18

10.6K 777 129
                                    

Wyszłam z Harry'm z hotelu, nie przejmując się jakimkolwiek spojrzeniem ze strony przechodniów. Nie mieli podstaw do pełnych pogardy spojrzeń, choć domyślałam się, że słyszeli kłótnię małżonków. Uśmiechnęłam się, czując wsparcie Harry'ego za pomocą jego palców, które złączył z moimi. Ścisnęłam jego dłoń, idąc obok niego.

Szliśmy w niewiadomym dla mnie kierunku, aczkolwiek mijaliśmy sporo restauracji i do żadnej nie zajrzeliśmy.

- Gdzie ty mnie ciągniesz? - zaczęłam pomału marudzić, ponieważ uwielbiałam szpilki, lecz nie nadawały się na dłuższe spacery. Nie zdążyłam ich zwyczajnie zmienić na bardziej wygodne buty.

- Już niedaleko. Chodź.

- Byłeś kiedyś w Mediolanie?

- Byłem, wiele razy. - och, a ja jedynie odwiedziłam Irlandię, która leżała tuż obok nas. Miał cudowne życie i jedyne co nie pasowało, to jego żona, całe małżeństwo. Zasługiwał na kogoś lepszego.

Niedługo potem dostrzegłam dworzec i wydawało mi się, że wpadnie na coś oryginalniejszego niż zjedzenie obiadu na dworcu.

- Żartujesz?

- Kochanie, mogłabyś poczekać do końca? - wzruszyłam ramionami i cicho go przeprosiłam, za co w zamian dostałam krótkiego buziaka w usta. Pociągnął mnie do środka i stanął przed wielką tablicą informacyjną. Obserwował ją przez pewien moment i później ruszył ze mną w nieznaną stronę. - Musimy się pośpieszyć.

- Harry, nie będę biegła.

- Nie widzę problemu. - zanim się spostrzegłam, brunet złapał mnie w okolicach kolan i przerzucił sobie przez ramię. Ignorował moje protesty oraz wyraźne komendy, aby mnie puścił.

- Harry, przestań.

- Powiedziałaś, że nie będziesz biegła, a inaczej spóźnimy się na pociąg. - zmarszczyłam czoło, słysząc jego wypowiedź. Jaki pociąg? Cholera, co on wymyślił?

Biegł ze mną na barku, co uważałam za zbytnie obciążenie. Nawet jeśli nie byłam otyła, to wyjątkowy wysiłek wraz z noszeniem parudziesięciu kilo był czymś ciężkim do wytrzymania.

Kiedy wpadł na peron, od razu pośpieszył do pociągu, który miał zaraz odjechać. Ostrożnie wszedł do pojazdu, ponieważ schody były niewielkie, a pod nami znajdowały się tory. Jak odjechaliśmy, to nareszcie odstawił mnie na ziemię.

- Oszalałeś?

- Trzy lata temu. - uśmiechnęłam się delikatnie, czekając, aż nachyli się wystarczająco do pocałowania. - Czekaj. Wejdź do toalety.

- Co?

- Nie mamy biletów, a będą chodzić i sprawdzać. Właź do toalety. - wepchnął mnie do wnętrza dość zadbanego pomieszczenia. Zamknął nas, by nikt nie mógł wejść, a następnie posadził mnie sobie na kolana.

- Jesteś szalony. Gdzie jedziemy?

- Tak jak patrzyłem, to do Monzy. Około dwanaście kilometrów od Mediolanu, więc piętnaście minut drogi.

- Jesteś niepoprawnie romantyczny, wiesz? - nie odezwał się. Wyłącznie patrzył na moją osobę, a następnie złączył nasze usta, pobudzając w nas naszą osobistą rozkosz. Mimo uzależnienia od siebie, to potrafiliśmy się powstrzymać i mieć świadomość miejsca, w którym się znajdowaliśmy. Nie mogliśmy być, aż tak pozbawieni rozumu w swoim kręgu, bo znaliśmy granic. Mimo naszej chęci obłędu. Miłosne, silne opętanie jurnością mogło zaczekać. Pożądliwość było nieodwrotnym, widocznym elementem naszej relacji, aczkolwiek to nie było chore. Było czymś niepokojącym, ale ewidentnie mocnym i niepowtarzalnym. Było naszą własną przyjemnością. Och, więc tak można było nazwać nieprzeciętną miłość, która zawładnęła dwojgiem ludzi? Choć wciąż zwlekałam, a raczej moje serce zwlekało z określeniem siebie.

Break The Rules, StylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz