Rozdział X

2K 144 5
                                    

Pomieszczeniem, do którego wszedłem, okazała się prowizoryczna łazienka.
Małe, skromne pomieszczenie z niewielką balią i latryną.
Szybko zacząłem ściągać z siebie swoje dotychczasowe ubrania. Dostałem od drowa czarne, skórzane spodnie, czarną, długą koszulę z długim rękawem.  Sięgała mi ona do jednej trzeciej uda i była przewiązywana również czarnym pasem w talii. Skórzane buty, a jakie mogłyby być, też były czarne. Sięgały mi trochę ponad kostkę.
Wszystko okazało się na mnie o dziwo dobrze leżeć i było naprawdę wygodne. I chyba o tę wygodę w głównej mierze zapewne chodziło. Wszystko dopełniała szara, długa peleryna z dużym kapturem, ale jej na razie nie zakładałem.

Wyszedłem z pomieszczenia już gotowy. Drow pakował już tylko niewielki prowiant do sporej torby. Gdy mnie usłyszał, odwrócił się prędko w moją stronę.
- No, no, całkiem nieźle.- Wyszczerzył te swoje bialutkie zęby. - Skoro już się ubrałeś, to jesteśmy gotowi. - Spakował ostatnią rzecz i zamknął torbę.
- Już? Tak szybko?
Poważnie się tak szybko uwinął?

- Tak. Teraz powiem ci w skrócie, jak będzie wyglądała nasza podróż.- Wyjął zza pasa jakiś długi papier. Okazała się to być już pożółkła mapa. - Będziemy szli na piechotę do tego miasta.- zakreślił znak palcem na mapie w miejscu niewyraźnego napisu. - Co zajmie nam jakieś dwa góra trzy dni. Noże mniej, jak się wszystko dobrze pójdzie. Musimy tam iść, bo nie starczy nam na całą drogę jedzenia, oraz zakupimy konie. Na piechotę zajęłoby nam dużo czasu dotarcie do naszego celu. Mam nadzieję, że jeździłeś kiedyś konno? - Podniósł głowę na moją twarz, unosząc pytająco brew.

- Tak, uczyłem się. Dam se radę. - odparłem, słuchając go uważnie.
- To świetnie. - Znów przeniósł wzrok na mapę. - W mieście przenocujemy i ruszymy dalej. Nie będziemy jechać już więcej do miast, bo to za duże ryzyko, jeśli ktoś cię ściga. Jak już, to do mijanych wsi. Będziemy jechać już tylko i wyłącznie do szkoły Czarnego Smoka, która jest tutaj.- Zaznaczył teren znajdujący się w jakimś mniejszym lesie niż ten, w którym jesteśmy. - Tam zacznie się nasze szkolenie, a ty może dowiesz się wszystkiego. Jakieś pytania?
- W sumie nie, ale czy mógłbyś mi opowiedzieć co nieco o tej szkole? - popatrzyłem na niego prosząco.

W tym momencie coś zapukało w niewielkie okno. Wraz z Perisem odwróciłem się w tym kierunku. Na parapecie siedział wielki orzeł i stukał natarczywie w szybę. Drow uśmiechnął się na ten widok i poszedł otworzyć okno, a ja z zaciekawieniem obserwowałem, co się wydarzy. Orzeł po otworzeniu okna wczepił się w karwasze Perisa i szturchną go z radością dziobem. Chłopak zaczął się o dziwo radośnie śmiać i pogłaskał z czułością zwierzę po głowie, co było dla mnie czymś niespodziewanym po jego surowym wyglądzie. To był piękny obrazek pokazujący przyjaźń między człowiekiem a zwierzęciem.

- Miło, że już jesteś, Estofeles. - Drow zwrócił się do orła, na co ten wdzięcznie zaskrzeczał, machając wielkimi skrzydłami. 
- Wracając do tematu. Tak opowiem ci. - Zwrócił się już tym razem do mnie. - To szkoła specjalna. Trafiają do niej osoby o wielkiej mocy lub wybrani przez istoty magiczne bądź zwierzęta. Uczymy się tam jak walczyć, lub leczyć. W sąsiednim kraju jest podobna szkoła. Prócz nich na świecie są jeszcze inne, uczące prawie tego samego, lecz nie cieszą się już takim posłuchem i co najważniejsze, nie są dla wybranych osób, tylko dla wszystkich.

- Jak to osoby wybrane przez zwierzęta?- zapytałem. Byłem bardzo tego ciekaw.
- Zwierzę ci przeznaczone, rodzi się w tym samym czasie co ty. Będzie ono twoim opiekunem i przyjacielem. Pewnego dnia po prostu te bratnie dusze się odnajdują i tworzy się bardzo silna, nierozerwalna więź, między właścicielem a zwierzęciem. Osoby mające zwierzę, mają zazwyczaj większe umiejętności i są silniejsi. Zwierzę i pan trenują do walki i razem stają na polu bitwy, stając się elitarnym żołnierzem w armii. Można porozumiewać się ze swoim stworzeniem. Nikt poza tobą go nie zrozumie.

- Czyli ten orzeł to twój opiekun, tak? - spytałem, patrząc na pięknego ptaka.
- Tak. Estofeles jest ze mną już dwa lata. Gdy znajdziesz swojego zwierzęcego partnera i osiągniesz odpowiedni wiek, trafiasz do szkoły. Tam, wybierasz profesję, w której będziesz się szkolił. Została ona założona sześćset lat temu, przez anioła Direla, który do tej pory jest jej dyrektorem. Sądzę, że to on udzieli ci odpowiedzi na pytania.
- Mam nadzieję. Dziękuję, że mi pomagasz. - mruknąłem cicho.
Peris uśmiechnął się do mnie, dodając trochę otuchy.
- Musimy ruszać w drogę. Weź te dwie torby.

Wskazał mi dwie z trzech leżących na stole. Włożyłem płaszcz i podszedłem do stołu. Wziąłem je w dłonie, przygotowany na ich sporą wagę. Nie były wcale takie ciężkie. Jedna przypominała plecak, więc wylądowała na moich plecach. Drugą przełożyłem sobie przez ramię. Drow też był już gotowy. Na plecach, prócz torby zarzuconej przez ramię, miał swój łuk i kołczan pełen strzał, lecz szukał czegoś w wielkiej szafie w rogu pokoju. Wyjął z niej cztery ostrza przypominające sztylet i pas. Podszedł do mnie i wyciągnął z nimi rękę, wręczając mi ekwipunek.

- Weź je. Przydadzą ci się. Potrzebujesz czegoś do obrony. - powiedział przyjaźnie.
- Nie mogę. A poza tym nie umiem z nich korzystać. - odpowiedziałem, szybko kręcąc głową.
- Nalegam. Są jak noże. Poradzisz sobie z nimi. Po drodze będę cię uczył walczyć. - nalegał, patrząc na mnie z uporem.
-  Eh No dobrze. - westchnąłem i przyjąłem dar.
Założyłem pas, zapinając liczne, dziwne sprzączki i do niego Peris wsadził po kolei sztylety. Czułem się z bronią trochę nieswojo, ale jakoś bezpieczniejszy. Miałem przy sobie coś do obrony i najprawdopodobniej nowego przyjaciela.
Może mój pobyt w Terze nie będzie taki zły?

Drow otrzepał ręce z warstwy kurzu, który zalegał na dawno nieużywanych sztyletach i uśmiechnął się nieznacznie kącikami ust. 
- No, to teraz możemy iść. - zakomenderował.
Ruszył do drzwi i kiedy je otworzył, rozejrzał się uważnie, najprawdopodobniej szukając najmniejszego zagrożenia.
- Nikogo i niczego nie ma. Chodź! - Pomachał do mnie nagląco ręką.

Wyszedłem niepewnie z domku i stanąłem obok mrocznego elfa, a on złapał mnie za ramię w mocnym uścisku, uśmiechając się pokrzepiająco.
- Zaczyna się nasza przygoda. - zaśmiał się cicho.
- Tak. - Ja również się uśmiechnąłem, na co ku mojemu zaskoczeniu poczochrał mi włosy.

Tak zaczyna się nasza przygoda i nowa przyjaźń. Wyprawa, której prawdziwy cel wybiegał znacznie dalej, niż wcześniej myśleliśmy. Podróż skąpana w mrokach magii i krwi. Nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek będę walczyć na śmierć i życie nie tylko o swój oddech, ale i o istnienie inny.


Symbol MrokuWhere stories live. Discover now