27

8.8K 646 169
                                    

- Harry? Śpisz? - mruknęłam, odgarniając jego oklapnięte włosy z czoła. Nie sądziłam, że mi odpowie, ponieważ na zegarku widniała godzina trzecia nad ranem, dlatego nie oczekiwałam odzewu.

- Śpię. - parsknęłam cicho śmiechem, przysuwając się do niego bliżej. Objął mnie ramieniem, muskając palcami delikatną skórę. Jego lekkie ruchy wywoływały u mnie łaskotki, jednak potrafiłam się powstrzymać, by nie obudzić Willa. - Co?

- Nic. - wzruszyłam obojętnie ramionami, ciesząc się, że miałam go obok siebie. Wczorajszy wieczór wywoływał tyle emocji jednocześnie. Piękne doznanie dopełniło naszą dziką namiętność, aczkolwiek wciąż uważaliśmy, że seks był wyłącznie dodatkiem. To miłość oraz nasza zmysłowość była kluczowym punktem naszej obsesji.

- Wszystko w porządku? - uśmiechnęłam się niemrawo i kiwnęłam głową, żeby jakoś przekonać Harry'ego do swojego zdania. Nie wierzył. Widziałam to w jego oczach niepewność, lecz zbyłam go i zwyczajnie odwróciłam się na drugi bok. - Katie?

- Nieważne. - ucięłam, przykrywając się szczelniej kołdrą. Szczerze to sama nie miałam pojęcia, o co mi konkretnie chodziło. Czułam zwyczajnie niepokój, ale nie potrafiłam go określić. Gdzieś w duchu pojmowałam, że niedługo będę musiała odbyć z nim poważną pogawędkę.

Zacisnęłam powieki, kiedy usłyszałam jego westchnienie. Pełne smutku i rozżalenia, a także niewiedzy. 

- Żałujesz? - nie odpowiedziałam, choć zdawałam sobie sprawę z tego, iż oczekiwał czegokolwiek. Udawałam, że spałam, aż w końcu zasnęłam, rozmyślając nad swoim niedorzecznym zachowaniem.

- Czemu jesteście tacy smętni? - niczego nieświadomy Will wpadł do kuchni, niszcząc naszą niezręczną ciszę. Mieszałam bezcelowo w talerzu, a Harry siorbał herbatę. - Myślałem, że ludzie po dobrym seksie są bardziej... żywi.

- Zamknij się. - urwałam sucho, nakładając na widelec kawałek truskawki. Nie wiedziałam na kogo lub na co była zła, lecz czułam niewyjaśnioną, przerastającą mnie wściekłość.

- Możesz powiedzieć, co cię ugryzło?

- Chciałbyś mieć dzieci?

- Co?

- Czy chciałbyś mieć dzieci?  - ponowiłam pytanie, szokując każdego znajdującego się w pomieszczeniu. W końcu i tak prawda musiała ujrzeć światło dzienne, więc dlaczego nie teraz?

- Ja... cóż, tak. Oczywiście.

- Willy, mógłbyś wyjść?

- Tak, tak, nazbieram porzeczek czy coś. - starał się rozluźnić atmosferę, jednak nie było mi do śmiechu. Nie dążyłam do tego, że mogłoby się okazać, iż zaszłam w ciążę. Nie, tu chodziło o słowa Harry'ego, które kiedyś powiedział. 

- Ja... ja nie jestem pewna, czy kiedykolwiek będziemy mogli mieć dzieci. - szepnęłam, bawiąc się swoimi palcami, jakby to one były najważniejsze. Bałam się jego reakcji, bałam się tego wszystkiego, czego przed nim ukrywałam.

- Co? O czym ty mówisz, aniele? Skąd wiesz? Byłaś u lekarza?

- Nie do końca.

- Przestań mnie zwodzić.

- Kiedy byliśmy na studiach... lubiłeś imprezować i pewnego razu przyszedłeś do mnie pijany. Błagałeś mnie, żebym się z tobą kochała. Byłam po zerwaniu z Johnem...

- Wykorzystałaś mnie?

- Nie! Daj mi dokończyć, proszę. - zareagowałam gwałtownie, ponieważ odbierał to w zły sposób. Nie byłam pewna, czy specjalnie udawał, czy wstydził się przed wyjawieniem mi tego, co kiedyś pod wpływem alkoholu samo opuściło jego usta. - Byłeś pijany, ale się nie zgodziłam. Nie potrafiłabym. Wtedy zacząłeś płakać. Mówiłeś, że nie jesteś prawdziwym mężczyzną, że nawet jeśli bylibyśmy razem, to nigdy nie stworzysz ze mną rodziny. Dlatego jesteś przekonany, że Alice nie jest z tobą w ciąży.

- Nie chcę o tym rozmawiać.

- Przecież to ja. Możesz mi powiedzieć wszystko i tak wiem. Harry, to można zmienić.

- Nie jestem bezpłodny! Mam po prostu mniejsze szanse. - rozumiałam go. Wiedziałam, że to nie był komfortowy temat dla bruneta, także przestałam ciągnąć konwersację i zajęłam miejsce na jego kolanach. Musnęłam ustami jego policzek, ale to nie zmieniło jego nastawienia. Był przygnębiony i żałowałam, lecz kiedyś trzeba było poruszyć ten temat. - Będziemy mieli dzieci.

- Na pewno, kochanie. - wyszeptałam, całując go w głowę. Pokazałam dłonią Willowi, że mógł wejść i zauważyłam, że chyba słyszał naszą wymianę zdań.

- Co powiedział twój lekarz? - zwróciłam wzrok ku starszemu bratu, który opierał się o framugę przejścia. Jedną ręką uspokajająco głaskałam zielonookiego po włosach, a drugą mieszałam łyżką w kubku z herbatą.

- Istnieje sześćdziesiąt procent szans na potomstwo. Kate, dam ci dzieci, obiecuję. - złapałam jego twarz, próbując go uspokoić. To nie był lekki temat. Wytarłam łzy i zdecydowanie złączyłam nasze usta. 

- Kochanie, jest mnóstwo innych sposobów. Nie stresuj się i nie miej poczucia winy. Nie odczuwaj presji, dobrze? Nie jestem pewna, czy byłabym gotowa na dzieci właśnie teraz. Mamy jeszcze sporo czasu, tak? - miałam nadzieję, że go przekonałam. Obawiałam się, iż Harry mógłby teraz czuć nacisk na posiadanie dziecka. Nie zamierzałam go męczyć. Wspierałabym go w każdym momencie. Zwłaszcza w takim. Poza tym, sześćdziesiąt procent to wydawało się odpowiednie. W końcu to było więcej niż połowa, a niektórzy mogli mieć nawet mniej.

Siedzieliśmy w milczeniu, nie mając pewności, czy ktokolwiek powinien to przerwać. Nagle ktoś zaczął walić w drzwi wejściowe, więc musiałam się podnieść.

- Otwórz! - zachłysnęłam się powietrzem, słysząc donośny głos Alison. Westchnęłam i zamaszyście otworzyłam jej tuż przed nosem. - Gdzie jest Harry?

- To chyba nie jest twoja sprawa.

- Dupek grzebał w moim telefonie! Gdzie on jest?

- Chyba nie muszę powtarzać. - warknęłam, pragnąc zatrzasnąć jej drzwi tak, żeby uderzyć ją w czoło. Niestety popchnęła mnie i wpadła do mieszkania jak burza. Cholerna kobieta. Harry potrzebował rozluźnienia, a nie rudej zołzy, która utrudniała nam życie. 

- Witaj, Harry. - jej przesłodzony głos działał mi na nerwy, ale nie dałam się zwariować. To tylko Alison.

- Nie mam czasu na ciebie. Wyjdź stąd.

- Och, może trochę uprzejmiej? - wydałam z siebie dźwięk zirytowania, bo ta wkurzająca kobieta znajdowała się na moim terenie i zachowywała się jak chciała. Powinnam ją wyrzuć, ale marzyłam, aby dokończyła swoją żałosną historyjkę. - Kto dał ci prawo do dotykania mojej własności?

- A kto tobie dał prawo do robienia mi i Kate zdjęć? Hm? Nikt, więc po prostu wyjdź.

- Nawet nie wiesz w co się wpakowaliście. Alice i Adam nie dadzą wam tego wszystkiego tak łatwo.

- Martw się o siebie. - odpowiedziałam, zapraszając ją gestem ręki do wyjścia. Nie mogła ot tak wchodzić tutaj i robić chaosu z niczego. Burzyła harmonię, którą zbudowaliśmy. Ona, Alice i każdy kto nas nienawidził. Jednakże mieliśmy sprzymierzeńców, a co najważniejsze - siebie. Wystarczył tylko ten cudowny, kochany mężczyzna, który i tak dostał kopa od życia.

- Sądzisz, że Andrew działa wyłącznie na twoją korzyść?

- Co?

- Proszę cię. Za seks zrobiłby wszystko... no i za pieniądze.

- Nie rozumiem.

- Może przekupiłeś go awansem, ale ja mam w zanadrzu coś innego.

- Mianowicie?

- Dowiesz się wkrótce. 

Zapraszam na nowe ff! Wpadajcie, bo sądzę, że Wam się spodoba! "Beautiful Dissension"

Kocham xx

Break The Rules, StylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz