Rozdział XXX

1.4K 114 6
                                    


Miesiąc później.
...
Czas płynął szybko, wręcz bardzo szybko. Nawet nie zauważyłem, jak zleciał miesiąc, od mojego przybycia do tej szkoły. Miesiąc upływający na ciężkich ćwiczeniach i nauce.
Nauce, jak przeżyć w tym niebezpiecznym, obcym mi świecie.
Okazało się po pierwszych egzaminach, że byłem najlepszy z wiedzy rasowej.
A dlaczego?
Otóż każdą wolną chwilę spędzałem w pokazanej mi bibliotece, poszukując informacji, kim jestem, lecz nic dotychczas nie znalazłem.
Biblioteka albo same książki w niej będące jakby ukrywały coś przede mną.
Jakbym miał się o czymś nigdy nie dowiedzieć.
Książki, których szukałem, niespodziewanie znikały.
Głównie te mówiące o rasach i rodach w obu królestwach.

Pewnego razu zdenerwowałem się i poszedłem po bibliotekarkę.
O dziwo po tygodniu mojego przychodzenia do tego miejsca, kobieta przestała się ukrywać. Powiedziałem jej, że nie mogę znaleźć pewnej książki, którą mi wskazała.
Po chwili wykłócania się z nią, że jej tam na pewno nie i że nie jestem ślepy, poszła to sama zobaczyć. Ani ja, ani ona jej nie znaleźliśmy, tym samym chodziliśmy oboje wkurzeni po bibliotece.
Czytając książki, które akurat jakimś dziwnym trafem nie zniknęły, zdobywałem wiele ciekawych informacji.
Na innych lekcjach również radziłem sobie raczej dobrze, a szczególnie na obronie i żywiołach.
Na tych ostatnich już nikt z mojej grupy nie umiał mnie pokonać.

Niespodziewanie Terra i Szkoła Czarnego Smoka stały się moim domem, ale nie zapomniałem, dlaczego się tu uczę.
Muszę poznać prawdę.
Prawdę o moim pochodzeniu i dlaczego ktoś chce mnie zabić, lecz nikt nie chciał mi udzielić odpowiedzi. Dyrektor wciąż nie wracał, a wicedyrektor Arfana, gdy zdawałem jej pytania, kiedy założyciel szkoły wróci, spinała się i zbywała mnie, mówiąc, że ma w tej chwili czasu, by ze mną rozmawiać.
I tak przez cały miesiąc.
Jedynym wsparciem tutaj byli moi przyjaciele.
Może nie zawsze się dogadywaliśmy, ale gdy było trzeba, stawaliśmy za sobą murem.

- Peris, idioto, przestań do mnie strzelać!
No, à propos moich przyjaciół.
W tej chwili wkurzony Peris biegał po lesie z łukiem za Yafalem i Silverem, próbując ich zastrzelić.
A dlaczego?
Bo ci dwaj szaleńcy wysmarowali drowa po twarzy jakąś dziwną, lepką i niechcącą zejść papką, gdy ten spał po całonocnej warcie, a Adillen biegał za nimi, by uspokoić wzburzonego mrocznego elfa.
Co robię z tymi niewydarzony mi małpiszonami w lesie?
Otóż nasi wspaniali nauczyciele wpadli na genialny pomysł dania nam małej misji.
....
Pięć godzin wcześniej.

Siedziałem z chłopakami, tak jak co dzień od pewnego czasu w bibliotece, gdy przez wielkie wrota wpadł gwałtownie Tarinan ze swoją lisicą.
- Coś się stało Tarinan?- zapytał jak zwykle roześmiany wampir.
Miał zdecydowanie za dużo energii.
- Wicedyrektor Arfana wzywa nas do swojego gabinetu.
- A czegóż ona od nas chce?- zapytał spokojnie Peris, przeglądając jakąś książkę o strzelectwie.
- Tego nie wiem, ale kazała mi was sprowadzić.
- Eh, no to chyba trzeba iść, nie? - zapytał elf, szperając na półkach z historią tutejszej militari.
- No chyba raczej. Zbierajcie się chłopaki, idziemy. - powiedziałem, wstając z krzesła i wraz ze wszystkimi podążyliśmy do gabinetu brązowowłosej.

Stanęliśmy sztywno przed białymi drzwiami i nasz opiekun w nie zapukał.
Po cichym proszę weszliśmy gęsiego do środka.
Pomieszczenie w ogóle się nie zmieniło od mojej ostatniej wizyty, a kobieta, tak jak mojego pierwszego dnia siedziała przy biurku.
Gdy nas usłyszała, podniosła na nas swoje oczy ukryte pod szkłami okularów.

- Wzywała nas pani?- zapytałem, stając przed meblem.
- Tak, moi drodzy. Słyszałam, że wasza drużyna robi największe postępy i trochę wam się zaczyna nudzić. Mam dla was zajęcie. Chcecie wiedzieć jakie?
- Tak. Niech pani mówi dalej.- dopowiedział na jej pytanie Peris.
- W porządku chłopcy. Mam przygotowaną małą misję w lesie przy szkole. Będziecie musieli znaleźć ognistą lilię. Jest to bardzo rzadki kwiat i naprawdę ciężko go dojrzeć. - pochyliła się do jednej z szafek w biurku, wyjęła z niej opasły tom i podała go dla Adillena. - Kochani, ta książka to atlas roślinny. Tam znajdziecie wszystkie informacje o tym kwiecie. Przystajecie na moją propozycję?- zapytała, zerkając na nas spod okularów.
- Tak.- odpowiedziałem pewnie. Przecież, jak bardzo trudne może być znalezienie jakiegoś kwiatka?
- Wspaniale. Wyruszycie jutro rano.
- Do widzenia.- pożegnaliśmy się z kobietą zgodnym chórkiem i wyszliśmy z jej gabinetu.

Każdy z nas wrócił do pokoju i zaczął się pakować do wyprawy.
Prowiant mieliśmy mieć uszykowany przy śniadaniu, więc spakowałem trochę ubrań i potrzebnych moim zdaniem rzeczy.
Wyjąłem też pas ze sztyletami od Perisa i położyłem go na stolik, by przypadkiem go nie zapomnieć.
....
Obecnie

No i tak oto trafiłem do tego lasu z czystymi idiotami, jak Yafalem i Silver, sadystycznym drowem i nieprzerwanie matkującym nam druidem.
Czy może być jeszcze gorzej?
Siedziałem sobie na ziemi ze skrzyżowanymi nogami i starałem się skupić na ogniu, by znaleźć ten cholerny kwiat, ale przez tych głąbów nie mogłem tego zrobić.
- Aa!
No tak na pewno darcie się przez was coś pomoże i Peris przestanie was ganiać. - pomyślałem rozeźlony.
- Peris, uspokój się. Proszę.
Usłyszałem też niedaleko Adillena, który bezskutecznie próbował uratować Silva i Yafala przed niechybną śmiercią z łuku drowa.
I weź tu pracuj jak takie pacany wszystko psują!
Mam tego dosyć!

Skupiłem się na ziemi w miejscu, do którego zmierza ta banda głów kapuścianych.
Gdy cała trójka wbiegła na odpowiednie miejsce, otoczyłem ich ze wszystkich stron trzymetrowymi ścianami z gleby.
No chociaż przez chwilę będzie spokój. - westchnęłem.
Już miałem wracać do mojego przerwanego zajęcia, ale usłyszałem oburzony głos Adillena za moimi plecami.
- Dlaczego ich zamknąłeś?!
- Niech się uspokoją. Mam dość tego hałasu, który powodują. Jak się pogodzą, to ich wypuszczę. - odpowiedziałem spokojnie i odgarnąłem moje pasmo białych włosów za ucho.

Znacznie urosły.
Teraz sięgały aż do ramion, przez co podczas różnego rodzaju ćwiczeń musiałem je związywać, ale nie tylko to się we mnie zmieniło. Dzięki obronie mimo tak krótkiego czasu treningu wzrosła moja kondycja, refleks oraz nabrałem trochę więcej mięśni.
Mimo że nienawidziłem nauczyciela, to jego trening działał prawdziwe cuda.
Magii żywiołów zawdzięczałem na pewno większą cierpliwość i opanowanie.
Bardziej też umiem skupić się na swoich zajęciach niż przedtem. Rzadko teraz coś tak naprawdę wytrąca mnie z równowagi. Wyostrzyły się także moje zmysły. A szczególnie słuch i wzrok, choć nie wiem, czemu to zawdzięczałem. 

- Ale Isil, przecież oni się tam pozabijają!
Z zamyślenia wyrwał głos zielonowłosego.
- Nic im nie będzie. Teraz skup się na ziemi i pomóż mi znaleźć tę lilię. Nie chcę spędzać w tym lesie więcej czasu, niż trzeba. Mam złe przeczucia.
- No dobrze.- westchnął zielonooki i usiadł obok mnie na ziemi, zamykając oczy.
Zrobiłem to samo.
Po dziesięciu minutach poczułem delikatne źródło ognia głęboko w lecie.
Dotknąłem umysłem tego płomienia. Miał on kształt dziwnego, postrzępionego kwiatu.
Czyżby mi się udało?

Otworzyłem raptownie oczy.
- Adillen, znalazłem!- krzyknąłem w stronę medyka, a on otworzył swoje szmaragdowe oczy.
- Gdzie on jest!?
- Gdzieś głębiej w lesie. Uwalniam chłopaków i idziemy tam, dopóki mam ślad.
Machnąłem ręką w dół i ściany zapadły się, uwalniając moich więźniów, którzy popatrzyli się na mnie groźnie. 
- Koniec tego harmidru. Znalazłem kwiaty. Zbieramy swoje rzeczy i idziemy tam. - zarządziłem twardo i wstałem z trawy.

Moi przyjaciele już bez żadnego ale zaczęli sprzątać po naszym prowizorycznym obozowisku, które rozbiliśmy wczorajszej nocy. Gdy podnosiłem swoją torbę z ziemi, usłyszałem w zaroślach jakiś szmer i dźwięk łamanej gałązki.
Wyjąłem z pasa sztylet.
Nigdy jak opuszczałem szkołę, nie rozstawałem się z tymi prezentami od Perisa.
Mogę się zawsze obronić, a w razie czego pozostanie mi jeszcze magia do użycia.
Moi towarzysze również wyjęli swoją broń.
Peris jak zwykle swój nieodłączny łuk, Silver miecz, Adillen kastety a Yafal...wysunął swoje pazury i uśmiechnął się, ukazując długie kły, jego oczy zmieniły kolor na krwistą czerwień. Zwierzęcy towarzysze moich przyjaciół stanęli przy swoich panach.
Jeśli coś nas zaatakuje, to jesteśmy na to gotowi.

Symbol MrokuKde žijí příběhy. Začni objevovat