Symbol Mroku

Galing kay Oliwus

122K 8.6K 1.2K

*Książka do gruntownej poprawy, więc przepraszam za napotkane błędy :D* ,, W małym mieście, w orła kraju, N... Higit pa

Prolog
Rozdział 1
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI
Rozdział XVII
Rozdział XVIII
Rozdział XIX
Rozdział XX
Rozdział XXI
Rozdział XXII
Rozdział XXIII
Rozdział XXIV
Rozdział XXV
Rozdział XXVI
Rozdział XXVII
Rozdział XXVIII
Rozdział XXIX
Rozdział XXX
Rozdział XXXI
Rozdział XXXII
Rozdział XXXIII
Rozdział XXXV
Rozdział XXXVI
Rozdział XXXVII
Rozdział XXXVIII
Rozdział XXXIX
Rozdział XL
Rodział XLI
Rozdział XLII
Rozdział XLIII
Rozdział XLIV
Rozdział XLV
Rozdział XLVI
Rozdział XLVII
Rozdział XLVIII
Rozdział XLIX
Rozdział L
Rozdział LI
Rozdział LII
Rozdział LIII
Rozdział LIV
Rozdział LV
Rozdział LVI
Rozdział LVII
Rozdział LVIII
Rozdział LIX
Rozdział LX
Rozdział LXI
Rozdział LXII
Rozdział LXIII
Rozdział LXIV
Rozdział LXV
Rozdział LXVI
Rozdział LXVII
Rozdział LXVIII
Rozdział LXIX
Rozdział LXX
Rozdział LXXI
Rozdział LXXII
Zaległa Nominacja
Rozdział LXXIII - Epilog
Witam + Wynik Ankiety
Już jest!

Rozdział XXXIV

1.6K 126 18
Galing kay Oliwus


Następnego dnia wszyscy w szkole chodzili podekscytowani.
A moi przyjaciele po prostu roznosili stół przy śniadaniu.
Zamiast w spokoju jeść prawie skakali na tych krzesłach.
Ale nie tylko uczniowie tak się zachowywali. Nauczyciele im w tym pięknie wtórowali.
Po prostu masakra! Nie rozumiem o co im w tym chodzi.
Przecież to tylko jakieś głupie zawody!

,, Is, o czym myślisz?
Usłyszałem cichy głos chimery siedzącej przy moim krześle. Spojrzałem na zwierzę i czule je pogłaskałem.

,, O niczym ważnym. Po prostu nie rozumiem ich ekscytacji.“

,, Pewnie się cieszą. Te zawody tylko raz na rok, a podczas nich mogą się popisać.“ stwierdził lew podbierając po cichaczu ze stołu kawał szynki.
Posłałem mu mrożący wzrok. Zwierzę przełknięło mięso i popatrzyło na mnie wielkimi oczami.
,, No co, głodny jestem!“ prawie pisnął.

Roześmiałem się głośno, na co moi przyjaciele przestali rozmawiać między sobą i przyglądali mi się jak jakiemuś kosmicie.
- Isil, dobrze się czujesz?- zapytał elf zabawnie marszcząc brwi i nos.
Przewróciłem zirytowany oczyma.
- Czy ty zawsze musisz się mnie o to pytać? -zadałem pytanie, ale Silver jeszcze bardziej zmarszczył brwi i przytaknął. Pacnąłem się dłonią w czoło.-Tak czuje się wręcz świetnie! Zadowoleni?- popatrzyłem po twarzach wpatrzonych we mnie osób. Tari i moi drodzy, uparci i z lekka przygłupi przyjaciele zgodnie pokiwali łebkami.

Kątem oka dostrzegłem, że z sali zaczeli znikać grubkami nauczyciele i uczniowie. Wszyscy jakby na zawołanie zaczęli wstawać ze swoich krzeseł. Nasz złotooki opiekun powędrował spojrzeniem w to samo miejsce co ja i po chwili zwrócił się do nas.
- Chłopaki, my też już musimy iść na dziedziniec. Musicie przygotować się przed turniejem. - zakomenderował, wstał od stołu i ruszył do wyjścia z sali.

Wraz z chłopakami popatrzyliśmy po sobie i ruszyliśmy za nim.
Na zewnątrz świeciło ładnie słońce, ale nie było nieznośnie ciepło jak przez ostatnie dni.
Może być z 20 stopni.
Teraz po niespiesznie przepływały białe chmury. Lekki wiatr przyjemnie muskał mi szyję i rozwiewał na boki kucyka, którego spiąłem tuż przy karku. Po 10 minutach doszliśmy na dużą polanę w lesie ,na której jeszcze nigdy nie byłem.
Miała ona na oko trochę mniej powierzchni ,niż ta na której stoi szkoła.
Jakim cudem jeszcze nigdy tu nie trafiłem!!!??
Zebrała się tu chyba cała szkoła!

Adillen widząc, że się zagapiłem, szybko złapał mnie za nadgarstek i pociągnął do jakiegoś barczystego mężczyzny stojącego przy wielkich skrzyniach trochę oddalonych od wszystkich tu zebranych osób.
Facet miał co najmniej 190 cm wzrostu i około 50 lat.
Miał brązowe do ramion włosy i całkiem długą brodę.
Ubrany był w beżową tunikę, czarne spodnie i smoliste kozaki do kolan.
Na to zarzucił brązowy, skórzany fartuch. Na wielkich dłoniach miał brązowe i również skórzane rękawice. W chwili gdy do niego podeszliśmy, dawał dla jakiegoś blondyna miecz dwóręczny. Zapewne mężczyzna jest tutejszym kowalem.
Gdy tamten sobie poszedł, mężczyzna zwrócił na nas swoje piwne oczy. Podszedł do naszego opiekuna i po przyjacielsku klepnął złotookiego w plecy. Tari wyglądał po tym uderzeniu jakby miał zaraz się wywrócić.
- Ach Tarinan! Miło cię znowu widzieć!- wykrzyknął entuzjastycznie basem krępy mężczyzna.
- Witaj Durayd.- odpowiedział z serdecznym uśmiechem łowca.
Wielki mężczyzna po chwili odwrócił się do nas i uśmiechnął szeroko.
- Tarinan, czyżby to byli twoi podopieczni?- złotooki lekko przytaknął. - No to chłopaku niezła zgraja ci się trafiła! Elf, drow, wampir i druid......a ten..- patrzył się na mnie jakby oceniając. - ....nie umiem poznać czym on jest. Tarinan, kto to jest?
- To jest Isil, Duraydzie. Nie wiemy czym on jest. On w sumie też nie.
Brodaty facet zaśmiał się w głos.
- A to ci checa! Ale dobrze, nie przyszliście tu zapewne ze mną gadać, tylko po uzbrojenie. Ty zielony, chodź tu!
Adillen podszedł niepewnie do kowala, a ten podał mu jakiś czarny strój.

Każda z tych czynności została powtórzona na nas. Po 15 minutach staliśmy już gotowi. Tym strojem okazała się jakby czarna, wzmacniana i skórzana kurtka, oraz z tego samego materiału spodnie i czarne buty za kostkę. Całość z wyglądu wydawała się bardzo nie wygodna i krępująca jakie kolwiek ruchy, ale jak się okazało było w nich bardzo wygodnie i naprawdę dałoby się w tym walczyć na poważnie. Na dłoniach mielibyśmy czarne rękawice bez palców mające na celu ochronę naszych dłoni przed jakimiś otarciami.

- No chłopaki, wyglądacie świetnie!- usłyszeliśmy rozradowany głos naszego opiekuna. - Teraz chodźcie zobaczyć z kim macie pierwszą walkę. - dwudziestopięciolatek wręcz skakał do wielkiej tablicy ogłoszeń.
On się bardziej cieszy z tych zawodów niż my.
Wszyscy stanęliśmy przed ogłoszeniami i zacząłem szukać swojego imienia na liście.
Znalazłem ja na 43 numerze, a obok niego widniało imię Kaylar. Zmarszczyłem brwi patrząc na to imię.
Kto to jest?
- Chłopaki? - odpowiedziało mi ciche ,,hmm“.- Kto to Kaylar?- zapytałem patrząc na moich przyjaciół, którzy na dźwięk tego imienia popatrzyli na mnie ze zdziwieniem i.....strachem? No może prócz Perisa, który był równie zdezoriętowany co ja.
- Nie mów, że to on ci się tafił?- zapytał elf z lekka roztrzęsionym głosem. Niepewnie przytaknąłem, a Yafal popatrzył na mnie ze współczuciem.
- Uuuuu...chłopie,....gorzej trafić nie mogłeś.
- Dlaczego?- zapytałem cicho zastanawiając się, czy na pewno chce wiedzieć.
- Dlaczego? Otóż to największy ,że tak powiem, postrach szkoły. Jest na dodatek pupilkiem Marala i jego najlepszym uczniem. Nie ma podobno nikogo lepszego we władaniu mieczem od niego.- wyjaśnił mi blady Adillen.
Haha....oni se żartują, prawda? Boże...oni  nie żartują!!
Mam całkowicie przesrane!!

Widząc miny mojej drużyny i słysząc wypowiedź Adiego, zaczynam obawiać się o moje życie.
- Isil, nie panikuj.- usłyszałem delikatny głos Tarinana i dotyk dłoni na ramieniu. - Nauczyciele wybrali wam takich przeciwników, którzy mają zbliżony poziom umiejętności. Te zawody mają na celu mały trening, a nie pozabijanie się nawzajem. A teraz chodźcie. Za chwilę wszystko się zacznie.

Poszliśmy wszyscy niechętnie ( czty. Jak na ścięcie.) za brunetem do największego skupiska uczniów i nauczycieli. Stali oni wszyscy wokół wielkiego placu do ćwiczeń, bardzo podobnego to tego z lekcji obrony czy magii. Tylko że ten był wyraźnie ogrodzony drewnianym płotem.
To żeby nikt tam nie właził, tak?
No dobra.
Moja walka jest podobno druga.
Heh chociaż nie będę musiał długo czekać.
Stanęliśmy całą grupą pod jakimiś dziwnym, wielkiem drzewam, gdy dyrektorka oznajmiła, że nasze małe zawody czas zacząć.

Na plac ćwiczeń weszła pierwsza para zawodników. Pierwszym z nich był co najmniej 2 lata ode mnie młodszy chłopak o średniej długości chebanowych włosach i całkiem dobrze zbudowanej posturze ale wciąż szczupłej. Delikatną twarz zdobiły wielkie, niebieskie oczy. Drugim z nich okazał około 20 letni chłopak z długimi do ramion brązowymi włosami.
Był on całkowitym przeciwieństwem swojego przeciwnika. Ostre rysy twarzy, mocna szczęka i bardzo umięśnione ciało. Był on wyższy od czarnowłosego o głowę.
Obaj ubrani w takie same stroje co ja.  Zielone oczy posyłały gromy do młodszego z chłopaków.
Widać lekceważył swojego przeciwnika.
Staneli na przeciw siebie i każdy wyciągnął z  pochwy miecz jednoreczny.
Wicedyrektor Arfana krzyknęła by zacząć, a wtedy zielonooki natarł na czarnowłosego.
Rozległ się głuchy odgłos uderzających o siebie mieczy.
Młodszy z chłopaków zwinnie i z gracją sparował cios i odskoczył. Zaczął okrążać większego chłopaka utrzymując dystans, aż za drugim razem stało się coś czego się nie spodziewałem. Wokół niebieskookiegi rozbłysło białe światło, a gdy zgasło, nie stał tam już jeden chłopak, tylko dwóch.
No tak, zapomniałem.
W tym pojedynku można używać magii i swoich rasowych umiejętności.
Ten chłopaczek najwyraźniej jest magiem, a sądząc po kolorze światła zajmuje się białą magią.
Starszy chłopak stał oniemiały i najpewniej próbował odkryć, który z chłopaków przed nim jest iluzją. Czarnowłosy wraz ze swoją kopią ruszyli z uniesionymi mieczami na nic nieświadomego zielonookiego. Ten nie zdołał się odsłonić i prawdziwa forma chłopaka wytrąciła mu miecz z ręki, który poleciał metr dalej. Mniejszy chłopak cofnął iluzję i stał już tylko sam ze swoim przeciwnikiem na arenie.
Wokół placu rozległy się głośne oklaski i gwizdy. Arfana podeszła do zwycięscy i mu pogratulowała.
Obaj zawodnicy zeszli z placu śmiejąc się po podaniu sobie dłoni.

Teraz pora na mnie.
Westchnąłem ciężko i poczułem jak Peris klepie mnie delikatnie po plecach dodając trochę otuchy. Ruszyłem zdenerwowany przez bramkę na arenę. Stanąłem na jej środku aż pokaże się mój przeciwnik. Na arenę wraz za mną wkroczył....nie zgadniecie kto!
Pamiętacie tego wielkoluda z którym się zderzyłem gdy wybiegłem ostatnio ze swojego pokoju?
Tak? No to właśnie stoi przede mną w całej swojej okazałości.
Blondyn widząc mnie wytrzeszczył oczy, ale zaraz na jego ustach pojawił się szeroki i lekko przerażający uśmiech. Przełknąłem głośno ślinę i przybrałem obojętny wyraz twarzy.
- To ty jesteś Kaylar?- zapytałem gdy do mnie podszedł. Czerwonooki parsknął śmiechem i spojrzał na mnie kpiąco.
- Mam nadzieję Isilku, że lepiej walczysz niż sądzę po tym naszym zderzeniu na korytarzu.
Nie odpowiedziałem, tylko posłałem mu pewny siebie uśmiech.
Poczułem dłoń na ramieniu i odwróciłem się w stronę osoby stojącej tuż za mną.
Była to dyrektorka.
- Chłopcy jak jesteście już gotowi, to zoczynajcie. - powiedziała i wyszła przez drewniane drzwiczki. Spojrzałem na Kaylara, który wyjął już swój miecz i uniósł go na wysokość klatki piersiowej.
Również wyjąłem miecz i poczekałem na ruch blondyna, który najwyraźniej z tego skorzystał, bo bardzo szybko natarł na mnie.
Uskoczyłem w ostatniej chwili przed ostrzem i przyjąłem obronną pozycję. Zaskoczył mnie. Kto by się spodziewał, że ktoś o jego gabarytach byłby tak szybki.
Heh..coś czuję, że ta walka nie będzie należeć do prostych.
Nie zdążyłem nic zrobić, bo przede mną w jednej sekundzie pojawił się czerwonooki robiąc cięcie w moją stronę. Szybko sparowałem ten atak i odepchnąłem Kaylara od siebie.
Nie czekając na jego koleiny krok poprosiłem wodę ,by mnie otoczyła. Od razu z pobliskich miejsc zaczęła unosić się ta życiodajna ciecz i podlatywać do mnie.
Widziałem zaskoczenie i niedowierzanie mojego przeciwnika wymalowane na jego twarzy o lekko dzikim wyglądzie.
Niespodziewałeś się maga, co?
Woda na moje życzenie utworzyła z siebie 3 kule i poleciała z olbrzymią prędkością na Kaylara.
Chłopak spokojnie stał czekając na pociski. Pierwszy z nich został zwinnie ominięty.
Blondyn zrobił zaraz potem salto do tyłu omijając w ten sposób drugą kulkę. Bliznowaty ustanął bokiem do trzeciej bańki nie robiąc nawet najmniejszego ruchu i chyba nie zamierzał się z tego miejsca ruszyć nawet o milimetr.
W ostatniej chwili, gdy myślałem, że ostatnia z moich kul trafi celu, otoczyła go jakaś dziwna, duża tarcza. Wyglądała jak jakieś pole siłowe. Czerwone oczy mojego przeciwnika zwróciły się na mnie, a ich właścicieli uśmiechnął się z wyższością.
Kim on do jasnej ,ciasnej jest się pytam?!!!
Czekajcie, skoro mogę używać wszystkich moich zdolności, to czemu by tego nie sprawdzić?
Jak ja mogłem wpaść na to tak późno?
Skupiłem się na blondynie, ale.....coś mi tu nie gra.
Zamist widzieć i wyciągnąć jego aurę, widzę wszystko na czerwono.
Tak nie powinno być!!!
O co chodzi?
Jak grom z jasnego nieba spadł na mnie roździerający ból głowy. Krzyknąłem z zaskoczenia i olbrzymiego bólu.
Złapałem się kurczowo za głowę, jakby miało ją to w jakiś sposób ocalić czy choćby uśmierzyć ten potworny ból i osunąłem się na kolana.
Ból głowy zniknął równie szybko jak się pojawił, ale zastąpiło go coś o wiele gorszego. Z mojego gardła wydobył się rodzierający skowyt bólu. Moje oczy zaszły łzami.
Nie dałem rady powstrzymać tych słonych kropel spływających po moich policzkach i krzyków, które coróż wydostawały się z mojego gardła. Czułem jakby coś rozrywało moje plecy na strzępy.
Jakby ktoś wbijał  raz po raz ostrze próbując się przedrzeć przez moją skórę. To było nie do zniesienia.
Tak cholernie bolało.
Coś siłą chciało się ze mnie wydostać rozrywając wszystko na swej drodze. Z trudem zacząłem łapać powietrze, którego w tej chwili tak bardzo potrzebowałem.
Potrafiłem teraz tylko kwiczeć z bólu i zwinąć się w kulkę.
Płakałem i krzyczałem.
Słyszałem hałas wokół siebie krzyki oraz nawoływania przez nauczycieli i moich rówieśników, a w szczególności moich zatroskanych przyjaciół. Próbowałem wołać o pomoc, ale jedynie co wychodziło z moich ust to krzyki pokazujące jak bardzo bolało mnie to co się działo.
Traciłem powoli siły, aż w końcu nastąpiła tak wyczekiwana przeze mnie chwila zakończenia tego piekła. Poczułem ulgę, ale nie na długo. Zaczęło robić mi się ciemno przed oczami i poczułem tylko jak padam bezwładnie na ziemię.

Pov. Peris

Walka Isila zapowiadała się bardzo obiecująco. Bialowłosy w ostatnich momentach sparował ataki czerwonookiego i odskakiwał. W jednej chwili stanął na środku areny i przywołał do siebie całkiem sporą ilość wody.
No zacznie się dziać!
Mój przyjaciel utworzył trzy bańki i posłał je w stronę Kaylara.
Blondyn ominął widowiskowo dwa z pocisków, najpierw kucając, a potem robiąc piękne salto.
Została już tylko jedna kula. Wielkolud ustanął bokiem do lecącej w jego stronę wody i gdy już miała w niego trafić wokół czerwonookiego utworzyła się spora osłona stworzona z czarnej magii. Widziałem już taką podczas ćwiczeń Yafala.
Nie spodziewałem się że on jest czarnym magiem.
Prędzej obstawiałbym że wojownikiem, albo łowcą.
Isil patrzył się w szoku na swojego przeciwnika, lecz zaraz usłyszałem jego donośny krzyk.
Widziałem jak łapie się mocno za głowę i pada na ziemię kolanami.
Co tu się dzieje?!
Spostrzegłem przerażone miny nauczycieli ,uczniów i nawet Kaylara, który pobiegł trochę dalej po dyrektorkę. Patrzyłem ze strachem na to co rozgrywało się na moich oczach. Słyszałem obok siebie krzyki zaskoczenia i paniki Yafa, Silvera i Adiego. Tarinan przed chwilą pobiegł po medyka. Isil wydał z siebie kolejny pełen cierpienia krzyk i zaczął płakać łapczywie łapiąc powietrze.
Coś pod jego ubraniami zaczęło się poruszać i przebijać przez nie.
Nie wiem co to jest, ale to wszystko nie wygląda dobrze.
Mój cierpiący przyjaciel zwinął się na ziemi w kulę dale niemiłosiernie krzycząc, a z jego pleców dalej coś chciało się wydrzeć.
Z włosami Isila zaczęło dziać się coś dziwnego. Zaczęły zmieniać kolor z białych na czarne. Powoli na czarnej czuprynie do ramion pojawiły się granatowe pasemka.
O co w tym wszystkim chodzi??!!
Coś przebiło się przez kurtkę chłopaka. Zobaczyłem mignięcie czegoś czarnego.
Nie...to nie może być to o czym myślę!
W mgnieniu oka z jego pleców wystrzeliła olbrzymia para czarnych, pierzastych skrzydeł.
Ich rozpiętość mogła liczyć z 5 czy nawet 6 metrów! Jakby teraz wstanął na nogi na pewno sięgałyby one do ziemi. Ich końce były granatowe tak jak pasemka we włosach.
Były przepiękne. Nigdy nie widziałem aż takiej czerni.
Krzyki Isila po rozprostowaniu skrzydeł się skończyły.
Chłopak wyglądał ledwo żywo.
Jakby miał zaraz paść z wycięczenia. Pięknie to zgadłem, ponieważ skrzydła skryły się w jego plecach ,a włosy powróciły do dawnej bieli, za to ich właścicieli osunął się nieprzytomny na ziemię.

Tą właśnie chwilę wybrali sobie na przyjście Tarinan i medyk, czyli ojciec Adillena z noszami. Podbiedłem do Isila wraz z Silverem i pomogliśmy mężczyzną położyć go delikatnie na noszach, którymi zanieśliśmy go do naszego szpitala w dobudówce gmachu naszej szkoły.
Chwyciłem z Tarinanem delikatnie białowłosego i położyliśmy go ostrożnie na jednym 30 łóżek.
- Dziękuję chłopcy za pomoc w przyniesieniu go tu.- zwróciła się do nas starsza kopia Adillena. - Teraz musicie już iść. On musi odpocząć. - medyk spojrzał na swojego syna stojącego trochę dalej z Yafalem i Silverem. -Z tego co mi powiedziałeś Adi musi odpocząć po przemianie.
Nie musicie się o niego martwić.
Całą piątą podziękowaliśmy i wyszliśmy z pomieszczenia.






Ipagpatuloy ang Pagbabasa

Magugustuhan mo rin

42.6K 2.6K 178
Tłumacze to manhwe na discordzie jeśli ktoś chciałby przeczytać zapraszam Demoniczny kultywator, Xie Tian, uważa się za jedynego słusznego kandydata...
118K 6.2K 78
(Pierwsza część prologu) "Between Darkness and Light" Polskie tłumaczenie komiksu o wojownikach. Oryginał należy do SacredRoses-Art
104K 3.2K 8
Drogi czytelniku. Ta historia przydarzyła mi się naprawdę. Proszę nie nazywać mnie wariatką, ponieważ to nie wariactwo. To był żywy duch. /Wszystkie...
13.7K 1.5K 62
Czy gdybyś miał niepowtarzalną okazję naprawienia czegoś w swoim życiu, skorzystałbyś? Na przykład takie manipulowanie czasem - nie brzmi zachęcająco...