Kolejnego dnia, z samego rana ganiałam po całym mieszkaniu, upewniając się czy na pewno wszystko wzięłam. Wprawdzie ten wyjazd miał trwać jedynie pięć dni, jednakże nie chciałabym czegoś zapomnieć i dokupywać na miejscu. Przynajmniej przygotowałam się do tej wycieczki tak, aby się orientować, co znajdowało się w Mediolanie.
- Pamiętaj, że zamawiałem gorącą Włoszkę.
- Willy...
- Dobra, dobra! Wszystko masz?
- No właśnie nie wiem. - westchnęłam, patrząc jeszcze raz na wnętrze walizki. Wydawałoby się, jakbym była gotowa, jednak nadal miałam przeczucie, iż czegoś zapomniałam. Przestałam się tym przejmować i zapięłam bagaż, a potem obserwowałam, jak brat męczył się ze ściągnięciem tego po schodach do mojego samochodu. Wsadził walizkę do bagażnika i odwrócił się do mnie przodem.
- Będę za tobą tęsknić. - wydęłam wargę i chciałam go przytulić, lecz chłopak wyrwał mi kluczyki z rąk i wszedł do pojazdu. - No szybciej, nie będę czekał.
- A już myślałam, że masz uczucia. - posłałam mu złośliwy uśmiech, który jedynie odwzajemnił. Usiadłam na miejscu dla pasażera i ostatni raz spojrzałam na swoją kamienicę.
Na lotnisko dojechaliśmy na czas, a nawet parę minut przed godziną ustaloną przez Harry'ego. Will odprowadził mnie pod samo wejścia, a kompletnie spontanicznie zdecydował, iż na lot poczeka razem ze mną.
- Och, cały sztab sztywniaków.
- Will. - szepnęłam, wciąż kierując się w ich stronę. Zauważyli nas, aczkolwiek nie mogli usłyszeć, ponieważ znajdowaliśmy się trochę dalej.
- Co? Będziecie lecieć dwie, trzy godziny, a oni są w garniturach.
- Zauważ, że ja też nie jestem w dresach.
- Ale w bardziej wygodnych ubraniach niż oni. - przewróciłam oczami i nareszcie znaleźliśmy się obok prezesa wielkiej firmy i dyrektorów. Odetchnęłam, gdy nie zobaczyłam Alice, jednak widok Alison wcale mnie nie pocieszył.
- Witamy, panno King.
- Dzień dobry. - kiwnęłam głową, witając się z każdym z osób. Nawet z rudą Alison.
- Panicz Will King. - brunet wystawił dłoń w kierunku pana Payne'a, Horan'a, Jones'a, a Alison i Louisa ominął szerokim łukiem.
- Cześć, Will.
- Nie rozmawiam z fiutkami niżej półki. - przymknęłam na chwilę powieki, klepiąc się otwartą ręką w czoło. Spokojnie mogłam dosłyszeć cichy śmiech Styles'a, który stał obok mnie. Odwróciłam wzrok ku niemu i dostrzegłam jego szeroki uśmiech. Bardzo śmieszne, panie Styles.
- Och, daj spokój. Willy...
- Panicz King.
- Panicz Tomlinson. - widziałam, jak mojemu bratu drgnęły kąciki. Louis też to zauważył, dlatego potem zgodnie, męsko się przytulili. Cokolwiek znaczyło "męsko". - Trzy lata!
- Tylko z winy tego chuja.
- Dzięki.
- Dobra, mam nadzieję, że się nią dobrze zajmiecie. Jak się zgubiła w galerii, to jeszcze pół biedy, ale jak mi ją w Mediolanie zgubicie, to...
- Nie masz o co się martwić. - zapewnił zielonooki i zabrał od mojego brata moją walizkę. Will objął mnie na pożegnanie i zanim odszedł, ostrzegł Styles'a jeszcze raz. Tak dla utrwalenia.
- Nie zdajesz sobie sprawy, jak za tym tęskniłem! Twój brat, ty, my.
- Louis, nie ekscytuj się tak.
CZYTASZ
Break The Rules, Styles
FanfictionHarry Styles był znanym, dwudziestoczteroletnim biznesmenem, który zajmował się prowadzeniem wielkiej firmy. Miał piękną żonę, chociaż nie do końca był z nią z miłości. Ich związek dawał obojgu wiele korzyści, dlatego żadne z nich nie narzekało na r...