Taki Cyrk (w trakcie poprawie...

By Bloody_Murderess

73.5K 6.8K 5.6K

Zmiany w lor - ✔️ - aktualne i zmienione Główną bohaterką jest Karolina, która wychowana sama przez siebie... More

1. |Stacja I - To Wszystko Zaczęło Się Od Upadku | ✔️
2. |Zabieram Cię W Imieniu Prawa |✔️
3. | Do Twarzy Ci W Tej Ozdobie Na Nodzę | ✔️
4. |Czy ten złodziej może kłamać?| ✔️
5. |O wszystkim czego nie powinnaś robić|✔️
6. | Nie potrzebnie się tak przed tobą otworzyłem | ✔️
8. | Wypierdalaj mi z tą gotycką kuchnią | ✔️
9. | Wchodzisz w to?| ✔️
10. |Teoria Złośliwości|✔️
11. |Jak to w ciąży!?|
12 |Teraz musi się udać!|
13. |Party kurwa hard|
14.|Don't Stop|
15. |Spójrzmy prawdzie w oczy|
16. |Gram, według twoich własnych zasad!|
17. |Karol, obudź się (ノ͡° ͜ʖ ͡°)ノ︵┻┻|
18. |Byłyliśmy tacy słodziaśni!|
19. |Kisiel w gaciach|
20. |Skakamy z dachu|
21. |W pustyni i w puszczy|
22. |Demony|
23. |Debile, herbata i Grzechu |
24. |Mam te mooooc!!!|
26. |ON TO TWÓJ BYŁY?!|
27. |Poważna rozprawa sądowa i portale|
28. |Pamiętnik|
29. |Stanik moro, nocnik i Offender|
30. |Frendzone xD|
31. |🍭 Ładowanie 🍭|
32. |Japierdole, serio!? ಠ_ಠ|
33. |Nudy i bezpłodny rozdział|
34. |Epilog|
35. |? Prolog ? |
36. | Luksusowa chawira B)|
37. | I co teraz... mała?|
38. | Tylko nie w moją konefke!|
39. |Chce|
40. | Rozmowy w namiocie ( ͡ ͜ʖ ͡ )|
41. |Podstęp|
42. |Przygody z Komornikiem|
43. |Źle ze mną ;-;|
44. | Fundamenty
45. | Co jest za tymi cholernymi drzwiami!?
46. |Karol (͡° ͜ʖ ͡°) Ty zboczeńcu (͡° ͜ʖ ͡°)
47. |Anime, Mia, Bejbe, komin i zgon
48. | WIELKIE ROZPOCZĘCIE ROKU SZKOLNEGO
49. | Berek!!!
50. | Akcja w wannie i szkoła c'nie
51. | Zostaje po lekcjach, Candy się wkurzy
52. | Mam p-r-z-e-j-e-b-a-n-e|
53. | Przygotowanie do niecnego planu
54. | REBELIA CANE, była u Nas Jego Była, Rak Karola I Biedronka
55. |Zasada pierwsza: Przenigdy Nie Prowokuj Błękitka!!!
56. | Wyczekiwane starcie Candy'ego z DYREM! 😎 I Tajemne Tajemnice
57 ~ | Odkrycie kilku niebieskich kart |
58 ~ | Para Wampirzych Kłamców Oraz Rozmowa Z Demonem |
59.|Podejrzenia, Temat: Hybrydy. I Test Na Ojcostwo Czyli Zboczone Pielęgniarki
60.|Nowy Sposób Na Naukę Czyli Bieg ze Śmiercią, On Wróci I Oczywista Odpowiedź
61. Wybory! Ucieczki! Kłótnie! Błękitek Ojcem? Rozlew Krwi I Porażka W Kasynie!
62.| Śpiący Rozdział Razem Z April I Colin Oraz Konsekwencje Zakładu Z Demonem
63.| Zapomnij O Mnie! Zabiłaś Mnie! - Opuściłeś Mnie! Lecz Wrócę! Chyba...
64.|Złoty pokój, trauma srebra, klan śmierci, pewien grób oraz miasto walki
65.| Eden, Blue Lighter, Nowatorskie Tortury Oraz Jadowici
66.| Spotkanie Jadowitych i fakty o szachetnej rodzinie Bleached | ✅
67.|Koncert, Nadludzka Krew, Skok Wiary, Jesteśmy W Domu I Walka Ze Zdzirą
68. |Możesz Mówić Mi Mamo, Praca W Rezydencji, Anioły i Niedoszłe Morderstwo
69.|Noc u Lotrivera, Pożar, Powitanie Aniołów, Nowe Zakazy i Wszyscy Szaleją...
70.|Akcja z Ciążą, Nadzieja Przy Grobie, Partner Broni Oraz Candy W Delegacji
71.|Błękitek & Benjamin - Karolina & Kasander - Wracamy Do Korzeni - Wstęp
72.| Starcie pokoleń - rozmowa na plecami oraz strych zdjęć
73. | Atak Karoliny, wybuch złości, spotkanie to latach oraz... To...
74.|Akcja Walizka, Powrót na występ, Poznanie Bena wspaniałego i Żegnaj Off
75.|Pudełkowa Przygoda! Candy VS Candy - Początek
76. |Pudełkowa Przygoda - Rozwinięcie Część 1/3
77. |Pudełkowa Przygoda! - Rozwiniecie Część 2/3
78. |Pudełkowa Przygoda! - Rozwinięcie Część 3/3
79.|Pudełkowa Przygoda! - Zakończenie
80.| Legendy i mity, berek z przeznaczeniem oraz no ślub
81.| Pył
82.| Niecny Plan Harrego, ożywianie Belli, znowu Noe i Jakiś inny typ |
83. |Opowieść o Królu Zakarym oraz Królowej Karolinie|

7. | To żeś się zemściła | ✔️

1.8K 167 106
By Bloody_Murderess




Nie mogłam zasnąć, bo myślałam nad planami przeproszenia Jasona. Miałam też przeprosić Candy'ego, ale on może poczekać. Leżałam obok gitary, a ręką powoli jeździłam po strunach, by delikatne dźwięki trzymały mnie w stanie spokoju. Czekałam tylko na poranek, by od razu zacząć działać, by chłopak mi wybaczył. Mam tylko nadzieje, że nie zacznie mnie uniknąć, bo to kompletnie złamie mi serce. Może zaskoczę go rano i zrobię mu jakąś fajną herbatkę?

- Oh, nie możesz spać? Czy to oznacza zaproszenie na rozmowę? - Zapytał mnie nagle Papyt, który pojawił się po drugiej stronie łóżka, a ja byłam zbyt smuta, by się przestraszyć.

- Jesteś bliski z Jasonem, prawda? - Zapytałam ponuro ignorując jego pytanie. Normalnie to bym go wygoniła, czy poprosiła, by wyszedł, ale nie mam na to siły. Poza tym, on może mi pomóc odzyskać zaufanie Jasona.

- Oczywiście. - Odpowiedział dziwnie zmieszany, patrząc w inny kąt pomieszczenia. - A co?

- Jak mogę odzyskać jego zaufanie? Nie chce, by się na mnie gniewał, bo dobrze się z nim bawiłam... Wczoraj i w czasie zakupów. - Przyznałam delikatnie zawstydzona owym wyznaniem, bo nie chce wyjść na desperatkę... Choć znowu złapał mnie w nocy, gdzie jestem szczera, a rano mocno tego żałuje.

- Daj mu prezent. Najlepiej ręcznie wykonany, on kocha takie pierdoły. Pogrzeb chłopakom w pokojach i znajdź jakieś materiały. - Odpowiedział po chwili namysłu, a ja to analizował dalej muskając dłonią po strunach. Może dałabym radę zrobić coś w tym stylu, ale nie wiem do końca co. W głowie miałam teraz te wszystkie filmiki z 5-minut craft, ale nic nie wyglądało na wyjątkowe.

- Mam mu udekorować doniczkę brokatem? - Zapytałam pół żartem pół serio, by trochę rozładować napięcie, a on się krótko zaśmiał kręcąc głową na boki.

- Zrób mu szmacianą lalkę. To roztopi jego nieistniejące serce. - Po tych słowach wyobraziłam sobie najohydniejszą lalkę, jaką mogłabym sobie wyobrazi, bo właśnie tylko na taką będzie mnie stać. Potrzebowała, jedynie jakiś narzędzi.

- Zgoda, a dasz mi igłę i nicie? Resztę jestem w stanie ogarnąć. - Przez chwile się zamyśliłam, bo musiałam wszystko rozważyć, by nie wyszło z tego jakieś jedno wielkie gówno.

- Hm, myślę, że tak. Rano bym ci coś przyniósł. Przynajmniej nie będziesz się całymi dzień nudzić. - Oczywiście, nie będą się nudzić, bo spędzę godziny spędzę nad głupią lalką. Zapewne mu się ona nie spodoba, uzna to za żałosne i już nigdy się do mnie odezwie. Ugh, dlatego!? Szło mi tak dobrze, już myślałam, że znalazłam kogoś wyjątkowego, ale wtedy przyszedł Jack... i... I...

- Fakt... Ale wiesz co... - Zamyśliłam się na chwile, ale potem uświadomiłam sobie, że nie dam rady normalnie funkcjonować, póki nie wyrównam jednej kwestii. - Chciałbym się zemścić na Jacku, bo głównie przez jego namowy Jason mnie już nie lubi... - Wypaliłam nagle, bo moja złość w jednych chwili została skoncentrowana na jednej osobie. On przez chwile nie wiedział co powiedzieć, ale szybko zaczął chichotać, co znaczyło, że mnie nie wyda.

- Nie spodziewałem się tego, ale brzmi co całkiem zabawnie, by ich trochę powkurzać. Masz jakieś propozycje? - Zapytał, a w mojej głowie pojawiła się pustka, bo nie znałam jego słabości. Jedynie wiem, że ma dziwną relacje z Cane, ale to byłoby zbyt mocne... Tak sądzę, choć w sumie gdyby Cane go przestała lubić, to byłaby to równa sprawiedliwość, ale zostawię to na później. Co jeszcze... Hm, bierze rano lęki, mogłaby mu coś pomieszać.

- Może zrobimy mu drobny bałagan? - Zapytałam kodem, by jednak się nie zorientował co naprawdę planuje, bo jeszcze spróbuje przekonać mnie, że to zły pomysł.

- My? Nie, nie promyczku. Działasz sama, ja mogę cię jedynie wesprzeć. - Prychnęłam na jego postawę, choć poniekąd go rozumiałam. Nie chce być współwinny.

- To ja mam mu zrobić bałagan? - Znowu zapytałam, a on pokiwał twierdząco głową. Czyli postanowione, tylko muszę wcześnie wstać, by zdarzyć to znaleść i podmienić, zanim wstaje. - Która godzina?

- Dochodzi czwarta, coś w tym stylu. - W zasadzie jest to idealna pora na taką akcje. Zrobię to szybko, a potem wrócę by w końcu zasnąć i wstać o jedenastej.

- Życz mi powodzenia. - Mruknęłam wstając, a on tylko odprowadził mnie wzrokiem. Pierwsze poranne promienie słońca zaczynały dobijać się do okien, także byłam w stanie zobaczyć co mnie otacza i nie zabić się przy okazji. Wchodząc do kuchni próbowałam sobie przypomnieć gdzie to wszystko schował. Kojarzyłam tylko, że było to gdzieś po lewej, także zaczęłam szperać po szafkach właśnie w tej stronie i o dziwo znalazłam to bardzo szybko. Żadnych komplikacji, idzie prosto. Od razu wzięłam to ręki lęki uspokajające, bo tych drugich nie chciałam dotykać. To byłoby zdecydowanie za dużo, nawet jak na mnie. Zabrałam je, by biegiem udać się do łazienki, by wszystkie tabletki spuści w toalecie, a opakowanie wrzuciłam zza wannę. Zanim się zorientują, mnie tu już nie będzie. Po tym czynie czułam się jak mistrz zła i rozkoszowałam się chwilą swojej złowieszczości, jednak po chwili zaczynałam sobie zdawać sprawę z tego co zrobiłam. Jakby całą złość ze mnie uszła w jednej chwili. Jednak zamiast znowu przeżywać poczucie winy, to pobiegłam do swojego strychu, w którym już nie było na szczęście Papeta i zamknęłam za sobą drzwi na klucz, by w razie czego nikt mógł mnie tak szybko zamordować. Poszłam spać, mając nadzieje, że gdy się obudzę, to wszystkie moje zmartwienia magicznie zniknął.

~*~

- Karolina... Obudź się. - Usłyszałam nagle czyjś głos i powoli otworzyłam swoje oczy, by zobaczyć stojącego nade mną Błękitka, który delikatnie się uśmiechał. Na jego widok przykryłam się bardziej kołdrą, by ukryć się przez nim. Ewidentnie coś ode mnie chce i nie jest to dobre.

- Dlaczego? - Mruknęłam w końcu, a on mi tylko pokazał swoją rozcięte dłoń, z której leciała niebieska krew. Byłam w delikatnym szoku na ten widok, ale nie zamierzałam nic mówić. To było takie... Randomowe.

- Możesz mi powiedzieć, dlaczego nie było leków Jacka w jego szafce i czemu opakowanie było zza wanną? - Zapytał dalej delikatnie się uśmiechnąć, przez co nie mogłem stwierdzić, czy jest zły, czy rozbawiony. To mnie gubiło, a on chyba robił to celowo.

- Nie mogę. - Odpowiedziałam w końcu obserwując płynącą po jego ramieniu krew. Wyglądał, jakby ubrudził się atramentem.

- Nie? Cóż. W każdym razie jedziesz ze mną do apteki po nowe, a w czasie jazdy posłuchasz mojego monologu na temat tego, jakąś tępią dzidą jesteś, dobrze? - Patrzyłam na niego z szeroko otwartymi ustami, a on tylko zaśmiał się krótko na moją reakcje, po czym błyskawicznie spoważniał. - Za dziesięć minut masz być gotowa. - Odrzekł srogo, aż mnie ciary przeszły po plecach, obrócił się do mnie, by się opatrzyć, a ja zerwałam się na równe nogi, by się przyszykować.

~*~

- Dobra, jesteś? - Zapytał odwracając się, a ja w tym czasie wiązałam buta. On oceniał mnie wzrokiem, ale nic nie skomentował w tej kwestii, tylko kiwnął głową. - Teraz musisz zachowywać się bardzo cicho. Zamknąłem każde drzwi i okna, więc nikt nie może wyjść i wejść. Zostało tylko okno na strychy, dlatego musimy przez nie przejść i dostać się do mojego samochodu.

- Czemu nie możemy wyjść drzwiami? - Zapytałam, ale on tylko wskazał na swoją dłoń owinięta bandażem.

- Próbowałem. - Warknął spoglądając na okno, które było dość wysoko. Na około siedem metrów od nas. Nawet jakbyśmy się podsadzali, to by nam brakowało około metra.

- Możesz poleciec jak wtedy? - Zadałam kolejne pytanie, wpatrując się w okno, ale on wydał z siebie kolejne niezadowolone dźwięki.

- Już tego dziś użyłem do ucieczki przed nim. Potem udałeś się do łazienki, by przemyć to wodą, wtedy zauważyłem pudełko za wanną i połączyłem fakty. Jason i Papyt ukryli się w pokojach, a ja nie mogę cię zostawić, bo cię jeszcze w cholerę rozszarpię. Wyjście z tego pokoju jest ryzykowne, a wiem, że gdyby spróbował, to mogły te drzwi wyważyć. - Wyjaśnił, a mnie zemdliło, bo przypadkowo doprowadziłam, do bardzo niebezpiecznej sytuacji. Chciałam coś powiedzieć, ale on zacząć spinać się po moim dość wysokim łóżku, by stanąć na jego „suficie". - Daj rękę, wciągnę cię. - Po tych słowach oparłam nogę o barierki, by podskoczyć i złapać go za rękę, ale udało mi się dopiero za trzeciem razem. Wtedy on ekspresowo mnie wciągnął, czego się nie spodziewam. Myślałam, że choć trochę będzie to dla niego problematyczne. - Trzymaj się krawędzi, bo środek jest materiałowy. - Ostrzegł mnie, a ja miałam wrażenie, że zaraz spadnę i na tym ta cała przygoda się skończy. - Teraz podsadzę cię do okna, a ty wciągniesz mnie.

- Jesteś za...! - Wydarłam się, ale on zakrył mi usta dłonią, a drugą przyłożył sobie palec wskazujący do ust.

- Cii... Potrzebuję tylko paru centymetrów, by się wspiąć. Ty tylko mocno mnie trzymaj, a w sekundę się wspnę, nawet nie poczujesz. - Uspokajał mnie, ale ja nadal nie czułam się pewnie z tym pomysłem. Mogłabym mu zaufać, skoro jest cyrkowcem, ale... Mniejsza! Nie mogłam mu pokazać, że wymiękam, więc tylko pokiwałam głową w akcie zrozumienia. Wtedy on złożył swoje dłonie, bym postawiła na nich nogę, a mi się zrobiło go szkoda, że będę musiała dosłownie zdeptać jego ranę. Jednak bez zbędnych komentarzy ułożyłam stopę, by po chwili on mnie wywindował do góry z lekkich zachwianiem, jednak złapałam za uchwyt okna otwierając go i wspinając się na dach. Teraz myślałam czego się chwycić, by nie spaść z powrotem. Rozejrzałam się, ale niczego nie widziałam sensownego. Dlatego położyłam się na dachu, by grawitacja mi pomogła, poza tym byłam pod kątem, a nie na płasko, więc nie powinno być źle. Lewą ręką chwyciłam się krawędzi, a prawą do niego wyciągnąłem. Wtedy dopiero zauważyłam, jak on jest daleko.

- Dasz radę? - Zapytałam widząc jego pełną skupienia twarz. Probował do mnie doskoczyć, ale dzieliła nas zbyt wielka odległość.

- Nie, musisz dwoma rękami wychwycić się krawędzi i podać mi nogę. - Spojrzałam na niego krzywo, bo nie wyobrażałam sobie, co on sobie wyobraża. - Dajesz Roszpunko, spuści mi swą nogę. - Żartował, by dodać mi odwagi w tej dziwnej sytuacji. Delikatnie się uśmiechnęłam, by po chwili wziąć głęboki oddechy, spełnić jego prośbę, starając się przy okazji nie zabić.

- Gotowa. - Mruknęłam mając na nadzieje, że jeśli przez te misje umrę, to w piekle będąca mieć jacuzzi. Wtedy on skoczył łapiąc się mojej stopy, ale wtedy gwałtownie poleciałam parę centymetrów w dół. Myślałam, że już widzę światło w tunelu, ale wtem Błękitek szybko się mnie mnie wspiął, a potem pomógł mi stanąć na nogi. Cała dygotałam, ale nic nie mówiłam i się nie skarżyłam, zamiast tego zapytałam. - Co teraz?

- Teraz musimy zejść w dół drabiną ewaluacyjną, która jest toż obok. W zasadzie najgorsza część jest już za nami. - Szepcząc to ruszył ostrożnie w tym kierunku, a ja udałam się za nim. Dopiero wtedy poczułam, jak strasznie bolą mnie miejsca, która zostały odciśnięte pod jego naciskiem, ale załóżmy, że to kara na moje zachowanie. Karma ponoć istnieje. - Pójdę pierwszy i będę cię asekurować, dobrze? - Miałam ochotę powiedzieć, że tego nie potrzebuje, ale to była zbyt poważna sytuacja, by jeszcze mu utrudniać, więc tylko kiwnęła głową. On wszedł na nią, a potem pomógł mi ułożyć nogi na szczeblach, bym się z nich nie zsunęła. Już poszło gładko, mogłam w spokoju schodzić w kompletnie ciszy, która co jakiś czas była przerywa przez szum wiatru na wysokościach. Na ziemi sprintem pobiegliśmy do samochodu, by jeszcze szybciej odjechać.

- Co za akcja, nie? - Zapytałam, gdy byliśmy już na bezpiecznej odległości, ale on tylko ścisnął ręce na kierownicy. Chyba nie mógł być dłużej spokojny, starał się tylko w czasie ucieczki, by teraz pokazać mi swoje prawdziwe emocje. - Wiem, głupio wyszło. Ja chciałam się tylko zemścić, a nie przewracać dom do góry nogami. Bierze te kroplówki i inne tabletki, więc sądziłam, że te nie są jakieś wybitnie istotne. - Przyznałam szczerze, a wtedy usłyszałam jak cieżko wzdycha.

- One działają wspólnie, bo jego przypadłość jest dosyć złożona. - Przyznał niechętnie, bo chyba nie planowali mi wyjawiać szczegółów. - Jednak dobrze, że nie rzuciłaś całości, bo byłoby w opór niebezpiecznie.

- Jak bardzo? - Dopytywałam z ciekawości, bo nie zdawałam sobie sprawy z powagi sytuacji.

- W chuj, może być? Wyobraź sobie osobę z ostrą schizofrenią, która ma wściekliznę, rzuciła go dziewczyna, wszedł z klocek lego, wyrzucił go z pracy i zapomniał zrezygnować z subskrypcji w czasie darmowego okresu próbnego, oblał się sokiem z porzeczki, gdy miał białą koszule i jego stara mu coś szepta nad uchem, że znowu nie wyniósł śmieci. - Skończył swoją długą wypowiedz, a ja już chyba wiedziałam jakiś jest to rodzaj stanu. Znowu ruszyło mnie poczucie winy, które starałam się stłumić.

- A kiedyś zdażyło mu się zapomnieć leków? - Zadałam kolejne pytanie.

- Nigdy, w całym swoim życiu. Nawet pilnował swojej siostry, która ma wielkie opary przed braniem tych środków. On zawsze, traktował to bardzo poważnie. - Z każdym jego słowem czułam się coraz gorzej, muszę zmienić temat, bo zacznę chodzić na ścianach tego samochodu i mam gdzieś, że auto nie ma ścian.

- Nie boicie się mieszkać z kimś takim? - Na mojego pytanie zaśmiał się wyjątkowo dźwięcznie, wciskając pedał gazu. Aż ciężko powiedzieć, czy to go serio rozśmieszyło, czy wkurzyło, bo znowu daje mi sprzeczne sygnały.

- Gdy każdy z nas jest straszny, to mamy się bać? Zabawne. - Mówił z dziwną radością z głosie, a ja chyba go rozumiałam. Jason był bardzo specyficzny, Papyt jest ciut podejrzany, Jack jest chory, a Candy? W sumie niczego strasznego u niego nie zauważyłam, chyba, że można liczyć te sytuacje jak mnie gonił, ale całkowicie rozumiałam jego złość. Jednak chyba tym sposobem udało im się zmienić temat, Punkt dla mnie.

- Ty jesteś najbardziej potulny w tym teamie. - Zauważyłam wrednie, co sprawiło, że popadł z swego rodzaju zadumę. Jak tak na niego patrzyłam to myślałam, że to idealny moment, by go w końcu przeprosić za kradzież. Tylko jak ułożyć do tego słowa, chwila muszę to przemyśleć, by skleić to w jakaś sensowną całość. Hmm, zacznę jakimś wstępem, a potem walne to jak bardzo mi przykro. Jestem gotowa! - Wiesz co, chciałabym ci coś powiedzieć...

- Nie teraz, zaraz wjedziemy do miasta i musisz udać, że śpisz, by nikt przypadkiem nie zauważał, że jesteś człowiekiem. Jedynym gatunkiem, do którego jesteś podobna to demony, a im świecą się oczy, więc myślę, że sama możesz się domyśleć reszty. - Odrzekł nagle bardzo szybko, a ja analizował jego wypowiedz, powtarzając sobie to słowa w głowie.

- Ale że już?

- Tak już. - Machną ręką, a ja gwałtownie ułożyłam głowę na opartu, zamykając przy tym oczy. - Jezu, miałaś udawać, że śpisz, a nie mieć nagły zgon, ale mniejsza. Nie ruszaj się dopóki ci nie powiem.

- Jasne. - Odpowiedziałam, ale on tylko bardzo cieżko westchnął, a po chwili usłyszałam jak jego ręka uderza o najprawdopodobniej czoło. Rozumiałam aluzje, ale chciałam mu tylko potwierdzić, że wiem jaki jest plan. Już więcej nic nie powiem i nic nie zrobię, tylko biernie będę czekać, że kupi po ma kupić i wrócimy do domu. Wiedziałam, że mam zamknięte oczy od około czterdziestu sekund, ale zaczynałam się powoli nudzić.

~*~

- Dobra, możesz otworzyć oczy. - Powiedział, a ja wybudziłaś się z nagłego snu. Naprawdę zasnęłam? To dziwne, choć w zasadzie nie spałam za długo tej nocy, więc poniekąd ma to sens. Staliśmy na jakimś poboczu, w środku lasu, co było nawet urokliwe, ale nie zamierzałam się przyglądać temu zbyt długo. Czy było to istotne? Wyprostowałam się, a drugie co rzuciło mi się w oczy, to fakt, że on piję kawę z wielkiego, plastikowego kubka.

- A dla mnie nie masz? - Zapytałam smutna, czując suchość w gardle.

- Spałaś. - Mruknął wymijająco, po czym zrobił jeszcze dwa duże łyki i podał mi kubek, który praktycznie od razu zabrałam,

- Dzięki. - Odpowiedziałam ucieszona, by później zacząć pić ten słodki napój, który był niczym nektar i ambrozja. Nie ma słów, które by wyrażały to, jak bardzo kocham kawę... Ale! - Chwila, nie powinniśmy lecieć do Jacka? - Zapytałam zaciekawiona i lekkim wyrzutem, że nie jedziemy go ratować.

- Nie, nie złapiemy go, będzie agresywny i jeszcze coś nam zrobi. Musi paść ze zmęczenia, by potem wbić mu w dupę igłe ze środkiem uspokajającym. I voilà, Jack jak nowy. - Wytłumaczył mi, a ja kiwałem głową ze zrozumieniem.

- Czemu w dupę? - Zapytałam nagle zniesmaczona tym faktem, ale on tylko zaśmiał się krótko.

- Żartowałem, a ty to wzięłaś na serio? - Pokiwałam głową na akt potwierdzenia. - Słodziutkie.

- Słuchaj, nie możemy czekać aż Jack pójdzie spać, pewnie teraz siedzi wkurwiony, rozwala meble i straszy Papeta i Jasona.  Musimy działać! - Odrzekłam bardzo poważnie z tonem przywódcy, ale on tylko na moje głowa obrócił głowę w kierunku okna, by poobserwować sobie widoki. Wtedy zauważyłam, że nadal ma na sobie moje warkoczyki i chcąc nie chcąc zrobiło mi się miło z tego powodu. Jednak zostawiłam to bez komentarza. - No weź, gdzie twój duch walki?

- Właśnie rozważam, czy ma to sens. W jaki ty w ogóle sposób chcesz to zrobić? - Zapytał, a ja potrzebowałam chwili, by wymyślić jakiś plan.

- Musimy do niego strzelić z rurki! - Na te słowa podniósł brew do góry, ale nie przerywał mi, dał mi czas na wyjaśnienie. - Wiesz, jak są kłusownicy, to musimy go strzelić takim środkiem usypiającym. Wtedy padnie, a ty mu podasz lęk na uspokojenie.

- Hm... - Zamyślił się na chwile, by potem wyjąc telefon i napisać komuś smsa. Chciałam przyjrzeć się temu, ale tekst był za mały bym mogła zobaczyć co napisał. - Będzie zła, że marnuje jej dzień wolny, ale powinna na to pójść...

- Kto? - Zapytałam natychmiast zaciekawiona.

- Klara, razem mamy wolne w środę, jak dzieci we Francji. - Chwila, dziś jest środa? O, warto wiedzieć, ale mniejsza.

- Kolejna twoja znajoma/kuzynka?

- Co? - Mruknął nie rozumiejąc mojej relacji, ale po chwili coś go olśniło. - No tak, Klara to Cane. Myślałem, że wiedziałaś.

- Nie, nikt mi powiedział. - Przyznałam, jednak dosłownie chwile uświadomiłam sobie jedną rzecz. - Chwila, czyli ty też nie masz na imię Candy? - Zapytałam, co spowodowało, że chłopak zaczął się głośno śmiać. - Cicho bądź! Kto się przedstawia przezwiskiem!? - Krzyknęłam bardzo poirytowana jego zachowaniem, ale uświadomiłam sobie, że mój zespół robi dokładnie tak samo. Jednak nie jestem  w stanie stwierdzić, ze to objaw mojego hipokryctwa.

- Mnie bardziej śmieszy to, że układałaś moją kartę i nie spojrzałaś na dane. - Chichotał trochę ciszej, a ja zdałam sobie sprawę, że ma racje.

- Nie było na to czasu, ważne było tylko to, że działała! - Dodałam na swoją obronę, ale on nie wyglądał na przekonanego. - To jak masz na imię? - Skrzyżowałam ramiona, by w końcu dowiedzieć się od szlachetnego pana takiej błahej informacji.

- Domyśl się, ja ci nie powiem. - Delikatnie otworzyłam usta na znak swojego zdziwienia jego absurdalną postawą. - W dzieciństwie byliśmy Candy Cane i Candy Pop, to były nasze artystyczne pseudonimy. Cane to Klara Cannot, nawiązując do swojego imienia i nazwiska. Ja mam dokładnie tak samo, także baw się dobrze. - Otworzył okno, by po chwili wyjąc z kieszeni paczkę fajek i zapalić swoim oddechem, wydmuchając dym przez okno. Jakie kulturalne z jego strony, że nie zamierzał zrobić ze mnie biernego palacza. Przez chwile zaczęłam się zastanawiać nad tym, jak ma na imię, ale nic mi nie przechodziło do głowy, ale postanowiłam dojść do tego kiedy indziej.

- Zagadki mi kurwa wymyślacie, zamiast powiedzieć w prost! To jest akcja policyjna, czy escape room!? - Skomentowałam poirytowana, ale potem wzięłam głęboki wdech, by nie tracić swojej cennej cierpliwość.

- Nasza oferta posiada szeroką paletę możliwość. Nie wiedziałaś? - Dodał ironiczne, wyrzucając peta zza okno.

- Wasza oferta w necie nie była na tyle intuicyjna. - Odgryzłam się, ale wtem usłyszałam dźwięk powiadomienia. - To ona?

- Owszem, będzie za godzinę pod naszym domem, ale nie mówiłem jej dlaczego, tylko tyle, ze to ważne, bo musimy ustalić wspólną wersje. - Zaczął spokojnie, a ja czułam w tym nutę konspiracji. - Cane nie może się dowiedzieć, że to przez ciebie, gdyż ona w przeciwieństwie do ciebie umie się mścić. - Skrzyżował ramiona, patrząc na mnie z góry.

- Pamiętaj, że mogło być gorzej. - Na te słowa ciężko westchnął. Wiem, że o bardzo średnia wymówka, czy usprawiedliwienie mojej osoby, ale nie mam innego dobrego wytłumaczenia, które by nie skończyło się podobnie.

- Mniejsza... Powiemy, że te lęki wsunęły się w dziurę w szafkę i tam utknęły.

- A owa istnieje? - Zapytałam podejrzliwie.

- Owszem, prosiłem by zmienił lokalizacje, czy to naprawił, ale zawsze powtarzał, że tego pilnuje. Także zwalimy winę na niego. Można rzec, że masz pod tym kątem szczęście...

- Jestem więc zemstą! - Wykrzyczałam podekscytowana tym co do mnie mówi, bo to znak z nieba, by w końcu dać mu nauczkę za stwarzanie zagrożenia.

- Nie, nie bardzo. Jak już mówiłem, to on bardzo tego pilnował. - Moje podekscytowanie zgasło tak szybko, jak się pojawiło, a już miałam wymówkę dla swojego sumienia. - Ale zapamiętasz to, co ci mówiłem?

- Tak, ale w zasadzie, to czemu mnie przed nimi kryjesz? Wczoraj też okłamałeś Jacka w kwestii zakładu. - Ostatnie zdanie powiedziałam ciszej, bo jednak chyba nie chciałam wracać do kwestii, że wiedział, że się bałam.

- Będzie nam wszystkich lżej znieść ten miesiąc. Nie chce awantur, czy dramatów z twojego powodu. - Wzruszył ramionami. - Ja chce tylko, byś ten miesiąc spokojnie przeżyła i wróciła do domu i swoich spraw.

- Jakie szlachetne. - Mruknęłam średnio zadowolona z jego odpowiedzi. - Ale tymi słowami dajesz mi pozwolenie do stwarzania awantur, bo zawsze będziesz mnie krył. - Zauważyłam, a on próbował coś powiedzieć, ale jego usta nie wydały żadnego konkretnego dźwięku.

- Touché. - Delikatnie się uśmiechnął, uciekają od mojego wrednego wzroku. - Ale znaj swoje limity, liczę, że jeśli dam ci trochę łaski, to odpowiesz mi tym samym. - Odrzekł poważnie ostrzegawczym tonem.

- Chcesz mojej łaski? - Zapytałam przekrzywiając głowę z bok, ale tymi słowami znowu wywołałam śmiech u Candy'ego. Powinnam zostać komikiem, albo stand up'erem, bo koleś nie przystaje się śmiać z moich słów.

- Nie w takim sensie. Proszę cię tylko o to, byś nie robiła rabanu. - Wtem spojrzał na godzinę w telefonie, mrucząc coś po nosem. - Jak ten czas szybko leci. - Powiedział do siebie, wykręcając kierownice, by pojechać w stronę domu. Mimo takiej spokojnej rozmowy, znowu poczułam napięcie nadchodzącą operacją ratowania Jacka, która trwa już sporą część czasu. Długo, za długo.

~*~

Zaparkowaliśmy parę metrów od parceli, by nie informować o swojej obecności i czekaliśmy na dziewczynę, która pojawiła się kilka minut później. Była dość zdenerwowana, więc praktycznie od razu przeszła do rzeczy.

- Co się stało? Za godzinę jestem umówiona, więc nie mam za wiele czasu. - Mówiła bardzo szybko, grzebiąc w swoim plecaku. Zostawiłam te część Candy'emu, bo wolałam się nie odzywać w takiej sytuacji, gdyż wiem, że to spierdole.

- Jack zgubił lęki na uspokojenie, więc zabrałem młodą, zamykając dom. - Cane strasznie zbladła po usłyszeniu tych słów, co dodawało mi punktów do tego jebanego poczucia winy.

- Jak to się stało? Jak mógł je po prostu zgubić!? - Wydarła się, a chłopak próbował ją uciszyć.

- Ciii, mam pewne podejrzenia, pewnie kojarzysz te zepsutą szafkę? - Dziewczyna przyłożyła sobie rękę do czoła, a jej mina wyrażała jedynie zawiedzenie i złość.

- Kojarzę... - Mruknęła słabo, robiąc kółka wokół naszych samochódów, zapewne zastanawiała się, co powinniśmy teraz zrobić. - Ale masz już te lęki? - Zapytała, a on wskazał na torbę, która trzymałam w ręku. To było moje zadanie bojowe. Dziewczyna zagrzebała do niej, prawie mi ją wyrywając i rozrywając ten biedny plastik, ale w końcu wyjęła sterylnie zapakowaną strzykawkę. Od razu zaczęła czytać coś na opakowaniu, ale ty skończyła to ze złości sprawię nią nie rzuciła. - Ma związki uszkadzające błonę śluzową. - Warknęła w jego stronę, a ja nie wiedziałam co ona w zasadzie do nas mówi.

- Masz coś, co go sparaliżuje? Hm, to zabawne, że środki paraliżujące nic ci nie robią, ale głupie na uspokojenie już są trujące. - Prychnął pogardliwie w jej stronę, na co dziewczyna się wyraźnie obruszyła.

- Bo zamawiam od niego specjalne środki, które mi ci nie zrobią!

- Słaba wymówka.

- Serio chcesz się ze mną teraz sprzeczać, czy mu pomóc!? - Krzyknęła wyraźnie wkurzona, ale chłopak nie wyglądał na wzruszonego.

- Ja chciałem poczekać aż zaśnie, to był jej pomysł, by robić całą akcje ratunkową. - Wskazał na mnie, a ja czułam się niekomfortowo z faktem, że zostałam wbrew mojej woli włączona do dyskusji.

- Co jest z tobą nie tak!? Zachowujesz się jak buc!

- Prosiłem go tyle razy, by te szafkę naprawił, a on miał to w dupie! Dodatkowo rzucił we mnie szkłem i prawie stałem się drugiem Jonny'm Depp'em! - Na te słowa kobieta umilkła, stwierdziła, że nie ma sensu się z nim kłócić i tylko zaczęła grzebać w swoim samochodzie. Gdy była zajęta, to spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, ale nic nie mówił, tylko posłał mi ciepły uśmiech, by wtem obrócić się na pięcie, chroniąc się od mojego wzorku. Co to było?

- Mam. - Odrzekła nagle pokazując nam szczelnie zamknięte pudełko, podobne do tego, który miała wczoraj. Otworzyła je, a w środku były słoiczki z cukierkami? Przyglądałam się im ze zdziwieniem, ale nie komentowała tego, nawet do końca bym nie wiedziała jak. Także tylko przyglądałam się, jak kobieta bierze jednego z połyskujących cukierków bo buzi, a potem znowu wszystko szczelnie zamknęła. - Kurwa kwaśne, mówiłam mu by przestał. - Skomentowała wykrzywiając się, a po chwili jej paznokcie powoli wypełniły się zielonym, neonowym kolorem. - Dziesięć pocisków gotowe, mogę wchodzić.

- Ja chyba nie rozumiem, będziesz strzelać paznokciami? - Zapytałam w końcu, a kobieta spojrzała na mnie bardzo krzywo.

- One tylko pokazują ile mam strzałów, patrz. - Odwróciła się, by zrobić ze swoich palców kształt pistoletu, zrobiła charakterystyczny ruch, jaki robią dzieci, gdy bawią się z strzelaninę, a wtedy z jej palców wystrzelił jeden pocisk, który odbił się o jedną z gałęzi. Po chwili zauważyłam, że jej kciuk zmienił kolor na jej naturalny.

- Ale zajebiste, też tak chce... Ale chwila, po co ci w sumie takie środki w samochodzie? - Zapytałam tym razem podejrzliwie, ale kobieta spieszyła z odpowiedzią, może nawet ciut za szybko.

- Działam w ochronie, muszę być uzbrojona, czyż nie? A nie chce ich zabijać, tylko obezwładniać. - Wytłumaczyła z delikatnie nerwowym uśmiechem. - Moja moc się wpasowuje w te role, wiesz, mogę też strzelać wodą jeśli zachce.

- Połączenie mocy z pracą brzmi w sumie całkiem mądrze. - Skomentowałam, czując mimo wszystko delikatną zazdrość z umiejętności dziewczyny. Czyli to by znaczyło, że Candy też ma podobne umiejętności do pracy, tylko sęk w tym, że one wydają się być odrobine bezużyteczne do jakiegokolwiek zawodu... Chyba, że jest chińskim kowalem, nie wiem. - A Cane, jak ma na imię Candy? - Zapytałam nagle, a kobieta znowu wydawała się być zorientowana moim pytaniem, ale wtem spojrzała na Błękitka, który kiwał głową na boki.

- Nie interesuj się, bo kociej mordy dostaniesz. - Skomentowała z uśmiechem, a po chwili spoważniała, by wyjść na posesje, a ja razem za nią, pomimo ostrzeżeń chłopaka, który finalnie wszedł razem ze mną. Byłam poirytowana z jej odpowiedzi, ale mogłam się spodziewał, że będzie solidarna ze swoim kuzynem. Gdyby ja miała jakiegokolwiek kuzyna, to bym go do razu wkopała, nawet bym nie musiła myśleć dwa razy. W każdym razie wkradliśmy przez cały podjazd aż do ścian budynku. Spojrzałam przez okno, będąc delikatnie schowana, by w razie czego Jack nie mógł mnie zobaczyć. Dziewczyna wzięła od chłopaka klucze, by otworzyć drzwi do tego domu grozy. Rozglądałam się, ale nigdy nie mogłam zobaczyć owego potwora.

Cane weszła do środka, uważając na potłuczone szkło na podłodze, była zła, ze ta sytuacja się wydarzyła. Dlatego była zmotywowana, gdy znaleźć chłopaka i zakończyć jego mękę w pułapce gniewu. Miała swoje ręce w gotowości, gdyby miał nagle z jakiegoś kąta wyskoczyć, choć liczyła, ze to się nie wydarzy, bo nie jest w horrorze, a rzeczywistości, która wygląda zupełnie inaczej. Robiła powoli każdy krok, bo chciała wziąć go z zaskoczenia, by nie stała się przypadkowym celem. W głowie kalkulowała ile będą musieli zapłacić za zadrapanie ściany, meble i potłuczone naczynia. Wtem ona zobaczyła go w kącie, walającego pięściami w ścianę nośną, widziała, że jego dłonie wręcz krwią, odciskając na ścianie plamy krwi. Przez chwile się temu przyglądała, bo nie mogła od tak strzelić do swojego przyjaciela, mimo, że był w okropnym stanie. To tak, jakby miała uśpić psa, po prostu nie mogła i choć bardzo chciała, to jej rękę nie były stanie zrobić takiego prostego ruchu. On obrócili się w jej kierunku, posyłając mrożące krew w żyłach spojrzenie, a z jego ust spływały strużki krwi. Przyglądał jej się przekręcając swoją głowę w bok, ale nie był wobec niej agresywny. Po chwili zaczął się do niej zbliżać, robiąc powolne kroki do przodu. Dziewczyna próbowała się zmusić do strzału, krzyczała w swojej głowie, by w końcu zrobić ten mały ruch, ale nie była w stanie ruszyć choćby jednym palcem. Jack w tym czasie zdołał przybliżyć się do niej tak, że dzielił ich tylko metr. Nic nie mówił, ale jego mimika łagodniała w każdą sekundą, jak przyglądał się dziewczynie - co ją bardzo zdziwiło. Upuściła swoje rękę złożone do strzału, ale dalej była gotowa na jego jakikolwiek atak, który nie nadszedł. Powoli, nie robiąc żadnych gwałtownych ruchów, wyjęła z kieszeni strzykawkę, by ją rozpakować. Przez chwile nie wierzyła, że to będzie takie proste, do momentu gdy wbiła w igle z jego skórę. Było po wszystkim, ale ona miała masę pytań, na której nikt nie był w stania jej odpowiedzieć. Nawet nie chciała pytać, wolała nie wiedzieć.

- Czemu nie było strzałów? - Zapytałam zawiedziona, ale Candy posłał mi tylko znużone spojrzenie, po czym popchnął mnie delikatnie, ale to wystarczyło bym wpadła do wolno rosnącego krzaka przy wejściu do mieszkania.









Stary rozdział:

Rozdział pojawił się tak szybko, ponieważ czytając wasze komentarze po prostu chce mi się pisać ;#;

💮💮💮💮

- Siedem minut minęło!!! - Krzyknął Jason. Drzwi się otwarły. (Błąd celowy)

- Hell yeah! - Krzyknęła Karolina. Hehehehehe jestem zua! ~ pomyślała

- Co mu zrobiłaś!? - Candy chwycić Kore za ramiona i zaczął trząść.

- Co!? - Była zdezorientowana.

- Dlaczemu go rozdziewiczyłaś!? - Nadal krzyczał.

- Co!? Jack był dziewicą!? - Karolina zapytała.

- "Był"? Czyli się przyznajesz!!! - Wydarł się Pupet.

- Karolina, czy ty jesteś gejem!? - Candy zapytał nadal trzasąc dziewczyne.

- Co!? Nie!? O co wam chodzi!?

- Help... - Słabym głosem odezwał się Jack.

- Przyjacwelu! - Jason do niego podbiegł. - AAAAAAAAAAAAAA!!!!! CO TO JEST!?!

- Hehehehehe <3 ~ Zarechotałam.

- O-ona m-mnie... - zaczął.

- Już dobrze. - Jason go uspokajał. - Chodź do łazienki. - zaprowadził go.

- Co mu zrobiłaś!!?? - Candy zapytał ponownie.

- Ehem ehem. Nałożyłam podkład, pomalowałam oczy, dodałam maskare, umalowałam usta szminką i zrobiłam mu warkoczyki! <3

- Karolina! - Lola się wydarła.

- Słucham.

- Piona. To było zajebiste. - Powiedziała.

- Piona. - Odrzekłam. Nagle ni z gruszki ni z pietruszki pojawił się Thug life.

- To było brutalne!!! - Obok mnie pojawił się jak Filip z bambusa mocno wkurwiony Jason. Boję się.

- Du ju spik inglisz? - Zapytałam.

- Nie usiądziesz przez TYDZIEŃ! - Wydarł się.

- Rozumiem że chcesz pomścić Jack'a, ale żeby zaraz niszczyć meble? To bez sensu! Równie dobrze mogę usiąść na podłodze. - Udawałam że nie wiem o co mu chodzi. Ten strzelił facepalma.

- Musimy się już zbierać. - Offender rzekł ze smutkiem.

- LOL NOPE!!!! - Krzyknęłam. - ONI MNIE ZA TO ZABIJĄ!!!! WEŚ MNIE NIE ZOSTAWIAJ!!! POZATYM CZYTAŁAM JEDEN ZODIAK, KTÓRY MÓWIŁ ŻE JESTEŚ MOIM OJCEM!!! TATO!!! NIE ZOSTAWIAJ MNIE!!! - Przytuliłam się do niego.

- Nie zabiją Cię. - Pogłaskał mnie po głowie. - A moje uczennice mają jeszcze sporo nauki.

- No. - Przyznała Lola

- Racja. - Potwierdziła Ada

- Pierdole to. - Rzekła Zofia. - Ale jeszcze się zobaczymy. Po prostu mamy zaliczenia (😏)

- Taaaaak zaliczenia (😏😏😏) - dodała Ada.

- Żegnajcie!!! - Wszyscy nas pożegnali.

Była godzina 23:56 zajebiście. Teraz chłopaki sprzątają, więc może nie zauważą jak zaszyje się w najciemniejszych zakądkach tego domu. Ogólnie jednorożece i tęcza. Ukryłam się w łazience na parterze, oni mają pokój na pierwszym piętrze. Tym razem zamknęłam drzwi na klucz. Położyłam się w wannie i przykryłam ręcznikiem.

Idę spaćki...

💮💮💮😎💮💮💮

Obudziłam się w łóżku Jasona...

- Że co kurwa!? - Wydarłam się jak zobaczyłam te tęczówki w kolorze moczu. Chciałam wstać, ale dupa mnie bolała! No chyba nie...

- To wina żelazka! - Zaczął się usprawiedliwiać, a ja spojrzałam na niego jak na czupka, którym jest.

- Co ty pierdolisz?

- Po pierwsze, kiedyś tam Ciebie. - Zmarszczyłam brwi. - A po drugie, jak zobaczyłem Cię leżąca w wannę...

- Miała zamknięte drzwi! - Przerwałam mu.

- Otworzyłem je, mam klucz. - Odpowiedział przewracając oczami.

- Miała dziś spać z Piterem! - Krzyknęłam, po chwili zorientowałam się jak to brzmi...

- Tak, ale on zasną w salonie, więc żeby nie tracił to Ciebie wziąłem. Kontynuując! Szedłem schodami na górę, i NAGLE przypomniało mi się o żelazku to obróciłem się by po niego pójść, ale kiedy schodziłem to się poślizgnęłem, a ty poleeeeeeciałaś w nieznane...! - Zrobił charakterystyczny ruch ręką, a ja złapałam się za głowę.

- Co było dalej!?

- Miałaś szczęście... - westchnęłam z ulgą. - ...bo wylądowałaś centralnie na kaktus. - Dopowiedział po chwili.

- Co!??! - Spanikowałam, a złość na Meyer'a sięgała zenitu.

- Dziwne że się nie obudziłaś! - Krzyknął zdumiony.

- Zabiję Cię!!! - Mówiąc to usiadłam na jego brzuchu, a w ręce unieruchomiłam tak że były przyszpilone nad jego głową. Jakby co, miał na sobie szary dress i czarną bluzkę. - Kiedyś. - Mruknęłam jak nasze twarze dzieliły milimetry.

💣💣💣💣💣💣

Rak na raku raka pogania ;#;

570 słów.

Do next'a!

Continue Reading

You'll Also Like

44.8K 1.7K 40
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
117K 8.8K 54
Edgar to młody chłopak z toną problemów na głowie. Dla swojej siostry starał się walczyć z chęcią skończenia tego. Niestety pragnienia wzięły górę. ...
79.5K 2.7K 44
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...
54.4K 1.9K 118
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...