Po skończeniu kolejnych projektów postanowiłaś iść z nimi do Harry'ego. Im szybciej poszłabym do niego, tym szybciej od niego wrócę. Na jego korytarzu natrafiłam na Alice w towarzystwie Alison. Jakie miałam szczęście.
- Zbyt często bywasz na tym korytarzu.
- Pracuję tutaj jako projektant główny i muszę mieć jego podpis na dokumentach.
- Och, tak to się teraz nazywa?
- Przepuśćcie mnie. - niestety nie dały za wygraną i uparcie zagradzały mi drogę. Przewróciłam oczami, przestając z nimi walczyć. - Czego ode mnie chcecie?
- Trzymaj się od mojego męża z daleka.
- Nie mam z nim romansu, cholera! Nie interesuje mnie w jakich jesteście stosunkach! Jesteście małżeństwem i to wystarczający powód, aby nie pozwolić do głębszych relacji między nami! Daj mi przejść.
- Mam ci uwierzyć?! Wyglądasz jak dziwka!
- Alice! Nie zapędziłaś się?! - westchnęłam, kiedy zauważyłam za plecami dwóch kobiet Harry'ego. Stał wkurzony i przysłuchiwał się końcówce rozmowy.
- Będziesz jej bronił?! Ta kobieta może zniszczyć nam małżeństwo!
- Jakie małżeństwo?! Idź na zakupy czy coś. Chodź, Kate.
- Pożałujesz. - przymknęłam na moment oczy, a potem weszłam do środka gabinetu zielonookiego.
- Mam dla ciebie projekty kolekcji do sklepu.
- Wszystko dobrze?
- Jasne. - niemrawo się uśmiechnęłam i obserwowałam, jak przeglądał kartki i na szczęście bez problemu podpisał dokument potwierdzający mój pomysł. - Harry, ja naprawdę nie chcę być postrzegana jako...
- Wiem, ale nie możesz się tym tak przejmować. Przecież doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, iż to nieprawda.
- Szkoda, że większość firmy uważa inaczej.
- Jak na razie jestem prezesem tej firmy i to ja decyduję o wszystkim. Prędzej zwolnię wszystkich dookoła niż ciebie.
- Dziękuję. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia. - wyszłam z pokoju i wróciłam do siebie, gdzie przesiedziałam do przerwy na lunch, którą spędziłam z Amandą. Louis musiał wyjść na jakieś spotkanie, dlatego nie widziałam go prawie cały dzień. Na spojrzenia innych również nie zwracałam uwagi. Domyślałam się, że Alice lub ktoś z jej przyjaciół rozniósł o mnie plotki i nie miałam szans na spokój.
- Och, panna King. - zanim się spostrzegłam, nieznajoma wylała na mnie sok z porzeczek. Rozpoznałam go po zapachu i kolorze, więc wiedziałam, że moja sukienka mogła iść na śmietnik. Nie przeprosiła mnie. Zwyczajnie uśmiechnęła się i poszła. Wzięłam głęboki wdech, aby uspokoić drżący oddech i zapanować nad łzami. W szybkim tempie podążyłam do gabinetu Harry'ego.
- I mam nadzieję, że... Katie?!
- Och, nie chciałam przeszkadzać. Przyjdę za chwilę.
- Nie, przerwiemy spotkanie. Panie Adams, zadzwonię do pana. - przepuściłam wysokiego, starszego mężczyznę, który uśmiechnął się do mnie delikatnie i opuścił pomieszczenie. Nie chciałam psuć biznesowego spotkania, aczkolwiek widocznie nie było aż tak ważne. - Co się stało?
- Ktoś, jakaś kobieta wylała na mnie sok...
- Specjalnie?
- Bezczelnie się uśmiechnęła i sobie poszła.
- Wiesz, jak się nazywa?
- Nie mam pojęcia.
- Poczekaj. - podszedł do swojego biurka i złapał za telefon. Wybrał jakiś numer i w ciszy przyglądał mi się, wyciągając z szafki chusteczki. Chciałam mu powiedzieć, że było to bez sensu, jednak nie zdążyłam. - Sean, przynieś mi nagrania z korytarza panny King z ostatnich paru minut. Nie teraz. Za półgodziny. - rozłączył się i otworzył paczkę z chusteczkami.
- Nie musisz. To nic nie da. - czułam się niezręcznie, kiedy przyłożył mi dłonie do dekoltu. Nie interesowało go to. Skupiał się na wytarciu plamy. - Harry, to jest sok z porzeczki. To nie zejdzie.
- Przykro mi. - miał zamiar mnie przytulić, jednak odsunęłam go, gdyż nie chciałam go ubrudzić.
- Nie mogę już tu pracować. - wyjawiłam, patrząc na niego ze łzami w oczach. Miałam dosyć tych wszystkich ludzi, oczerniania mnie za nic i Alison, którą zobaczyłam dopiero niedawno. Jego żona też mi w niczym nie pomagała.
- Nawet o tym nie myśl.
- Ludzie nazywają mnie "dziwką", ponieważ byliśmy przyjaciółmi i moja praca polega na tym, że muszę do ciebie chodzić po podpis. Twoja żona mnie nienawidzi, co Alison popiera. Nie jest mi łatwo. - teraz nie obchodził nas to, iż mogłam go poplamić. Zwyczajnie mnie objął i posadził na swoim biurku. Chwycił w drugą rękę telefon i znów wykonał gdzieś telefon.
- Louis, poinformuj wszystkich o zebraniu w sali konferencyjnej. Tak, wszystkich! Obrażają Katie, więc jest sprawa!
- Harry, nie musisz...
- Dam ci coś na przebranie. Niech to wyschnie. - zaczął grzebać w jednej z szaf, które tu miał. Sądziłam, że we wszystkich znajdowały się dokumenty, lecz znalazło się miejsce na jego koszulkę. Podał mi ją, więc się nie kłóciłam. - Przemówię im wszystkim do rozsądku. Zaraz wrócę, kochanie. - pocałował mnie krótko w nos, co kompletnie zbiło mnie z tropu. Dokładnie tak samo jak jego "kochanie" zwrócone w moją stronę. Zostałam sama, dlatego postanowiłam się przebrać. Zdjęłam swoją sukienkę i nałożyłam jego ubranie, które sięgało mi prawie do kolan. Naprawdę byłam przy nim taka niska?
Harry nie wracał już godzinę, a ja nudziłam się w jego biurze. Oczywiste było to, że nie wyszłam z niego w koszulce należącej do prezesa. Wtedy w ogólnie nie miałabym życia. Siedziałam na jego biurku i zwyczajnie machałam nogami. To było jedyne moje zajęcie.
- Wszystko załatwiłem... cholera. - podniosłam głowę, napotykając jego rozszerzony wzrok. Szybko przemieścił się do mnie i ułożył ręce po moich obu stronach. Stał tak przez moment i głęboko oddychał, ze wzrokiem skierowanym w dół. Potem się wyprostował i po prostu wpił się w moje usta. Jego dłonie niezdarnie dotykały moich ud, podciągając koszulkę. Nie chciał jej zdjąć, zwyczajnie o nią zahaczał. Zarzuciłam mu ramiona na szyję i nie miałam wtedy pojęcia, co się ze mną działo. Gdzieś tam daleko wróciłam wspomnieniami do czasów studiów, kiedy byłam w nim zauroczona. - Nawet nie wiesz, ile na to czekałem.
- Nie wiem. Ile?
- Odkąd zobaczyłem cię na studiach. Kurwa, byłem... - przeszkodziło nam głośnie pukanie, a potem głos jego żony. Styles prędko zamknął drzwi na klucz, a ja zaczęłam się przebierać w swoją sukienkę.
- Jak rozumiem, o tym też mamy zapomnieć. - stwierdziłam, zabierając swój telefon. Poprawiłam włosy i byłam gotowa do wyjścia.
- Musimy porozmawiać. Katie...
- Harry! Wpuść mnie!
- To nie miało miejsca, Harry. Nie widzieliśmy się trzy lata, byliśmy przyjaciółmi, a teraz zachowujemy się jak kochankowie. Nie jesteśmy nimi. Nigdy nie mieliśmy takiej relacji. Nie mam pojęcia, co się stało, ale to błąd.
- Może po prostu zrozumieliśmy coś, co powinno mieć miejsce już na studiach?
- Nie uważasz, że trochę na to za późno? Wpuść ją. - jak huragan w pokoju zjawiła się Alice. Zastanawiałam się, czemu tak często tutaj bywała, skoro tu nie pracowała. Harry nie potrzebował jej cały czas.
- Och, znowu ta...
- Uważaj sobie, Alice. Mówiłem ci.
- Oczywiście. Pamiętaj, kochanie, nie dam sobą pomiatać.
- Jasne. Dziękuję za zatwierdzenie mojego projektu, panie Styles.
•
Kocham xx
CZYTASZ
Break The Rules, Styles
FanfictionHarry Styles był znanym, dwudziestoczteroletnim biznesmenem, który zajmował się prowadzeniem wielkiej firmy. Miał piękną żonę, chociaż nie do końca był z nią z miłości. Ich związek dawał obojgu wiele korzyści, dlatego żadne z nich nie narzekało na r...