17

10.7K 779 91
                                    

Po skończonej, ulotnej chwili zapomnienia Harry zamknął oczy i po prostu leżał obok mnie, stabilizując swój oddech. Przyglądałam się jego osobie, zapamiętując oraz wchłaniając każdy najdrobniejszy szczegół. Jego opalona, oblana potem skóra zdawała się być delikatniejsza niż porcelana, a oklapnięte włosy wciąż wydawały się miękkie i poukładane. Uśmiechnęłam się sennie, przypominając sobie o jego miłości do mnie. Bolał mnie sam widok tego niepokalanego mężczyzny, który nie powinien żyć bez miłości. Zasługiwał na nią i to szczególnie.

Wystawiłam swoją dłoń w celu dotknięcia jego nieskazitelnego ramienia. Snułam palcem w górę i w dół, co spowodowało jego przebudzenie, o ile zasnął. Posłał mi najpiękniejszy, najdelikatniejszy uśmiech, który był warty wszystkiego. Och, a ja nadal przeczyłam, że było to głębokie uczucie.

- Czemu mi się tak przyglądasz? - oblizałam wargi, próbując opanować chęć całowania go, jakkolwiek było to zakazane i niemoralne.

- Przepraszam. - mruknęłam, unosząc ton głosu, który stał się piskliwy. Byłam rozdarta pomiędzy emocjami, a poczucie winy biło mnie prosto w twarz. - Przepraszam, że cię nie kocham.

- To nie twoja wina. - zacisnął usta, a kiedy spojrzałam w jego oczy, zauważyłam łzy. Miałam ochotę drzeć się na tyle ile możliwości mi pozwalały. Byłam podłą, intrygancką, egoistyczną istotą, która raniła człowieka niezasługującego na takie traktowanie. Wytarłam swoje jak i jego policzki, a następnie przybliżyłam się, żeby położyć mu dłonie po obu stronach głowy. Zdecydowanie, bez wahania wpiłam się w usta, a on jakby przygotowany odwzajemniał każde muśnięcie. Chciał mieć nade mną dominację, dlatego podniósł się na łokciu i obrócił tak, że pokrywał mnie sporą częścią ciała. Nasza osobista paranoja nie miała jakby końca, a my zatracaliśmy się w swoim dotyku, pragnąc więcej z każdym ruchem.

- Koniec. To jest moja wina, nie jestem warta nawet twojej uwagi. - gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej, odsuwając go od siebie. Nie mogłam go zwodzić i nic mu nie dając. Bolało mnie to bardziej niż jego, aczkolwiek działał pod wpływem uczuć. Nie był w pełni świadom tego jak bardzo go krzywdziłam.

- Zamknij się. Po prostu się zamknij. Nie rozumiesz, że kocham cię i nie myślę o nikim innym jak o tobie? Chryste, już na studiach nie mogłem bez ciebie normalnie funkcjonować. Poczekam, ile będzie trzeba. Jesteś tego warta.

- Nie, nieprawda. Majaczysz. Jesteś zakochany i nie zdajesz sobie sprawy z tego, iż nie powinnam nawet mieć szansy.

- Widzisz, co miłość może zrobić z człowiekiem? - był niepoprawnie uparty, kochany, uczciwy i nie dało się go nie kochać, więc wprowadzał u mnie maksymalną ilość wyrzutów sumienia. Przymknęłam na moment oczy, a następnie usiadłam do niego przodem, podtrzymując kołdrę przy piersiach.

- Harry...

- Sza. - zahaczył kciukiem o moją dolną wargę i po chwili walczyliśmy o dominację podczas pocałunku. Wyrwał mi z dłoni biały materiał, odsłaniając dużą partię mojego ciała. Na sekundę się oderwał i zerknął w dół, uśmiechając się w niesamowity sposób. - Jesteś taka piękna. - obsesyjnie pośpieszałam go, by skończył gadać, a więcej działał. Starałam się nie uśmiechać podczas naszych pocałunków, aczkolwiek wewnątrz czułam dawkę niezrozumiałej radości. Choć byliśmy najbliżej jak mogliśmy, to marzyliśmy o bardziej intymnej i namiętnej bliskości. Jego smukłe palce docierały do wszelkich miejsc, traktując je z wyraźną czułością. Przygryzłam jego jedwabistą skórę na szyi, gdy opuszki jego palców znalazły się blisko najwrażliwszego punktu mojej osoby. - Jestem jedyny, który cię tak dotyka, prawda? Nikt inny nie mógłby... nie mógłby.

- Nikt.

- Nikt. - powtórzył, nie tuszując zdenerwowania w postaci trzęsących rąk. Odczuwał dokładnie to samo i nasze niekontrolowane pragnienie górowało nad wszystkim. To wciąż nie był seks i żadne z nas nie chciało, aby do tego doszło. Nasze własne, seksualne znaki były wystarczające i sprawiały nam większą przyjemność oraz znaczyły wiele więcej niż niejeden stosunek. Zostawialiśmy po sobie ślady w postaci subtelnych ugryzień, które okazywały nasze emocje. Dotykaliśmy się w najbardziej czułe miejsca, o których mieliśmy pojęcie tylko my. Nawet Alice nie miała pojęcia, gdzie jej mąż miał najwrażliwsze punkty. Powtarzaliśmy sobie niezwykle zmysłowe słowa, które tylko nas doprowadzały do szaleństwa. Naszego, niewinnego, skromnego szaleństwa. Moja malutka chęć posiadania go zmieniła się w ogromną i niezbędną. Wbijałam paznokcie w jego umięśnione ramiona, wywołując u niego cudowne sapnięcia. Przepiękny dźwięk dla moich uszu.

- Katie, Harry?! Wiem, że tam jesteście. Amanda przyjechała... z Alice. - zamarłam, słysząc ostatnie słowa Louisa. Mój przyśpieszony oddech zamienił się w jeszcze bardziej płytki. Nie mogła, nie mogła zniszczyć naszej psychicznej potrzeby. Nie mogła zaprzepaścić naszej pięknej obsesji, która dopełniała nas w każdym detalu.

- To nieprawda. Jej tu nie ma. Nie, nie ma.

- Czemu pojawia się wtedy, kiedy cię potrzebuję. Harry...

- Szybko, zanim wjadą na piętro! - obudziłam swój rozum i zaczęłam nerwowo zbierać ubrania, które leżały przez ten cały czas na podłodze. Byłam wdzięczna szatynowi za każdą pomoc. Był niezwykłym przyjacielem.

- Katie, pamiętaj, że wezmę z nią rozwód. Kocham cię.

- Wiem, Harry. Przepraszam i dziękuję, że jesteś tu pomimo...

- Hej, zawsze będę blisko ciebie. Gdziekolwiek będziesz. - złączył nasze usta, zapinając swoją koszulę. W ostateczności mu w tym pomogłam, poprawiając jego kołnierzyk. Ostatni raz cmoknął mnie w środek ust i wyszedł.

Opuściłam swój apartament dopiero wtedy, gdy usłyszałam okropne krzyki. Wyszłam na korytarz, spotykając się z Louisem, Amandą, Niallem, Andrew, Liamem, Alison oraz Alice wraz z Harry'm. Kłócili się, lecz jeszcze nie znałam powodu.

- Jak mogłeś wysłać mi papiery rozwodowe, gdy byłeś na wyjeździe?! Nie umiałeś spojrzeć mi w oczy, więc wolałeś zrobić to, gdy ciebie nie było w kraju! Jednakże nie pomyślałeś, że pojadę za tobą! Nigdy nie dam ci rozwodu!

- Nie masz wyjścia! Zdradzałaś mnie! Nasze małżeństwo nigdy nie miało sensu!

- Nie byłeś lepszy! Pieprzyłeś się z jakąś Susan trzy dni temu! - jego wzrok natychmiast powędrował na mnie, a ja nie miałam pojęcia, co powinnam zrobić, co czułam, co sądziłam, o czym myślałam.

- To nie... nie, byłem pijany. To nic nie znaczyło.

- Mówisz to do mnie, czy do Kate? Myślisz, że jestem na tyle głupia? Domyśliłam się i nigdy nie pozwolę na utratę takich pieniędzy przez waszą, jakże uroczą miłość!

- Wybaczcie, ale pójdę na spacer. - zdobyłam się na krótką wymówkę, by zniknąć z centrum uwagi. Brunetka krzyknęłam w moim kierunku, że miała zamiar mnie zniszczyć i tyle. To było ostatnie, co dałam radę do siebie dopuścić. Och, nigdy nie uroniłam tylu łez. Moje oczy były jak wodospady, które nie miały końca. Nie miały.

- Kate, Kate, zaczekaj! To nic nie znaczyło, nie byłem w stanie normalnie myśleć. Byłem pijany. Moje małżeństwo jest skończone, nie wiedziałem, co do mnie czułaś, nie radziłem sobie...

- Nie musisz się tłumaczyć, Harry. Nie jesteśmy razem. Wtedy nawet nie byliśmy w takiej zażyłej, głębokiej relacji. Dopiero od wczoraj... mogłabym być urażona. Nie, jednak jest mi trochę przykro.

- Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam, kochanie.

- Nie masz za co, zrozum. Harry, nie jestem bez winy. Nie potrafię cię uszczęśliwić tymi ważnymi słowami, a trzy dni temu nic nas nie łączyło.

- Jest w porządku?

- Jest. Leć do żony.

- Nie, ona i tak wie. Zabieram cię na obiad.

- To dziwne uczucie, ponieważ za ścianą jest twoja żona.

- Tak, lecz zauważ, że nasze małżeństwo było oparte na umowie a nie miłości.

Hej x

Kocham xx

Break The Rules, StylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz