Wendy P.O.V.
Już po raz setny odrzuciłam ruchem głowy brudne, poplątane włosy opadające mi na twarz. Usta miałam zakneblowane brudną szmatą, a ręce związane za krzesłem.
Rozejrzałam się po pokoju czując coraz większą złość. Syreny zaraz po zabraniu mnie, pociągnęły gdzieś, przepłynęliśmy przez ich przepiękne miasto, a potem zabrały mnie tu. Nie mam pojęcia gdzie dokładnie jestem, ale widziałam że siedzę w komnacie. Lepsze to, niż loch, ale i tak niewola. Był to mikroskopijny okrągły pokoik, w którego rogu leżał stary materac, w przeciwległym na ścianie wisiało zbite lustro. Po lewej stronie zauważyłam bardzo wysokie okno o wąskim kształcie. Wszędzie było brudno i zimno. Zero światła. Zero komunikacji.
O tym, dlaczego syreny mnie porwały, nie dowiedziałam się dosłownie niczego. Nasza podróż przebiegła w ich totalnym milczeniu i moich agresywnych odgrażaniach się. Później jedynie rzuciły, że źle, że tu jestem. Że to będzie mój koniec, coś o mojej mocy i inne bzdety. Powiedziałam im że są idiotkami, ale chyba nie zaczaiły. O tym, gdzie jestem też się niczego konkretnego nie dowiedziałam. Po tym, jak wyskoczyłam z łódki, dopłynęliśmy do jakiejś powierzchni, tam otwarł się wir, a potem ciemność i obudziłam się już przywiązana do krzesła w tej potwornej komnacie.
Czułam się jak roszpunka. Szkoda tylko, że nie znam żadnego księcia, a moje włosy mam do nieco ponad bioder, a nie do kostek.
Przewróciłam oczami i warknęłam po raz kolejny szamocząc się na krześle. Bądź co bądź, było mi bardzo niewygodnie. Szmata odcinała jakąś część tlenu, a gruby sznur wiążący moje nadgarstki, sprawiał wrażenie, jakby się zaciskał, a nie na odwrót. Rozejrzałam się po smutnej komnacie.
Ciekawe czy ktoś tu kiedyś umarł?
Wow Wendy. Ty to nasz rozmyślania.
No, ciekawi mnie to.
Mój wzrok jednak opadł na miejsce, gdzie powinny być moje nogi. Wyrósł mi tam ogon. Długi, połyskliwy ogon o perłowo jasnym kolorze różu. Moja skóra wchodziła w nową cześć ciała tak idealnym gradientem, jaki nieraz próbowałam uzyskać przy blendowaniu cieni. Koniec deformacji w postaci płetwy, był niemalże przezroczysty i ogromny. Ogon był prześliczny, lecz trochę brudny, a tęskniłam za moimi ciuchami od Petera, które teraz leżały w stosiku na końcu pokoju. Nie mam pojęcia jak się tam dostały, ani kiedy je zgubiłam, ale ważne że były.
Moje rozmyślania przerwało szarpnięcie za klamkę. Serce zabiło mi szybciej, a pięści zacisnęły się tak samo jak zęby. Do pokoju wpłynela zielonowłosa syrena z ogonem oślizgłego i pozbawionego łusek węża i ewidentnie rozdzielonym na dwie części językiem. Za nią stał syren o muskularnej, lecz nieco drobnej budowie ciała, błękitnych włosach i opalonej karnacji. Jego oczy połyskiwały na srebrzyste kolory, a z knykci i rąk wystawały szpiczaste kolce.
Przyglądanie się syrenowi było bardzo przyjemne. To był naprawdę przystojny chłopak, a gdy zobaczył że się na niego patrzę, uśmiechnął się lekko a mi od razu zrobiło się cieplej.
— Królowa chce cię widzieć — syknęła zielonowłosa.
— I? — zapytałam urywając myśli o chłopaku. Syrena wbiła we mnie znaczące spojrzenie — To może mnie odwiąż? — warknęłam.
Zielonowłosa zagryzła wargę i posłała towarzyszowi znaczące spojrzenie. Nie zrobiła nic przez następną chwilę.
— No na co się tak gapisz? — spytałam pretensyjnie — Albo mnie odwiązujesz i idziemy do tej stukniętej babki, albo won mi stąd! — krzyknęłam. Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. Chyba tak to szło.
Błekitnowłosy zaśmiał się cicho i podpłynął do mnie, zanim zrobiła to syrena.
— Widzisz? Da się — podniosłam w jej stronę brwi widząc, że chyba nie jest zbytnio zadowolona że pomaga mi ten seksowny syren.
Stał za mną i odwiązywał mi ręce, a gdy w końcu sznurek opadł z moich nadgarstków poczułam tak niewyobrażalną ulgę, że ciężko będzie mi to opisać w słowach. Zajął miejsce przede mną i odwiązał mi knebel unikając mojego wzroku.
— Jak się nazywasz? — zapytałam najciszej jak się dało, by ta wredna syrena się nie połapała.
— Andy — odpowiedział chłopak i pomógł mi wstać — A to jest Eveline — pokazał ręką na dziewczynę za nim.
Niezbyt przyjemna ta Eveline. Spojrzała na mnie nienawistnie i podeszła do nas wciskając się między mnie, a chłopaka.
Ciekawa jestem kiedy będzie po mnie Peter, albo czy w ogóle przyjdzie. Sądząc po jego zachowaniu wobec mnie, to chyba się na to nie zapowiada. Tak będąc szczera i wiedząc, że chłopak nigdy się o tym nie dowie, to stęskniłam się już za naszym cichym dogryzaniem sobie. Teraz wyładowywałam się na przypadkowych osobach. Bardzo brakuje mi Alexa i Felixa. Oni są dopiero cudowni. Zwłaszcza ten pierwszy.
Syrena zaraz po naszym wyjsciu z komnaty, zerwała jedną gałązkę wodorostu, który rósł w doniczce przy wejściu i oplotła mi ją wokół nadgarstków. Roślina od razu dopasowała się do ich kształtu i mimo, że to było kolejne zniewolenie, to zdecydowanie bolało mniej, niż gruby sznur. Przed moją komnatą, od razu znajdowały się brudne czarne schody, którymi spłynęliśmy na dół. Kręte schodki wiły się wokół kolumny, na której umiejscowiona była moja klatka. Ledwo skończyliśmy pierwszą przeprawę, a już zauważyłam, że jestem na podeście, który zmusza do kolejnego zejścia w dół. Tak też się stało. Muszę za to przyznać, że pływanie jest o wiele szybsze i wygodniejsze od chodzenia. Po kolejnym zejściu, syrena podpłynęła do ceglastej ściany i wcisnęła jedną z płytek. Ściana zatrzęsła się w posadach i powoli z irytującym zgrzytem usunęła się na bok. Dotarliśmy na koniec, przede mną rozpościerał się bardzo długi korytarz, który ciągnął się w nieskończoność. Rozdziawiłam usta i rozejrzałam się po całym korytarzu.
Był ogromny, wysoki na kilkanaście metrów, wykonany prawie w całości z seledynowego kamienia, a gdzie nie gdzie widziałam perłowe akcenty. Wyjście z mojej komnaty prowadził malutki korytarzyk do głównego rozejścia się drzwi. Do centrum piętra prowadziło ze sto drzwi, a okien było tu tyle, że nie sposób byłoby je zliczyć. Opadła mi szczęka, gdy znalazłam się na długim jasnoszarym dywanie o puchatej teksturze. Pachniało tu jaśminem i jakby wiśniami, a w tle słyszałam ciche dzwoneczki. Mogły być wytworem mojej wyobraźni, ale zamek wyglądał prześlicznie, a nie jak dom osoby, która pewnie chce mnie zabić.
Eveline szarpnęła mnie w stronę ogromnych schodów z poręczą wykonaną z diamentów i położonym seledynowym dywanem. Otwarłam usta, ale nie wydałam żadnego dźwięku. Naprawdę nie chciało mi się teraz kłócić z syreną.
Andy znalazł się od razu za mną i złapał delikatnie mój łokieć, dając mi porównanie jak bardzo źle traktuje mnie zielonowłosa. Spróbowałam wyrwać rękę z jej uścisku, ale na próżno.
Odnotować - „Syreny są bardzo silne".
Po wejściu na schody, trafiliśmy na kolejne, potem na ścianę, która obracała się po pociągnięciu za jedną z tysiąca świecących się gwiazdek wbitych w kamień. Za nią były już tylko jedne bardzo krótkie schody, a już z ostatniego stopnia widziałam salę królewską.
Największe pomieszczenie w jakim kiedykolwiek przebywałam. Sklepienie na kilkudziesięciu metrach, pod ścianami stali rycerze w srebrnych zbrojach. Na sali były tak niewiarygodnie dziwne przedmioty, jak na przykład wielka przezroczysta kula, która przypominała bąbel powietrza i trzęsła się pod wpływem każdego dmuchnięcia. Lub słup praktycznie łączący się z sufitem, kiwający się na wszystkie strony i wykonany z czegoś bardzo miękkiego na kształt waty cukrowej z czerwonymi i żółtymi światełkami w środku. Kilka długich stołów, prawdopodobnie przygotowanych dla rożnego rodzaju bankietów. Poza tym po podłodze pełzały różne dziwnie stworzenia. Zielone gąsienice z pasiastymi plecami, lub węgorze przepływające po całej sali.
Na samym końcu sali i na środku stał ogromny tron, wykonany z marmuru i błękitnych wstawek. Porozwieszane były na nim diamenciki, a po obu jego stronach leżały przeróżne bogactwa. Miejsce królewskie zajmowała syrena o fioletowej skórze, diademem z pereł na głowie i długim lawendowym ogonem z falbaniastą płetwą na końcu. Jej twarz miała wyryte białe znaczki, a usta okalały śnieżnobiałe kły przypominające te u wampira.
Podniosła się z tronu z ogromną gracją i wyprostowała obserwując, jak Eveline i Andy mnie do niej prowadzą.
Wyglądała na szesnaście lat, ale musiała być zdecydowanie starsza. Jej sposób płynięcia wprawiał mnie w zazdrość, gdyż ja nawet w wodzie strasznie się kiwałam i mogłam ledwie pomarzyć o takiej gracji.
— Witaj — powiedziała spokojne, gdy stanęłam już przed nią, wciąż trzymana przez niezbyt przyjazną Eveline.
— No siema. Czemu mnie tu trzymasz? — wypaliłam. To siema wymsknęło mi się z przyzwyczajenia. Musiałam się poprawić, bo przecież stałam przed królową syren, która napewno zajmowała ważne miejsce w moim ukochanaym oceanie — To znaczy Witaj.
Kobieta zamrugała pare razy nieco zmieszana, ale szybko się otrząsnęła i zaczęła mówić — Jestem Selly — patrzyła na mnie z wyczekiwaniem. Prawdopobnie chciała, żebym się przedstawiła, ale nie łudziłam się, że nie wie. — Rządzę tą krainą. Jak ci się podoba?
Zaśmiałam się ironicznie.
— Jak mi się podoba? Zamknęłaś mnie w komnacie, związałaś i napuściłaś na mnie tą agresywną syrenę, która dosłownie chce mnie zabić, a ja nie wiem czemu. Zabrałaś mnie przyjaciołom, a ja nawet nie wiem czy mnie w ogóle szukają! — zaczęłam krzyczeć wywalając na zewnątrz wszystkie emocje.
— Jeśli cię nie szukają, to to nie przyjaciele — stwierdziła chłodno królowa. Miałam dziwne wrażenie, że to zła babka, mimo że tonem wydaje się miła. Oczywiście ignorując to, że mnie porwała. Z resztą nie tylko ona.
Nie powiedziałam nic, tylko wyrwałam z całej siły syrenie rękę z uścisku i poprawiłam różowe włosy opadające mi na twarz. Istota pewnie się nie spodziewała tego, więc udało mi się uwolnić chociaż na chwilę.
— Przykro mi, że poznajesz nas od tej strony, ale uwierz mi, że robimy to w dobrej wierze — powiedziała spokojnie Selly że złożoną ręką na drugiej — Mogę ci wszystko wytłumaczyć?
— A mam jakiś wybór?
Królowa zaśmiała się cicho i skinieniem głowy poprosiła jednego z rycerzy, by przyniósł mi krzesło, które okazało się bardzo wygodne.
— Jak wiesz, potrzebowaliśmy ciebie. Potrzebujemy czegoś, co znajduje się w tobie — dotknęła miejsca, w którym pod skórą kryło się moje serce. Przerażona spojrzałam na nią, mając przed oczami widok, jak kobieta wyrywa mi narząd — Nie w tym sensie — zaśmiała się, ale wcale mnie nie uspokoiła — Nie bój się.
— Do rzeczy — westchnęłam. Zaczęło mi się chcieć śmiać, a w tamtym mimencie wymagana była powaga, z którą mam problem.
— Masz w sobie coś, czego potrzebujemy. Chociaż namiastka twojej mocy zdecydowanie pomogłaby nam.
— W czym?
— To nie jest ważne — ucięła temat i uśmiechnęła się ciepło — Zgadzasz się?
— Nie? — zapytałam ironicznie. Nie miałam pojęcia co ta kobieta ma na myśli, o czym mówi, w jaki sposób chciałaby mi coś zabrać i co?
Popatrzyła na mnie, a mimo, że na jej twarzy widniał uśmiech, to w oczach zauważyłam złość.
— No tak. Ciężko się z tobą robi interesy — westchnęła i spojrzała w dal oblizując wargi — Taki zabieg w żaden sposób ci nie zaszkodzi, a nam da coś ważnego.
Zmarszczyłam brwi. Ta typiarka sobie żartuje, czy jest po prostu taka głupia?
— Oczywiście mogą nastąpić skutki uboczne i możesz stać się trochę... — urwała szukając odpowiedniego słowa — szalona.
Zaśmiałam się na cały głos. O co jej chodziło? Czy nie mówiła czasem, że to mi w żaden sposób nie zaszkodzi? Czułam się jak bohaterka jednego z seriali, które ogląda moja babcia.
— Nie zgadzam się i tyle. Wypuśćcie mnie, bo nie dam wam żadnego pożytku. Wydajesz się fajną babką, macie tu przystojnych syrenów, miło było poznać i może kiedyś wpadnę, ale teraz się pożegnamy.
Syrena oblizała wargi i wbiła we mnie zwierzęce spojrzenie.
— W takim razie nie dajesz mi wyboru. — Nie wiedziałam co kryje się za tymi słowami, ale czułam że nic dobrego, bo w moją stronę skierowało się kilku rycerzy, którzy wcale nie mieli przyjaznych mimik twarzy.
~~~~~~~~~~~~
Siema siema ❄️
Na początku chcę Wam życzyć szczęśliwego Nowego roku! 🥳 Oby spełniły się wasze marzenia i ten rok był godny zapamiętania 💕
Koniecznie zostaw po sobie komentarz i daj znać, jak podobał się rozdział 🧚♀️
Całuski
Zosia ❤️