Spacerowały, podkrążone w rozmowie, w której Penelope opowiedziała ze szczegółami ostatnie miesiące. Również Ariadna nie kryła zwierzeń, choć pominęła wiele znaczących w swym czasie faktów. Można rzec, że to pierwsze prawdziwe poznanie się kobiet, bo chociaż miały krótką rozmowę w trakcie ich sezonu towarzyskiego oraz równie nic nie wnoszącą o nich samych dzień wcześniej, teraz były same i szczerze zaczynały siebie rozumieć. Penelope rozumiała coraz bardziej decyzję Colina i jego wybór względem Ariadny, a Aberdeen kreowała wizję panny Featherington, która wszystko, co robiła, czyniła z wewnętrznego bólu i odrzuconej miłości.
- Jak się ma rodzina Bridgerton? Pozostajecie w dobrych stosunkach?
- Cóż, to najwspanialsi ludzie jakich znam.- powiedziała szczerze Ariadna.- Przyjęli mnie bardzo życzliwie, nawet Anthony, choć z początku był przeciwko naszemu małżeństwu.
- To smutne.
- Nie, rozumiałam go. Byłam nikim, a oni są wysoko postawioną rodziną. Ale wiele się zmieniło od tamtego czasu. Kate urodziła syna, który niedługo będzie dawał ojcu wiele powodów do niepokoju i odwracał uwagę od reszty rodziny. Z kolei Daphne spodziewa się drugiego dziecka. Dawno jej nie widziałam, ale z pewnością rozkwita.
- Jak i ty.- posłała kobiecie uśmiech.- A co u...Eloise?- spytała jakby z nutą wstydu i niepewnością w tonie.
- Ostatnimi czasy jest...zamknięta. Brakuje jej przyjaciółki.
- Jak i mi.
- Powinnaś spotkać się z nią w Londynie.- zasugerowała jej Ariadna, lecz widząc u niej rezygnację, dodała.- Minęło wiele czasu, a jeśli Colin jest w stanie zapomnieć, to i ona.
- Nie, Eloise jest bardzo pamiętliwa i nie toleruje oszustwa. A ja ją okłamywałam latami.
- Ale wiem, że tęskni.- wyznała Ariadna, co zasmuciło pannę.- Jaki masz plan na kolejne tygodnie?
- Nie mam zbytnio dokąd wracać, więc i planów nie mam.
- Powinnaś więc pojechać do Londynu.
- Nie...
- Wierz mi, jeśli z nią porozmawiasz...- Pen przerwała jej, chwytając za dłoń.
- Dziękuję za twoje słowa, wiem, że chcesz dobrze, lecz nie sądzę, by w istocie za mną tęskniła.
- A ja uważam, że nie tęskni jedynie za Lady Whistledown. Za to ogromnie brak jej Penelope.
Rudowłosa uśmiechnęła się szczerze, po czym Ariadna pocieszycielsko ścisnęła jej dłoń. Po chwili jednak zacisnęła ją zbytnio, przez co ta otworzyła szerzej oczy.
- Wybacz...- szepnęła, dotykając drugą ręką brzucha.- Kopie.
- Dziecko?- zaśmiała się dziewczyna, a blondynka przyłożyła trzymaną przez nią dłoń do brzucha, by mogła odczuć kopnięcia.- A niech mnie! Kopie!
Ariadna wypuściła ze spokojem powietrze i zaśmiała się życzliwie.
- Tak, coraz częściej się rozpycha.
- Nie boli cię?
- To raczej...skurcz niż istotny ból.- wyjaśniła powoli.- Ciekawe czy to chłopiec.
- Podobno chłopcy kopią bardziej.- powróciła do spaceru Penelope.- Chciałabyś chłopca?
- Mi bez różnicy, choć wiadomo, płeć ma duże znaczenie majątkowe. Chłopiec może przejąć włości. Z dziewczynką byłoby więcej zachodu. Musiałaby wyjść za mąż, rodzić dzieci i nie mogłaby się kształcić jak chłopcy.
- To prawda. A Colin?
- Chciałby córkę.- uśmiechnęła się na samą myśl męża tulącego córeczkę.- Myślał już nawet nad imionami, lecz ja wolę się wstrzymać do czasu, aż się urodzi. Wtedy wybierzemy to, które będzie pasować do dziecka, jego charakteru i wyglądu.
- Pięknie powiedziane.
- A ty jak byś nazwała dziecko?- spytała ją, a Pen się zawahała.- Powiedz mi.
- Nigdy o tym nie myślałam.- wyznała panna.- Nie sądzę, bym kiedyś miała rodzinę.
- Nie myśl tak. Każdy znajdzie swoje szczęście. A skoro sierota bez tytułu je znalazła, to i ty w końcu je odnajdziesz. Trafisz na nie, jak...na słońce w deszczowy dzień. Gdzieś tam jest, ale głęboko ukryte.
- Twe słowa brzmią tak poetycko, Ariadno, że aż nabrałam chęci, by coś napisać.
- Tym razem nie artykuł, bardzo proszę.- zażartowała blondynka.- Ale jeśli już coś napiszesz, chcę to przeczytać jako pierwsza.
Rudowłosa uśmiechnęła się łagodnie, krocząc po ogrodzie. Wieczorem zasiadła na patio, by spisać swe myśli. Gdy wróciła do środka, okrywając się wcześniej chustą, napotkała Colina, który szedł w stronę schodów.
- Colin!- zawołała za nim Penelope, przez co mężczyzna stanął w korytarzu.
- Pen.- przywitał się z nią, a ta pocierała ręce w wymownie nerwowym geście.
- Możemy...pomówić?
- Oczywiście.- odpowiedział i wskazał swój gabinet, gdzie po chwili oboje się znaleźli.- Coś się stało?
- Nie, wybacz, że zdaję się być zdenerwowana, ale...Od wczoraj ciągle myślę o tym, jak wam zaszkodziłam. Wam, twojej rodzinie...
- To nie jest już ważne, Pen, zapomnijmy o tym.
- Nie mogę, bo wiem, że jako twoja przyjaciółka nie powinnam cię tak skrzywdzić. Poza tym...Ariadna wspominała, że jest samotna.
- Pen.
- Mogę jakoś pomóc? Powiedz mi, przyjaciółce, dlaczego tak często opuszczać to miejsce.- nalegała, więc Colin zmiękł, wiedząc, że musi komuś powiedzieć.
- Zrobiłem wiele błędów. W interesach.
- Masz długi?
- Próbuję się z nich wyplątać, znaleźć w mieście adwokatów i radzić się, lecz każdy zakłada upadek.- westchnął z trudem.- Nie chcę martwić Ariadny, zwłaszcza teraz, gdy zbliża się rozwiązanie, ale...jest źle.
- Rozumiem.- powiedziała ze smutkiem w tonie, po czym usiadła na fotelu w zamyśleniu.
- Niestety nie możesz nam pomóc, choć bardzo doceniam twe chęci.
- Przeciwnie.- stwierdziła.- Wiem, jak wam pomóc i wynagrodzić wyrządzone przeze mnie krzywdy. Mój dom w Londynie stoi pusty. A ten z pewnością jest wiele wart i każdy ceniący się szlachcic z majątkiem chętnie go odkupi. Co więcej, poza pieniędzmi ze sprzedaży Ornate Manor, otrzymacie mój rodzinny dom, który mi, jako pierworodnej córce Featheringtonów przypada w spadku.
- Pen.- powiedział jedynie pełen zaszokowana.
- Byłbyś bliżej rodziny. Zwłaszcza teraz tego potrzebujecie.
- Pen, ja...jesteś pewna?- uległ w końcu.
- Chciałam to proponować Ariadnie, choć nie znałam powodu twoich zmartwień, lecz wpierw postanowiłam pomówić o tym z tobą.
- I słusznie. Dziękuję, Pen.
- Jest jeszcze coś, o co chcę cię spytać.- powiedziała prędko, nim odwaga jej ją opuściła.- Myślisz, że powinnam pomówić z Eloise?
Colin otworzył usta, by coś powiedzieć, lecz jedynie westchnął, kręcąc głową.
- Znasz Eloise zapewne lepiej niż ja i wiesz, że ciężko się z nią godzić. Nie raz widziałem jak siostry przepraszały ją za psoty. To poważniejsza sprawa, więc będzie i mniej uległa w kwestii wybaczania...
- Czyli mi nie wybaczy.
- Wybaczy.- powiedział prędko.- Myślę, że upłynęło wystarczająco dużo czasu, by gniew jej minął. Jak i mi. Chcesz...jechać do Londynu, prawda?
- Myślę nad tym.- przyznała, a ten uśmiechnął się.- Dlaczego ty mi wybaczyłeś?
- Bo potrzebuję przyjaciółki.- wyjaśnił łagodnie.- Ale nie tak jak Eloise.
Zapanowała cisza, w czasie której Penelope rozmyślała nad słowami zarówno dolina jak i jego żony. Mieli rację. To był ten czas. Musiała jechać.
Wracam kochani, rozdziały regularnie nie będą ALE BĘDĄ!!!!!
kto wyczekuje? Ktoś tu jest jeszcze? 🥺🥺