Symbol Mroku

By Oliwus

122K 8.6K 1.2K

*Książka do gruntownej poprawy, więc przepraszam za napotkane błędy :D* ,, W małym mieście, w orła kraju, N... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI
Rozdział XVII
Rozdział XVIII
Rozdział XIX
Rozdział XX
Rozdział XXI
Rozdział XXII
Rozdział XXIII
Rozdział XXIV
Rozdział XXV
Rozdział XXVI
Rozdział XXVII
Rozdział XXVIII
Rozdział XXIX
Rozdział XXX
Rozdział XXXI
Rozdział XXXII
Rozdział XXXIII
Rozdział XXXIV
Rozdział XXXV
Rozdział XXXVI
Rozdział XXXVII
Rozdział XXXVIII
Rozdział XXXIX
Rozdział XL
Rodział XLI
Rozdział XLII
Rozdział XLIII
Rozdział XLIV
Rozdział XLV
Rozdział XLVI
Rozdział XLVII
Rozdział XLVIII
Rozdział XLIX
Rozdział L
Rozdział LI
Rozdział LII
Rozdział LIII
Rozdział LIV
Rozdział LV
Rozdział LVI
Rozdział LVII
Rozdział LVIII
Rozdział LIX
Rozdział LX
Rozdział LXI
Rozdział LXII
Rozdział LXIII
Rozdział LXIV
Rozdział LXV
Rozdział LXVI
Rozdział LXVII
Rozdział LXVIII
Rozdział LXIX
Rozdział LXXI
Rozdział LXXII
Zaległa Nominacja
Rozdział LXXIII - Epilog
Witam + Wynik Ankiety
Już jest!

Rozdział LXX

1K 84 13
By Oliwus

Z przyjemnego snu wyrwało mnie dokuczliwe łaskotanie po twarzy.
Prychnąłem niezadowolony i pomachałem szybko dłonią przed buzią, aby natręt się oddalił i przekręciłem się z jękiem na drugi bok, zakopując się głębiej w koce.
Gdy znów coś zaczęło mi jeździć po twarzy, nie wytrzymałem i poderwałem się do siadu. Spojrzałem w prawo i zobaczyłem zadowolonego z siebie Raventala i jego wężowy ogon w miejscu, gdzie niedawno znajdowała się moja głowa.

Czy on mnie budził tą gadziną?
To są chyba żarty!

- Rav, co ty do diabła robisz?- syknąłem rozeźlony, patrząc na chimerę spod byka.
- Jak to co? Próbuję cię obudzić. Już dawno nastał świt. Był tu też jakiś mężczyzna. Zostawił dla ciebie ubrania i balie z wodą. Powiedział też, że za godzinę król Aran chce, abyś przyszedł do namiotu narad. - mruknął i przekrzywił łeb, w dokładnie ten sam sposób co mój były pies.
Czy każde wspomnienie miejsca ,w którym się wychowałem będzie tak nostalgiczne i tak bardzo bolało?
Ciekawe czy w ogóle mnie pamiętają?
Czy wiedzą, że kiedykolwiek istniałem?

W tym momencie nagle poczułem ogromną falę bólu. Rozchodziła się szybko po całym ciele. Największe uczucie uderzania obuchem czułem w głowie. Jakby coś próbowało się tam dostać. Wrzasnąłem rozdzierająco, drąc sobie gardło. Złapałem się szybko za głowę i kierowany bólem, pochyliłem się i schowałem głowę między kolana. Zacisnąłem mocno szczęki, starając się nie krzyczeć.
Po moim policzku skapnęła pojedyncza łza.
Jak przez mgłę słyszałem rozpaczliwe nawoływanie mojego zwierzęcego przyjaciela. Za to do mojej świadomości całkowicie wyraźnie i przejrzyście dochodził jeden głos, którego nie chciałem słyszeć za żadne skarby.

- Witaj Isilu.
- Czego chcesz, Derycie.- wywarczałem agresywnie w myślach, bijąc się z bólem.
- Jak to, czego? Twojej odpowiedzi. A tak a pro po, mogę ci odpowiedzieć na twoją. - wuj wydawał się być z czegoś za bardzo zadowolony. - Otóż, twoja przybrana matka i przyjaciel, jak on miał, Leon, prawda? Wszyscy, którzy mieli z tobą jakiś kontakt, cię nie pamiętają. Zostałeś wymazany z ich umysłów i serc. Księga, która cię tu sprowadziła, zadbała o to. Oni cię po prostu nie znają, a tym bardziej nie tęsknią. - nagle usłyszałem mentalne klaśnięcie w dłonie. Tak się da? - No, to skoro wiesz już wszystko, co chciałeś, to może teraz moja kolej, hm?
- Nie! - wrzasnąłem w głowie, zagrażając zaciśniętą pięść.
- Nie, że nie moja kolej, czy nie, że się nie zgadzasz?- parsknął.
- Nie zgadzam się!
Poczułem, że dobry humor opuszcza obecnego króla Umbry, zastępując to wszechobecnym chłodem.
- Jak chcesz, chciałem obejść się bez niepotrzebnego rozlewu krwi, ale jeśli tak stawiasz sprawę...Do zobaczenia, mój drogi bratanku. - wysyczał i połączenie się zerwało, a razem z nim odszedł palący ból.
Zaczęły dochodzić do mnie także wątpliwości, czy słusznie postąpiłem.
Ale to nie czas na to.
Jak przyjedzie czas i to podejrzewam, że szybko, wypije piwo, które naważyłem.

Otworzyłem oczy, gdy usłyszałam zdenerwowany, męski głos, a właściwie głosy.
Nade mną stali dwaj mężczyźni, których raczej się tu nie spodziewałem. Kaylar i Nimil przyglądali się mi z nie wierzę, ale strachem.
Czyżby się martwili?- parsknąłem w duchu.

- Co wy tu robicie?- mruknąłem trochę niewyraźnie, starając się wstać na równe nogi przy pomocy kociego grzbietu Rava.
- Twój zwierzak się wystraszył tym, że krzyczałeś i wybiegł z namiotu po pomoc. Na szczęście mieliśmy ze sobą mojego sokoła.- z odpowiedzią przyszedł mi Nimil, mrużąc swoje szare oczy.- Co tu stało Książę?- ostatni wyraz wypowiedział z delikatną niechęcią.
- Nie wasza sprawa.- pokręciłem głową i przetarłem dłonią twarz.
- Nasza!- odwarknął Kaylar, a jego czerwone oczy błysnęły niebezpiecznie. - Jesteśmy żołnierzami w tej cholernej wojnie i mamy wraz ze wszystkimi doprowadzić cię na tron! A do tego musisz żyć! Nie wiem jak on, ale ja wypełniam obowiązek wasala wobec swojego seniora. Moja rodzina pochodzi stąd i chciałbym kiedyś wrócić w moje rodzinne strony do wioski dżinów, dopóki Deryt jest u władzy, ja i mój ojciec mamy łatkę rebeliantów, a tym samym nie mogę zobaczyć mojej matki i sióstr. Jeśli będę mógł to zrobić, gdy ty zostaniesz królem, nie będę miał nic przeciwko, aby ci służyć. Musisz odłożyć uprzedzenia do naszej dwójki i powiedzieć, co się u diabła stało?!

Stałem skamieniały tym wywodem i nie wiedziałem, co powiedzieć.
Kto by pomyślał, że otrzymam kiedykolwiek od niego reprymendę, ba, że będzie chciał mi pomóc i jeszcze przy tym dowiem się tyle o nim?
Potrząsnąłem głową, wygrywając się z otępienia.

- Coś jakby...rozmowa.- zmarszczyłem brwi i zrobiłem głębszy wdech, patrząc zdenerwowany na swoją poranioną dłoń z czerwonym znakiem moich zębów. Z rany niespiesznie kapała krew. - Wuj się trochę wkurzył.- zaśmiałem się histerycznie i schowałem twarz za otwartą, zdrową dłonią.
- Rozmawiałeś z Derytem?- Nimil przeczesał brązowe włosy, ze zdenerwowaniem w stalowych oczach.
- To, że z nim teraz rozmawiałem jest nie ważne.- pokręciłem głową pośpiesznie ich prosząc, ale zabrzmiało to jak rozkaz.- Idźcie natychmiast do Arana, niedługo dołączę. Muszę się doprowadzić do porządku. Wojna się rozpoczyna.

O dziwo, nie dyskutowali, tylko migiem wybiegli do odpowiedniego namiotu. Ja ekspresowo wymyłem się w bali ( tak szybko, to się jeszcze nigdy nie kąpałem), obandażowałem dłoń i poszukałem odpowiednich ubrań. Na szczęście w szafie odkryłem pełną, skórzaną zbroję.
Nałożyłem ją jak najszybciej, mocując się z wszystkim pasami.
Jak ciężko jest założyć samemu zbroję! Ale dawałem radę. no może bez paru sznurów na plecachUprzednio założyłem cienką, czarną tunikę sięgającą mi do połowy uda i również czarne, cienkie, materiałowe spodnie.
Naramienniki zbroi były zaokrąglone i wąskie, bez żadnych zdobień. Napierśnik był zrobiony z jednego dużego kawałka skóry, ale stworzony, aby misternie naśladować wygląd mięśni. Obejmował całą przednią i tylną stronę chroniąc prawie wszystko od szyi w dół, zwężając się w okolicach pachwiny. Liczne paski mocujące przechodziły po całym odzieniu. Nogi były chronione przez skórzane buty, które miały misternie wykonane sigile haftowane na każdej zewnętrznej stronie oraz nagolenniki. Powoli zapinałem na rękach mocne karwasze.

- Isil?
Odwróciłem się gwałtownie z szalenie bijącym sercem w stronę wejścia do namiotu. Z ulgą dostrzegłem tam znaną mi postać mojego opiekuna i przyjaciela.
- Hej, Tarinan. Co cię tu sprowadza?- zapytałem, spoglądając w złote oczy pół tygrysołaka.
- Słyszałem o twojej ,,rozmowie" z wujem. Chciałem zobaczyć, jak się czujesz.- odpowiedział spokojnie i podszedł do mnie bliżej i zaczął majstrować przy moim napierśniku, a dokładniej przy rzemieniach u jego dołu, których właśnie nie mogłem zawiązać samemu.
- A jak mam się czuć? Zbliża się wojna, która jak każda, pochłonie setki, jak nie tysiące ofiar. I jeszcze jej losy zależą ode mnie! Czuję się zajebiście!- prychnąłem z rozdrażnieniem, zawiązując swoje białe kudły w ciasny, wysoki kucyk.
W tej chwili przydałoby się, jakby były krótsze. Ale za Chiny ludowe nie wiem, jakiego zaklęcia użyła matka Silvera, a nie mam czasu ich ścinać.

Mój szkolny opiekun westchnął ciężko i stanął przede mną, patrząc mi głęboko w oczy. Jego własne były zwężone i intensywnie błyszczały, jakby jego ukryty tygrys chciał się wydostać na powierzchnię.
A może i tak było, bo sądząc po jego stroju podobnym do mojego, był gotowy do walki.
- Isil, odsuń od siebie niepotrzebne myśli i skup się na tym, co naprawdę ważne. O wygraniu tej wojny.
- No tak, bo zabijanie w celu ,,większego dobra" usprawiedliwia nadchodzącą rzeź! Nie, nie robi tego! Wszystkie straszliwe i niezwykle krwawe wojny w ludzkim świecie były prowadzone pod takim hasłem! Wszystko było ,,dla naszego dobra"! Tam też są nasi pobratymcy. Nie wszyscy z własnej woli idą na własną śmierć! Oni nie wybierają, tak, jak żołnierze Arana! Oni mają taki rozkaz, którego złamać nie mogą, bo to też oznacza śmierć! Jak ja mam tutejszym ludem, jeśli los pozwoli, rządzić, zabijając ich własne rodziny?!- złapałem się za nasadę nosa i zamknąłem oczy wzburzony.
Nagle ni stąd ni zowąd, usłyszałem parsknięcie szatyna.
Otworzyłem oczy zdezorientowany.
- Z czego ty się śmiejesz? tu nie ma powodu do śmiechu!
- Mój ojciec powiedział mi kiedyś, że dobrego władcę poznaje się po tym, że pierwsze o czym myśli, to dobro kraju, a przede wszystkim jego mieszkańców.- odpowiedział mi spokojnie i położył rękę na ramieniu, uśmiechając się z dumą starszego brata, bo tak traktował swoich podopiecznych. Jak młodszych braci.
- Najwyraźniej trafił się odpowiedni kandydat do tej roli.
Pokręciłem szybko głową, szybko zmieniając temat.
- Musimy już iść.

Podszedłem tylko po pas z Dentem i zapiąłem go na biodrach. Po tym szybko wyszedłem z namiotu, a za mną podreptał Ravental, a jeszcze dalej Tarinan.
- Rav, obiecaj mi coś.- odezwałem się od dawna w głowie do mojej chimery.
Czerwone oczy zwróciły się w moim kierunku ciekawsko.
- Co takiego?
- Nie będziesz mógł pewnie ze mną iść do zamku, bo raczej Deryt z niego nie wyjdzie, więc obiecaj mi, że zaopiekujesz się podczas bitwy moimi przyjaciółmi, nie, oni są moją rodziną, proszę.- spojrzałem na zwierzę błagalnie.
Bestia wydawała się przez chwilę bić z myślami, ale jednak się zgodziła.
- Dziękuję, ty też uważaj na siebie.- szepnąłem w myślach.
- Będę. Wierzę w ciebie, dzieciaku.- mruknął czule.
Nawet nie zauważyłem, kiedy doszedłem do namiotu narad. Już z daleka słychać było krzyki grupki osób. Moje serce zabiło szybciej ze zdenerwowania.
- Leć tam, poczekam tu.- nakazał Ravental, gdy na niego spojrzałem z pytaniem w oczach.

Wbiegłem tam szybko, nie wiedząc, co się stało.
W namiocie stali Aran z Direlem, mój ojciec i wszyscy moi przyjaciele, nawet Kirial. Silver z niesamowitym zawzięciem wykłócał się o coś ze swoim rodzicielem i dziadkiem wspierany przez wampira, drowa i młodego druida. Tylko Kirial stał z nieodgadnioną miną w kącie pokoju wraz z Dewosem.
Nie widząc innego wyjścia, ryknąłem na cały namiot. Wszystkich głowy zwróciły się na mnie i Tarinanie, który wbiegł do namiotu zaraz za mną.

- Co tu się dzieje?- spojrzałem na Silvera, który ewidentnie to zaczął.
Zamiast blondyna, odezwał się, a raczej wywarczał szarowłosy anioł.
- Te matoły chcą się pchać na pierwszą linie ognia! Nie, nie pozwolimy wam na to! Zostajecie tam, gdzie was przydzieliliśmy, a mianowicie do innych młodych żołnierzy. Gdyby nie to, że obecne roczniki w mojej szkole są tak uparte, nikt z was nie brałby udziału w tej bitwie! Jesteście jeszcze za młodzi, tak samo Kylar i reszta, powinniście być w domach. Zgodziłem się na waszą obecność pod jednym warunkiem, nie pchacie się w sam środek tego bałaganu!
- Dyrektorze!- warknął oburzony Yafal, a jego oczy wściekle jarzyły się czerwienią.
Rzadko widzę go tak wkurzonego.
- Yaf, spokój, wy też.- zbeształem moich bliskich.- Ja też wolałbym żebyście zostali tam, gdzie trafiliście. Nie chcę...Nie mogę was stracić.- łza niebezpiecznie zakręciła mi się w oku. - Ale...- Peris chciał coś jeszcze powiedzieć, lecz Dewos postanowił wkroczyć do akcji.
- Peris, każdy z was przyda nam się na takich pozycjach, jak jesteście. Jesteś świetnym strzelcem i bycie łucznikiem na pobliskim wzgórzu nie powinno ci w żaden sposób się nie podobać. Yafal, staniesz czy tego chcesz, czy nie z resztą magów, osłaniając rycerzy i tego głąba Silvera włącznie i tak wiem, że by się wymknął do doświadczonych wojowników.- wskazał palcem z wyrzutem na elfiego księcia, który zrobił obrażoną minę.- A ty Adillen bardziej przydasz nam się u boku twojego ojca w namiotach medycznych i dobrze o tym wiesz.- spojrzał miażdżąco na zielonowłosego, który prawie skulił się pod naporem spojrzenia czarnych oczu.
- Tak, Sir.- mruknęli poddając się. Ale i tak wiedziałem, że nie wypełnią w pełni rozkazów. 
Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na młodszego z demonów w naszym towarzystwie.
- A ty, Kira?
Chłopak chciał coś powiedzieć, lecz uprzedził go czarnowłosy.
- Kirial zgłosił się, aby iść z nami do zamku.
Spojrzałem na ojca niedowierzającą, by zaraz te spojrzenie przenieść na czarno-czerwonowłosego chłopaka i ponownie na rodziciela.
- Jak to? I dlaczego, ty w ogóle też idziesz?
- Synu, martwię się o ciebie.- odparł, odpychając się od stolika, o który się opierał i podszedł do mnie.- Isil, jeśli myślisz, że zostawię cię w tak trudnym dla ciebie momencie, to się grubo mylisz, porzuciłem cię raz, ale ponownie tego nie uczynię!- ostatnie zdanie prawie wykrzyczał z pewnością i położył swoją dłoń na moje ramię. - Gdybym miał wybór, nie pozwoliłbym ci walczyć, sam stoczyłbym ponownie bitwę z moim bratem, ale nie mogę!- warknął i potrząsnął głową, z bezsilnym wyrazem twarzy.- Cholerne prawo jednorazowej władzy! Isil, jesteś jedynym, który może rządzić tym krajem i pomogę ci to osiągnąć choćby nie wiem co! Mimo wszystko kocham mego brata, ale nie mogę patrzeć na jego tyranie.
- Rozumiem to, tato.- pokiwałem powoli głową i westchnąłem. - Kiedy wyruszamy?- uniosłem oczy na czarnowłosego.

W tej samej chwili do namiotu wpadł rozpędzony, niewiele starszy ode mnie chłopak, prawie się wywracając o swoje własne nogi.
Gdy zobaczyłem jego szaty, moje serce gwałtownie przyspieszyło, a wielka gula utknęła w gardle. Za żadne skarby nie mogłem przełknąć śliny ze strachu i zdenerwowania.
Jedyne co mogło go tu sprowadzić to...
- Mój Panie!- młody zwiadowca skłonił się raptownie w pół przed równie poddenerwowanym Aranem, który zaczął wyłamywać sobie palce.
- Melduję, że wojska nieprzyjaciela opuściły mury miasta i zmierzają w naszym kierunku! - wykrzyczał na jednym wdechu, prostując się jak struna.
- A Deryt?- głos zabrał szarowłosy, wychodząc zza starszego elfa i mrużąc błękitne oczy.
- Brak. Informatorzy potwierdzają, że pozostał w zamku! Armią dowodzą Darantoliar i Orghon, Sir!
- Możesz odejść. Idź do naszych generałów, mają przygotować żołnierzy i to na już!- rozkazał król Terry. Chłopak wręcz wypadł z namiotu i popędził do wskazanych osób.

- No to Isil, masz już swoją odpowiedź.- młody zabójca podszedł do mnie z determinacją na twarzy i dziwnym blaskiem w czarnych, prawie gadzich oczach.
Prychnąłem pod nosem i spojrzałem na mojego ojca, który wyjął miecz i zaczął mu się przyglądać.
- Mam nadzieję, że jesteście gotowi.- mruknął, wkładając go z powrotem do skórzanej pochwy.
- Nie, ale musimy.- odpowiedział za mnie Kirial głosem bez wyrazu.

Zdecydowanie miałem takie samo zdanie jak on.
Na myśl, co się stanie za mniej niż dwie godziny, miękły mi kolana, a gula w gardle nie chciała spaść, a wręcz przeciwnie, stawała się coraz większa i utrudniała normalne oddychanie.
Ojciec po tym skinął głową wszystkim w pomieszczeniu i podszedł do Arana oraz Direla, by zamknąć ich w ciasnym uścisku.
No tak, czas się pożegnać.
Nie zdążyłem nic zrobić, a już zostałem zatopiony w ciepłych i silnych uściskach moich przyjaciół.
Obejmowałem ich z równym zapałem.
Tak bardzo nie chciałem ich puszczać. Miałam wrażenie, że jak ich wypuszczę z mego uścisku już nigdy ich nie zobaczę.
Że ich stracę.

Czułem, jak moje serce powoli łamie się na miliony małych kawałeczków, a z kącika oka uleciała jedna mała, słona łza.
- Uważajcie na siebie.- szepnąłem przybity, odsuwając się od nich powoli.
- O nas się nie martw. Poradzimy sobie.- Tarinan starał się mnie uspokoić na tyle, na ile go było w tym momencie stać.
- Tari ma rację, to ty masz się pilnować!- srebrnooki wampir pogroził mi palcem jak dla małego dziecka z ogromną pewnością na młodej twarzy.
Mimowolnie wybuchnąłem śmiechem. Ni stąd, ni zowąd usłyszałem głośny pomruk. Spojrzałem wyczekująco na szarowłosego anioła, który stał przede mną, a obok niego jego syn. Obaj nagle ze smutnymi uśmiechami pochwycili mnie w ramiona i roztrzepali starannie związany kucyk. - Uważaj na siebie, chłopcze.- zielonooki elf mruknął i odwrócił mnie w stronę ojca, który już stał gotowy przy drzwiach.
Spojrzałem jeszcze na dziwnie spokojnego Kiriala, który podszedł do Dewosa i ruszyłem w stronę wyjścia.
W stronę mojego przeznaczenia.

                               ......

Jej! Kolejny rozdział do Was leci!
Mam nadzieję, że się podobał.
Jesteśmy z każdym rozdziałem coraz bliżej końca, coraz bliżej...

Moją nieobecność mam nadzieję nadrobić w najbliższym czasie, ponieważ zaczęły mi się upragnione ferie! ( Ktoś się cieszy tym wolnym tak jak ja? Xd)
Jak dobrze pójdzie, to może i dam radę dokończyć całe opowiadanie.

Tak więc trzymajcie za mnie kciuki, abym miała dużo, duuuużo czasu i weny!

Pa pa! :*

Continue Reading

You'll Also Like

2.4K 184 26
Ada właśnie otworzyła drzwi ,po tym jak skończyła się jej impreza urodzinowa.zobaczyla tam pewnego gościa...jakie czekają ją przygody?
227K 18.5K 195
❕Poziom rysunków z końca książki i początku bardzo się różni❗ Oto Książka na moje bazgroły ;3 Na papierze, jak i te wykonane na komputerze. Z chęcią...
1.5K 137 16
Jest to opowiadanie, komiks, książka każda nazwa, może pasować, ale wracając jest to opowieść o zwykłej nastolatce Marinett, która spotyka na swojej...
5K 224 25
Damiano David: 17 latek pochodzący z Rzymu. Homofob. W szkole maskuje swoje prawdziwe uczucia przed znajomymi Ethan Torchio: anoreksja,depresja oraz...