Rozdział XLIX

1K 84 5
                                    

Zrobiłem dwa kroki w stronę jeziora i ktoś mnie złapał mocno za nadgarstek. Obróciłem się i zobaczyłem zdenerwowanego  Kiriala.
- Nie rób tego! Z nim coś jest nie tak.-jego oczy miały błagający wyraz i widziałem jak desperacko starał się mnie zatrzymać, zaciskając swą dłoń na mojej ręce .
- Spokojnie. Nic mi się nie stanie. Umiem sobie poradzić.- odpowiedziałem spokojnie i delikatnie, łapiąc go za dłoń i powoli odczepiałem jego palce od mojego nadgarstka. Uśmiechnąłem się do niego, dodając otuchy ( choć nie wiem czy sobie, czy jemu) i obróciłem się w kierunku Aranela.
Mężczyzna wskazał z szerokim, hienim uśmiechem tafle jeziora.

Zrobiłem mocny , ale urywny wdech i ruszyłem niepewnie w stronę przegu.
Przed linią wody przystanąłem skonfundowany i spojrzałem na środek zbiornika.
Poczułem się jakoś dziwnie.
Przymknąłem oczy ,czując delikatny, pulsujący ból w skroniach.
Był nieprzyjemny, ale nie na tyle, by mi to utrudniało ocenę sytuacji.
Szybko zamrugałem i znów skierowałem przed siebie wzrok.
Z wody wydobywał się delikatny, zielony dym.
Przypominało mi to scenę z jakiegoś horroru, który oglądałem kiedyś z Leo. Ale teraz za cholere nie mogę sobie przypomnieć jakiego!
Do moich nozdrzy doleciał dziwny zapach. Był strasznie słodki i zarazem przytępiający zmysły.

Obejrzałem się na moich przyjaciół, lecz oni stali tak jak wcześniej.
Jakby niczego nie dostrzegli.
Jakby niczego nie poczuli.
Odwróciłem się ponownie ku jezioru i zrobiłem krok do przodu, stawiając stopę w błękicie życiodajnej cieczy zwanej wodą. Zatrzymałem się dopiero, gdy woda sięgała mi do kolan. Kątem oka zauważyłem, że wieszcz podążył za mną i stanął u mego lewego boku.
- Spójrz w wodę, Isilu.- usłyszałem cichy szept starca, który wydał mi się przytłumiony i syczący.
Mimowolnie poczułem jak przez moje ciało przechodzi dreszcz, lecz bez najmniejszego sprzeciwu wykonałem polecenie.
Woda pode mną zaczęła mętnieć i stawać się biała. Po chwili była także szara ,aż w końcu zmieniła barwę na smolistą czerń.
Poczułem się słabo. Moje powieki zaczęły się zamykać. Próbowałem temu zapobiec, szybko nimi mrugając. Nie mogę pozwolić, by się zamknęły!
Po paru sekundach moje widzenie się pogarszało. Wszystko i z bliska i z daleka zaczęło robić się rozmazane i niewyraźne. Z czasem moje nogi poczęły tracić także swoją siłę. 
Czułem, jakby coś wciągało mnie pod wodę.
To nie były przewidzenia! To prawda!

Przed moimi oczami pozostała już tylko czerń.
Stałem pośród niczego.
Pustki.
Czarnej pustki.
Obejrzałem się do okoła, szukając czegokolwiek. Lecz nie było nic. Nic co pozwoliłoby mi wrócić. Okręciłem się zdenerwowany do okoła własnej osi.

Gdzie ja jestem!?
Pomyślałem gorączkowo.

- Spokojnie, Isilu.
Stanąłem natychmiastowo, słysząc nieznany mi męski, głęboki, a zarazem i zimny głos.
Przełknąłem nerwowo ślinę i spojrzałem w stronę z której usłyszałem dźwięk.
Właścicielem głosu okazał się trzydziestokilkuletni facet o kruczoczarnych włosach do pasa i krwiścieczerwonych oczach. Miał na sobie czarną szatę do ziemi ozdobioną w wielu miejscach złotem.

- Kim jesteś?- zapytałem, cofając się trochę w tył.
Mężczyzna zaśmiał się głośno, lecz w żadnym wypadku nie przemawiało przez ten gest szczęście. Gdy przestał, znów spojrzał na mnie tak poważnie, jakby nigdy nie wiedział, co to radość.
Tuż za nim pojawiło się duże, ozdabiane krzesło. Czerwonooki usiadł na nim prosto, jakby miał kija w dupie.
- Nic ci o mnie nie powiedzieli?-pardziej przmiało to jak stwierdzenie niż pytanie.
- Kim jesteś?!- zadałem mu pytanie ponownie, ale tym razem głośniej i bardziej stanowczo.
- Znam cię i ty znasz mnie.

O czym on pieprzy?

- O czym pan mówi?!- zmarszczyłem czoło zirytowany i zacisnąłem ręce w pięści.

Ten facet zaczyna mnie wnerwiać!

- Jesteś trochę bardziej wybuchowy, niż się spodziewałem.- stwierdził i zaśmiał się w głos.- Ale to dla mnie nawet lepiej.- nasze spojrzenia się zetknęły. Moje o odcieniu nocy i jego czerwone jak dobre wino i krew. W tych karminowych oczach uchwyciłem płomienie. Prawdziwe płomienie, którymi po sekundzie zajęło się całe ciało mężczyzn. Widziałem jak znikał w płomieniach i towarzyszył mi jego śmiech, brzmiący bardziej jak uderzanie metalem o metal.

Spojrzałem na swoje dłonie...których nie widziałem.
Nie było ich! Tak jak i moich nóg oraz połowy brzycha.
Ja znikałem!

Ocknąłem się, od razu podnosząc do pozycji siedzącej. Ale nie było to mądre, bo od razu zacząłem się krztusić wodą. Ktoś zaczął mi pomagać, waląc mnie po plecach. Nie ważne, że nie było to w żadnym stopniu delikatne. Ważne, że skuteczne.
- Spokojnie Isil! Oddychaj.- dosłyszałem zdenerwowany głos Adillena. Jego głos drżał i słychać było jak ciężko oddychał.
- Już myśleliśmy, że będziemy musieli cię pochować.- zaśmiał się histeryczne wampir. Czarnowłosy siedział na trawie za moimi plecami i najwyraźniej był osobą bijącą mnie po plecach.

Złapałem duży hust powietrza i zamknąłem na sekunde oczy. Otworzyłem je i spróbowałem się podnieść z ziemi. Odepchnąłem się dłońmi od podłoża i chwiejnie stanąłem na nogach. Prawie zaryłbym nosem w ziemie, ale ktoś złapał mnie w ostatniej chwili i położył moją prawą rękę na swoim karku. Tym kimś okazał się Silver, którego zielone oczy patrzyły na mnie ze zmartwieniem. W tym samym czasie zawiał solidny wiatr i poczułem przeszywające mnie zimno. Popatrzyłem po sobie i dostrzegłem, że jestem mokry aż do suchej nitki.

Co się stało?

Na moje nieme pytanie odpowiedź przyszła natychmiastowo.

,,Straciłeś w wodzie przytomność. Peris z Kirialem cię z niej wyciągneli.“ wyjaśniła moja chimera, która stała niedaleko mnie wraz z Eliarem.

Obejrzałem się poszukując dwójki wspomnianych osób.
Drow siedział na jednym z kamieni przy wodopadzie i patrzył obojętnie w niebo.
A czarnookiego demona dojrzałem przy brzegu zbiornika. Patrzył z furią na siedzącego na mokrym piasku Aranela i przykładał ostrze sztyletu do jego szyi. Stary mędrzec miał wzrok zkierowany na twarz Kiriala i uśmiechał się do niego z jawną wyższością i kpiną.
Obróciłem się do blondwłosego elfa i skinąłem mu głową, dają znak, że już wszystko w pożądku i może mnie puścić. Wojownik zrozumiał mnie od razu i odszedł do Perisa, a ja skierowałem się do dwójki mężczyzn na brzegu.
- Co tu się dzieje?- zapytałem, podchodząc do nich.
- Nie wiem, książe.- doszedł mnie głos białookiego starca.
Demon na to zdanie jeszcze bardziej przycisnął zimną stal do pomarszczonej skóry.
- Nie udawaj przygłupa!- warknął.
- Nie wiem, o co ci chodzi.- starzec odwrócił wzrok ku jezioru.
Z gardła Kiriala wydobył się głośny ryk, przypominający zwierzę.
Ze złością wymamrotał jedno zdanie.
- Ostende faciem tuam verum tuae!*
Starszy mężczyzna wyprostował się natychmiastowo na te słowa i spojrzał na czarnookiego z niedowierzaniem.
Ciało wieszcza zaczęło się jarzyć dziwnym światłem, które stawało się coraz mocniejsze, by zaraz ujawnić nam wszystkim ciekawy widok.
Na miejscu Aranela siedział około dwudziestopięcioletni mężczyzna o kasztanowych, krótko ściętych włosach. Był szczupły i umięśniony, a jego srebrne oczy patrzyły na Kiriala z nienawiścią. Ale co mnie najbardziej w nim zaciekawiło...to to, że z jego kasztanowych pukli wystawały pięciocentymetrowe, czarne rogi, a z zakończenia pleców wyrastał długi, czarny ogon.

Demon

........................................................................
Wreszcie wróciłam!
Jak zobaczyłam, że ostatni rozdział dodałam 29 marca to aż mną wstrząsło i się zmobilizowałam by napisać kolejny rozdział.
Wybaczcie, że mnie tak długo nie było i życzę miłego dnia( albo nocy) :-)

* Pokaż swą prawdziwą twarz.

Symbol MrokuWhere stories live. Discover now