34. 𝑨𝒃𝒔𝒖𝒓𝒅𝒂𝒍𝒏𝒆 𝒕𝒆𝒐𝒓𝒊𝒆

215 8 0
                                    

Wróżby często bywają absurdalne, lecz gdy zaczynają być porównywalne do nieszczęść w życiu, stają się jakby przekleństwem. Tak było w tym wypadku, gdy młodym nowożeńcom mówiono o złej przyszłości tych, którym na ślub na wiosnę spadnie śnieg. Absurd, który z każdym nieudanym staraniem o dziecko, stawał się rzeczywistością.

Dwa lata małżeństwa i brak potomka sprawiały, że Ariadna bała się wychodzić poza dom, bojąc się uszczypliwych opinii socjety. Colin z kolei rad nie rad metodą prób i błędów przejął wszelkie inwestycje, które doradzał mu w listach Anthony. Robił bowiem to wszystko, by utrzymać Ornate Manor i żyć w sposób godny. Każdy więc miał swoje zmartwienia, o których zbytnio nie rozmawiali. Wspólne chwile spędzali przy książkach aż do późnej nocy lub na spacerze, łapiąc w płuca wiejskie powietrze.

Podczas zajęć męża, Ariadna spotkała się z doktorem, który miał potwierdzić jej domysłu lub co gorsza, obawy.

- Lady Aberdeen, przykro mi, ale mimo moich chęci, muszę...

- Rozumiem.- przerwała mu prędko, domyślając się puenty tych słów.- Może to zbyt szybko, zbyt wcześnie.

- Obawiam się, że nie jesteś, pani, w ciąży. Krwawienie kilka tygodni temu nie świadczy o dziecku.

- Rośnie mi brzuch. Wciąż miewam gorsze dni, mdłości po posiłkach...

- Cóż...- przeciągnął mężczyzna z zawahaniem.- W innych okolicznościach takie symptomy wskazywały by na początek okresu brzemiennego, jednak jestem prawie że stuprocentowo pewien, że słabe samopoczucie oraz mdłości są wynikiem stresu, a nie ciąży.

Na te słowa Ariadna spuściła głowę z zamkniętymi oczami. Czuła się głupio z faktem, że znów jej organizm ją zmylił, a ona dopowiedziała sobie resztę.

- Z tego, co słyszałem od służących, je i sypia pani nieregularnie, co również może mieć takie konsekwencje. Brzuch może oznaczać problemy zdrowotne, lecz znów, zakładam, że to przemęczenie i stres.

- Dziękuję.- odpowiedziała jedynie, a gdy lekarz zebrał swoje rzeczy i skinął, wychodząc, ta oparła głowę o ręce w smutku.

Siedziała tak chwilę, aż wstała i udała się do gabinetu męża, który od rana przesiadywał nad dokumentami i rachunkami. Czuła, że jest do dla niego obecnie priorytety, dlatego starała się nie przeszkadzać w jego pracy. Aż do tej chwili.

Zapukała delikatnie w drzwi, po czym bez słowa po drugiej stronie weszła do środka, od razu podchodząc do półek, nas których zwykł panować nieporządek.
Colin dokończył podpisywanie kilku dokumentów, a dopiero po tym spojrzał w stronę ukochanej od ponad dwóch lat żony.

- Błagam, powiedz, że przyszłaś, by zaprosić mnie na spacer lub do posiłku.- zażartował, widocznie zmęczony papierologią Colin.

- Przeciwnie, przyszłam ci potowarzyszyć.- przyznała, po czym stanęła za jego plecami, by rozmasować obolałe ramiona.

- Dzięki ci.- szepnął, oddając się odpoczynkowi.- Co dziś robiłaś?

- Skończyłam szyć sukienkę.

- To świetnie, chętnie cię w niej zobaczę.

- Nie dla mnie. To...ubranko dla dziecka.- powiedziała, na co Colin rad nie rad drgnął, by na nią pytająco spojrzeć.

- Nie.- odpowiedziała na niezadane pytanie.

Mężczyzna westchnął z bólem, pocierając oczodoły do tego stopnia, że Ariadna stanęła przy nim i gładziła dłonią jego chaotycznie ułożone włosy.

- Nie mogę patrzeć jak przeze mnie cierpisz.- szepnęła również bliska płaczu.

- Przez ciebie?

- To chyba oczywiste, nie mogę mieć dzieci. Dwa lata to wystarczający okres czasu, by to stwierdzić.

- Doktor tak powiedział?- spytał, a ta podkręciła głową.- Więc to nie prawda.

- Powiedział, że źle się czuję przez stres, a nie z powodu ciąży.

- Sprowadzę innego, może ten się myli. Przecież rośnie ci brzuch, czujesz dyskomfort i...ogółem nie jesteś w najlepszej formie, a Daph i Kate też tak to przechodziły.

- To nic nie znaczy, najdroższy.- wyjaśniła z niebywałą wobec okoliczności łagodnością.- Po prostu to nie to. Nie tym razem. Ani poprzednim.

- I tak wezwę drugiego doktora.- stwierdził zdecydowanie, po czym spojrzał na niezbyt przekonają o tym żonę.

Wzrok kobiety spoczął na stosie papierów, pośrodku których dostrzegła list od ich matki.

- Co to?

- Zaproszenie. Mama jak co roku organizuje bal...pewnie tym razem jeszcze bardziej dopieszczony.

- To zły pomysł.

- Przeciwnie, od dawna nie byliśmy w Londynie, czy Aubrey Hall. Jeszcze pomyślą, że się tutaj przed nimi ukrywamy.

- Nie tylko przed nimi.- powiedziała, co na początku było żartem, jednak po chwili Colin spoważniał, rozumiejąc głębszy przekaz słów.- Nie chcę tam jechać, bo będą na nas patrzeć. Zwłaszcza na ciebie, brata wicehrabiego, który poślubił nie tą, którą powinien, a tą, która od ponad dwóch lat nie jest w stanie dać mu dziecka.

- Brednie.- mruknął jedynie pan domu.

- Mogłeś być z teraz panną Thomson lub panną Featherington. Może one dałyby ci dzieci i nie naraziły cię na ochydne pomówienia.

- Dlaczego o nich mówisz? Marina to zamknięty etap w moim życiu, a z Pen nie łączy mnie nic ponad przyjaźń.

- Wiedziałeś, że wszystkie plotki na temat mnie, czy ciebie wypływały od niej? Wiedziałeś, że podaje się za Lady Whistledown?

Colin zamknął usta w wymowny dla kobiety sposób, przez co ta nie kryła nawet gniewu. Dopiero gdy ten westchnął, opierając się o biurko, Ariadna siłą wyższą ochłonęła.

- Nie pytam skąd wiesz. Nie powiedziałem ci, bo to nic by nie zmieniło, a choć Penelope robiła wbrew naszej przyjaźni, miała zapewne swoje powody. Im więcej osób o tym wie, tym większe prawdopodobieństwo, że dowie się o tym królowa, a ta z pewnością nie pogratuluje Pen artystycznego kunsztu.

- Więc ją chronisz. Robisz to, bo jesteś dobrym człowiekiem. Zasługujesz na...

- Nie potrzebuje niczego więcej niż ciebie. I będę to powtarzać do końca swojego życia, nawet bezdzietnego.- szepnął, biorąc w swoje dłonie jej.- Proszę, przestańmy się ukrywać, bo to niczemu nie służy. Chętnie odwiedzę bliskich, a ty razem ze mną. Wiem, że choć się boisz, bardzo chcesz tam jechać.

- Nie mówiłam, że nie chcę.- uśmiechnęła się łagodnie.

- Więc postanowione. Nim pojedziemy, załatwimy kwestię twojego złego samopoczucia. Lepiej, żebyśmy byli pewnie co do powodów.

- Dobrze.

I tak tez postanowili. Jak to mówią, ostatnia umiera nadzieja.


Heeeej
Przedświąteczny rozdziałek!!!! Jak wam się podoba? Jesteście tu wciąż mimo mojej nieobecności?

Napiszcie coś w komentarzu, a postaram się pisać częściej.

Może nawet mały maraton???

Aberdeen & BridgertonWhere stories live. Discover now