Symbol Mroku

By Oliwus

122K 8.6K 1.2K

*Książka do gruntownej poprawy, więc przepraszam za napotkane błędy :D* ,, W małym mieście, w orła kraju, N... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI
Rozdział XVII
Rozdział XVIII
Rozdział XX
Rozdział XXI
Rozdział XXII
Rozdział XXIII
Rozdział XXIV
Rozdział XXV
Rozdział XXVI
Rozdział XXVII
Rozdział XXVIII
Rozdział XXIX
Rozdział XXX
Rozdział XXXI
Rozdział XXXII
Rozdział XXXIII
Rozdział XXXIV
Rozdział XXXV
Rozdział XXXVI
Rozdział XXXVII
Rozdział XXXVIII
Rozdział XXXIX
Rozdział XL
Rodział XLI
Rozdział XLII
Rozdział XLIII
Rozdział XLIV
Rozdział XLV
Rozdział XLVI
Rozdział XLVII
Rozdział XLVIII
Rozdział XLIX
Rozdział L
Rozdział LI
Rozdział LII
Rozdział LIII
Rozdział LIV
Rozdział LV
Rozdział LVI
Rozdział LVII
Rozdział LVIII
Rozdział LIX
Rozdział LX
Rozdział LXI
Rozdział LXII
Rozdział LXIII
Rozdział LXIV
Rozdział LXV
Rozdział LXVI
Rozdział LXVII
Rozdział LXVIII
Rozdział LXIX
Rozdział LXX
Rozdział LXXI
Rozdział LXXII
Zaległa Nominacja
Rozdział LXXIII - Epilog
Witam + Wynik Ankiety
Już jest!

Rozdział XIX

1.8K 134 23
By Oliwus

Jechaliśmy w całkowitej ciszy.
Każdy pogrążony w swoich własnych myślach.
Słychać było tylko tętent kopyt i ciche, nerwowe parskanie koni.
Spojrzałem w górę, szukając czegoś, na czym mógłbym zaczepić wzrok i to coś nie byłoby piaszczystą drogą, po której szły z wolna nasze konie.
Wjechaliśmy w głęboki, gęsty las, więc korony drzew zasłaniały mi prawie całkowicie niebo, ale z tego, co zdołałem dostrzec, było dość pochmurnie. 

Oby nie padało.
Westchnąłem i zacząłem rozmyślać.
Dlaczego mnie to wszystko spotyka?
Dlaczego tu trafiłem?
Kto nie chce, bym dotarł do tej szkoły?
Kto chce mojej śmierci i dlaczego?

A może, to nie najważniejsze pytania, nad którymi powinienem się zastanawiać.
Może powinienem zadać inne.
Nic z tego nie rozumiałem.
Czułem się zagubiony.
Samotny.
Nie wiedziałem, co mnie jeszcze czeka. Wiedziałem jedynie, że nie będzie to nic łatwego ani przyjemnego.
I wtedy przypomniało mi się, co Peris powiedział przed wyjazdem z Mrocznej Puszczy.
Może najważniejsze pytanie przed jakim stanę, to: Kim jestem?

Zamknąłem oczy i odetchnąłem ciężko, czując już ból kręgosłupa od jazdy w siodle.
Nie ważne, z czym będę musiał się zmierzyć, znajdę w sobie siłę i dam radę.
Muszę dać sobie radę.
- Isil, co jest? Ręka cię boli? - zapytał zmartwiony Peris, podjeżdżając bliżej.
Niby chłopak jest dość zimny dla obcych, to dla bliskich jest niezwykle opiekuńczy.
Ciekawe ile jego twarzy jeszcze ujrzę?

Otworzyłem swoje oczy barwy podobnież nocnego nieba i spojrzałem na niego z niewielkim uśmiechem, uspokajając go.
- Nie. Jest w porządku. Po prostu myślę. - odpowiedziałem.
- Jeśli coś cię trapi, to mów śmiało. - dorzucił.
- Na te pytania, sam muszę odkryć odpowiedzi. - uśmiechnąłem się smutno.

Peris podjechał jeszcze bliżej mojego konia i zaczął natarczywie grzebać w swojej  torbie.
Wyjął z niej mój zagubiony sztylet i mi go podał. Zauważyłem, że na szczęście był wyczyszczony z krwi. Wziąłem go ostrożnie, by się bardziej nie pokaleczyć i włożyłem do pasa, krzywiąc się, gdy musiałem podnieść ranną kończynę.

- Nieźle się dzisiaj spisałeś. Dałeś radę tylu orkom za pierwszym razem. Walczyłeś, jakbyś to robił od zawsze. Uratowałeś mi dzisiaj tyłek.- zaczął się śmiać, co w jego wykonaniu dalej brzmiało dla mnie nienaturalnie. - Dzięki za to i przepraszam. - Jego ton głosu zmienił się diametralnie.
Z wesołego zmienił się na pełen skruchy i winy.

Zmarszczyłem brwi w zastanowieniu i na niego zerknąłem, nie rozumiejąc, co tym razem chodzi mu po głowie.
- Za co ty mnie przepraszasz?
- Naraziłem cię. Niczego cię nie nauczyłem i zamiast uciekać, zmusiłem cię do walki. - sapnął.
- Co ty pierdolisz!?- krzyknąłem zdenerwowany, na co chłopak aż podskoczył na zwierzęciu, nie spodziewając się, że się tak uniosę. - Na nic mnie nie naraziłeś, rozumiesz!? Nic mi się takiego nie stało. To tylko ręka. Nic mi nie będzie. I nawet nie warz się obwiniać. To ja powinienem cię przepraszać, bo to wszystko jest przeze mnie. To mnie ktoś chce dopaść.

Peris wysłuchał mnie bez przerywania. W dalszym ciągu bardzo zdziwiony moim nagłym wybuchem.
Nie dziwiłem mu się.
Rzadko krzyczę, no, chyba że sytuacja tego wymaga.
- Dobra, w porządku. Tylko nie krzycz tak. - i zaczął o dziwo chichotać jak nastolatka. 
Popatrzyłem na niego jak na debila.
Humor zmienia mu się częściej niż kobiecie w ciąży!
Najpierw się o mnie martwi, potem chwali, zaraz potem przeprasza i wygląda, jakby miał w depresję wpaść, a za chwilę śmieje się jak po jakichś cholernych narkotykach.
No to chyba raczej normalne nie jest!

- Peris na pewno jest z tobą wszystko w porządku?- zapytałem, unosząc wyraźnie brwi do góry.
- Tak, tylko zrobiłeś komiczną minę, jak się na mnie darłeś.
Strzeliłem się otwartą ręką w czoło, uważając na tę poszkodowaną, którą przytrzymywałem wodze.
- Dobra, nie pytam się, o co ci chodzi. - uniosłem lekko ręce do góry i pokręciłem głową.

- Ile jeszcze do tej wsi? - zapytałem po chwili ciszy przerywanej śpiewem ptaków w lesie dookoła nas.
- Jeszcze godzina. - odpowiedź przyszła od razu.
- Po co my tam jedziemy?
Peris zmarszczył gniewnie brwi i na mnie spojrzał.
- Isil już ci mówiłem, że twoją ranę musi zobaczyć medyk. I nawet nie myśl, że zmienię zdanie! - mówiąc to, groził mi palcem, jakbym był małym dzieckiem.
- Dobra. - odparłem z westchnieniem niezadowolony.
- No ja myślę, że tak. Inaczej zaciągnę cię do tego medyka siłą. - prychnął. 
- Nie zrobiłbyś tego. - zaśmiałem się, patrząc na mrocznego elfa z przekonaniem.
- Nie bądź taki pewny swego. - odpowiedział, a raczej mruknął pod nosem.
Jego głos mnie trochę przeraził, a świadomość tego, że drowy to jedna z niebezpiecznych raz, którą udało mi się poznać we wszystkich książkach, mi nie pomagała. 
Ja wiem, że ten świat może różnić się od tego przedstawionego w ludzkim świecie, ale echa, które pozostawiło w moim umyśle, nie wyłączę.

- Mam nadzieję, że nie rozpada się, zanim tam dojedziemy. - usłyszałem go znów po chwili.
Uniosłem głowę, patrząc na te chmury, nie jestem tego taki pewien, czy nam się uda.
W jednej chwili zobaczyłem błyskawice i uderzyłem potężny grzmot, a zaraz po tym, jak nie lunęło.
Spojrzałem w kierunku Perisa, unosząc jedną brew.
- Coś mówiłeś?

Drow tylko w odpowiedzi zmroził mnie wzrokiem i naciągnął na głowę obszerny kaptur.
Poszedłem za przykładem i również go nałożyłem, ciesząc się z jego obecności.
Nie widzi mi się moknąć, więc ruszyłem szybciej przez las, poganiając konia. Kage, czując moje kolana, parsknął, ale ruszył, także niepokojąc się zmianą pogody.
Z tyłu mimo grzmotów  słyszałem, że Peris jest tuż za mną. Zaraz też zobaczyłem Estrellę obok Kage i w ciągu chwili nas wyprzedzili.
Pędzili przed nami bardzo szybko.

Pokręciłem z uśmiechem głową.
Na wyścigi im się zebrało?
W taką pogodę?
Kage najwyraźniej nie chciał być gorszy i bez mojej wiedzy zaczął galopować za Estrellą i Perisem.
Śmiałem się podczas tej jazdy z całych swoich sił.
Szybko ich dogoniłem oraz przegoniłem drowa i zwolniłem do kłusu, nie chcąc przemęczać swoje nowe zwierzę.
Deszcz powoli ustawał i padał już tylko lekki deszczyk.
Najwyraźniej ulewa była tylko chwilowa, ale i tak zdążyliśmy przemoknąć do suchej nitki.
Przydałoby się wreszcie ogrzać i przebrać, bo zacząłem przez wiatr odczuwać przemożne zimno.

Estrella zrównała się po chwili z moim koniem i tak jechaliśmy prawie przez resztę drogi, aż nie ukazały mi się w oddali w głównej mierze drewniane domy.
Już? Tak szybko tu trafiliśmy?
Przyspieszyliśmy i po niedługim czasie byliśmy na miejscu.
Okazało się, że była to dość spora miejscowość. Było wiele domów i wyraźnie kilka budynków służących jako obory, a trochę dalej ciągnęły się zapewne pola uprawne.
Na zewnątrz nie było nikogo prócz zwierząt, ale widziałem ruchy firanek, gdy mijaliśmy domy. Najwyraźniej nikt nie zdążył jeszcze wyjść na dwór po deszczu, który siekał przed chwilą.

W pewnej chwili znienacka zza ogrodzenia wybiegł na piaszczystą drogę tuż przede mnie wielki, szary wilczur, szczekając na nas nieprzerwanie.
Kage wystraszył się niespodziewanego ataku i wierzgnął potężnie.
Szybko mocniej chwyciłem wodze, by nie spaść z silnego grzbietu.
Estrella także się spłoszyła, ale jakoś wraz z Perisem uspokoiliśmy nasze wierzchowce.

Pies nie przestawał ujadać i szczerzył na mnie agresywnie kły. Chcieliśmy go ominąć, ale nie chciał nas zostawić w spokoju, prawie podgryzając kopyta naszych koni.
Dostrzegłem z ulgą, że zza bramy, z której wyskoczył pies, wybiegł jakiś młody chłopak.
W błyskawicznym tempie podbiegł do psa.
Wilczur na jego widok od razu spotulniał i usiadł na drodze, kuląc po sobie parę uszu.
Zaskamlał cicho, kładąc się na błotnistej ziemi, brudząc sobie splątaną sierść.

Przyjrzałem się z uwagą chłopcu dokładniej. Był średniego wzrostu i miał płowe, krótkie, roztrzepane na wszystkie strony włosy. Był szczupły i ubrany w szarą tunikę i czarne spodnie oraz ciemnoszare buty. Na około miał może z czternaście lat.
Stanął niedaleko psa, wskazał na dom i krzyknął do niego.
- Do domu Yala! Do domu, słyszysz!?
Głos chłopca był spokojny mimo wszystko, ale zarazem stanowczy.
Pies podkulił ogon i ruszył we wskazane miejsce.

Chłopak uniósł na nas fiołkowe oczy i uśmiechnął się przepraszająco.
- Wybaczcie za nią. Nie wiem, co w nią wstąpiło. Nigdy się tak nie zachowywała.
Uśmiechnąłem się delikatnie do niego.
- Nic takiego się nie stało. Nie musisz przepraszać.
Blondynkowi zaświeciły się oczy, a na buzi pojawił się szeroki uśmiech.

- Mały, wiesz, gdzie możemy zostawić nasze konie? - usłyszałem pytanie Perisa.
- Tak. Mój brat jest tutejszym stajennym i może zająć się waszymi wierzchowcami. - odparł chłopak z nieskrywaną dumą.- I nie jestem mały! - odburknął oburzony.
Zaśmiałem się w duchu.
Nie powiem, młody ma odwagę, by pyskować obcemu i to jeszcze  Perisowi, który mnie chciał przy pierwszej lepszej okazji przestrzelić.

Sprawnie zszedłem z czarnego grzbietu i chwyciłem wodze. Powoli podszedłem do chłopaczka.
- A możesz nas tam zaprowadzić?
- Pewnie! To niedaleko. Za mną! - zakrzyknął i ruszył przed siebie pewnie, a ja nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem.
On ma chyba za dużo pewności siebie.
Peris, który mnie minął, też miał minę, jakby próbował się powstrzymać od śmiechu.
Coś niezbyt mu to wychodziło.
Ruszyłem spokojnie za nimi, kręcąc głową rozbawiony. 

- Jesteś drowem, prawda?! - usłyszałem blondyna idącego obok Perisa. Chłopak zerkał na mojego przyjaciela z wyczekiwaniem na odpowiedź.
Peris zrobił jakąś dziwną minę i odpowiedział lakonicznie.
- Tak.
- To super! Rzadko ktoś z innych ras, prócz ludzi pojawia się u nas, a szczególnie z królestwa Umbra. - młody był bardzo podekscytowany.- Bo to stamtąd idziecie, prawda? A po co jedziecie na północ? Dlaczego tu trafiliście? Jakiej rasy jest twój kolega. Jak macie na imię? Jaką macie profesje? Jak...- blondynek zaczął zasypywać Perisa chmarą pytań, a biedny drow nie wiedział, co powiedzieć i odwrócił się w moją stronę z miną wołającą o pomoc.

Pokręciłem głową.
Informacja wszech czasów!
Peris nie radzi sobie z dziećmi!
No, ale zlitowałem się nad nim i szybko do nich podszedłem.
- Spokojnie, młody, po kolei. Dobrze? - mój głos powstrzymał wydobywający się z jego ust grad pytań.
- Odpowiem ci na pytania, ale spokojnie.
Fioletowooki pokiwał głową z uśmiechem, jakby dostał jakiś wymarzony prezent na Gwiazdkę.
- To po kolei. Ja jestem Isil, a mój kolega drow ma na imię Peris. Przybywamy z Mrocznej Puszczy. Jedziemy na północ w ważnej sprawie, a trafiliśmy do twojej wioski, bo szukamy medyka. Mam zranioną rękę, widzisz? - podniosłem lewą dłoń owiniętą białym, namoknięte od wody bandażem.

Chłopak, widząc zakrwawiony bandaż, skrzywił się.
- Musi boleć. Mogę was też zaprowadzić do naszego medyka, Mayala. - zaproponował.
- Byłbym wdzięczny. - odparłem z uśmiechem.
- Twój kolega jest drowem, a ty?
I tu jest dylemat.
Co mam mu odpowiedzieć?
-  Nie wiemy, jakiej rasy jest Isil. - wybawił mnie z opresji Peris. - Młody, wypytujesz się o nas i już prawie wszystko, a my nawet twojego imienia nie znamy.
Chłopak zrobił zmieszaną minę, zakładając ramiona na piersi. 
- Wybaczcie, nazywam się Talilion.

Gdy tak szliśmy w ciszy, bo najwyraźniej nasz przewodnik nie widział, o co się dalej pytać, albo się trochę speszył, przede mną ukazała się stajnia.
Była ona duża i ci niesamowite, bardzo zadbana. Było w niej widać z dziesięć boksów, ale mogło ich być o wiele więcej.
Przy jednym z nich, ktoś czyścił białego konia.
Był to około dwudziestoletni chłopak o płowych włosach związanych w krótki kucyk. Z daleka można było dostrzec, że jest umięśniony, ale szczupły i wysoki. Zdecydowanie ostrzejsze rysy twarzy niż u jego brata dodawały twarzy, jak to by powiedziała moja mama, uroku i charakteru.

Talilion, gdy go ujrzał, zaczął do niego biec, wyrywając się do przodu.
- Nirven! Nirven!
Mężczyzna zaprzestał czyszczenia konia i zaczął się rozglądać za znajomym głosem. Gdy rozpoznał brata, uśmiechnął się szeroko.
Czternastolatek dopadł się do niego i uściskał go, o mało nie wywracając ich obu.
- Uważaj! Zachowujesz się, jakbyś mnie nie widział od wielu dni. - mówiąc to, Nirven poczochrał młodszemu bratu włosy, całkiem je burząc, na co młodszy chłopak śmiał się wniebogłosy.
- Bracie do naszej wioski przyjechali podróżni!
- Tak? A gdzie są? - zapyta stajenny, odsuwając się od brata. 
- Tam. - rzekłszy to, wskazał na nas niewielką ręką.

Starsza kopia Taliliona zwróciła na nas swoje fiołkowe oczy i od razu przestał się uśmiechać.
Jego mina wyrażała zdecydowanie nieprzychylność.
Dlaczego wszyscy się tak na nas patrzą?
Strzeliłem sobie zarazem z tą myślą mentalnego kopa.
Jestem idiotą!
Przecież Peris i ja wyglądamy jak podróżni z kraju Umbra, a z tego, co zdołałem wywnioskować, oba kraje, Terra i Umbra, toczą ze sobą wojnę od kilkunastu lat.

Podeszliśmy do nich jednak pewnym krokiem, nie zważając na złe spojrzenia.
- Witaj. Jestem Peris, a to mój towarzysz Isil. - przedstawił nas drow.
- Jestem Nirven. Nie wiem, czy miło mi będzie was poznać. Nie toleruje sługusów uzurpatora Deryta! - warkną zimno blondyn, zakładając ramiona na szerokiej piersi.
- Nie jesteśmy na jego rządach. Nawet nie jesteśmy z Umbry tylko z Terry. Nienawidzę go tak samo, jak ty. - odparł Peris hardym głosem.

Mina fioletowookiego złagodniała, widząc szczerość w kobaltowych oczach.
- Więc, czego tu szukacie?- zapytał już znacznie łagodniej.
- Medyka. Mój przyjaciel jest ranny i musimy gdzieś na chwilę zostawić konie, a twój brat powiedział, że możesz nam  pomóc oraz zaoferował, że zaprowadzi nas do waszego uzdrowiciela.
Chłopak delikatnie się uśmiechnął, chyba nie mając nic już przeciwko nam.
- To dobrze trafiliście. Możecie zostawić tu swoje wierzchowce, a ja się nimi zajmę. - odparł, biorąc od nas wodze i zerknął na młodszego brata.- Talilion, zaprowadzić panów do Mayala.
- Tak! Chodźcie, chodźcie!- zaczął nas poganiać i ruszył w stronę jakiejś oddalonej trochę od stajni samotnej chaty.

...

A oto 19 rozdział!
To chyba najdłuższy jaki napisałam.

Dziękuję za wszystkie do tej pory wyświetlania i gwiazdeczki, oraz komy :-*.
Wszystkie te rzeczy sprawiają, że chcę dalej pisać.
Nie wiem, co jeszcze dodać, więc powiem po prostu :
                  
                          DZIĘKUJĘ!

Serdecznie zapraszam do czytania i za wszelkie błędy przepraszam.

Continue Reading

You'll Also Like

13.7K 1.5K 62
Czy gdybyś miał niepowtarzalną okazję naprawienia czegoś w swoim życiu, skorzystałbyś? Na przykład takie manipulowanie czasem - nie brzmi zachęcająco...
2.4K 184 26
Ada właśnie otworzyła drzwi ,po tym jak skończyła się jej impreza urodzinowa.zobaczyla tam pewnego gościa...jakie czekają ją przygody?
227K 18.5K 195
❕Poziom rysunków z końca książki i początku bardzo się różni❗ Oto Książka na moje bazgroły ;3 Na papierze, jak i te wykonane na komputerze. Z chęcią...
472K 45.7K 101
Świat podzielono na dwie części - Edgerie i Nerfers. Każde z królestw posiada dwunastkę wyjątkowych wojowników, którzy dosiadają gigantycznych bestii...