dawniej. Jako ta inna istota, zawieszona pomiędzy światem zmarłych, a żywych. Czującą wszystko, chodź nie będąca wrażliwa na potrzeby ludzkie.

Była ona, ja. Mogłem poczuć smak jej ust, skóry, te ciepłą i przyjemną energię, która należała tylko do mnie od niej. Wdychałem jej zapach, słuchałem oddechu, bicia jej serca. Kochaliśmy się, jak dawniej bez żadnych różnic.

~ Per Karoliny ~

- Jesteście cudowni, gdyby nie wy, to byłabym obecnie z ciemnej dupie... - Mówiłam, gdy byliśmy już w ich luksusowym mieszkaniu. Byli tutaj wszyscy z wyjątkiem Ptasznika, który był obecnie na randce, czy coś w tym stylu. Kas leżał wygodnie na kanapie, ponieważ nadal skarżył się na ból pleców, także udał się ponownie do krainy snów. Demon smutku patrzył na niego nieprzychylnym wzrokiem, ale za to Ethan był w siódmym niebie.

- Jeju, z niego bije tyle energii...! Można by zasilić nim całe stado demonów radości! - Mówił bardzo entuzjastycznie siedząc obok niego, głaszczącą jego gęste włosy.

- Zignoruj go, jest w swoim świecie. - Machnął na to ręka starszy.

- Jak zawsze... Zaprowadzisz mnie na ten most co wtedy? - Zapytała nagle, nawet nie niego nie patrząc.

- Oczywiście, ale proszę opowiedz mi o szczegółach twojego nagłego powrotu. Mogłaś zadzwonić do nas... A nie, podróżujesz na gapę w jakimś worku. - Mówił pogardliwie i dopiero teraz zgadałam sobie sprawę ze swojej głupoty.

- Przepraszam, to była dość spontaniczna decyzja. Eh.. Mógłbyś użyć swojej mocy na ten babce i dostałabym te akta...! - Wysyczałam nagle, co wyjątkowo zwróciło uwagę Scorpiona. Upił łyk kawy, a rękoma mówił, abym w końcu zaczęła mówić. Zaczęłam od początku, od spotkania Kasandra, po podróż, ominęłam wątek ataku na szkole i wróciłam do urzędu, o którym wspomniałam.

- Hm... - Mruknął, gdy skończyłam i odniósł kubek do zlewu. Oparł się plecami o blat i patrzył w górę, jakbym próbował odnaleźć tam odpowiednią wiązankę słów dla mnie. - Jesteś wyjątkowo inspirująca. Młoda, żyjąca teraz. Widzę, że strasznie dużo rzeczy pomijasz w swoim śledztwie, ale jednocześnie wiesz, że nie ma czasu by podjąć inną decyzję. Hm... - Spojrzał w kierunku Kasandra. Wygląd na wyjątkowo skupionego, jakby próbował cokolwiek z jego wyczytać. Wręcz zeskanować. - On jest... Nienaturalny.

- Dlaczego tak uważasz? - Demon zbliżył się do jego śpiącego ciała, usiadł obok i pogłaskałem go po włosach, tak samo jak wcześniej Ethan.

- Ma w sobie tak mało smutku, że mam wrażenie, że jest niewidzialny. Anioły są takie, jak ich rodzice, ale tylko z charakteru genetycznego. Oni nie odziedziczają przeżyć rodziców, mogą jedynie reagować w taki sam sposób. I albo on nigdy nie doznał goryczy, albo jego rodzice byli w natury bez równowagi. - Ostatnie słowo powiedział ciszej i oddalił się od chłopaka.

- Nie mniej jednak, zazdroszczę mu jego beztroski.

- Mniejsza. Chcesz ze mną coś zagrać? - Zapytał, a w moich oczach pojawiły się iskierki szczęścia. Szybko pokiwałam głową na „tak", a on wskazał rękę, abym podążyła za nim.

~*~

To był smutny moment, gdy znów żegnałam się z moim zespołem. W między czasie pojawił się Ptasznik, który krzyczał jak to on, że specjalnie przyjechałam wtedy, gdy był zajęty. Śmieszyło mnie to, ale i tak mocno go przytuliłam, bo był moim starszym, wrednym braciszkiem. Szerszeń szepnął mi kilka słów, do którym miał przeczucie.

- Jeju Żmija, niedługa czeka cię Pudełkowa Przygoda! - Mówił podekscytowany, a ja tylko niepewnie pokiwałam głową, na znak że rozumiem co on właśnie wybełkotał.
Scorpion założył na plecy futerał i mogliśmy ruszać.

- Miło było was poznać! Macie wygodną kanapę! - Rzekł uprzejmie mój kuzyn i ruszyliśmy w krzaki, do mostu, z którego będziemy musieli skoczyć, mam tylko nadzieję, że on nie będzie się bać.

- I znowu tu jesteśmy, mam wrażenie jakbym wczoraj Cię tu odprowadzał... - Mruknął smutno, gdy w oddali było widać most. - Czas leci, przeciekając nam przez palce, aż do momentu, w którym będę musiał Cię ponownie pożegnać.

- Scorpion... - Położyłam mu ręka na ramieniu. - Coś ostatnio stałeś się dosyć delikatny.

- Nie zmieniłem się ani na chwilę, zawsze taki byłem. Może dopiero teraz potrafisz to zaważyć? - Nie wiedziałam co na to odpowiedzieć, chodź w zasadzie w tym momencie jakkolwiek komentarz był zbędny. Po prostu w ciszy szliśmy na most, przez ciemności. Czując tylko i wyłącznie swoją energię i tylko ona w tym momencie była potrzebna. Bez słów czy czynów. Tylko tyle.

- A oto i on... - Westchnęłam wchodząc na budowle jako pierwsza, za mną szedł Kasander, a on końcu Scorpion, który nas asekurował. Szybko dotarliśmy do słupa, a spinaczka, to była jedynie kwestia kilku sekund.
Ponownie byłam na górze, a światło księżyca niepokojąco odbijało się w wodzie, do której zaraz będę musiała wskoczyć. Przeszłe mnie lodowate ciarki na tę myśl, lecz mój wzrok zwrócił się w kierunku chłopaków.
Nagle starszy zdjął z pleców futerał i założył na moich plecach.

- Taki prezent ode mnie i tym razem masz go pilnować, aby nikt Ci go nie zepsuł. - Mówił surowym tonem, chodź w jego oczach widziałam delikatność.

- Dziękuję... - Wzruszona przytuliłam go, a on odwzajemni to, głaszcząc mnie po włosach i całując czoło. Tego ostatniego się nie spodziewałam, ale było to coś tak miłego, że nie odebrałam tego jako coś złego. Byłam mu tak wdzięczna, zabrał mnie z lotniska, dał taki prezent, a potem ponownie zaprowadza mnie na tej most.

- Już czas. - Odrzekł krótko, a ja złapałam Kasandra za rękę i skoczyłam w przepaść, wprost do lodowatej wody.

~*~

- To było okropne! - Wrzasnął Kasander, gdy byliśmy przed portalem obok szkoły. Ja kulturalnie wstałam i otrzepałam ubrania z kurzu.

- Trafisz do swojego pokoju? - Zapytałam zdejmując z pleców instrument, by zobaczyć czy wszystko z nim okej, po tej specyficznej podróżny.

- Myślę, że tak. Dzięki, że wybrałaś się ze mną w tą podróż... To serio wiele dla mnie znaczy...

- Oh, nie rozklejaj mi się. To była sprawa nas obu.

~*~

Zapukałam do drzwi posiadłości Harrego. Waliłam do momentu, aż szanowny Pan gospodarz nie otworzył drzwi. On wygląda na zdziwionego moim widokiem, ale było widać, że mu ulżyło. W końcu za parę godzin anioły mają ostatnią turę zawodów, w której między innymi uczestniczy Kasander.
Weszłam do jego mieszkania, położyłam swój instrument w bezpiecznym miejscu i surowo zakazałam nawet na jego patrzeć. Demon wzruszył ramiona, wrócił do swojego pokoju, by kontynuować sen.
Ja natomiast musiałam zmyć z siebie dosłownie i w przenośni ten dni. Już zapomniałam, jak to cudownie jest posiadać prysznic i normalnie wyglądające łóżko, a nie stare, śmierdzące materace, czy twarde walizki.

~ Per Błękitka ~

Siedziałem na swoim miejscu, na tej przeklęta sali obrad. Byłem dosyć wyspany, co nie zdarzało się zbyt często, ale byłem gotowy na ten dzień, jakkolwiek zły miałby być. Miałem dzisiaj poznać Benjamina. To było niczym zderzenie z murem swoich problemów z mojej winy i wręcz przeciwnie. Poznanie mojego syna, a teraz jako syn będę poznawać mojego ojca od nowa. Z innej pozycji i perspektywy. Cóż za ironia losu.

W końcu usłyszałem te cholerne dzwony, wszyscy byli na swoim miejscu, lecz z tą różnicą, że nie było obok mnie Offendera. A mogło to znaczyć tylko jedno...

- Proszę o uwagę... - Zabrał głos demon strachu, znaczy również jako Slenderman. - Offender zwolnił się ze swojego stanowiska, nie wróci do nas. Chyba, że tego będzie wymagać sytuacja. Wtedy i tylko wtedy będziemy mieli nakaz wybudzenia go. To tyle co musicie wiedzieć. - Ta jego słowa poczerniało mi w oczach, on od tak opuścił mnie bez słowa pożegnania? Bez jakkolwiek słowa. Będzie musiał złożyć mu wizytę...
Ta chwila, w której on popchnął mnie, idąc do swojego domu ma być ostatnią... Potraktował mnie tak, jakbym nic dla niego nie znaczył, ale w gruncie rzeczy należało mi się. To przeze mnie to wszystko to stało, także jakim prawem on miałby zachować się inaczej...? Wziąłem głęboki oddech, w środku czułem, że dobrze zrobiłem i teraz on jest tam... Szczęśliwy razem z Colin. Posiedzenie trwało dalej, a ja niezbyt tym wszystkim zainteresowany, po prostu patrzyłem w jeden pusty punkt w pokoju.

- Teraz na sale proszę wprowadzić Benjamina Bleaches. - Wyprostowałem się jak struna, gdy usłyszałem te znienawidzone przeze mnie nazwisko. Z powagą obserwowałem, jak do sali wchodzi on. Miał czarny cylinder na głowie, przystrojonych czerwoną wstążka dookoła. Miał długie do ramion swoje białe włosy, które były na końcu związane równie jasną gumką. Ubrany był w biały garnitur, jednak nie był czysty, gołym okiem można było zauważyć plamy. Plamy po krwi o ile się nie mylę. Na dłoniach miał kremowe rękawiczki, a w prawej dłoni trzymał coś w rodzaju laski /berła. A na koniec ta biała... Peleryna do ziemi. Myślałem, że śnie. Co to miało w ogółem znaczyć. Wyglądał jak biały gołąbek pokoju, a był w rzeczywistości okrutną gnidą.

- Benjaminie Bleaches, masz świadomość wagi swojej sytuacji? - Zapytał powoli demon strachu, a ja nie spuszczałem z niego wzroku. Przyglądałem się każdemu detalowi jego twarzy.

- Masz się do mnie zwracać per Panie, widzę, że to Ty nie zdajesz sobie sprawy z mojego stanowiska. Jestem królem Anglii, jeśli tego nie wiesz, to radzę Ci się douczyć, albo się do mnie nie odzywać. Ty niegodny mojej uwagi barbarzyńcu. - Odrzekł ostro, a ja powstrzymywałem się od wybuchnięcia śmiechem. Czyli trafił do uniwersum, w którym ja nie byłem porażką, a jego szlachetne pochodzenia pozwolił mu zajść do rangi króla. A ten jego cylindrem do korona? Nieźle.

- Ty nie zdajesz sobie sprawę z tego, że jesteś w innym świecie, w którym swój tytuł jest warty tyle co nic... - Wstałem z miejsca, a powolnym krokiem zbliżałam się do niego, by móc się mu bliżej przejrzeć. Teraz, gdy to ja jestem wyżej od niego. - Jesteś tu, by być naszą bronią, a nie dowódcą. - Stanąłem na przeciwko niego, a on mierzy mnie nieprzychylnym wzrokiem. Jakby kiedykolwiek umiał patrzeć na coś bez cienia pogardy...

- Kim ty jesteś, by do mnie mówić? - Krzyknął oburzony, wskazując na moje włosy. - Wyglądasz śmieszne, odejdź. - Odrzekł surowo, lecz tylko się na to uśmiechnąłem.

- Zakuć go. - Mruknąłem, a ochrona natychmiast wykonała moje polecenie. Jego berło spadło wtedy z niemałym hukiem. Na koniec podali mi koniec łańcucha. Czułem się niesamowicie dobrze w tamtym momencie.

- Jak śmiesz! Ty niedorobionych błaźnie! Moim ludzie mnie uwolnią, a potem będę kazać Cię o powiesić przez moim ludem!

- Ta, ta, nie wątpię. - Machnąłem na niego lekceważąco dłonią. Potem podniosłem jego berło. Zacząłem mu się przyglądać z zainteresowaniem.

- Zackary, proszę. - Nagle usłyszałem stanowczy głos mojej siostry. Cicho westchnęłam, a potem oddałem koniec łańcucha ochronie, ale ten ozdobny patyk sobie zachowam, oddam mu jak nie będzie mnie wkurwiać. Wróciłem na swoje miejsce, czekać na dalszy rozwój wydarzeń.

- Benjaminie, minie jeszcze co najmniej kilka dni, zanim odzyskasz w pełni swoje wspomnienia z twojego prawdziwego życia. Dopiero wtedy będziemy mogli z Tobą rozmawiać. Wprowadzić.

~*~

Powolnym krokiem przechodziłem przez korytarze, szukając celi mojego najdroższego ojca. Bawiłem się w tym czasie jego berłem, bo ta część jego garderoby podobała mi się chyba najbardziej.
Król bez korony, to stwierdzenie tak bardzo pasuje do tego nieudacznika. Widać, że nawet gdybym był najlepszym synem pod słońcem, to i tak byłby głupim i wrednym prostakiem.

- Puk puk chuju. - Powiedziałem po ciuchu, gdy otworzyłem cele. On siedział na łóżku i oglądał swoje dłonie. Dziwak... Jezu

- Przeszkadzasz. Chodź nie. - Odwrócił głowę w moją stronę. Podniósł brew do góry, a potem wskazał na swoją dłoń. - Jakim cudem przewróciliście mi moją dłoń?

- Eee... Słucham...?

- Odpowiadaj! Straciłem ją po bitwie z bazyliszkiem. Po tym wydarzeniu miałem sztuczną, złotą dłoń. - Mówił dość emocjonalne, po czym wstał, aby podejść do mnie i wyrwać mi berło. Byłem jak zdezorientowany tym co mówi, że nawet nie próbowałem stawiać oporu. Po prostu go zabrał. - Rozumiem, że Ci głupio i postanowiłeś mi ją zwrócić, ale odpowiadaj!

- A bazyliszek nie został zabity, gdy spojrzał na lustrzaną zbro...

- Cicho głupcze! To tylko bajka, a prawda jest taka, że ja go zabiłem! Rozumiesz?!

- Boże... - Przyłożyłem dłoń do skroni. Jest taki upierdliwy... Denerwujący. - Oddaj to kurwa. - Wyrwałem mu berło. On spojrzał na mnie pogardą, ale wtedy sobie przypomniałem, że nie mam ośmiu lat, a on teraz jest więźniem. W tym świecie, w którym to ja mam obecnie władze, a on nie może mi jakkolwiek stanąć na drodze. - Nie mogę się doczekać, aż wróci Ci pamięć z twojego pierwszego życia! Zrobię Ci piekło na ziemi, za to wszystko co mi zrobiłeś! - Krzyknąłem, a potem mocno uderzyłem go w twarz tym jebanym berłem. On natychmiast złapał się zs to miejsce, tracąc przy tym równowagę i upadając na podłogę. - Nieudacznik. A czemu masz rękę? No nie wiem, może dlatego, że w prawdziwym życiu nie walczyłeś z żadnym potworem! Jedynym potworem jesteś Ty! - Po tych słowach wyszedłem z tamtą mocno trzaskając przy tym drzwiami. Niczym obrażony nastolatek.

Czułem się dziwnie. Cały się trząsłem, nie mogłem uwierzyć, że w końcu mu się postawiłem. Byłem taki z siebie dumny, ale jednocześnie obawiałem się kary od niego... Mimo, że wiem, że nie jest w stanie mi jej wymierzyć. To skomplikowane, ale w tym momencie naprawdę się jej boję...

~*~

Pod wieczór udałem się do domu Offendera, drzwi były zamknięte, ale dla mnie to nie był problem. Przeniknąłem przez to, a gdy to zrobiłem, to do moich nozdrzy dotarł przerażająca smród demonicznej krwi. Ze spokojem oglądałem każde pomieszczenie, aż dotarłem do jego sypialni.
W środku leżał on, a pościel całkowicie była pokryta czerwoną substancją. Chciałem coś zrobić cokolwiek, ale wtedy ogarnęło mnie dziwne uczenie, jakie w moim byłym domu i upadłem na podłogę.

~ Per Offendera ~

- Szybko się uczysz. - Stwierdziła Colin, gdy użyłem swojej mocy na Błękitku. Dziewczynie zajęło to lata, a mi jedno popołudnie. Jestem demonem, a nie człowiekiem. Dlatego było to oczywiste, że mam więcej mocy od niej. Chodź było to niewątpliwie niesprawiedliwe. - Teraz chodź, trzeba się z nim pożegnać. - Pociągnęła mnie w jego stronę.

Byliśmy w czymś w rodzaju białego pokoju. Colin mówiła, że jak wchodzimy do snów, to trzeba wybrać wspomnienie, do które się przeniesiemy. Moje, albo jego. A ja nawet nie wiem co wybrałem. To wyglądało jak szpital psychiatryczny, ale i tak nic mi nie przechodziło do głowy.

- A on gdzie? - Zapytałem spokojnie, a dziewczyna tylko wzruszyła ramionami. - Dobra, chodźmy. - Wyszliśmy z pomieszczenia. Dalej znajdowały się korytarze, ciągnące się w nieskończoność. Wszystko było na biało, aż raziło po oczach.

- Jest tam. Słyszę go. - Wskazała na jedną z zamkniętych cel..

~ Per Błękitka ~

- Kim ty jesteś? - Zapytałem jednego z pacjentów. To było szalone, ale śniłem, że jestem jednym z psychicznie chorych. O ironio... W każdym razie, byłem ubrany w kaftan bezpieczeństwa, a obok mnie siedział jakiś typek, również ubrany w tą ekstrawagancką odzież.

- Jestem tu więźniem, nie psychicznie chorym. Zamknęli mnie, bo je zabiłem... - Mówił spokojnym tonem, w ogóle nie brzmiąc przy tym jak chory.

- Je? Co masz na myśli?

- Tu jesteś. - Nagle drzwi się otworzyły, a w ich progu stał Offender wraz z Colin. Byłem taki szczęśliwy na ich widok, próbowałem nawet wstać, ale wtedy dopiero zauważyłem, że jestem przykuty do podłogi.

- Udało wam się! Matko, Colin tak bardzo Cię przepraszam! Ja... Nie ma słów, które mogłyby być odpowiednie. Po prostu wybacz mi, to nie miało wyglądać w ten sposób... - Spuściłem głowę. Nie liczyłem na cud, ale moim obowiązkiem było okazanie skruchy.

- Znam waszą politykę o potomstwo demonów pierwszych. Wiem wszystko. Ofiara była koniczna w przypadku naszej bezmyślności. Zabiliście dwie osoby, które obecnie żyją. Jestem również wdzięczna, że szukałeś tego naszyjnika, by bronić mojej córki. Zachowałeś się w porządku względem Kasandra. Dlatego proszę, przestań się za to obwiniać. Wszystko jest już dobrze. - Mówiła spokojnym tonem, a ja czułem, że zaraz się poryczę on jej słów. Wiedziałem, że ona jest dobra, ale to przekroczył o wszelką granice.

- Dziękuję...

- Teraz będziemy żyć razem. Słyszałeś Slendera i mojego „testamentu". Dlatego teraz jedyne, o co chce Cie poprosić, to oto, abyś zabezpieczył moje ciało, aby nikt nie był w stanie go dotknąć, bo wtedy stracę na zawsze Colin. - Szybko pokiwałem głową na znak zrozumienia. Jak stąd wyjdę, to zrobię to niemalże natychmiast. To ostatnia wola Offendera, a ja nie mogę go zawieść.

- Colin... Takiej jeszcze nie zabiłem... - Mówił ten szaleniec, który nadal z nami siedział. Zaczął się kołysać w tył i w przód. - On wszystkie takie... Były... Takie, takie niee...

- Kim on jest? - Zapytała dziewczyna, a ja nadal patrzyłem tylko w niego, na jego błędne złote oczy, które rozglądały się chaotycznie po całym pomieszczeniu.

- To nie istotne. Zack, żegnaj i powodzenia z Benjaminem. Nie zawiedź mnie.
Po jego słowach obraz został zasłonięty jakby mgła, a ja wróciłem do jego pokoju. Leżałem tak przez chwilę na tej podłogę, próbując pozbierać swoje myślę i w miarę to wszystko poukładać. Byłem tak szczęśliwy, że udało mu się odzyskać Colin, a ona sama nie żywi do mnie urazy. Wszystko było idealne, gdyby nie ta postać, z którą siedziałem w celi. Było to co najmniej niepokojące, ale zbyłem to, gdyż w tym momencie musiałem zabezpieczyć jego ciało. To był w tym momencie mój priorytet.

~ Per Karoliny ~

Rano zostałam brutalnie obudzona, przez demona, który kazał mi się szykować. Ponieważ dzisiaj jest ostatni dzień występów Aniołów i moja obecność jest obowiązkowa. Było to tak irytujące, czy on nie zdaje sobie sprawę z tego co przeżyłam? Że teraz ma czelność traktować mnie jak śmiertelnika? Odbiję sobie to w weekend, będę spać po tym co najmniej dwie doby. Dziś jest piątek, więc lepiej dla mnie. Czysto teoretycznie ostatni dzień pierwszego tygodnia bez Błękitka po moim wielkim powrocie. Jesteśmy skłóceni od miesiąca, a to brzmi tak... Źle. A jak tam wrócę, to wcale nie będzie lepiej, nawet gorzej. Daria powymyśla cuda nie widy, a ja będę mieć tak przejebane... Nie ważne czy będzie kłamać czy nie, nie będzie mnie dwa tygodnie w domu, a to nie ujdzie mi na sucho. Cierpienie, cierpienie i jeszcze raz cierpienie.

Wyszłam razem z Harrym, ubrana w jakieś w miarę ładnie wyglądające ubrania. Miałam być w jury, aby oceniać występy zawodników. Brzmiało to tak nudno, ponieważ zwykle na takich występach śpię, a teraz muszę się skupić, oceniać. Kompletnie to mi nie podchodzi, ale zachciało mi się być przewodniczącą tej budy, to teraz mam.

Sala gimnastyczna była wypełniona uczniami, którzy wyjątkowo nie mieli lekcji i służyli jako sztuczna widownia. To brzmi jak niewolnictwo z dodatkami, ale mniejsza. Usiadłam na specjalnym miejscu, gdzie czekała na mnie kartka z punktami. Wyglądało to co najmniej jak klucz odpowiedział przy rozprawce. Styl, zwinności, gracja, poziom trudności sztuczki. Eh, czy ja jestem jakimś profesjonalistą? I tak najwięcej punktów dam Kasandrowi. Też mi coś.

Każdy występ był na swój sposób urokliwy, inne drużyny wykorzystywały swoje moce, do wykonania sztuczki. Tu jedna laska zionęła ogniem, druga robiła ozdoby z lodu. Płynęły w powietrzu, czy kontrolowała rośliny, by zrobić wzorki. Dla mnie to było mydlenie oczu, zasłanianie siebie tymi dodatkami, nie było czystej, waniliowej akrobatyki. Taką zaprezentowały tylko anioły, bo z tego co się dowiedziałam, to mało który anioł ma jakąkolwiek moc. Ich umiejętności opierały się bardziej na aurze, albo perswazji. Podzieliłabym się swoimi spostrzeżeniami z demonem, a on przyznał mi rację.

To zawody z akrobatyki, a nie dekoracyjek...

Na koniec Harry ogłosił zwycięzców, argumentując to umiejętnościami ciała, a nie mocy. Oczywiście nie obyło się bez marudzenia, ale decyzja została podjęta, a mój kuzyn wygrał bez mojej pomocy. Po prostu jest w tym dobry i wiem, że jego pasja jest wrodzona, po mojej wrednej ciotce, za czasów jej prawdziwego życia.

Po raz kolejny musiałam się pożegnać, lecz tym razem z Kasandrem. Wymieniliśmy się numerami telefonów, bo prawdę mówiąc nie mam pojęcia czy kiedykolwiek go zobaczę. Najpewniej za czasów, kiedy podróże Aniołów będą w pełni legalne, a równie dobrze może to nadejść albo nie. Schowałam karteczkę z numerem do torby, tym razem w bezpiecznym miejscu. Gdy w końcu kupię sobie telefon, to pierwsze co zrobię, to do niego zadzwonię, ale na razie będziemy musieli poczekać.
Żegnałam go ze łzami w oczach, ale nasza przygoda zostanie na zawsze w moim sercu.

~ Per Błękitka ~

- Z tego co widzę, to już wszystko sobie poukładałeś w głowie... - Rzekł oficjalnym tonem Slender. Kolejny tydzień tych obrad, mam już dość, tak bardzo już pragnę wrócić do domu. Jeszcze tylko dziś i jutro, bo już nie zniosę widoku tylko wszystkich ludzi, mówiących na takie nudne tematy, że mam ochotę wyskoczyć przez okno. Jedyną atrakcyjną jest Ben, który obecnie wygląda na wystraszonego, a cała duma z niego zeszła, jak za sprawą czarodziejskiej różdżki.

- Gdzie jestem? Kim jesteście? - Zapytał dosyć cicho, aż ledwo mogłem usłyszeć.

- Jesteś w wymiarze zero, w sekcji ochrony innych wymiarów przez zagrożenie ze strony wymiaru ludzi. Ty już nie jesteś człowiekiem, a zjawą. Zostałeś uratowany z wiecznego bezkresu z powodu korzyści, jakie możesz nam zaoferować. Inni członkowie twojej rodziny są wybitnymi strażnikami bezpieczeństwa, dlatego uważamy, że Ty również możesz być jednym z nich. - Rzekł Slender wstając z miejsca, by pokreślić wagę jego słów. Ben wyglądał na zachwyconego tym co słyszy, jego ego pewnie teraz gwałtowanie wzrosło.

- Ja od zawsze uważałem, że mój ród jest wyjątkowy, taki czysty, potężny...! Pomimo... Drobnych komplikacji. Proszę mi powiedzieć co mam robić! - Chciało mi się wymiotować, gdy to słyszałem. To ja byłeś tym wybitnym strażnikiem i jednocześnie tą drobną komplikacją. Miałem wręcz ochotę mu to wykrzyczeć, lecz to nie był odpowiedni moment.

- Jakie ma on moce? - Wyszeptał do kogoś po jego prawej stronie, a wtedy prawie natychmiast na jego biurku pojawiła się karteczka. - Interesujące... Posiadasz moc osłabienia psychicznego. Innymi słowy możesz wejść do głowy innych i wyciągnąć najsmutniejsze wspomnienia. Dość depresyjna, eh. Nic więcej. Nie jestem przekonany, czy to się jakkolwiek przyda... Ale wszystko wyjdzie w praniu. Na razie zostaniesz odprowadzony do gabinetu przez najwybitniejszego strażnika, który Cię przesłucha. - Wtedy Slender wskazał na mnie, a ja spojrzałem wprost na przerażone oczy mojego ojca.

~*~

Siedział na przeciwko mnie, widać, że był zdenerwowany, tak samo jak ja. To dziwne uczucie towarzyszyło mi non stop. Odkąd go tylko ujrzałem.

- Twoje moce są do kitu. - Mruknąłem, gdy czytałem jego akta. - Ale może żona będzie miała ciekawsze.

- Bella? Ona też? - Zapytał szczęśliwy. Ja tylko pokiwałem głową, nadal czytając jego akta. - Ty jesteś z mojej rodziny? Prawda? - Przez chwilę się wahałem, ale ponownie pokiwałem głową, tylko dość nie pewnie. Miałem wrażenie, że zaraz serce wyskoczyły mi z piersi. - Jesteś może pierwszym? Założycielem rodu? Michaelem? - Mówił dziwnie podekscytowany, a ja miałam wrażenie, że wróciły mu wspomnienia z przeszłości, ale z naszego pierwszego spotkania wyparowały.

- Nie. - Burknąłem nawet na niego nie patrząc. Przez chwilę zapanowała cisza. Siedziałem jak na szpilkach, ponieważ wiedziałem, że w końcu on dowie się dalej prawdy o mojej tożsamości.

- Jesteś zły... Więc może jesteś moim ojcem? Nadal żywisz urazę za to, że urodził mi się taki nieudacznik? - Parsknąłem, gdy to usłyszałem. Może ze zdenerwowania, może z jego głupoty. Po prostu te słowa, były niczym gryczany miód. Niby słodki, a gorzki. Wyglądający jak płynne złote, a ohydne.

- Nie, nie. Nic się nie zmieniłeś tato. Jesteś tym samym dupkiem, jakim Cię zapamiętałem. Kropka z kropkę... Lecz ty w tym momencie jesteś nieudacznikiem. Ty... Masz moc sprawienia, że ludziom będzie smutno. Bo taki już jesteś. A ja...? Jaa wyobraź sobie, że posiadam ogień zapomnienie... - Zionąłem ogniem w górę, jako prezentacje. -... mogę zamienić się ducha... - Wtedy zmieniłem na chwilę postać. -...jestem szybszy od światła... - Wtedy w ułamku sekundy pojawiłem się za nim, a on tylko oglądał to z szeroko otwartymi ustami. - A dodatkowo jestem Panem jednego z trzech najpotężniejszych przedmiotów! - Zmaterializowałem swój młot. - Jego zadanie to między innymi niszczenie dusz. Oraz znam kilka języków, jestem doradczą wojennym wszystkich największych krajów na świecie. Jestem... Największym strażnikiem! A ty...? Ty jesteś niczym. - Wtedy moje serce biło jak opętane, planowałem ten moment od kilku dni, aby mu zaimponować. Aby zbierał się, by cokolwiek powiedzieć. By w końcu zauważył we mnie coś więcej! Przyznał, że jest ze mnie dumny...

- Nie, nie możesz być moim synem. - Zaczął się śmiać, ale ja patrzyłem na niego poważnie. Cierpliwie czekałem, aż do niego to dotrze. - On jest na to za głupi. Proszę... - Nie tak to sobie wyobrażałem, miał przyznać, że jestem potężny, a nie... Eh.. - Rozumiem, pewnie wiesz, że go nie lubię, bo jest do niczego. I serio rozumiem, że próbowałeś ocieplić jego wizerunek w moich oczach, ale na darmo się napracowałeś. Ja go nienawidzę, bo jest najgorszym co mnie w życiu spotkało i w głębi duszy żałuję, że nie zabiłem go, gdy jeszcze był młody. Dlatego powiedz, kim ty naprawdę jesteś...?

- Dość.

- Słucham...?

- DOŚĆ! Masz moc wchodzenia w złe wspomnienia prawda!? To twoja jedyna umiejętności, więc proszę! Spójrz w moje! - On był delikatnie zdezorientowany, ale bez słowa użył swojej mocy. Było to bolesne, ale tak chciałem aby zobaczył to wszystko. Przyznał się do swoich błędów, że mnie skrzywdził i uwierzył, że to ja. To wydawało mi się trwać wieczność, jak pojedyncze sceny z jego tortur pojawiały się niczym film. To było niczym sens w kinie. Gdy skończył, ja byłem zalany magmowymi łzami, a on tylko siedział w ciszy. Głęboko się nad tym zastanawiając. W między czasie wytarłem substancje ręka. Byłem poważny, niczym trup. Wpatrzony w niego, na jakąkolwiek reakcje.

- A więc to prawda, ty jesteś moim nieszczęśliwym synem. Przynajmniej teraz... Teraz... - Jego oczy wypełniła wciekłości. -...teraz mogę Cię zabić! - Gwałtowanie wstał, chwycił krzesło i już miał się zamachnąć, lecz ja szybko dmuchnąłem w niego ogniem zapomnienia. Byłem kompletnie załamany z obrotu sprawy. Czekałem, aż wróci do siebie, bo moim płomyczku.

- Usiądź w końcu. - Odrzekłem zimno, a on posłusznie zajął miejsce.

- Ty jesteś z mojej rodziny? Prawda? - Ponownie zadał pytanie.

- Tak. Jestem Michael Bleached. Założyciel rodu. Pod postaciami zjawy mam niebieskie włosy, ponieważ jest to wina mojej umiejętności. „Błękitne Furii". Z twojej winy nazywają mnie „Zackary Williams", ostatniego mężczyzny z naszego rodu. W tym wymiarowym prawie, niestety ma to znaczenie.

- Matko Święta... Jest mi tak niezmiennie przykro...!

- Niepotrzebnie, kompletnie nie wracam na takie szczegóły uwagi. Dla mnie ważne jest teraz bezpieczeństwa wymiarów. Cieszę się, że mogłem Cię poznać. A teraz odsyłam Cię na szkolenia. Po ich ukończeniu zdecydujemy co dalej. - Podałem mu kartkę z wytycznymi. - Przed wejściem czekać będzie na ciebie ochroniarz, od ci wszystko pokaże. Łącznie z twoim miejscem zamieszkania. Do zobaczenia, nie zawiedź mnie. Liczę, że zostajesz jednym ze strażników. - Mówiłem mega szybko, bo chciałem, aby w tej chwili zszedł mi z oczu.

- Jakbym śmiał! Dziękuję za to wyróżnienie! - Po tych słowach ukłonił się i wyszedł z mojego gabinetu.

- Dupek... - Wywarczałem. - Serio? Twój syn jest kurwa Bogiem, a ty jesteś zły bo miałem czarne włosy i niebieskie oczy. O Boże, tragedia. Lepiej podniosę krzesło i go zatłukę. Debil japierdole. - Schowałem twarz w dłoniach. - Mam nadzieję, że mama będzie normalniejsza. Bo własnoręcznie ich zatłukę..
Nie byłem jakoś wybitnie zrozpaczony, jego zachowanie nie zrobili na mnie jakiegoś szczególnego, to był klasyk w jego wykonaniu. Czułem się wręcz paradoksalnie silniejszy, bo wiem jak się przez nim bronić.

Resztę dnia spędziłem na raportach o chińczykach, między innymi poprawiałem luki Darii. Ona byłam taka bezużyteczna, nie robiła nic, a ja jeszcze musiałem jej prywatnie płacić. Ale ona jest mi potrzebna. Bardzo potrzebna, a jej obecność jest niezbędna...

~*~

Ostatni dzień obrad. Jezu, tak się cieszę, w końcu wrócę do domu, użyje swojej wanny, swojego łóżka. Wypije coś dobrego w ciszy i spokoju...
Wtedy rozbrzmiały dzwony, a moja głowa wolała o pomstę do nieba i litość.

- Najlepsze zostawiliśmy na koniec. - Rzekł oficjalnie Slender. - Pragnę wam przedstawić pudło, to przenoszenie się między uniwersami, w których przebywający duszę. Będzie nam potrzebne, po to by szukać rozwiązań, których my nie będziemy w stanie zobaczyć. Jednak...! Na tą chwilę nie za bardzo wiadomo jak ją włączyć, to dzieje się przypadkowo. Dlatego oddaje to w ręce Zackarego Williams, aby znalazł rozwiązanie. A poza tym, to ostatnie życzenie Offa zapisane w jego testamencie. - Ochrona podała mi pudełko, a ja byłem podkurwiony że całą brudną robotę oddają mi. Jak zwykle. Chociaż dali mi instrukcje...

~ Per Karoliny ~

Cały tydzień spędziłam na szkole, nadrobieniu prac przy pomocy Harrego, który dla mnie zatrzymywał czas, abym zdążyła ze wszystkim. On w tym czasie zajmował się swoimi rzeczami. W między czasie oczywiście sprzątałam, ponieważ to była niestety moja praca.
Oddałam wszystkie prace nauczycielom, wolne chwilę spędzałam z Sarah oraz Nico. Było tak spokojnie, ale niestety. Była to cisza przed burzą, bo właśnie dzisiaj muszę wrócić do domu.
Tęskniłam niemiłosiernie za Błękitkiem, chciałam go zobaczyć jak najszybciej, ale wizja Darii z nim, psuła mi całą radość z tego spotkania. Lecz trudno, jeszcze ją zniszczę.

Spakowałam się i szybkim krokiem udałam się w kierunku domu.
Na podwórku był już samochód Candy'ego, co mnie dosyć zdenerwowało, ale szybko wślizgnęłam się do swojego pokoju. Rozpakowałam się, ale nagle usłyszałam jej wołanie. Ciężko westchnęłam, ale wyszłam z pokoju. W salonie stała demonica, która szczerzyła swoje paskudne zęby.

- Nie uwierzysz co się stało! - Wykrzyczała z radością, a ja miałam ją w takim poważaniu.

- Mam to gdzieś. Idę przywitać się z Zackiem! - Warknęłam, a po tych słowach pobiegłam w stronę schodów, prowadzących do jego pokoju.

- Ale Karol... - Krzyczała w oddali, ale ja zakryłam uszy. Szybko wyszłam do pokoju, jednak go tam nie było. Oczywiście, bo zawsze go nie ma kiedy akurat jest potrzebny! Już chciałam wyjść, ale wtedy kątem oka zauważyłam dość spore pudełko. Zaciekawiona podeszłam do niego i oglądałam z każdej strony. Może to prezent dla mnie? Albo pudełko tortur dla tej wiedźmy? Wyglądał tak zwyczajnie, ale gdy go dotknęłam to zaczęło się ono świecić i trząść. Przerażona odskoczyłam, lecz światło tego pudełka dosłownie wessało mnie do środka.
Jedyne co później widziałam, oprócz oślepiającego światła, to był Błękitek, który wskakuje razem ze mną do wnętrza tego pudła.

Continue Reading

You'll Also Like

4.7K 422 13
Wielka przygoda z dramą w tle. Charlie, uczestniczka z Polski, wchodzi w świat Eurowizji z przytupem. Jest pewna siebie, ciesząc się z tego wielkiego...
8.7K 456 21
❝ - Ty na serio się w niej zakochałeś - spojrzałem na kumpla z lekko podniesionymi brwiami z zaskoczenia. - Żartujesz sobie ze mnie - prychnąłem pod...
4.9K 316 40
Wiadomości Stray kids czasem też opisówki w celach humorystycznych : 3 Shipy: Hyunlix Minsung Jeongchan Może Changmin
12.7K 596 19
Bo takie "zing" zdarza się tylko raz... w większości to jest FLUFF, lecz wystąpują wrażliwe tematy, te rozdziały będą oznaczone ! BRAK scen 18+, mogą...