8

11K 860 133
                                    

Zdenerwowana opuściłam swoje biuro i skierowałam się do windy. Nie miałam ochoty znosić jego zmiennych nastrojów. Dzisiaj wystarczająco mnie wkurzył i nie zamierzałam dopuszczać do takich sytuacji. W końcu nie miałam w umowie, którą niedawno podpisałam, że musiałam męczyć się z jego humorkami. 

Czekałam na windę i kiedy nareszcie przyjechała, weszłam do środka, naciskając guzik z zerem. Niestety zanim drzwi się zamknęły, zatrzymały je dłonie Louisa.

- Lou, puść to.

- Porozmawiajcie na spokojnie. Przecież nie chcecie się kłócić.

- To nie ja mam problem. - mruknęłam i zirytowana jęknęłam, gdy siłą wyciągnął mnie z niewielkiego pomieszczenia, a następnie ruszył w stronę mojego gabinetu. 

- Dojdźcie do porozumienia, a ja uciekam. - próbowałam go zatrzymać, ale wyrwał mi klucze z ręki i zamknął nas tak, że nie mogliśmy się stąd wydostać. Odwróciłam się do Styles'a przodem i obserwowałam, jak on obserwował mnie. Panowała między nami niezręczna cisza i zdarzenie wydawało się dość zabawne. Na swój sposób.

- Nie wiem, o co ci chodzi, jednak nie będę znosiła twoich wrzasków.

- Nikt ci nie każe.

- Świetnie. Długo tu nie popracowałam. - uśmiechnęłam się smutno i zaczęłam zbierać swoje najpotrzebniejsze rzeczy. Cóż, przynajmniej miałam okazję spędzić tutaj dwa dni. Ponownie zapanowało milczenie, aczkolwiek krótsze i przerwane mocnym uderzeniem pięści bruneta o moje biurko.

- Przepraszam, w porządku?! Mam parę kłopotów i nie potrafię sobie z nimi poradzić, ale nie chcę, żebyś odchodziła! Przepraszam. - zaskoczyłam go, kiedy bez słowa podeszłam do niego i objęłam go, stając na palcach.

- A mógłbyś się postarać, aby się tak na nas nie wyżywać? - zapytałam niewinnie, pocierając jego plecy. Nie odpowiedział, ale pokiwał głową i podniósł mnie delikatnie ponad ziemię, przesuwając mnie na blat biurka.

- Jesteś zła?

- Nie. Może miałbyś ochotę się wygadać skoro masz problemy?

- Tylko przy dobrym winie. - odsunęłam się od niego, patrząc na niego z politowaniem i uśmiechem. Oparłam swoje dłonie na meblu i przyglądałam się mu, jak robił dokładnie to samo co ja, dlatego znalazłam się pomiędzy jego ramionami. - Może u mnie? Dzisiaj wieczorem?

- A żona nie będzie miała nic przeciwko? - dziwiło mnie to, że w ogóle nie obchodziła go Alice. Gdzieś z tyłu głowy posiadałam urywki głosu Harry'ego, który mi mówił, iż nie był z nią z miłości. Jednak musiała być to moje wyobraźnia.

- Mam drugi apartament.

- Bogacze. - przewróciłam oczami, posyłając mu mały uśmiech. Odwzajemnił go i nachylił się nade mną. Nie miałam pojęcia, co powinnam zrobić, więc po prostu byłam jak słup soli. Musnął mój policzek swoimi wargami i szepnął, że przyjedzie po mnie o osiemnastej. - Do zobaczenia.

- Do zobaczenia, Katie. - zostawił mnie samą w pokoju, informując Louisa o naszym pogodzeniu, więc usiadłam wygodnie i ponownie zaczęłam się kręcić na białym fotelu.


- Nie za często wychodzisz z żonatym prezesem? - spojrzałam z kpiną na Willa, który z głupkowatym uśmiechem obserwował moją osobę. Ubierałam na stopy czarne szpilki i w pośpiechu chowałam klucze do torebki. Harry miał tu być za minutę i byłam pewna, że się nie spóźni, dlatego działałam szybko. Nie myliłam się, ponieważ chwilę potem usłyszałam dzwonek do drzwi.

- Witaj, Kate.

- Hej. Możemy iść...

- A ze mną się nie przywitasz? - odwróciliśmy się w kierunku mojego brata, który chyba chciał wkurzyć bruneta. Ten jednak miło się z nim przywitał i kładąc dłoń na moich plecach, ruszył w stronę schodów. 

- Twój brat ma więcej żalu niż ty.

- Och, nie. On tylko to bardziej okazuje. Ja trzymam to w sobie. - mruknęłam, podnosząc trochę głowę, spotykając się z jego intensywnym zielonym spojrzeniem.

- Sądziłem, że ci przejdzie. Nie myślałem, że aż tak ci było przykro...

- Przykro? Harry, zaproponowałeś pracę wszystkim naszym przyjaciołom, wszystkim, tylko nie mi. Poczułam się okropnie i zastanawiałam się czy mnie nie oszukałeś. Może nigdy za mną nie przepadałeś. Trzeba było mi wyłącznie powiedzieć. - nadal miałam do niego żal, gdyż pamiętałam wzrok Alison, która była przyjaciółką Harry'ego i nienawidziła mnie z całego serca. Była zadowolona z decyzji Styles'a. Jeszcze jej nie spotkałam, ale to była kwestia czasu. - Co z Alison?

- Jest dobrą znajomą mojej żony i pracuje jako asystentka Payne'a. - kiwnęłam głową, cicho dziękując, kiedy otworzył przede mną drzwi do swojego samochodu. Było to kompletnie inne auto niż poprzednie, aczkolwiek kto bogatemu zabroni?

- Jesteś pewien, że nie będziemy mieli problemów? Twoja żona na sympatyczną nie wygląda. Oczywiście nie kwestionuję twojego wyboru, bo miłość może...

- Katie, Alice i ja nie jesteśmy ze sobą z miłości.

- Więc czemu?

- To skomplikowane. Katie, to nie jest tak jak uważasz.

- Nie wiem. Nie zamierzam się wtrącać. - wzruszyłam ramionami, spoglądając na widok za oknem. Słońce powoli zachodziło, także Londyn wydawał się bardziej uroczy niż zazwyczaj. W ciszy jechaliśmy dalej i tym razem zatrzymaliśmy się pod innym budynkiem niż tym, pod który go przywiozłam. - Alice też ma dwa mieszkania?

- Nie mam pojęcia. - byłam zdziwiona obojętnością mężczyzny i ich zaskakującej relacji. W końcu małżeństwo powinno oznaczać uczucia, miłość, szczerość i zaufanie, a tego chyba im brakowało.

- To po co jesteście razem? To nie ma sensu. Gdybym była w związku, to wyglądałoby to na pewno inaczej. Nawet pieniądze nie mogą cię zmusić do ślubu. - zwyczajnie wyraziłam swoją opinię, lecz nie wiedziałam, że wziął ją na poważnie.

- Czerwone czy białe? - wybrałam czerwone wino i za jego zachętą usiadłam na skórzanej kanapie. Rozsiadłam się wygodnie i przyglądałam się jego umięśnionym plecom, które były wyraźniejsze po zdjęciu marynarki. - Ciężko mi uwierzyć, że z nikim się nie spotykałaś.

- Nie miałam czasu, Harry. Przynajmniej ty go znalazłeś.

- Katie, mówiłem ci. To nie jest tak.

- Wiem, jednak trudno jest to zrozumieć.

- Zdaję sobie z tego sprawę. - zajął miejsce obok mnie i podał mi kieliszek, więc od razu wzięłam łyka. Wino było tak dobre, iż potrafiłam wyczuć, że było cholernie drogie. Pewnie kosztowało więcej niż moja torebka i buty razem. - To gdzie miałaś te łaskotki? - uśmiechnął się zadziornie, a ja już wiedziałam, o co mu chodziło.

- Nie, nie, nie, Harry! Uważaj na kieliszki. - zabrał szkło z mojej dłoni i odłożył wszystko na stolik, a potem nachylając się, przewrócił mnie na sofę. Gilgotał mnie w okolicach bioder, a swój nos wepchał w zagłębieniu mojej szyi.

- Pachniesz dokładnie tak samo, jak trzy lata temu.

- Ładny zapach.

- Kupiłem ci go na dwudzieste pierwsze urodziny.

- Po prostu trafiłeś w mój gust. - posłałam mu przyjazny uśmiech, który odwzajemnił i zdawało mi się jakby zerkał na moje usta. Przymknął swoje oczy i zaczął kierować się ku moim wargom. Na całe szczęście w porę się odsunęłam. - Nie sądzę, aby to był dobry pomysł.

- Kate...

- Masz żonę. Czy ją kochasz czy nie, masz ją. - podniosłam się z miękkiego materaca i zebrałam swoje rzeczy. Czułam się niekomfortowo i cała ta sytuacja była dla mnie stresująca.

- Cholera, zaczekaj. Wszystko ci wyjaśnię.

- Nie, nie potrzebuję tego. Do widzenia, Harry.

Kocham xx

Break The Rules, StylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz