Rozdział XXXIV

1.6K 126 18
                                    


Następnego dnia wszyscy w szkole chodzili podekscytowani.
A moi przyjaciele po prostu roznosili stół przy śniadaniu.
Zamiast w spokoju jeść prawie skakali na tych krzesłach.
Ale nie tylko uczniowie tak się zachowywali. Nauczyciele im w tym pięknie wtórowali.
Po prostu masakra! Nie rozumiem o co im w tym chodzi.
Przecież to tylko jakieś głupie zawody!

,, Is, o czym myślisz?
Usłyszałem cichy głos chimery siedzącej przy moim krześle. Spojrzałem na zwierzę i czule je pogłaskałem.

,, O niczym ważnym. Po prostu nie rozumiem ich ekscytacji.“

,, Pewnie się cieszą. Te zawody tylko raz na rok, a podczas nich mogą się popisać.“ stwierdził lew podbierając po cichaczu ze stołu kawał szynki.
Posłałem mu mrożący wzrok. Zwierzę przełknięło mięso i popatrzyło na mnie wielkimi oczami.
,, No co, głodny jestem!“ prawie pisnął.

Roześmiałem się głośno, na co moi przyjaciele przestali rozmawiać między sobą i przyglądali mi się jak jakiemuś kosmicie.
- Isil, dobrze się czujesz?- zapytał elf zabawnie marszcząc brwi i nos.
Przewróciłem zirytowany oczyma.
- Czy ty zawsze musisz się mnie o to pytać? -zadałem pytanie, ale Silver jeszcze bardziej zmarszczył brwi i przytaknął. Pacnąłem się dłonią w czoło.-Tak czuje się wręcz świetnie! Zadowoleni?- popatrzyłem po twarzach wpatrzonych we mnie osób. Tari i moi drodzy, uparci i z lekka przygłupi przyjaciele zgodnie pokiwali łebkami.

Kątem oka dostrzegłem, że z sali zaczeli znikać grubkami nauczyciele i uczniowie. Wszyscy jakby na zawołanie zaczęli wstawać ze swoich krzeseł. Nasz złotooki opiekun powędrował spojrzeniem w to samo miejsce co ja i po chwili zwrócił się do nas.
- Chłopaki, my też już musimy iść na dziedziniec. Musicie przygotować się przed turniejem. - zakomenderował, wstał od stołu i ruszył do wyjścia z sali.

Wraz z chłopakami popatrzyliśmy po sobie i ruszyliśmy za nim.
Na zewnątrz świeciło ładnie słońce, ale nie było nieznośnie ciepło jak przez ostatnie dni.
Może być z 20 stopni.
Teraz po niespiesznie przepływały białe chmury. Lekki wiatr przyjemnie muskał mi szyję i rozwiewał na boki kucyka, którego spiąłem tuż przy karku. Po 10 minutach doszliśmy na dużą polanę w lesie ,na której jeszcze nigdy nie byłem.
Miała ona na oko trochę mniej powierzchni ,niż ta na której stoi szkoła.
Jakim cudem jeszcze nigdy tu nie trafiłem!!!??
Zebrała się tu chyba cała szkoła!

Adillen widząc, że się zagapiłem, szybko złapał mnie za nadgarstek i pociągnął do jakiegoś barczystego mężczyzny stojącego przy wielkich skrzyniach trochę oddalonych od wszystkich tu zebranych osób.
Facet miał co najmniej 190 cm wzrostu i około 50 lat.
Miał brązowe do ramion włosy i całkiem długą brodę.
Ubrany był w beżową tunikę, czarne spodnie i smoliste kozaki do kolan.
Na to zarzucił brązowy, skórzany fartuch. Na wielkich dłoniach miał brązowe i również skórzane rękawice. W chwili gdy do niego podeszliśmy, dawał dla jakiegoś blondyna miecz dwóręczny. Zapewne mężczyzna jest tutejszym kowalem.
Gdy tamten sobie poszedł, mężczyzna zwrócił na nas swoje piwne oczy. Podszedł do naszego opiekuna i po przyjacielsku klepnął złotookiego w plecy. Tari wyglądał po tym uderzeniu jakby miał zaraz się wywrócić.
- Ach Tarinan! Miło cię znowu widzieć!- wykrzyknął entuzjastycznie basem krępy mężczyzna.
- Witaj Durayd.- odpowiedział z serdecznym uśmiechem łowca.
Wielki mężczyzna po chwili odwrócił się do nas i uśmiechnął szeroko.
- Tarinan, czyżby to byli twoi podopieczni?- złotooki lekko przytaknął. - No to chłopaku niezła zgraja ci się trafiła! Elf, drow, wampir i druid......a ten..- patrzył się na mnie jakby oceniając. - ....nie umiem poznać czym on jest. Tarinan, kto to jest?
- To jest Isil, Duraydzie. Nie wiemy czym on jest. On w sumie też nie.
Brodaty facet zaśmiał się w głos.
- A to ci checa! Ale dobrze, nie przyszliście tu zapewne ze mną gadać, tylko po uzbrojenie. Ty zielony, chodź tu!
Adillen podszedł niepewnie do kowala, a ten podał mu jakiś czarny strój.

Symbol MrokuUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum