Symbol Mroku

By Oliwus

122K 8.6K 1.2K

*Książka do gruntownej poprawy, więc przepraszam za napotkane błędy :D* ,, W małym mieście, w orła kraju, N... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI
Rozdział XVIII
Rozdział XIX
Rozdział XX
Rozdział XXI
Rozdział XXII
Rozdział XXIII
Rozdział XXIV
Rozdział XXV
Rozdział XXVI
Rozdział XXVII
Rozdział XXVIII
Rozdział XXIX
Rozdział XXX
Rozdział XXXI
Rozdział XXXII
Rozdział XXXIII
Rozdział XXXIV
Rozdział XXXV
Rozdział XXXVI
Rozdział XXXVII
Rozdział XXXVIII
Rozdział XXXIX
Rozdział XL
Rodział XLI
Rozdział XLII
Rozdział XLIII
Rozdział XLIV
Rozdział XLV
Rozdział XLVI
Rozdział XLVII
Rozdział XLVIII
Rozdział XLIX
Rozdział L
Rozdział LI
Rozdział LII
Rozdział LIII
Rozdział LIV
Rozdział LV
Rozdział LVI
Rozdział LVII
Rozdział LVIII
Rozdział LIX
Rozdział LX
Rozdział LXI
Rozdział LXII
Rozdział LXIII
Rozdział LXIV
Rozdział LXV
Rozdział LXVI
Rozdział LXVII
Rozdział LXVIII
Rozdział LXIX
Rozdział LXX
Rozdział LXXI
Rozdział LXXII
Zaległa Nominacja
Rozdział LXXIII - Epilog
Witam + Wynik Ankiety
Już jest!

Rozdział XVII

1.8K 115 14
By Oliwus

Jechaliśmy już dobre trzy godziny leśną, piaszczystą drogą, obijając sobie tyłki o coraz mniej wygodne siodła.
Jedynym plusem tego wszystkiego była otaczająca nas wszechobecna cisza i spokój.
Słychać było tylko wokół radosny ptasi trel i spokojny szum znajdujących się ponad nami potężnych koron drzew.
Wokół nas rosł piękny i soczyście zielony las, dając nam przyjemny cień od grzejącego słonica, które coraz bardziej dawało się we znaki.
Czułem, że od stóp do głów lepiej się nieprzyjemnie od potu. Cudowne kwiaty w kolorach bieli i czerwieni cieszyły oczy, pozwalając zaczepić swój wzrok o coś, co nie było zielenią otulającej nas głuszy.
Uwielbiałem od zawsze jeździć w terenie. Można było się wtedy całkowicie wyciszyć i w pełni wypocząć od zgiełku miasta.

Usłyszałem niespodziewanie nieprzyjemny hałas łamanych gałęzi w zaroślach i zwróciłem natychmiast głowę w tamtą stronę, wypatrując możliwego niebezpieczeństwa.
Szczerze mówiąc, od kiedy dowiedziałem się, że ktoś czyha na mnie w tej krainie, zacząłem reagować na wszystko znacznie bardziej nerwowo, niż było to w zupełności potrzebne.
I tyle po moim spokoju. - jęknąłem z przekąsem w myślach.

Zmrużyłem delikatnie oczy, chcąc wyostrzyć wzrok najbardziej, jak tylko mogłem.
Peris również to usłyszał i bliżej do mnie podjechał.
- Słyszałeś to? - szepnął, nachylając się ku mnie.
- Tak. Jak myślisz, co to jest?- zapytałem, także się do niego przybliżając.
- Może jakiś drapieżnik. - mówił, zerkając nerwowo na krzaki i chwycił ostrożnie za swój łuk.
Ja także spojrzałem w tamtą stronę, kurczowo ściskając w dłoniach wodze z przejęciem.
Krzaki tak jak się tego spodziewaliśmy, zaczęły szeleścić i się nieprzerwanie poruszać. W ciągu dosłownie sekundy wyskoczył zza nich, szary, długouchy...króliczek!
Mały, puchaty króliczek.
Ledwo powstrzymałem się, by nie parsknąć niepohamowanie śmiechem, przez co zapewne wyglądało to, jakbym się czymś dławił.

- Cóż to za bestia! Toż to największy drapieżnik, jaki w życiu widziałem! - powiedziałem to poważnym i przejętym głosem, udając przy tym czyste przerażenie.
To był idealny moment na rozładowanie atmosfery, która zagęszczała się, od kiedy wyjechaliśmy z miasteczka.
Nie wiedziałem, dlaczego się to działo, lecz wiedziałem, że muszę wyrwać drowa z ciemnych odmętów jego myśli, uwalniając go od strapień.
- To potwór! Jak cię ugryzie, to po tobie!- Peris powiedział to równie poważnym głosem, lecz widziałem, że kąciki jego wąskich ust zaczynają drgać od powstrzymywanego śmiechu.
To było miłe, zważywszy na to, że podczas tej podróży zauważyłem, że Peris nie należy do osób, które się często uśmiechają, czy chociażby śmieją.

Spojrzeliśmy na siebie i wybuchnęliśmy głośnym, radosnym śmiechem.
- Dobra, jedźmy już stąd. - powiedziałem to, wciąż się uspokajając swoje rozbawienie i zarazem konsekwencje w przypadku długiego śmiechu, a mianowicie nieprzyjemnego bólu brzucha i płuc.
- W porządku. - Peris był już spokojniejszy, ale głos dalej miał rozbawiony.
Uśmiechnąłem się z satysfakcji, wiedząc, że udało mi się rozbawić tego ponuraka.

...

Resztę drogi przebyliśmy w niesamowitym humorze, rozkoszując się już w spokoju jazdą.
Gdy wyjechaliśmy z tego ciemnego, boru moim oczom ukazał się cudowny widok, który zapierał dech równie mocno, jak nasz ostatni śmiech.

Słońce mocno świeciło, pieszcząc naszą skórę przyjemnym ciepłem i niebo było czyste bez żadnej, nawet najmniejszej chmurki. Jedynie co mogło konkurować z lazurem nieba, to była niesamowicie soczyście zielona trawa, usłana przeróżnym, pięknym kwieciem o niesamowicie jaskrawych, żywych kolorach. Wokół kwiatów latały duże motyle o pięknych kolorowych skrzydłach z misternymi wzorami na nich. Na środku polany dostrzegłem duże jeziorko o krystalicznie czystej wodzie, która aż zachęcała do zanurzenia się w niej.
Oniemiałem.
Nigdzie nie widziałem takich widoków.

- Pięknie tu, prawda? - usłyszałem rozmarzony głos Perisa, który podjechał do mnie na cicho parskającej Estrelli.
- Tak. Niesamowicie. - odpowiedziałem, wciąż zachłannie chłonąc ten niesamowity widok.
Gdybym umiał malować albo miałbym chociaż przy sobie aparat, zrobiłbym wszystko, by uwiecznić to fantastyczne  miejsce.
Zszedłem niespieszne z Kage i pogładziłem go po nagrzanej słońcem szyi.
- Pięknie się spisałeś przyjacielu. - mruknąłem czule do zwierzęcia.

Zerknąłem zaraz na Perisa, który również był już na ziemi i spokojnie prowadził swoją klacz nad brzeg krystalicznego jeziora.
Wziąłem wodze za jego przykładem i ruszyłem za nimi. Kage nie protestował i żwawo ruszył w stronę wody, zapewne odczuwając olbrzymie pragnienie, mimo naszych licznych postoi na odpoczynek.
Gdy byliśmy przy wodzie, oba konie zaczęły łapczywie pić.
Ściągnęliśmy z nich nasze torby oraz tą, którą podarował nam tamten stajenny i położyliśmy je na brzeg, chcąc odciążyć grzbiet naszym koniom.
Zdecydowanie zasługiwały na pożądany odpoczynek.

- Peris, co ty na to, by ściągnąć Kage i Estrelli siodła? - zapytałem, przyglądając się naszym nowym pupilom.
- To dobry pomysł. Będzie im lżej. W najbliższym czasie nigdzie się nie wybieramy. W sumie to możemy im ściągnąć też uprząż i czaprak. Niech pobierają luzem. Ich były właściciel powiedział przecież w międzyczasie, że przybiegną na zawołanie, więc nie ma się chyba zbytnio o co martwić.
Zaczęliśmy od razu wszystko odpinać i po chwili konie spokojnie pasły się luzem na zielonej, soczystej trawie.

Peris rozsiadł się wygodnie na piaszczystym brzegu i patrzył z błogim wyrazem twarzy na czystą wodę.
Eh jak ja bym chciał się wykąpać w tym jeziorze. - westchnąłem w myślach, czując, jak moja koszula przykleja mi się do pleców.
W sumie kto mi zabrania. - uśmiechnąłem się z zadowoleniem.

Ściągnąłem moje skórzane buty i zacząłem ściągać koszulkę, walcząc z niewspółpracującymi guzikami. Położyłem wszystko starannie na trawie, wcześniej rozważnie składając odzież. Pierścień również zdjąłem z żalem, ale zdjąłem. Za bardzo ryzykowałby jego zagubieniem.  Na palcu i na łańcuszku podczas pływania mógłby mi się łatwo zsunąć i nawet bym tego nie zauważył. Położyłem go po chwili namysłu do kieszeni płaszcza, który leżał przy reszcie moich nowych rzeczy i ruszyłem truchtem do wody.

Usłyszałem z tyłu za sobą niespodziewanie krzyk Perisa, przez co od razu się zatrzymałem.
- Isil! Co ty robisz?! - wrzasnął zszokowany. - Przeziębisz się! Woda jest lodowata!
Odwróciłem się do niego z wykrzywioną z niezadowolenia twarzą.
- Nic mi nie będzie.
Nigdy nic mi nie było. Nie ważne jak woda była zimna albo jaki mróz był na dworze, nigdy się nie przeziębiłem. A przynajmniej nie z mojej winy, tylko z głupoty innych.

- Jak się pochorujesz, to nie będzie moja wina. Czy ty m...
Coś tam jeszcze krzyczał, ale ja już go kompletnie nie słuchałem, skupiając się na swoich krokach, gdy schodziłem z brzegu.
Wszedłem do przeźroczystej wody i zanurzyłem się od razu do pasa. Jeziorko wcale nie było głębokie. W najwyższym punkcie głębokość mogło pięć z trzy i pół metra głębokości.
Eh jak przyjemnie. - westchnąłem, rozkoszując się nowymi bodźcami.
Uwielbiałem od zawsze, jak woda smagała moje ciało.
Na moich ustach zagościł delikatny, błogi uśmiech.

Chwilkę tak postałem i dałem czym prędzej nura pod wodę.
Otworzyłem z przyzwyczajenia pod wodą oczy i obserwowałem z zadowoleniem dno. Było tam wiele wodorostów i innych roślin, których w tym momencie nie mogłem scharakteryzować. Gdzieniegdzie co jakiś czas przepłynęła obok mnie jakaś srebrna ryba.
Byłem pod wodzą jeszcze jakiś czas i się w końcu wynurzyłem, by zaczerpnąć świeżego powietrza.
Czas trochę popływać. - uśmiechnąłem się do własnej myśli ze szczęścia.

Położyłem się na plecach i tak trochę poleżałem, dryfując, by po chwili zacząć płynąć leniwie stylem grzbietowym.
Później płynąłem żabką, a zaraz potem kraulem.
W tym momencie doceniam to, że moja mama miała niegdyś prawdziwego bzika na punkcie pływania przez swojego niedoszłego narzeczonego, który się tym interesował.
Nie lubiłem go, ale nauczycielem do pływania był dobrym.

Z zadowoleniem przypomniałem sobie, co moja dawna znajoma z dzieciństwa mi kiedyś powiedziała, cytując jakieś anime o zawodach pływackich.
Pamiętaj.
Woda jest żywa.
Kiedy w niej zanurkujesz, natychmiast ukarze ci swoje kły i zaatakuje.
Ale nie ma się czego bać.
Nie opieraj się jej.
Zanurz swoje palce w przestrzeni i przebij się przez nią.
Następnie przeprowadź swoje ciało przez tę przestrzeń.
Porusz ramionami, głową swoją klatką piersiową.
Nie obchodzi mnie moja szybkość w wodzie nie to, co moich znajomych z klubu.
Wszystko czego potrzebuje to czuć wodę.
Moją skórą, oczami, a także duszą. Nigdy nie zwątpić w to, co czuje. Wierzyć w siebie.
Dać się ponieść wodzie.
Powitać ją.
Wspólnie się zaakceptować. *
W tym momencie ten cytat idealnie odzwierciedlał moje uczucia.

Nie wiedziałem, ile czasu tak pływałem, ale gdy w końcu wyszedłem, Peris wyglądał na cholernie zmartwionego.
Nie rozumiałem kompletnie z początku, o co mu chodzi.

- Peris, co jest? - spytałem, podchodząc bliżej do chłopaka.
- Isil siedziałeś dwie godziny w lodowatej wodzie i ty się mnie pytasz, co się stało! - wykrzyczał do mnie i już wtedy się dowiedziałem, czemu tak bardzo się martwił. Momentalnie poczułem się głupio z powodu mojego zachowania.
- Przepraszam, Peris. Straciłem rachubę czasu. Nie gniewaj się na mnie. - Nie widziałem, że się tak zamartwiał. Nie sądziłem, że będzie czuł się za mnie tak odpowiedziałby przy naszej krótkiej znajomości.

Drow odetchnął głęboko, odchylając głowę ciężko do tyłu.
- Nic się nie stało. Po prostu się martwię na zapas. Do jakiegokolwiek medyka jest szmat drogi i byłby problemem, jakby coś ci się stało. Jesteś moim przyjacielem, nie chciałbym, by coś ci się stało. Czuje się za ciebie trochę już odpowiedzialny. - uśmiechnął się do mnie miękko.
- Jeszcze raz, wybacz. - powiedziałem ze skruchą, ale poczułem przyjemność na myśl, że uważa mnie za swojego przyjaciela.
- Już dobrze. Chodź do ogniska. Musisz się ogrzać. - wskazał na wesoło trzaskający ogień.
- Dobrze.- zgodziłem się, choć nie jest mi zimno czy coś, ale nie chciałem mu robić już więcej kłopotów.

Jak doszliśmy do ogniska, Peris zaczął szykować nam ponownie powoli jedzenie, a ja ubrałem się w porzucone przeze mnie ubrania, założyłem koszule i nałożyłem na palec pierścień, czując ulgę, gdy dosięgnął mnie jego znajomy chłód.
Podszedłem do ogniska i usiadłem na trawie niedaleko otaczających ogień kamieni.
Peris podał mi miskę z posiłkiem.
Dzisiejszą obiado-kolacją okazało się coś w stylu prowizorycznego, warzywnego gulaszu z kilkoma kawałkami mięsa.

Zjadłem szybko ciepłą strawę i zacząłem patrzeć w konstrukcji na ciepłe płomienie.
Jasne płomyki wesoło lizały powietrze i pięły się w górę, jakby chciały stąd uciec.
Miło było tak po prostu posiedzieć i posłuchać jak ogień wesoło trzaska, a świerszcze zaczynają grać swoją nocną serenadę.

Peris również skończył w końcu jeść i patrzył, jak powoli zachodzi na horyzoncie słońce.
Niebo mieniło się teraz w pastelowych kolorach od żółci, pomarańczy, czerwieni, aż do purpury.
Było po prostu pięknie i tak spokojnie.

Mój towarzysz wstał i przytaszczył torbę z naszym posłaniem.
Rozłożyliśmy je po obu stronach ogniska i na nich wygodniej siedliśmy.
Zaraz usłyszeliśmy gdzieś w powietrzu pisk.
Z tego, co dostrzegłem, to był ptak. Znajomy ptak.
Orzeł.
Estofeles znów się znalazł.
Nie wiedziałem, jak to robi, że ciągle nas znajduje, ale byłem pod wrażeniem tej jego umiejętności.
Nie mógł wlecieć z nami do miasta, więc został w lesie.
Nie spotkaliśmy go wcześniej, więc zapewne był na łowach.
Ptaszysko zapikowało i wylądowało obok Perisa. Siadł ze spokojem o dziwo na ziemię i poszedł spać, a drow razem z nim.

Ja siedziałem jeszcze chwilę i obserwowałem w ciszy gwiazdy.
W tych stronach są o wiele jaśniejsze niż w ludzkim świecie i o wiele piękniej to wygląda niż tam. Pamiętam, że jak byłem mały, wychodziłem na balkon i oglądałem je, leżąc na włochatym dywanie wraz z babcią przed jej śmiercią.
Nie raz w ten sposób zasypiałem, a mama potem zanosiła mnie do łóżka. Z czasem robiło się to kłopotliwe, bo przecież rosłem, a już później zaprzestałem oglądać te białe światła na niebie.
Zerknąłem na konie. One również spokojnie spały obok siebie niedaleko nas.
Ja też długo nie wytrzymałem i zasnąłem. Zasnąłem w końcu spokojnym i miłym snem.

...

* Jest to cytat z anime pod tytułem "Free" 😉


Continue Reading

You'll Also Like

37K 1.4K 6
Kouhei w ulewny dzień znalazł kota i postanowił go przygarnąć ale czy to na pewno był dobry pomysł ?
39.2K 2.9K 61
Od dwudziestu lat wampiry muszą żyć w ukryciu, ponieważ moc czarowników się rozwinęła i stała na tyle potężna, że zdołała pokonać krwiopijców. Króles...
18.7K 1.5K 200
Cześć wszystkim! Nazywam się Wiktoria, w momencie publikowania pierwszych rozdziałów mam 16 lat i opowiem swoją historię jako polskiego ucznia wyjeżd...
32.8K 1.4K 12
Opowieść zawiera związki homoseksualne, erotyczne rozdziały i ciążę męską.