- Mam nadzieję, że wiesz z czym to się wiąże. Jesteś dorosły i podejmujesz własne decyzje, lecz licz się z konsekwencjami. Czy ta wywłoka jest tego warta? Tych pieniędzy, życia u boku Alice? - wiedziałam, że nigdy mnie nie tolerował. Nie zdziwiłam się, kiedy nazwał mnie "wywłoką". Spodziewałam się tego.
- Tak jak powiedziałeś - jestem dorosły i podejmuję własne decyzje. Kocham Kate i nie będę się męczył z Alice, ponieważ będę miał z tego korzyści.
- Cholera, jesteś Styles! Co ludzie powiedzą, gdy dowiedzą się, że prowadzisz się z... nią?!
- Powinieneś mnie zrozumieć! Wziąłeś ślub z mamą, a ona była wyłącznie pielęgniarką, więc nie rozumiem. Szkoda, że zostawiłeś ją kiedy zaczęła chorować!
- Nic ci do tego. To było dawno i miałem dług do spłacenia, dlatego ją poślubiłem. Nie wtrącaj się w nieswoje sprawy!
- Nie?! Chodzi o moją mamę, moją dziewczynę, moje życie! To ty powinieneś się mi odwdzięczyć! Ale wiesz, co? Nie zależy mi na pieniądzach. Chcę być po prostu z Kate.
- Dobrze, ale wszystkie pieniądze mają wrócić do mnie w przeciągu dwóch tygodni. - moje serce biło szybciej niż zazwyczaj, bo nie chciałam, aby Harry stracił swój dorobek i możliwość prowadzenia swojego biznesu.
- Harry, zastanów się. - pisnęłam cichutko, ciągnąc za jego rękaw. Miałam straszne wyrzuty sumienia i zdawałam sobie sprawę z tego, że ryzykował to wszystko dla mnie. Nachylił się nade mną i spojrzał mi w oczy.
- Nie mam nad czym, skarbie. - mruknął, całując mój policzek. Wyprostował się i ponownie zwrócił się ku Williamowi Styles, który bacznie nam się przyglądał. Jego lodowaty wzrok skupiony na mnie był przerażający. - Zamierzam rozwieść się z Alice.
- Świetnie. Nie mamy już o czym rozmawiać.
- Nie mam pojęcia, jak możesz być taki nieczuły. Nigdy nie kochałeś mamy, prawda? - nie odpowiedział. Spoglądał w okno z zaciśniętymi ustami, a ja przez chwilę zaczęłam się zastanawiać, czy posiadał jakiekolwiek uczucia. Śmierć jego żony, a mamy Harry'ego, chyba jednak go trochę ruszyła. - Wiesz, co to jest miłość? Nie potrafisz pojąć, że kocham Kate, że nie będę się torturował z kobietą, której nie kocham?
- Harry, wystarczy. - szepnęłam, widząc po panie Styles, iż miał dosyć. Pociągnęłam go do wyjścia, bąkając "do widzenia". Nie przypuszczałam innego zakończenia, choć wciąż byłam zdezorientowana. - Masz świadomość tego, co się właśnie stało?
- Tak. Teraz sprzedam apartament i zabiorę swoje rzeczy z firmy. - nie byłam tępa i doskonale wiedziałam, że nie było mu łatwo. Był przygnębiony, aczkolwiek wspomnienia zmarłej matki również wzbudziły u niego ponure samopoczucie.
- Harry...
- Jest dobrze.
- Nie, nieprawda.
- Jest dobrze. Po prostu... po prostu za nią tęsknię. Zrozumiałaby mnie, pomogłaby. - stanęłam przed nim, słysząc jego płaczliwy, łamliwy głos. Nigdy nie umiał się z tym kryć. Byłam osobą, która na pogrzebie jego mamy, pozwalała mu płakać ile chciał. Stał obok i moczył moje ramię, jednak nie miałam mu tego za złe. Potrzebował mnie i fantastycznie to rozumiałam.
- Na pewno patrzy na ciebie z góry i jest z ciebie dumna. Nie każdy... mało kto poświęciłby tyle pieniędzy dla jednej osoby. Nie mogę, nie umiem sobie wyobrazić, jak bardzo musisz mnie kochać, ale to dużo dla mnie znaczy, a Julie z pewnością cię obserwuje i sama nie może uwierzyć, że wychowała swojego syna na tak cudownego człowieka. I wie, że postąpiłeś zgodnie ze swoim sercem i to jest najważniejsze. - nie miałam pojęcia, iż mogłabym się odważyć na takie wyznanie, jednakże tak uważałam i musiał o tym pamiętać. Julie zmarła trzy lata temu, aczkolwiek rana pozostała, a ja stuprocentowo zdawałam sobie sprawę z tego, że ona nadal tu była i wspierała swojego syna.
- Kocham cię, tak bardzo mocno cię kocham. - odwzajemniłam jego mocny uścisk i zamknęłam oczy, czując jak delikatnie unosił mnie ponad ziemię. Sekundę później podniosłam powieki i dostrzegłam Williama, który przyglądał nam się z neutralnym wyrazem twarzy. - Jesteś moim aniołem, wiesz?
- Chodźmy, kochanie. - uśmiechnęłam się i odsunęłam, obserwując, jak jego ojciec znikał w swoim gabinecie. - Co z domem mody?
- Już w niego zainwestowałem. Wszystko zostało kupione. Teraz czekam na twoje projekty, które trafią do moich sklepów.
- "King & Styles" - idealna nazwa.
- Wiem, w końcu to nasza firma. Ja daję pieniądze, promuję ubrania oraz markę, a ty stwarzasz rzeczy.
- To niesamowite. - pokręciłam głową, otwierając drzwi od jego Jaguara i siadając na miejscu dla pasażera. Nie umiałam wyrazić swojego szczęścia. Wizja tego wszystkiego wydawała się nierealna, nierzeczywista, a jednak niedługo miałam zostać projektantką i to taką pełną parą. - Spełnisz moje marzenia.
- Cieszę się, że to ja. - i odjechaliśmy z parkingu ogromnego budynku należącego do Styles & Hanks Company. Ustaliliśmy, że Styles wróci do firmy, aby zabrać swoje rzeczy oraz powiadomić wszystkich dyrektorów o zmianie. Następnie miał po mnie przyjechać pod dom, abyśmy razem mogli zrobić zakupy. Chciał jeszcze dziś zacząć sprzedawanie apartamentu, który - jak mnie poinformował - był wart ponad dwa miliony. Nie wnikałam, co nim kierowało, kiedy kupował tak drogie mieszkanie. Ale w końcu mógł sobie pozwolić.
- Powodzenia, Harry.
- Będę za chwilę. - cmoknęłam go krótko w usta i opuściłam jego samochód, żegnając się z nim na moment. Kluczem dostałam się do środka kamienicy, a następnie do domu.
- Hej, Will. - przywitałam się z bratem, który ot tak siedział na kanapie i oglądał mecz. Miał dzisiaj wolne, dlatego nie byłam zaskoczona jego widokiem. - Będziemy mieć gościa... na dłużej.
- Na dłużej, to znaczy?
- Konkretnie nie wiem, ale chyba na długo.
- A kim jest ten gość?
- Harry Styles.
- Och, twój szef i przyjaciel? Czy teraz nie jest już szefem i przyjacielem? - poruszył brwiami, biorąc łyka piwa. Wywróciłam oczami, śmiejąc się pod nosem.
- Jesteś niemiłosiernie złośliwy. - oznajmiłam, mając na twarzy głupkowaty uśmiech. Usiadłam obok niego i podkradłam mu parę ziaren popcornu. - My po prostu...
- Jesteście razem.
- Tak to można nazwać.
- Kochasz go. - ciężko było mi o tym mówić, więc zignorowałam temat i wtuliłam się w jego ramię, marząc, żeby dał mi spokój. - Kochasz, kochasz, ale gryzie cię sumienie. Boisz się, że wyjdziesz na zołzę, kiedy pogodzisz się z decyzją Harry'ego.
- Skąd u ciebie takie mądrości?
- Czasami się zdarzają. Zwłaszcza wtedy, kiedy potrzebujesz mojej pomocy.
- Nie potrzebuję.
- Jesteś taka uparta! Jak Harry z tobą wytrzymuje?
- On...
- Po prostu cię kocha.
•