16

10.9K 831 275
                                    

Jakiś czas potem do moich drzwi ktoś zapukał. Westchnęłam, domyślając się kim mogła być owa osoba. Podniosłam się z kanapy i podeszłam do wejścia, następnie stając z Harry'm twarzą w twarz. Było mi go tak żal. Pragnęłam jego szczęścia, ale nie mogłam udawać, że go kochałam tylko po to, aby był zadowolony. To było gorsze rozwiązanie.

- Możemy porozmawiać?

- Powinniśmy. - mruknęłam, otwierając drzwi szerzej. Atmosfera nie była przyjemna, a raczej powodująca dyskomfort i chęć ucieczki. Przysiadłam się obok niego, nie przerywając niezręcznej ciszy.

- Nie jestem głupi. Katie, ty mnie nie kochasz. - przymknęłam na chwilę powieki, a następnie szybko znalazłam miejsce na jego kolanach. Usiadłam do niego przodem, okrakiem i chwyciłam jego policzki w swoje dłonie, natomiast on swoje ulokował na moich biodrach. Powoli się nad nim nachylałam, aczkolwiek w porę mnie powstrzymał. - Nie mąć mi w głowie, proszę.

- Ja... przepraszam. Masz rację. - odsunęłam się, lecz nie zeszłam z jego nóg. Rozluźniłam swoją postawę i zwróciłam wzrok w dół. - Nie potrafię ci tego powiedzieć. Nie chcę cię okłamywać. Nie mówię, że nie ma jakiejkolwiek szansy, bo jest, ale... ale nie ryzykuj wszystkiego dla mnie. Nie wiadomo czy kiedykolwiek mogłabym cię pokochać. Gorzej byłoby, gdybym cię oszukiwała i straciłbyś wszystko, a potem dowiedziałbyś się, że tak naprawdę byłam zafascynowana twoją osobą, namiętnością pomiędzy nami, lecz niczym więcej.

- Więc to wszystko, co się stało wczoraj, to była jedynie fascynacja?

- Przepraszam. - szepnęłam, próbując złapać jego rękę, jednak skutecznie ją zabrał.

- Zejdź ze mnie.

- Harry...

- Zejdź. - zrobiłam to, czego żądał i wstałam na równe nogi. Nie spoglądając na mnie, wyszedł, trzaskając drzwiami. Nie miałam mu tego za złe. Zasłużyłam.

Nie mogłam jednak zakopać się w pościeli i płakać z własnej głupoty. Czekało mnie spotkanie służbowe, które powinno zacząć się za pięć minut. Wytarłam zdradzieckie, nieopanowane łzy i wziąwszy najważniejsze rzeczy, opuściłam pomieszczenie.

W hotelu była sala dla biznesmenów, dlatego Harry zamierzał z niej skorzystać. Niestety nie miałam przy sobie swojej asystentki, gdyż w ostatnim momencie wypadło jej coś ważnego, ale była już w drodze do Mediolanu. Przynajmniej tak brzmiał jej SMS. Poprawiłam włosy i weszłam do windy, która zawiozła mnie na właściwe piętro.

- Katie, co się stało? Nie możesz tam wejść. - zignorowałam zaniepokojonego Louisa i weszłam do sali konferencyjnej.

- Nie, kochanie. Nic się nie wydarzyło. Alison ma bujną wyobraźnię. Proszę cię. Kate nie jest nawet wystarczająco inteligentna. - uśmiechnęłam się niemrawo i wybrałam jedno spośród wielu krzeseł. Wtedy Harry odwrócił się i natychmiast zakończył połączenie. - Louis, zostaw nas samych.

- Nie, Lou. Poproś wszystkich do środka. Zacznijmy to spotkanie, a później każdy będzie mógł wrócić do pokoju. - szatyn nie miał pojęcia, co powinien zrobić. Stał i przyglądał się nam absolutnie zdezorientowany.

- Harry?

- Słyszałeś Kate. Zaproś wszystkich. - nie odrywał ode mnie wzroku. Nie byłam mu dłużna, ale nie rozumiałam jego zmartwienia wypisanego na twarzy. Przecież miał prawo tak o mnie myśleć. Nie zaprezentowałam wybitnej mądrości swoim zachowaniem.

- Słuchajcie. Zebrałem was tutaj, ponieważ chciałbym wziąć się za coś innego. Louis, wiem, że świetnie zajmiesz się Styles Sport Company. Nadal będę prezesem, lecz potrzebuję kogoś kto się tym zajmie, kiedy będę pracować nad swoim projektem. Powierzam ci losy mojej firmy.

- Harry...

- Cicho. Postanowiłem wziąć się za modę, ale nie sportową, całą. Chciałbym stworzyć dom mody, który nie polegałby na jedynie anorektycznych modelkach. Nie, chciałbym zrobić rewolucję w świecie mody i zwracam się o pomoc do Kate. Zostałabyś projektantem głównym, głową tego wszystkiego. Co ty na to?

- Harry, wiesz, że...

- Porozmawiamy później. Przyjdę do ciebie. - kiwnęłam głową, unikając podłego spojrzenia Alison. - Louis, awansuję cię na wiceprezesa, a Andrew wejdzie na twoje stanowisko. Wiem, że pewnie się po mnie tego nie spodziewaliście...

- Nie, przez te twoje dziwne koszule mieliśmy wrażenie, że niedługo tak się stanie. - zaśmialiśmy się na komentarz szarookiego, co na szczęście finezyjnie złagodziło sytuację. - A jak nazwiesz ten dom mody?

- "King & Styles". - zachłysnęłam się powietrzem, słysząc nazwę, którą postanowił. Miałam ochotę płakać i resztkami sił się powstrzymywałam.

- Harry, błagam...

- Kate, porozmawiamy potem. - przymknęłam oczy, opierając głowę na ręku. Nie mogłam uwierzyć w jego wkład w to, abym była jego. Jego miłość była nie do opisania i chciałabym krzyczeć oraz błagać, żeby nie wprowadzał mnie w takie wyrzuty sumienia, lecz nie potrafiłam.

Spotkanie zakończyło się paręnaście minut później. Omówiliśmy wszystkie ważne sprawy, jak to będzie wyglądało, kiedy Harry będzie pojawiał się w firmie. Niestety musiałam odejść od Styles Sport Company, gdyż nie dałabym rady pogodzić obu prac. Amanda wciąż miała być moją asystentką, więc nie wiedziałam, kto zajmie moje miejsce w firmie. Poleciłam im swoją znajomą ze studiów, dlatego mieli jakąś alternatywę.

- Harry, nie możesz wzbudzać we mnie poczucia winy! Wiesz, jak się tym czuję?! Jestem tak na siebie zła za to, że nie odwzajemniam tego... - nie dałam rady dokończyć. Odwróciłam się z łzami w oczach i od razu zostałam zaatakowana przez jego usta na swoich. W zapomnienie poszło, to co wydarzyło się godzinę temu. Złapał mnie za policzki, a ja położyłam swoje dłonie na jego. Odwzajemniałam wszystko. Brałam na siebie jego namiętną niechlujność. Niedbałość w jego przypadku była czymś niezwykłym, odurzającym jak narkotyk. Istniała między nami skrajna paranoja, aczkolwiek nie dbałam o to ani trochę. Alice nie zasługiwała na niego i teraz znakomicie zdawałam sobie z tego sprawę. Musiałam zapomnieć o jego obrączce, która zdobiła jego palec. To był zwykły metal, nic niewarty, jeżeli zestawiłoby się to wraz z pożądaniem, które zrodziło się pomiędzy nami.

- Nieważne, rozumiesz? Kocham cię i chciałbym podzielić z tobą mój projekt. Zasługujesz na to.

- Nie, nieprawda.

- Prawda i nie kłóć się ze mną, bo ci się nie uda zmienić mojego zdania. - wzięłam głęboki wdech, układając w głowie bałagan jaki oboje stworzyliśmy. Wydałam z siebie dźwięk zirytowania i nie był on skierowany do bruneta, a wyłącznie na mnie. Byłam taka nierozumna. - Chcę, żebyś brała udział w moim sukcesie. Po rozwodzie będę miał tylko ciebie.

- Harry, nie możesz. Zawsze będziesz mógł na mnie liczyć, ale nie oczekuj, że od razu powiem ci "kocham cię", bo...

- Wiem, wiem to, Katie. Poczekam, ile będzie trzeba. - nie umiałam zrozumieć jego upartej postawy, jednak chyba tak funkcjonował człowiek zakochany. Wspięłam się na palcach i musnęłam jego wargi swoimi, ale to nie wystarczyło. Zachłanność powróciła, a my znaleźliśmy swoje miejsce na łóżku. Leżałam pod jego wysportowanym, umięśnionym ciałem, starając nadążyć za szybkością jego ust. Nasza tajemnicza chęć bycia bliżej była o wiele silniejsza niż zdrowy rozsądek. Och, przeczyłam sama sobie. Nie potrafiłam nazwać tego miłością, lecz cichą, obsesyjną potrzebą posiadania go. Może według mnie tak to się nazywało, a normalny człowiek powiedziałby, iż to miłość? Być może. Nasze niedokładne, niechlujne ruchy łączyły się w idealnej symfonii, która wzbudzała w nas jurność. Męczenie siebie nawzajem było czymś zmysłowym, podniecającym. Pragnęliśmy więcej, lecz znaliśmy granice. Nasze opętanie, zmysłowe, pobudzające ruchy tworzyły niesamowitą spójność, ale żadne z nas nie myślało o seksie. To nie o to chodziło. Seks był tylko dopełnieniem naszej własnej, erotycznej rozkoszy. - Poczekam, aniele.

Kocham xx

Break The Rules, StylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz