Rozdział XV

1.7K 116 16
                                    

Rano obudziło mnie nieprzyjemne szuranie czegoś w pokoju i lekki wiatr tarmoszący moją już i tak pewnie źle wyglądającą grzywkę.
Podniosłem zaspane, jeszcze ociężałe powieki, ukazując światu moje granatowe tęczówki. Powoli usiadłem na łóżku i przetarłem je, czując w kącikach dokuczliwe paprochy.
Dopiero wtedy odkryłem przyczynę mojej rannej pobudki. Okno w pokoju było otwarte na oścież, ocierało się co chwilę o krzywy parapet i uderzało o ścianę, z której już niedługo zacznie odchodzić farba. Wstałem spod białej i przyjemnie nagrzanej już pierzyny i migiem zamknąłem okno, czując poranny chłód na rozgrzanej po śnie skórze. Rozejrzałem się po pokoju, szukając znajomej twarzy.
Wszystko, co wyjęliśmy z toreb było już starannie zapakowane.
Najwyraźniej Peris musiał wcześnie wstać i to zrobić.
À propos, gdzie on jest?

W tym samym czasie otworzyły się drzwi do pokoju i ukazał się w nich nie kto inny jak właśnie Peris.

- Część. - Machnąłem do niego ręką, witając się, wciąż będąc trochę śpiącym. Ziewnąłem szeroko i przetarłem moje potargane włosy, psując moją poranną fryzurę jeszcze bardziej.
- Hej. Już wstałeś? - zapytał zdziwiony, odkładając niewielką paczuszkę na stół obok naszych bagaży.
- Tak. Skąd to zdziwienie?- zapytałem, opierając się o tenże stolik, czując chłód w nagie stopy od nieogrzanej podłogi.
- Bo jest dopiero siódma. Sądziłem, że będziesz dalej spać. Szczególnie że wczoraj nieźle się zmęczyłeś. - odpowiedział, wzruszając ramionami.
- Obudziło mnie okno, a poza tym jestem już wyspany. - odparłem zadowolony, troszkę kłamiąc. Tak naprawdę chciałbym pospać jeszcze trochę, ale to nie jest w interesie nas obu.
- No to wspaniale. Zjemy i ruszamy dalej. - wskazał na przyniesiony pakunek, z którego dopiero teraz doszedł do mnie zapach świeżo pieczonego pieczywa.
- W porządku. - odparłem entuzjastycznie, czując ssanie w żołądku jakbym miał tam niewielki odkurzacz.
Na nieszczęście ten posiłek miał być na naszą drogę. Na poprawne śniadanie trzeba było zejść na dół.

Przestałem się podpierać i wyjąłem jakąś szarą koszulkę z długim rękawem z torby.
Tym razem nie popełniłem swojego głupiego błędu z wczoraj i zdjąłem z szyi łańcuszek z zawieszonym na nim pierścieniem.
Położyłem go na stół i ściągnąłem ubranie, które miałem w nocy.
Stwierdziłem, że z długim rękawem będzie lepiej mi jechać.
Założyłem bluzkę i zerknąłem na cichszego niż zazwyczaj Perisa.
Stał obok stolika z moim pierścieniem w ręku i go uważnie oglądał ze wszystkich stron. Przyjrzałem się mrocznemu elfowi.
Miał minę, jakby zastanawiał się nad czymś niezwykle istotnym.

Wciąż na mnie nie patrząc, zapytał przytłumionym głosem.
- Skąd go masz?
- Mam go od dzieciństwa, a co? - odpowiedziałem, zadając kolejne pytanie.
- To pierścień rodowy z naszego świata. - powiedział to tak, jakby  była to najoczywistsza rzecz na świecie.
- Skąd to wiesz? - sapnąłem w szoku.
- Mam podobny. Z tego samego materiału są robione pierścienie w Terze i Umbrze. Oraz ten napis jest w mowie używanej dawno temu przez magów. Jest to zazwyczaj motto noszącej dany herb rodziny. Zobacz sam.

Podszedł do mnie pośpiesznie i pokazał na swoim palcu podobny pierścień do tego, który ja posiadałem.
Tylko jego miał inny napis i symbol. Na moim widniał złoto-czerwony feniks na czarnym tle, a u niego był kruk na białym tle. Ja miałem wygrawerowany na złoto napis, a on na srebrno.

- Co to znaczy? - zapytałem, wciąż przyglądając się jego pierścieniowi i wskazałem maleńki napis.
- Z tego, co mówił mi ojciec, to znaczy ,,Nasze noże są ostre“. - parsknął cicho.
- Niezła dewiza. - mruknąłem, doskonale zdając sobie sprawę, że pewnie nie powstała znikąd. Rodzina Perisa mogła być niegdyś niezwykle znacząca. Nie tylko dla rebeliantów.
- Jak to mówił ci ojciec? - zmarszczyłem brwi.
- Języka, którym to jest napisane, uczymy się w szkołach, takich ja ta Czarnego Smoka. Dlatego, nie umiem odczytać, co jest na twoim, a także i na moim pierścieniu.

Symbol MrokuWhere stories live. Discover now