Symbol Mroku

By Oliwus

122K 8.6K 1.2K

*Książka do gruntownej poprawy, więc przepraszam za napotkane błędy :D* ,, W małym mieście, w orła kraju, N... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI
Rozdział XVII
Rozdział XVIII
Rozdział XIX
Rozdział XX
Rozdział XXI
Rozdział XXII
Rozdział XXIII
Rozdział XXIV
Rozdział XXV
Rozdział XXVI
Rozdział XXVII
Rozdział XXVIII
Rozdział XXIX
Rozdział XXX
Rozdział XXXI
Rozdział XXXII
Rozdział XXXIII
Rozdział XXXIV
Rozdział XXXV
Rozdział XXXVI
Rozdział XXXVII
Rozdział XXXVIII
Rozdział XXXIX
Rozdział XL
Rodział XLI
Rozdział XLII
Rozdział XLIII
Rozdział XLIV
Rozdział XLV
Rozdział XLVI
Rozdział XLVII
Rozdział XLVIII
Rozdział XLIX
Rozdział L
Rozdział LI
Rozdział LII
Rozdział LIII
Rozdział LIV
Rozdział LV
Rozdział LVI
Rozdział LVII
Rozdział LVIII
Rozdział LIX
Rozdział LX
Rozdział LXI
Rozdział LXII
Rozdział LXIII
Rozdział LXIV
Rozdział LXV
Rozdział LXVII
Rozdział LXVIII
Rozdział LXIX
Rozdział LXX
Rozdział LXXI
Rozdział LXXII
Zaległa Nominacja
Rozdział LXXIII - Epilog
Witam + Wynik Ankiety
Już jest!

Rozdział LXVI

1.1K 80 22
By Oliwus

Rankiem obudził mnie hałas uderzanego o siebie metalu, szurania czegoś po podłodze i delikatnego podmuchu wiatru na moich policzkach.
Z niezadowoliniem podniosłem ociężałe powieki.
Nie chcę jeszcze wstawać! - jęknąłem w myślach.
Czułem się wykończony, jakbym w ogóle nie zaznał ani sekundki snu.
Moje mięśnie promieniowały dokuczliwym bólem zakwasów. Na całym ciele czułem nieprzyjemne pieczenie małych i trochę większych ranek. Tyle chociaż dobrze, że żeber nie czułem.
Czyżby były wyleczone?
Nim zdołałem cokolwiek zrobić, usłyszałem cichy i wesoły głos.
- Isil, obudziłeś się!

Podniosłem się do siadu, chyba trochę za szybko, bo delikatnie zakręciło mi się w głowie. Złapałem się za nią i obrzuciłem spojrzeniem, co działo się do okoła mnie. Pięć par oczu było zwróconych w moją stronę. Poczułem się trochę niezręcznie powstałą ciszą.
- Która jest godzina?-zapytałem trochę zachrypnięty przez suche gardło.
- Około dziesiątej.-odpowiedział natychmiast Peris, świdrując mnie oczami.- Długo sobie nie pospałeś.-dodał i na powrót zaczął starannie pakować czarną torbę, leżącą między jego nogami.
- To dobrze, szybciej dotrzemy do Równiny poległych.- stwierdził z drugiego końca pokoju Silver. Chłopak powolnie ostrzył osełką swój dwustronny miecz.
- Może.-westchnąłem i sięgnąłem do mojej torby, wyciągając z niej rzemyk. Chwyciłem moje białe kłaki i spiąłem je w kucyka z tyłu głowy.

Gdy skończyłem, zobaczyłem nad sobą Adillena z dziwnie kwaśną miną.
Stał przy moim posłaniu z jakąś glinianą miską, z której wystawała chyba stebrna łyżka.
- Co to jest?-skinąłem w stronę naczynia.
- Śniadanie?-odpowiedział trochę niepewnie, a w sumie brzmiało to jak pytanie.
Wręczył mi półmisek, a ja zajrzałam do środka.
Przełknąłem głośno ślinę, widząc, co przypadło mi dzisiaj zjeść.
Patrzyłem w jakąś ciemno zieloną breję. Chwyciłem łyżeczkę i zamieszałem to coś. Miało jakieś drobne grudki i ciągnęło jak ser na pizzy, albo kisiel. Nie za bardzo chciałem tego jeść.
Jeszcze ten zapach...
Niepewnie wziąłem do ust tego gluta i od razu pożałowałem tej decyzji.

Jedliście kiedyś gorzki, zimny kisiel z niezidentyfikowanmi grudkami o smaku brukselki?
Nie polecam.

Przełknąłem ledwo tą breję i odstawiłem naczynie jak najdalej od siebie.
Zabierzcie ten wytwór Szatana!
- Kto to robił?
- Isabaal i chyba wolę nie wiedzieć z czego.-demon prychnął i podał mi kubek wody, za którą byłem mu dozgonnie wdzięczny. Szybko się jej napiłem i opłukałem usta.
- Tego się nie da jeść!-wykrzyknąłem, a Yafal zaczął się śmiać.
Silver i Peris zgromili go natychmiast  wzrokiem.
- Nie śmiej się, bo ty jako jedyny nie musiałeś tego żreć, tylko popijałeś tą swoją krew z butelki!-ofukał go drow.
Wampir uśmiechnął się w odpowiedzi niezwykle z siebie zadowolony.
- Jeszcze się cieszy!-prychnął białowłosy i zaczął majstrować przy łuku.
Powiedzcie, że on nie chce go zastrzelić.

Miałem zamiar się podnieść, ale dopadł mnie szybko zielonowłosy z całą swoją torbą.
- Co jest Adi?-spytałem marszcząc brwi.
- Badanko!-wypkrzyknął aż nazbyt entuzjastycznie.
Chyba odkryłem jego sadystyczną naturę.
Po tym zostałem obsmarowany moją maścią gdzie było to tylko możliwe, wlał we mnie tyle eliksirów, że aż mi się rzygać chciało od tych wszystkich smaków. A moje żebra zostały dokładnie wymacane od góry do doły.
Adillen postawił werdykt, że są już w dobrym stanie, ale i tak oplótł szczelnie moją klatkę piersiową bandażem. Skrzywiłem się niezadowolony.
Czuję się jak mumia!

Gdy zakładałem koszulę do pokoju wparował smok z jakąś czarną torbą na plecach i wykrzyknął na wejściu.
- Isil, jak tobrze, że wstałeś! Musimy niedługo ruszać.
- No to, to ja akurat wiem, tylko Adillen się uparł jak ten osioł, żeby mnie zbadać.-spojrzałem wymownie na druida, na co chłopak cicho prychnął i odszedł kawałek ode mnie.
- Dlaczego nic nie zjadłeś?-dopytywał fioletowooki, podnosząc naczynie.
- Nie jestem głodny.-skłamałem gładko.
Błagam, oby mi uwierzył!
- Kolejny, który głodny nie jest!-spojrzał na sklepienie jaskini i pokręcił głową.- Co z wami dzisiaj!? Ja wam smaczną zupę pichcę, a ci, że nie są głodni!-burknął oburzony i wyszedł, zostawiając mnie samego z chłapakami.

Gdy nie słyszałem już kroków, parsknąłem śmiechem.
- To to była zupa?-pokręciłem głową ze śmiechem.
- Najwyraźniej.-prychnął wampir i pomiział swojego nietoperza po włochatej główce.
- Błagam, powiedzcie, że któryś z was, ma coś jeszcze od kitsune?
- Sorry, Isil. Każdy z nas jak tylko wyszliśmy z kuchni, rzuciliśmy się na resztki, które nam zostały.-cichy i pełen skruchy głos zielonookiego medyka rozniósł się po jaskini.
Wszyscy jakby na potwierdzenie, pokiwali zgodnie głowami.
- Coś czuję, że będziemy głodni aż do siedziby armii twojego taty, Silver.-zażartował Peris z kwaśną miną.
Nawet Ravental skrzywił swój pysk, starając się dalej spać.

Wszyscy zamilkliśmy, gdy do pomieszczenia ponownie wparował gospodarz.
- Coś się stało?-zapytał uprzejmie blondyn, głaszcząc tym razem swojego wilka po karku.
- Chłopcy, potrzebuję waszej pomocy.-powiedział zmieszany.- Zabrakło mi mięsa, czy któryś z was byłby tak miły i poszedł na polowanie? No wiecie, królik, ptak, nawet ryba może być.
Wszyscy odruchowo spojrzeliśmy na drowa, siedzącego w kącie pokoju.
Ciemnoskóry elf od razu pokręcił kategorycznie głową.
- Nie ma mowy.- fuknął.- Czemu niby zawsze ja? No oczywiście, jak zwiadowca i z łukiem, to od razu najlepszy do polowań, nie?-założył ręce na piersi.
- Dobra ,dobra, to ja pójdę. Nie będziesz mnie musiał znosić i wnosić do jaskini. Sam polecę.-zwróciłem się jeszcze do smoka i sięgnąłem po Dentego.
Już nigdy nigdzie się bez niego nie ruszę.
Zapiąłem pochwę u pasa i już miałem ruszać do wyjścia, ale ktoś złapał mnie kurczowo za nadgarstek.
Odwróciłem się i zobaczyłem czarne oczy o stanowczym wyrazie.
- Co jest?
- Jeśli myślisz, że cię samego puszczę, to się grubo mylisz. Jak cię zostawiamy na chwilę, to zaraz wracasz do nas ledwo żywy. Tak jak ty mam skrzydła. Idę z tobą.- ostatnie zdanie wypowiedziane przez niego było nieznoszące sprzeciwu.
- Skrzydła?-szepnął do siebie najstarszy mężczyzna.- Skrzydła to oznaka szlachty. To nie możliwe. Żaden szlachcic nie odda dziecka dla morderców do szkolenia. To czysta hańba by była...-szeptał dalej do siebie gorączkowo, ale przestałem zwracać na to uwagę, choć to wszystko było dziwne. Nie zdziwiła mnie ta pierwsza część zdania, tylko ta druga.
Muszę dopytać się Kiriala o co chodzi. Spojrzałem na demona na przeciw mnie i skinąłem głową na tak.
Czarnowłosy pociągnął mnie mocno w kierunku wyjścia.

                                ......

Nie minęło dziesięć minut, a my już lecieliśmy nad polaną z wczoraj.
Na moje nieszczęście z daleka było widać zaschnięte już po takim czasie, ciemne plamy krwi. Było widać także obrzydliwe resztki z tego, co zostało po Silfanie. Najwyraźniej coś od wczoraj nieźle żerowało na truchle, bo zostały prawie same kości.
Gdy to wszystko zobaczyłem, od razu przed oczami stanęły mi sceny z ubiegłej nocy. A po plecach przebiegł mi nieprzyjemny, zimny dreszcz.
Wstrząchnąłem się, co nie uszło uwadze Kirialowi. Demon zatrzymał się i spojrzał na mnie zmartwiony.

Od mojego powrotu do jaskini, nikt nie chciał drążyć tematu. Każdy zdawał się chcieć zapomnieć o tym, co się stało. Co zrobiłem. I czeszyłem się z tego. Jedyną osobą, która od tamtego momentu patrzy na mnie inaczej, jest właśnie mój obecny towarzysz. Czasami w jego oczach widzę prawie niewidoczny błysk zadowolenia. Tylko nie wiem dlaczego.

- Isil, wszystko dobrze?-odezwał się pierwszy raz, od momentu gdy wylecieliśmy z jaskini.
- Tak tak. Tylko to pobojowisko.-wskazałem na dół.
- No, niezłą tu jadkę urządziłeś.-prychnął, ale zaraz spowarzniał.- Pamiętaj, co się stało, to się nie odstanie. Czasu Isilu nie cofniesz.
- Wiem. Lećmy dalej.
Skierowaliśmy się w stronę strumienia. A ja, skoro Kirial zaczął mówić, to postanowiłem podtrzymywać tą rozmowę i przy okazji dowiedzieć się, o co chodziło Isabaalowi. 
- Kira?
- Hm?-mruknął, rozglądając się po okolicy.
- O czym dokładnie mówił Isabaal?
Chłopak gwałtownie się zatrzymał i jakby zbladł. Wziął trzy głębokie wdechu i spojrzał w niebo.
- A jednak słyszałeś.-stwierdził pod nosem i wskazał na ziemię, obok rzeki. Od razu pojąłem, że chce wylądować.

Obnirzyłem ostrożnie lot i dotknąłem delikatnie wilgotnej jeszcze od rosy trawy. Schowałem skrzydła i rozejrzałem się dokoła. Kirial na rozmowę wybrał sobie niewielką polanę, obok spokojnie płynącego strumyka, o niezwykle krystalicznej wodzie. Byłoby tu kompletnie cicho gdyby nie woda, delikatny wiaterek i radosny, poranny trel ptaków.
Nie wiem dlaczego, ale ten widok pomógł mi się odprężyć.
Zamknąłem oczy i nieświadomie pozwoliłem otoczyć się zewsząd mocą żywiołów. Za każdym razem jak to robiłem, czułem się taki lekki.
Tak spokojny i bezpieczny.
To było trochę podobne do poczucia bezpieczeństwa małego dziecka w ramionach jego matki.
Może powinienem wcale nie zrywać tego połączenia, tylko trwać przy nim zawsze, a nie tylko gdy moc jest mi potrzebna?
Poczułem na policzkach mocniejszy podmuch, a do mojej świadomości dostał się ten natarczywy szum co wczoraj.
Skrzywiłem się i ledwo powstrzymałem od warknięcia pod nosem.
Najwyraźniej nie odpendzę się od tego ,,daru“.
Współczuję Yafalowi, on pewnie słyszy krew non stop.
Jak on z nami wytrzymuje tyle czasu?

Otworzyłem niezadowolony oczy i spojrzałem na przemienionego już na powrót młodego zabójcę.
Spojrzałem na niego oczekująco, a on skinął mi głową i podszedł do drzewa, pod którym za chwilę usiadł, opierając głowę o pień. Wyglądał na bardzo niezdecydowanego i z daleka widziałem jak marszczy brwi, jakby się nad czymś zastanawiając. Wyłamywał sobie także palce u rąk.
Gdzie się podział ten pewny siebie i niebezpieczny demon?

- Nie wiem kompletnie od czego zacząć.-sapnął i przeczesał palcami niesforne włosy wpadające mu do oczu.- Może po prostu zacznę od tego co usłyszałeś od tego smoka. Nawet już wcześniej mówiłem ci, że nie każdy demon posiada skrzydła, tylko szlachta, prawda?-skinąłem uważnie głową.- To nie zwróciło twojej uwagi, mam rację? Jasne, że mam. Isil, jest coś, z czym naprawdę nie byłem wobec ciebie szczery.-zamknął oczy i przejechał otwartą dłonią po twarzy.
-Pamiętasz naszą pierwszą rozmowę, po tym jak cię zaatakowałem?
- Tak. Chciałem wiedzieć, dlaczego mordujesz.
Czarnooki mi przytaknął i spojrzał mi w oczy.
- Cholera jasna, to wszystko co wtedy ci powiedziałem, jest kompletnym kłamstwem!-wykrzyczał i zacisnął jedną pięść na udzie aż mu kłykcie pobielały.- Tak naprawdę nie straciłem rodziców, a moje młodsze rodzeństwo nigdy nie istniało. Musiałem wymyślić jakąś rzewną historyjkę, aby zyskać twoje zaufanie.

Mimo, że wewnątrz mnie prawie płonąłem ze złości i zabolało mnie jego oszustwo, to starałem się mu nie przerywać.
Niech skończy mówić, wtedy będę mógł wyciągnąć racjonalne wnioski.
Cholera! Ale ciężko nie zwracać uwagi na to, że osoba której ufałeś, tak perfidnie cię oszukała!
Zrobiłem głęboki wdech i słuchałem dalej z rękoma założonymi na piersiach.

- Wiem Isil, że jesteś cholernie zły, ale co ja miałem powiedzieć?-jego głos na chwilę się załamał.- Że co, że moja matka umarła parę miesięcy po moim porodzie, a dokładniej zamordowano ją? Czy że ojciec, wielki bogacz, nie umiejąc się mną zająć, bo wolał swój biznes, oddał mnie bez serca na szkolenie i wychowanie do mordercy, bo uznał, że to będzie dobry dla niego interes? Chyba raczej taka opowieść raczej nie wzbudza niczyjego zaufania. Szczególnie po takim wychowaniu. Łatwiej jest pozmyślać, że robisz to dla cierpiących sierotek jako starszy i zmartwiony brat.-w duchu przyznałem mu rację.- Miałem do wyboru to, albo śmierć z twojej ręki, albo co jeszcze gorsze, kara od Deryta za niewykonane zadanie. Wiesz mi, śmierć jest lepszym wyjściem, niż ten ostatni wariant. On nie darowałby nawet swojemu synowi, a co dopiero mordercy takiemu jak ja!- wstał spod drzewa i zaczął się przechadzać w kółko.
- Isil, ja na prawdę przepraszam. Ale musiałem.-spojrzał na mnie zbolałym wzrokiem. Zobaczyłem, że narwowo wyłamuje palce u rąk, a na czole przyuważyłem maleńkie kropelki potu. Serce w jego piersi łomotało szybko i mocno jak bęben.
Cholerna magia krwi!

Czy on...czy on się boi?
Chyba tak, tylko czego?
Mojej reakcji?
A może tego, że nie będę chciał go w swojej drużynie i będzie musiał ponieść karę od mojego wuja?
I co ja mam teraz zrobić?

Podniosłem siłą woli kawał ziemi, tworząc z niej coś bardzo podobnego do ściętego pnia drzewa. Usiadłem ciężko na niego i przetarłem dłonią twarz. Wciąż czułem na sobie spojrzenie czarnych oczu Kiriala.
Zdecydowanie nie mogłem się przy tym skupić. Jedyne co wiedziałem, to to, że nie mogę teraz od tak stwierdzić, że nie jest już moim przyjacielem. Może ukrywał swoje pochodzenie i powód dla którego zabija, ale do diaska on nam tyle pomógł i ratował wszystkim dupe.
Może jestem za miękki i za szybko wybaczam, ale...

- Kirial...-zacząłem niepewnie i spojrzałem mu głęboko w oczy.- Nie wiem kompletnie, co mam myśleć.-pokiwałem zrezygnowany głową.- Oszukałeś mnie, a to na pewno nadwyrężyło moje zaufanie wobec ciebie.-zobaczyłem, jak demon z widocznym smutkiem na twarzy opuszcza głowę i patrzy wszędzie, tylko nie na mnie.- Kira, mam do ciebie jedno, ważne pytanie.
Demon gwałtownie uniósł na mnie swoje winne spojrzenie.
- Tak?
- Zostałeś z nami dlatego, że się boisz, czy naprawdę chcesz nam pomóc?-to od tego co odpowie, będzie zależało w głównej mierze o mojej decyzji.
Tak naprawdę to w głębi duszy wręcz liczyłem, na tą drugą odpowiedź.
Chyba za bardzo przywiązuję się do ludzi.
- Jasne, że chcę wam pomóc!-zapewnił gorliwie, a w jego oczach dostrzegłem maleńką iskierkę nadzieji. Westchnąłem z ulgi.- Z początku się bałem, ale taraz jestem z wami. Chcę ci pomóc zdobyć tron.
- Dlaczego?
- Bo wiem, że będziemy lepszym władcom niż obecny król. Lud Umbry niedawidzi Deryta. Powstanie nastąpiłoby już dawno, gdyby nie to, że wszyscy boją mu się przeciwstawić. Prawdziwy władca nie powinien wzbudzać strachu w poddanych, tylko zaufanie. Mieszkańcy tej krainy tęsknią za rządami twego ojca, a ty możesz im to dać. - ostatnie zdanie wręcz wyszeptał.
- Do dlaczego mój ojciec nie może wstąpić na tron?-zapytałem, marszcząc brwi.
- W naszym kraju, jeśli raz zostałeś obalony, drugi raz nie możesz podjąć się władzy. Dente, którego masz przy boku, nie zaświeci się ponownie podczas koronacji.-wyjaśnił spokojnie, a ja parsknąłem.
Brunet spojrzał na mnie niezrozumiale.
- Jak mogę być dobrym królem, jeśli nie znam kraju, w którym jeśli jacyś bogowie będzą mi sprzyjać, będę rządził?-spytałem z powątpiewaniem.

Jeśliby mi się udało, to i tak nie umiem władać państwem. Nie dałbym siebie z niczym rady. Nie wiem nic o samej koronajci, a co dopiero o tym jak ustanawia się nowe prawa, prowadzić politykę zagraniczną, dbać o finanse, rozwijać kraj, nawet nie wiedziałbym jak pomóc mieszkańcom mojego królestwa.
To dla mnie za dużo.
I tak mało czasu na naukę życia w tym świecie.

- Isil, rozumiem, że się boisz, ale od tego będziesz mieć doradców, ba nawet pewnie twój rodziciel ci pomoże i będziesz mieć naprawdę wiele czasu na naukę. Może ludzie z początku będą niecierpliwi do mało kompetentnego władcy, ale z czasem będzie lepiej.

Uśmiechnąłem się na jego słowa.
Ten to chyba nieświadomie wie, jak zawsze mnie pocieszyć.
Nagle cichy szum krwi, zaczął mnie natarczywie kłuć w umysł.
Skrzywiłem się i przycisnąłem ręce do obydwu skroni.
-Isil, co się dzieje?!-przestraszony krzyk Kiriala dochodził do mojej świadomości jak przez mgłę.
Czułem, jakby mi zaraz miało rozsadzić czaszkę.

Nie wiem skąd, ale wiedziałem, że jest to spowodowane olbrzymią ilością krwi w pobliżu i to zdecydowanie nie był Kira. Otworzyłem oczy i pierwsze co zobaczyłem, to zdenerwowany demon, stojący tuż obok mnie.
Odwróciłem głowę w kierunku z którego najbardziej dochodził do mnie hałas i to co zobaczyłem, prawie bez udziału mojej woli podniosło moje kąciki ust w delikatnym uśmiechu. Przez las zobaczyłem na czerwono będzące stado saren.
Spróbowałem szybko wyciszyć szum i na szczęście się udało po pół minuty.

Spojrzałem znowu na zabójcę i uśmiechnąłem się do niego.
- Chyba mamy zaraz polowanie z głowy.
- Co?-odwrócił się w stronę na którą patrzyłem i w tym momencie z lasu wyskoczyło całe stado w szaleńczym biegu.
Zwierzęta biegły przed siebie, nie patrząc dokoła. Całkowicie nas zignorowały. Z lasu doszły mnie głośne i coraz bliższe nawoływania wilków.
Najwyraźniej wataha wyszła na polowanie.
- Isil, wszystko fajnie, pięknie, tylko jak ty sobie wyobrażasz, nasze polowanie teraz?!-spróbował przekrzyczeć tendem kopyt.
- Mam jeden sposób.-odpowiedziałem i zamknąłem oczy, skupiając się na szumie krwi. Wyciągnąłem przed siebie rękę i czekałem. Gdy znalazłem, to czego szukałem gwałtownie zacisnąłem dłoń i otworzyłem oczy w momencie, gdy dorodna, ale i stara sarna pada na ziemię bez ruchu.
Stado szybko minęło leżące na ich drodze ciało towarzyszki i umknęło w drugą część lasu.

Demon stojący obok mnie, posłał w moim kierunku niedowierzające spojrzenie i zamrugał szybko w szoku.
- Jeszcze w takim polowaniu to nie uczestniczyłem.-zaśmiał się trochę drętwo i podszedł szybko do martwej łani. Kucnął nad jej truchłem i spojrzał na nią badawczo.
- Jak ją zabiłeś?-zapytał ciekawsko.
- Zatrzymałem jej przepływ krwi w aorcie.- odpowiedziałem stając obok niego.
Uniósł na mnie swoje gadzie ślepia.
- Myślałem, że brzydzisz się nowej zdolności.
Prychnąłem cichutko pod nosem.
Miał rację, ale przestawałem powoli, na prawdę powoli zwracać na to uwagę.
Ta moc nie musi być zła, jak wszyscy ją opisują.
Żadne zdolności same w sobie nie mogą być złe.
Wszystko może być tak naprawdę złe, jeśli jest użyte do złych celów.
- To prawda, ale czemu by jej nie wykorzystać od czasu do czasu do czegoś przydatnego, skoro już jest?

Po tym szybko zabraliśmy z niemałym trudem ciało sarny i polecieliśmy do pieczary smoka. Jakie było nasze zdziwienie, gdy zobaczyliśmy naszych przyjaciół w pełni przygotowanych do drogi. Zostawiliśmy martwe zwierzę przy wejściu, a Isabaal w swojej smoczej postaci tylko kłapną wielką szczęką i już było po sarnie.
Wytrzeszczyłem oczy.
To po to mu było mięcho?
Nie mógł se sam lecieć na polowanie?
Chciałem podejść do ściany i walić w nią głową z całej siły.
Patrząc po minach wszystkich, nikt się tego nie spodziewał, tak samo jak i ja. W oczach Kiriala mignęła wręcz czysta furia. Gdy bestia odmieniła się i jak gdyby nigdy nic kazała nam ruszać w drogę, nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem. Wzięliśmy rzeczy i ruszyliśmy.

                               .......

Wróciłam z nowym rozdziałem!
( dobra i tak wiem, że się nie cieszycie na mój widok xddd ), ale...
za wami już kolejny rozdziałek historii o Isilu!
Tym razem miał 2860 słów!
Jej! :D
Mam nadzieję, że się podobał i zapraszam na kolejne :*

Continue Reading

You'll Also Like

9.8K 1.1K 17
Cztery nacje, które żyją ukryte w cieniu ludzi od wieków: Wampiry, Wilkołaki, Syreny i Czarodzieje. Wszyscy kryją się za woalem normalności. Ale jest...
6.7K 1K 75
Północ i Południe. Ludzie i zmienni. Wojna jest jedynym, co łączy te krainy, nacje, kultury... WSZYSTKO. Na Północy jednak nie wszystko toczy się wo...
155K 10.1K 63
Siedemnasto letnia Sophia popełnia samobójstwo w lesie. Dziewczyna jest na skraju wytrzymałości psychicznej. Po jej śmierci poznaje ludzi tak samo s...
227K 18.5K 195
❕Poziom rysunków z końca książki i początku bardzo się różni❗ Oto Książka na moje bazgroły ;3 Na papierze, jak i te wykonane na komputerze. Z chęcią...