5

13K 947 117
                                    

- Za półgodziny mamy przerwę na lunch.

- Dobrze. Zaniosę tylko projekty do pana Styles'a. - wzięłam do ręki białą teczkę, w której schowane były kartki z moimi szkicami. Cieszyłam się, że tworzenie kolekcji sportowej było prostym zadaniem i natychmiast znalazłam pomysły na stroje. Wiedziałam, że wymyślenie dresów nie było tak ciężkie, jak zaprojektowanie sukienki bądź jakiegokolwiek kostiumu.

Przywołałam windę, która zjawiła się bardzo szybko i zjechałam na niższe piętro. Najpierw chciałam dostać zgodę bruneta, a potem dopiero czekała mnie wycieczka po całym budynku. Niestety pan Payne, Horan, Jones i Louis mieli gabinety w różnych miejscach, na różnych piętrach.

Zapukałam w ogromne drzwi, lecz niestety nie dostałam żadnego odzewu. Słyszałam głos Harry'ego, dlatego uchyliłam drzwi i weszłam do środka.

- Och, Kate. Poznaj moją żonę - Alice. Alice poznaj nową projektantkę główną - Kate King.

- Chyba cię gdzieś już widziałam.

- Tak, wczoraj szturchnęła mnie pani ramieniem. - mruknęłam, zastanawiając się, jak taka młoda osoba mogła nie pamiętać tego, co działo się przeszło poprzedniego dnia. Była przepiękną kobietą, brunetką z modnymi, rozjaśnionymi końcówkami. Miała niebieskie oczy i gdyby nie warstwa makijażu, to wyglądałaby jeszcze lepiej.

- Cóż, nie zapamiętuję wszystkich ludzi. Zwłaszcza niższego sortu. - zrobiłam wielkie oczy, kiedy powiedziała ostatnie słowa. Rozumiałam, że czuła się wyróżniona, ponieważ nosiła nazwisko prezesa, ale szacunek zawsze obowiązywał.

- Nie sądzę, żebym była niższego sortu. Polecam zmienić torebkę, gdyż Chanel jest już zbyt oklepana i wszystkim znana. Marka Saint Laurent jest równie wspaniała i ma ciekawe rzeczy. - raczej mnie nie polubiła, bo poprawiła swoją Chanel na ramieniu i drugi raz zahaczyła o mnie swoim barkiem. - Byłam zbyt złośliwa?

- Nie, nie przejmuj się. W czym mogę ci pomóc?

- Skończyłam tworzyć kolekcję i stroje wyjazdowe dla Chelsea. Proszę. - podałam mu teczkę i usiadłam przed nim na fotelu. W skupieniu obserwował każdą kartkę, analizował wciąż z nienaturalną dla mnie miną.

- Doskonale, Katie. Zanieś to do dyrektorów i możesz kończyć. Szybko się z tym uwinęłaś.

- Mówiłam, że to moja pasja. - posłałam mu delikatny uśmiech, odbierając od niego swój mały sukces. Byłam zadowolona z tego, że tak łatwo przyjął te plany. Bałam się, że będę miała pod górkę i będę zmuszona do przekonywania go o swojej racji. Jednak nic takiego nie nastąpiło.

- W ramach świetnie wykonanej pracy zabiorę cię dzisiaj na kolację.

- Kolację?

- Chyba przyjacielska kolacja to nic złego.

- Nie wiem. To nie ja mam żonę. - przypomniałam, nie wiedząc czy był to dobry pomysł. W końcu Alice mogłaby się poczuć nie w porządku z tym, że jej mąż latał z innymi kobietami po lokalach.

- Przyjadę po ciebie o siedemnastej trzydzieści.

- A znasz adres? - podczas wizyty u mnie na pewno nie główkował nad tym, by zanotować sobie ulicę oraz numer mieszkania.

- Poradzę sobie. - burknął, podnosząc się ze swojego miejsca i odprowadzając mnie do wyjścia. Pożegnałam się z nim na chwilę obecną, a potem zaczęłam swoją wędrówkę po biurach firmy Styles Sport Company. Louis natychmiast zatwierdził mój projekt, pan Payne i Horan również, a pan Jones chwilkę kręcił nosem, jednakże ostatecznie się zgodził. Wróciłam do biura usatysfakcjonowana i przekazałam swoim asystentom oraz projektantom wszystkie rysunki.

- Chodźmy, bo jestem głodna. - zwróciłam się do Amandy, a ona kiwnęła głową i zebrała swoje klamoty, z którymi się nie rozstawała. Wzięła swoje dwa telefony. Jeden był służbowy, a drugi prywatny i poprawiła wielką torbę. - Idziemy tylko na lunch. Nie musisz tyle targać.

- Widać, że jest pani nowa. Taka praca asystentki. - westchnęła widocznie zmęczona noszeniem tego wszystkiego. Było mi jej cholernie szkoda.

- Skoro jestem twoją szefową, to musisz mnie słuchać. Jedyne co możesz wziąć, to telefon i portfel. - uśmiechnęłam się do niej szeroko i nareszcie wydawała się wesoła.

- Trzeba wykonywać polecenia szefowej. - dramatycznie odetchnęła, a ja zaśmiałam się na jej fałszywy smutek. Poczekałam, aż wszystko ogarnie i wtedy podążyłyśmy do windy, a następnie opuściłyśmy budynek.

- Gdzie chciałaby pani iść?

- Subway?

- Uch, jest pani w dość drogiej, znanej części Londynu. Może zaprowadzę?

- Jasne. - nie widziałam nic w tym złego, że pracowałam w bogatej firmie, a chciałam zjeść w normalnym lokalu. W końcu nie można było sobie dać zwariować. Z drugiej strony wiedziałam, że ludzie z innych działów uważnie mi się przyglądali i dla nich zwykły Subway był czymś żenującym dla Harry'ego. Gdyby tylko mieli pojęcie, jak często do niego chodził na początku studiów. Brunetka prowadziła mnie przez długą ulicę. Oxford Street była zdecydowanie idealnym miejscem na rozkręcenie własnej firmy i dwudziestoczteroletni biznesmen doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Mimo tego, że ulica kojarzyła się z wszystkimi możliwymi sklepami, zakupami, to znalazła się przestrzeń dla budynku Styles Sport Company.

Zatrzymałyśmy się dopiero po dziesięciu minutach spaceru. Lokal, który wybrała Amanda wydawał się być perfekcyjnym obiektem dla znanych, bogatych, odnoszących sukcesy ludzi. Nie miałam nic przeciwko temu, jednak sądziłam, że nie do końca pasowałam do takiego klimatu.

Zajęłyśmy jeden z wolnych stolików, których nie było dużo. Wszyscy zawzięcie rozmawiali w pięknych strojach lub świetnie dopasowanych garniturach. Parę osób zaprzestało swoich czynności i zaczęli mi się uważnie przyglądać. Niektórzy nawet szeptali między sobą, choć nie pojmowałam dlaczego.

- Witam, panno King. Tutaj ma pani menu i proszę mnie wezwać, jak będzie pani gotowa złożyć zamówienie.

- Dziękuję, ale... wszyscy mnie już znają?

- Niech pani wie, że jeśli ktoś z dnia na dzień zostaje głównym dyrektorem działu w firmie pana Styles'a, to jest o czym gadać. Proszę się nie martwić. Większość z nich jest zwyczajnie zazdrosna. - odwzajemniłam uśmiech miłego kelnera, który po chwili zostawił nas same. Obie wybierałyśmy dania i starałam się nie patrzeć na ceny widniejące obok wymienionych posiłków. Gdy zdecydowałam się na jedną z sałatek, czekałam na piegowatą dziewczynę i w międzyczasie obserwowałam otoczenie wokół siebie. Napotkałam wzrok Harry'ego, którego dopiero teraz zauważyłam. Siedział razem ze swoją żoną i widocznie nie był zainteresowany tym, co do niego mówiła. Posłałam mu uśmiech, aczkolwiek nie zareagował i odwrócił spojrzenie. Za to jego towarzyszka chętnie zerknęła w moim kierunku. Czułam, że z nią będę miała najwięcej problemów.

- Panno King, możemy zamówić?

- Tak, oczywiście. - dałam znak młodemu mężczyźnie, aby podszedł i każda z nas przekazała mu, co sobie życzyła. Postawiłam na sałatkę z kurczakiem, świeżymi kawałkami ananasa, brokułami i rzeczami, o których słyszałam po raz pierwszy. Nie potrafiłam ich choćby powtórzyć. - Czemu ludzie się tak na mnie patrzą?

- Nie chciałabym, żeby czuła się pani źle, ale dział od spraw konsumentów plotkuje, iż dostała pani pracę przez swoje ciało. Jeśli wie pani, co mam na myśli.

- To nonsens.

- Tak, rozumiem. Niestety pracownicy tego nie pojmują i po prostu są wściekli, że otrzymała pani pracę tak szybko i tak dobrą. Tutaj to normalne. Jednak radziłabym naprawdę uważać, ponieważ pani Styles nie wie o tych absurdalnych bredniach, jednakże jeżeli się dowie...

- Zdaję sobie sprawę, co się wtedy stanie.

- Będzie miała pani spore kłopoty.

Hej x

 Pozdrowienia z Cannes!

Kocham xx

Break The Rules, StylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz