Take me to the Neverland

Von roxianina

126K 8.5K 14.2K

„Bo...wszystkie dzieci dorastają. Tylko...jedno nie." „Skakaliśmy i śmialiśmy się. Bose stopy odbijały się o... Mehr

Dla nowych czytelników :)
1 | Czas codzienności ✅
2 | Nibylandia potrzebuje pomocy
3 | Polecimy do Nibylandii ✅
4 | Alex ✅
5 | Zaginieni Chłopcy ✅
6 | Naleśniki i norka ✅
7 | Kiedyś była tu dziewczyna i to była moja siostra ✅
8 | Pierwszy trening ✅
9 | Centaury ✅
10 | Różowa bielizna ✅
11 | Kretyńskie moce ✅
12 | Prawdziwy arsenał młodego mordercy ✅
13 | Piraci ✅
14 | Skrytki ✅
15 | „ Felix, nie! Proszę!"
16 | To był Cień
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
50
51
52
53
54
55
56
57
58
59
60
61
62
63
64
65
66
67 | Czemu kradniesz mi chleb?"
68 | „Przynajmniej nie ma Petera Sretera"
69 | „...tu musi być ta...ta finezja. Musi być zawarta"
70 | „Wynoś się stąd!"
71 | „Jeśli chcesz wygrać z chłopem, musisz walczyć jak chłop!"
72 | „Ludzie, którzy się kłócą wcale nie muszą się nienawidzić."
73 | Bal
74 | „Takie były zasady gry!"
75 | „Nie mogę latać!"
76 | „A mogłaś za mnie wyjść"
77 | „Tęskniliście?"
78 | „Ma atak paniki"
79 | „Czuję, że ciagle się oddalamy"
80 | Bagheera
81 | Rekin
82 | "Kot z Chesire"
83 | „Pragnę czegoś, czego najbardziej w świecie pragnie Shere Khan"
84 |" Arielka, prawda?"
85 | bardzo niespodziewany rozdział
86 | Podwieczorek u Szalonego Kapelusznika
87 | Mała syrenka. Wyjście.
88 | Spotkanie
89 | Rozwiązanie akcji smoka powietrza
90 | powrót do domu
91 | home sweet home
92 | Świąteczne przygotowania
93 | Wigilia
94 | przygotowania do sylwestra
95 | SYLWESTER 🥳
96 | Dalsze problemy naszego świata. Wolę Nibylandię.
97 | Kino
98 | śmiech przez łzy
99 | nocny wypad
99 cz. 2 | Podjęłam deyzję.
100 | Prolog
101 | Milter + życzenia i rady do egzaminu!
102 | odbicie
103 | karczma
104 | skubany
105 | topielce
106 | wyspa na wyłączność
107 | Terapeutyczne rozmowy z psycholem
108 | Peter zas jest nieszczery, a jego ego przerasta wszelkie wyobrazenia
109 | DZIEJE SIE UAUSUSUS
110 | oblivion
111 | przygotowania
112 | Ceddar
113 | uczucia bywaja jednostronne
114 | duzo spicy
115 | Peter zgłupiał
Info
117 | miecz
118 | hipokryzja
119 | przypał
121 | Sashabella
Info
122 | impreza u syren
MEGA WAZNE PYTANIE
123 | przełom?
124 | Nie mam siły do Petera
125 | koniec czegoś, co nigdy nie miało początku
126 | odpoczynek
127 | akcja
128 | zwiedzanie i skręcanie karku
129 | miasteczko
130 | karczma
Insta
131 | podziemne źródło

120 | statek

490 38 77
Von roxianina

Musieliśmy z powrotem wypłynąć na ocean.

Spieprzyć stąd jak najdalej tak, żeby nikt nas nie widział.

I przede wszystkim: nigdy nie wracać.

— Wstawaj! — niemal krzyknął zielonooki i szarpnął mnie za przedramie do pozycji stojącej. Nie miałam nawet czasu spojrzeć na Ceddar i zmierzyć się z jej spojrzeniem pełnym wyrzutu.

Wypłynęliśmy z zakrwawionej jaskini i już chcieliśmy ruszyć niesamowicie wybrakowanymi schodami w górę, gdy kogoś olśniło.
— Tamtędy przypłynęliśmy. Nie możemy tam wrócić.

I miał rację. Ruszyliśmy w przeciwną stronę prosto w kompletnie czarny korytarz. Na próżno było szukać tu jakichkolwiek pochodni i świateł. Gówno widziałam.

Własna ręka była nie do rozpoznania.

— Przestań na mnie wpadać — usłyszałam syk Petera, który chyba pierwszy raz nie był skierowany do mnie.

— Szybciej — przejęłam dowodzenie. Tak było najbezpieczniej. Byłam tu najbystrzejszym, najpraktyczniej myślącym i najlepszym materiałem na lidera.

Płynęłam praktycznie na oślep.

Byle do przodu.

Droga była strasznie kręta. Jeśli nie wyczuwałam prądów, wpadaliśmy na ścianę. Wciąż musiałam podejmować kolejne decyzje. Płynęliśmy. Szybciej i sprawniej. Przed siebie.

Uciekaliśmy.

Przed odpowiedzialnością.

Dowaliłam do kamiennej ściany i instynktownie chciałam skręcić w prawo, ale także napotkałam opór. To samo stało się gdy usiłowałam skierować się w lewo. Dół był zamurowany. Musiałam popłynąć do góry. Cokolwiek by to nie było i cokolwiek by nas tam nie czekało.

Tak naprawdę nie było żadnej gwarancji, że nie kierowaliśmy się jedynie wgłąb korytarza i zaraz nas ktoś nie znajdzie. Nie miałam pojęcia gdzie się kierowaliśmy. Może do lochów, sali tortur czy chuj tam ich wie. Popieprzone miejsce.

Udało się popłynąć w górę, więc tak też zrobiłam. Byłam w absolutnym szoku, że Peter pozwolił mi prowadzić Zaginionych Chłopców.

Oczywiście nie mogło to wynikać z jakiegoś zaufania czy szacunku do mojej osoby. Albo mu się nie chciało, albo miał inne zajęcie, albo chciał najzwyczajniej zrzucić na kogoś tą odpowiedzialność bo nie miał za nic pojęcia co zrobić.

Za to ja wiedziałam.

Byłabym lepszą Królową Nibylandii, niż on (pożal się Boże) Królem.

Ale teraz tak gadam, a pewnie poprowadziłam wszystkich do czarnej dupy i zaraz zginiemy.

A wtedy co powie Peter? Tak. Że to moja wina.

Pieprzony dupek i egoista.

Narazie jednak nie trafiłam na żaden opór obranej trasy. Tunel w górę zdawał się nie mieć końca. Za to ewidentnie się zwężał. Powoli ściany zaczynały na mnie napierać i traciłam pełną kontrolę ruchów.

Aż przywaliłam w coś głową.

Marszcząc brwi, wymacałam przeszkodę. W suficie były jednak dziury. I to na wylot. Mogłam złapać pręty w ręce. Nade mną była krata. Pieprzona krata. Czy znalazłam właśnie wyjście?

— Ej, tu jest jakaś krata. Trzeba ją wyważyć — mruknęłam, szarpiąc za metal.

— Zostaw to profesjonalistom, dziewczynko — odezwał się Pan-Mam-Wielkie-TYLKO-ego. Przewróciłam oczami i westchnęłam, ale przyciskając się do ściany tunelu, spłynęłam na sam dół wężyka z Zaginionych Chłopców.

Jeśli ten kretyn będzie rozwalał czymś właz, to jego części się rozlecą i przywalą w najbliższe osoby. Dlatego też znalazłam się jak najdalej od tego psychola.

Zanim zdążyłam założyć wyczekująco ramiona na piersi, usłyszałam ciche chrząknięcie zamka. W moje ciało przywalił ciężki szok, że Peter nie rozpieprzyć wszystkiego, co tylko się dało. Po prostu to otworzył i umożliwił nam ucieczkę.

Uśmiechnęłam się z uznaniem, co było niesamowicie fantastycznym zrządzeniem losu, że ominęło jego wzrok.

Wszyscy zaczęliśmy wypływać w nieznane wiedząc, że nie będzie gorsze, niż zostanie w poprzednim miejscu.

Wypływałam jako ostatnia. Jako ostatnia też zdałam sobie sprawę, że wszelkie zmartwienia i niepewności były kompletnie zbędne. Otaczał mnie ocean. Zwyczajny. Piasek, ryby, kamienie. Kompletny brak światła, ale ocean. Widok rozświetlały jedynie płonące oczy Petera, które odbijały się od czegoś w ziemi.

Otworzyłam szeroko oczy, wyciągając prawą nogę. Widok był przemagiczny i nie mogłam uwierzyć....

Lewa kończyna została szarpnęła w dół w towarzystwie potwornego bólu.

Odwróciłam się z prędkością światła, stając twarzą w twarz z wściekła Virą. Nie byle jaką, a sama Luną. Czarne wyłupiaste ślepia płonęły furią. Jej połowa mordy była niemal oblana krwią. Wylewała się z jej ust, nosa i prawego oka. Wyszczerzone w agresji zęby wręcz nią ociekały.

Usłyszałam za sobą wrzask.

Trzymała mnie za nogę, w którą wbijała szpony. Bolało jak cholera, a z rany zaczęła wypływać czerwona ciecz.

— Wendy Dar... — zaczęła do mnie coś mamrotać.

— Wal się, suko — zaserwowałam jej tak mocnego kopniaka w ryj, że odrzuciło ją na dobre pół metrów. Natychmiast odskoczyłam, a jakiś chłopak zamknął właz i przytrzymał go.

Luna wróciła szybko i przywaliła w metalową kratę tak mocno, że aż Colton podskoczył. Patrzyłam na wszystko z bijącym sercem. Dosłowne skopanie potwora z uścisku na mojej nodze sprawiło, że rozcięła mi łydkę praktycznie do mięsa.

— Jezu weź ją rąbnij! — wrzasnął Felix, przerażony atakiem niezrównoważonej psychicznie bestii.

Ostatnia osoba, której bym się spodziewała, podeszła do włazu i nim Vira zdążyła znowu zaatakować, Ceddar wystrzeliła pocisk z broni prosto między jej oczy.

Nastała cisza.

Pomijając to, że najwyraźniej w Nibylandii broń palna działa pod woda.

Spojrzałam na brunetkę, a ona spojrzała na mnie.

Przełknęłam ślinę.

Schowała pistolet do pasa i odeszła bez słowa.

Spuściłam wzrok, próbując przetrawić zaistniała sytuację. Co teraz powinnismy zrobić? Wydostaliśmy się, ale co teraz?

Mój wzrok opadł jednak na przedmiot, w którym wcześniej odbijały się oczy Petera. Zmarszczyłam brwi i na klęczkach podeszłam do wzniesienia z ziemi.

— Co robisz? — wydyszał Colton, wciąż przeżywając atak sprzed chwili.

Wsadziłam ręce w piasek i wyciągnęłam w całości złoty wazon. Przyjrzałam mu się uważnie, zauważając, że jest wysadzany diamentami i brylantami tak gęsto, że odbijał wszystkie odcienie zieleni z tęczówek chłopaka.

Skąd się wziął jakiś kurewsko drogocenny kloc na dnie oceanu?

— Ale się błyszczy! — pisnął Alex, wyrywając mi znalezisko. Spojrzałam na niego z politowaniem i przypomniało mi się od razu jak siedział przy stole z Virami w złotej koronie i długim królewskim płaszczu. Łasy na hajs widzę.

Na odpowiedź skąd się ów wazon wziął, nie musiałam długo czekać. Podniosłam się i dołączyłam do reszty zagapionego na coś towarzystwa Zaginionych Chłopców.

Zalała mnie fala ciepła.

Patrzyliśmy na kolosalny statek piracki. Ogromne maszty były przekrzywione, a większość połamana. Na pokładzie wciąż znajdował się ster z wiszącym na nim wodorostem, skrzynie z bronią i powbijane w podłogę sztylety. Czarna flaga z czaszką o czerwonych rubinach zamiast oczu, wisiała teraz smętnie. Porozrywana i zniszczona. Ostały się jedynie cztery armaty. Reszta była połamana lub znajdowała się w niedalekiej odległości od zatopionego statku. Wśród masztów pływały przeróżne gatunki rekinów, krążące niczym sępy nad zwłokami. To wciąż jednak było to samo miejsce wypakowane wspomnieniami. Moimi wspomnieniami.

Patrzyłam na mój dawny dom.

— Wendy... — obok mnie pojawił się Alex, którego dłoń spoczęła na moim ramieniu. Bolało mnie wszystko. Przełknęłam ślinę i pociągnęłam nosem, zwracając z powrotem do ciała wszystkie emocje, które chciały się wydostać.

— Przestań — strząsnęłam jego rękę i skrzywiłam się — Nic się nie dzieje. Jaki jest plan? — skłamałam.

— Trzeba znaleźć Sashabellę — mruknął Felix. Nie wydaje mi się, żebym pytała akurat jego, a tym bardziej, że udzielił najbardziej zbędnej odpowiedzi.

— Serio? — prychnęłam ironicznie. No to tu byliśmy. 

— Powinnismy chyba podpłynąć do statku. Może są tam jakieś mapy czy zapiski — stwierdził logicznie Brendan — Poza tym, armaty mogą się przydać — zaśmiał się.

Przymknęłam oczy na pomysł o odpaleniu ognia pod wodą. Nie skomentowałam jednak jego myśli, bo nie potrzebowałam być jeszcze wredniejsza.

Nie uśmiechało mi się popłynięcie do rekinów, których wciąż cholernie się bałam. Na początku mojego przybycia do Nibylandii, wywoływały u mnie ciarki i szczere przerażenie. Bycie piratką jednak mnie zahartowało. Nieraz musiałam sobie z nimi radzić, ale wciąż tworzyły we mnie poczucie dyskomfortu. Nie chciałam tam płynąć, ale jeszcze bardziej nie chciałam pokazywać chłopcom słabości i dawać pomysłu na ewentualną broń przeciw mnie.

— Płyniemy — zarządził wreszcie Peter i popłynął w kierunku zatopieniu statku pirackiego. Wszyscy ruszyli za nim pewnie, ale ja zacisnęłam wargi i walcząc z samą sobą, leniwie za nimi próbowałam nadążyć. Trzymałam się powolnego tępa z powodu strachu, ale także obolałej nogi, która wciąż strasznie krwawiła. Bałam się, że mogę zwabić do siebie rekiny.

Stanęłam na pokładzie i spojrzałam w górę. Prosto na zwierzęta. Na logiczne myślenie jest nas ósemka, więc szansa, że akurat mnie zaatakują, jest raczej mała.

— Co? Dalej się ich boisz? — prychnął za mną Peter, patrząc w kierunku masztów.

— Jezu znowu ty — warknęłam, obdarzając go zmęczonym spojrzeniem — Czego zaś chcesz?

— Nie zdziwiłbym się, gdyby cię zeżarły — zignorował mnie — Fantastyczne stworzenia, prawda? Patrz na zęby tego jednego. Ale by cię bolało, co? — uśmiechnął się zadowolony.

Przeszły mnie ciarki widząc, że wskazany przez niego, ma na ciele ciemne pręgi i kilka rzędów kłów w paszczy.

— Jedyna sytuacja, w której mogłabym przyznać, że rekiny są fantastyczne, to gdyby któryś pożarł ci twarz — warknęłam, zasłaniając strach chamskim tonem.

— Marz dalej dziewczynko — odpysknął.

— Chętnie będę sobie wyobrażać, jak jeden cię rozrywa na strzępy — dołączyłam do jego rozmazanego spojrzenia i gapienia się na rekiny.

— Często sobie mnie wyobrażasz? — odparł tak arogancko, że zadzwoniło mi w uszach ze złości — Nie dziwię się — westchnął — Jestem bajeczny.

Jesteś głupi.

— Myślisz, że to zabawne?

— A śmieję się? — spojrzał na mnie zupełnie poważnie.

Patrzyłam mu chwile w oczy, mrużąc swoje
— Wiesz co... — nabrałam oddechu, zwalniając wypowiedź, żeby doskonale ją zrozumiał — ...powinnam była cię zabić.

— I z wzajemnością — odparł twardo.

Gapiliśmy się chwilę na siebie z wściekłością. Zacisnęłam wargi, a Peter szczękę. Zdecydowanie nie zasługiwał na tak piękne i błyszczące oczy.

— Spierdalaj — odparliśmy jednocześnie.

KURWA

Chciałam nonszalancko odejść, ale chłopak wpadł na dokładnie taki sam pomysł, więc w tym samym momencie rozeszliśmy się bez słowa.

Zaginieni Chłopcy zaczęli powoli się rozglądać. Brendan z Ceddar zniknęli za drzwiami kajuty dla załogi, Peter zszedł pod pokład, a Matt i Felix za nim. Ja uznałam, że najlepszym pomysłem jest sprawdzić czy coś przydatnego jest w kwaterze Fallora.

Był jednak Kapitanem i jeśli mieli coś ważnego, czego wcześniej nie odkryłam, mogło to być tylko i wyłącznie tam.

Zerknęłam z niepokojem w górę, gdzie wciąż pływały rekiny. Okrążały statek, przyprawiając mnie o gulę w gardle. Przełknęłam ślinę i czym prędzej weszłam do środka.

Musiałam zasłonić usta. Z dwóch powodów. Pierwszym były wspomnienia, które uderzyły we mnie z zatrważającą siłą. Zabolała mnie absolutnie każda kończyna. Drugim zaś powodem były zwłoki w rogu pokoju. Zwłoki Fallora. Przechodziły już tak zaawansowany proces rozkładu, że gdyby nie charakterystyczny kapelusz Kapitana, w życiu bym go nie poznała. Zebrało mi się na wymioty.

— FUJ, TU JEST TRUP! — usłyszałam z zewnątrz. Najwyraźniej ciał zostało więcej.

Podeszłam ostrożnie do mojego byłego dowódcy i kucnęłam w bezpiecznej odległości. Starałam się na niego nie patrzeć. Widok był po prostu obrzydliwy. Nie chciałam oglądać go w takim stanie, nie tak chciałam go zapamiętać.

— Przepraszam — tylko tyle udało mi się z siebie wyrzucić. Czułam się, jakby to wszystko była moja wina. Czułam, że to wszystko przeze mnie. Zaginieni Chłopcy nie przylecieliby do mojej załogi, gdyby mnie w niej nie było. Wrócili po mnie, przy okazji odbierając życia wszystkim, którzy stali im na drodze. Nie była to całkowicie ich zasługa, ale gdyby nigdy się nie zjawili, może obralibyśmy inny kurs, uniknęlibyśmy tych wszystkich wrzasków i krwi spływającej do oceanu, a Sashabella by nas nie zauważyła.

Przymknęłam oczy i wstałam, rozglądając się po pomieszczeniu.

Po lewej ode mnie stała wielka skrzynia, wciąż otwarta. To w niej mnie skurwysyn Pan schował, gdy Fallor szukał mnie przy napadzie przez Zaginionych Chłopców. Przypomniał mi się jego wstrętny dotyk na skórze i aż się wzdrygnęłam.

Jednak lustro wiszące na ścianie przypomniało mi, że jestem cholerną hipokrytką.

Podeszłam do niego przerażona i spojrzałam w swoje odbicie. Wyglądałam jak...ja...jak...

Nawet słowa nie miałam.

Odrzuciłam czarne włosy do tyłu i przyjrzałam się mojej szyi. Po prawej stronie gardła miałam chyba z siedem malinek, lewa strona usłana była dwoma, a na jednej widniały siniaki z wbitych zębów Petera. Obojczyki miałam zasiniaczone. To samo nadgarstki, co dopiero teraz zauważyłam. Moja warga była rozcięta. Nie wiem czy przegryziona, czy co mi z nią zrobił, ale wyglądała, jakbym dostała mocno po ryju. Podniosłam koszulkę wraz ze stanikiem do góry. Cały mój dekolt i lewa pierś były pokryte czerwonymi śladami. Malinki błyszczały się i patrzyły na mnie oskarżycielsko. Z otwartymi szeroko ustami, obejrzałam się i spojrzałam na odbicie mojego karku. Był kompletnie siny. Bolały mnie jeszcze biodra, więc musiałam je obejrzeć. Zsunęłam czarne legginsy niemal do kolan, żeby zobaczyć odbite na fioletowo palce na kościach i zadrapania w talii.

Kurwa.

Byłam przerażona, ale musiałam jeszcze zobaczyć w jakim stanie jest Peter, bo wcześniej nie zwróciłam ani trochę uwagi na jego wygląd.

Nie chodziło o to, że przerażały mnie ślady. Przerażało mnie to, w jakim stopnie się na siebie rzucaliśmy. Jak bardzo nad sobą nie panowałam i jak straszną akcję zrobiłam. W życiu tego nie ukryję. Nie wytłumaczę.

Nawet nie Zaginionym Chłopcom czy Ceddar. Samej sobie nie jestem w stanie tego wytłumaczyć.

Szybko się ubrałam akurat, kiedy do pomieszczenia z rozmachem wlazł Alex.

— I jak? Znalazłaś coś? — błękitne tęczówki wbiły się w moje, gdy poprawiałam włosy, jakkolwiek chowając ślady po...ja nawet nie wiem jak to nazwać — Oh, jezu tu jest trup — także zauważył Fallora i aż się wycofał z kajuty.

— Wchodź, szukamy — sprowadziłam go na ziemię. Odeszłam od lustra i obiecałam sobie więcej w nie nie spoglądać — Sprawdź tą dużą szafę po prawej — nakazałam chłopakowi. Sama podeszłam do sporego biurka ustawionego pod wybitym oknem na końcu kajuty. Wyjrzałam na zewnątrz przez okrągłą dziurę w ścianie. Jak narazie żadnych większych zagrożeń nie widziałam.

Zaczęłam w pośpiechu otwierać wszystkie szuflady. Przedmioty przesuwały się pod wpływem ruchu, a ja przetrząsałam je nieugięcie. Wyciągnęłam jakąś skrzynkę, ale po otwarciu znalazłam tam tylko złote kolczyki Fallora. W następnej był pierścionek. Dorwałam też figurkę małej ośmiornicy, zwój z przepisem na rum i drugi na ulubione danie Kapitana. Narazie nic pożytecznego. W drugiej szufladzie walała się dosłownie sama biżuteria.

— Patrz co znalazłem! — Alex wyszarpał z szafy strój wyjściowy właściciela kwatery. Przycisnął go do siebie i zaczął tańczyć jak opętany, kręcąc się w kółko.

Kurwa co za kretyn.

Podniosłam na niego spojrzenie i wróciłam do przeszukiwania szuflad. Jak narazie nic pożytecznego mi w łapy nie wpadło.

Wyprostowałam się i oparłam ramiona na biodrach, rozglądając się w poszukiwaniu natchnienia czy pomysłu na działanie.

W rogu stał kosz ze zwojami. Z tego co wiedziałam, były tam jedynie stare mapy, ale nie szkodziło mi zajrzeć. Wyciągnęłam pierwszy lepszy i rozsunęłam.

— AAAAA!!! — po całej kajucie rozniósł się pisk Alexa. Podskoczyłam, a mapa wypadła mi ręki, przewracając cały kosz.

— Co?! Co się dzieje?! — przestraszyłam się. Co mógł znaleźć?! Wyszarpałam z pasa piracki sztylet wysadzany rubinami i ustawiłam do obrony — Co znalazłeś?!

— KRAB! ZNALAZŁEM CHOLERNEGO KRABA! — wydzierał się w niebogłosy. Wskoczył na biurko z hukiem, a mebel oberwał do tego stopnia, że blat pękł, a spod spodu wypadła cała wielka szuflada.

Ukryta szuflada.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć Wszystkim!

Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału (mówię to zawsze), następny jest już w połowie gotowy. Planuję w wakacje sporo pisać, bo w roku szkolnym mam kompletnie rozpieprzoną głowę. Za to teraz mam wenę, pomysły, czas i tęsknotę za moim opowiadaniem oraz jego bohaterami.

Jak się czujecie z tym, że wakacje? Ja osobiście czuję się zajebiście. Marzyłam o tym przez 9 miesięcy i w końcu jest. Wracają chęci do życia hahaha

Jakie macie plany?

Jak Wam się podoba aktualna Wendy? Bardzo się zmieniła, ale mam nadzieje, że Wam to nie przeszkadza i rozumiecie z czego to wynika.

Nie przeszkadzają Wam też przekleństwa? Coraz więcej ich wprowadzam, mam wrażenie, że wtedy jest ciekawiej i łatwiej jest przedstawić emocje bohatera. Co sądzicie?

Podobał się Wam rozdział? Wiem, że może być trochę nudnawy, ale takie też są potrzebne. Następne będą lepsze, obiecuję. Rozkręcam się.

A jeśli macie jakieś prośby czy marzenia odnośnie akcji, to przedstawcie je. Może jakieś się nawet pojawi hahaha. W końcu razem tworzymy tą książkę.

Trzymajcie się i do następnego
Całuski
Zosia ❤️

Weiterlesen

Das wird dir gefallen

126K 8.7K 77
🍵"- Co robisz? - spytał Syriusz, patrząc jak Ariana dolewa mleka do swojej herbaty. - No jak to co? Robię herbatę z mlekiem." Ariana najlepiej odnaj...
50K 1.9K 39
Cler jest to młoda dziewczyna która straciła mame. Pogodziła się z tym faktem i żyje dalej wraz ze swoim tatą i najlepszymi przyjaciółmi: Seliel, Ami...
74.8K 3.3K 21
❝ Może twoje zbroje pokryje kiedyś rdza, lecz korozja nigdy nie tknie mojej miłości do ciebie, pomimo tych długich lat❞ Opowiadanie bierze udział w k...
7.6K 201 9
Gdy Akademie opanował chaos, na pomoc została zesłana pewna dziewczyna o imieniu Layla. Lecz przeszkodził jej w tym pewien wilkus. Czy uda jej sie ur...