3. 𝑫𝒛̇𝒆𝒏𝒕𝒆𝒍𝒎𝒆𝒏

720 26 3
                                    

Piosenka do rozdziału : ,,Piękno tej niechcianej" Sanah

Rozmowa dżentelmena z panną o białej sukni przykuwała uwagę bawiących się młodzieńców. W końcu każdy chciał zamienić z ową lady choćby słowo, a rad nierad nikt nie mógł przedrzeć się przez żarty i uprzejmości młodego Bridgertona. Dwójce tej łatwością było się porozumieć, gdyż charaktery ich były bardzo zbliżone do siebie. Kreatywne duszę, pragnące wolności oraz rodzinnego ciepła. Ale do tego ostatniego prędzej czy później dojdziemy.

- A ty, lordzie, wychowałeś się w tym mieście?

- Owszem, można by powiedzieć, że pół życia spędziłem tu, a drugie w dworku mojej rodziny. Choć, jeśli chodzi o obecne informacje na temat tutejszych okoliczności, nie jestem na bieżąco.

- Można spytać dlaczego?

- Ostatnie miesiące spędziłem na podróży po świecie.- wyjaśnił, a panna uśmiechnęła się zainteresowana.- Moje siostry twierdzą, że mówię tylko o tym.

- Nic dziwnego, to musiało być wspaniałe doświadczenie.- powiedziała, na co młodzieniec spojrzał na pannę zdziwiony jej stwierdzeniem.

- Owszem...było.

- Opowiesz mi, lordzie? Zgaduję, że robi to lord po raz setny, a jednak chętnie wysłucham.

- Cóż...nie chciałbym panny zanudzać. Zwłaszcza, że godzina już późna.

- Rzeczywiście, zrobiło się późno.- oprzytomniała jakby po tym stwierdzeniu.- Powinnam wracać do domu.

- Ja również. Eloise z pewnością ma dość jak na jeden wieczór.- stwierdził, zerkając na chowającą przed kawalerami  siostrę.- Czy mógłbym jutro odwiedzić cię?

- Byłabym zaszczycona, jednak pod warunkiem opowieści o dalekich stronach kontynentu.- na ten szantaż Colin odpowiedział skienieniem, choć miał ochotę się roześmiać.

- Gdzie mogę cię znaleźć?

- Znasz lordzie kawiarnię niedaleko butiku madame Delacroix?

- Owszem.

- Więc że do zobaczenia, lordzie Bridgerton.- ukłoniła się grzecznie blondwłosa, po czym odeszła od młodzieńca, którego uprzejmie przez cały wieczór nazywała lordem.

Mały szczegół, który pozostał w głowie ,,lorda", dręczył go całą drogę powrotną. Dlaczegóż wspomniała o krawcowej, jak gdyby był to wyznacznik jej znanego terenu w tym mieście? Z rozmyśleń rzecz jasna wybiła go młodsza siostra.

- Mieliśmy tam wejść, zamienić słowo z kilkoma chętnymi do ślubu ze mną, po czym wrócić do domu. Czułam, jakbym spędziła tak całe życie, zestarzała się na tym jedynym balu.

- Na starość zabrało ci jeszcze więcej manier.- stwierdził uszczypliwie jej brat.- Orientujesz się może, czy madame Genevieve Delacroix mieszka sama?

- A ja wiem?- wzruszyła ramionami dziewczyna.- Co cię interesuje Delacroix? I ty się z nią...przyjaźnisz?

- Kto się z nią przyjaźni?

- Nikt taki.- ucichła prędko, kryjąc dawny romans Benedicta z krawcową.

- Ma może znajomych wśród szlachty?

- Szyje im suknie, więc pewnie zna się na plotkach. Jak każda stara panna w Londynie.

- Ciekawe, trafne spostrzeżenie.- przyznał rację siostrze.

- Dlaczego o nią pytasz? Chodzi o blondynkę, z którą rozmawiałeś cały wieczór i przez którą musiałam tam spędzić tyle cennego czasu?

- Co do niej, nie wspominaj matce. A tym bardziej Anthony'emu. Oboje najchętniej daliby mi pierścionek do oświadczyn.

- Jasne.- rzuciła obojętnie, po czym wróciła do głównej myśli.- Co ta panna ma do madame Delacroix?

- Jeszcze nie wiem.- wyjaśnił skrótowo, następnie milcząc dalszą część drogi.

- Och, jesteś nareszcie.- odetchnęła głośno Genevieve na widok przyjaciółki w progu jej domu.- Jak minął ci wieczór?

- Wielu tam miłych dżentelmenów.- odpowiedziała kulturalnie Aberdeen, zasiadając przy boku krawcowej.

- Pytam, czy któryś szczególnie cię zainteresował.

- Owszem.- przyznała w końcu ze skromnym uśmiechem.- Widzę się z nim jutro.

- Och, ma chérie. To wspaniale. Wiedziałam, że któryś zawróci ci w głowie. W Londynie jest mnóstwo niezwykłych kawalerów.

- Skoro tak, to dziwne, że żaden nie zawrócił w głowie tobie.- zauważyła, co spotkało się z westchnieniem francuski z wyboru.

- Jeden taki był.- stwierdziła ku zaskoczeniu, ale i ciekawości rozmówczyni.- Ale artyści są...  chaotyczni.

- Jest artystą?

- Malarzem. Och, nie patrz tak na mnie, to nie mogło się udać, choć oboje wspaniale się ze sobą czuliśmy. Benedict nie mógłby się ze mną ożenić. Co by na to powiedziała jego rodzina, dumni Bridgertonowie mają swoje zasady, nie wspominając o językach londyńskiej arystokracji.

- Bridgerton?- zaciekawiła się z wiadomego dla niej i dla nas powodu, jednak niewiadomego dla madame Delacroix.- Dlaczego użyłaś słowa: dumni?

- Bo tacy właśnie są. Nie mogliby od tak ożenić się z kimkolwiek zechcą. Ich świętej pamięci ojciec był wicehrabią, a teraz ten tytuł nosi najstarszy z jego synów, Anthony. Poza tym jego najstarsza siostra dwa lata temu wyszła za księcia Hastings. To stawia ich wysoko w społeczeństwie i nie mogliby pozwolić sobie na taki dyshonor.

Na te słowa wzrok panny Aberdeen utkwił w podłodze, rozważając uważnie słowa drogiej i jedynej w tym mieście przyjaciółki. Oczywiście ta spostrzegła ten fakt, po czym postanowiła odejść od ciężkiego dla niej tematu.

- Co jutro ubierzesz? Musisz wyglądać délicieusement.

- Jeszcze to rozważę. Jest przecież wielu dżentelmenów...nie chciałabym wyróżniać jednego przez fakt, że najwięcej zamieniłam z nim słów.

- Słusznie. Jednak...

- Położę się.- przerwała jej z obawy przed dalszymi słowami.- Padam z nóg, a pantofle obtarły mnie do krwi.

- Mówiłam, żeby zakupić nowe, chère Ariadno.

- Jeszcze mnie na nie nie stać.

- Jak chcesz przetańczyć bale, być może i własny ślub, jeśli dobrze pójdzie, bez odpowiedniego obuwia?

- Odetnę palce, wtedy będą dobre.- powiedziała w żarcie blondynka, kierując się do swojego pokoju.

Właściwie to do pokoju przydzielonego przez madame Delacroix dla jej osoby.

- Słyszałam, że wiele panien tak radzi sobie z obcisłym obuwiem. Albo to, albo podkulaja palce, aż złamią kości i zrosną się w nienaturalny sposób, byle tylko nóżki ładnie wyglądały w nowych bucikach.

Słowa te urwały się, gdy panna zamknęła za sobą drzwi. Usiadła z powagą na łożu, myśląc nad uwagą przyjaciółki. Nie tej o stopach i butach, a o Bridgertonach. Choć Colin wydawał jej się być bliższy niż pozostali kawalerowie, to fakt, nie miała mu wiele do zaoferowania. Poniekąd, jeśli jego brat odrzucił i tak wysoką społecznie krawcową, to co czekało ją?

Heeeej
Dodaję późną nocą i błagam o wybaczenie. Oficjalnie przeprowadziłam się do Wrocławia i miałam spore urwanie głowy, co chyba zrozumiałe. Tak czy siak liczę, że wciąż tu jesteście i wyczekujecie rozdziałów. Jeśli tak, to napiszcie mi coś w komentarzu ♥️♥️♥️

Aberdeen & BridgertonWhere stories live. Discover now