Rozdział 19

1.6K 234 363
                                    

                    Victor wraz z Charlesem, księciem i jego sługą przekraczali już kolejne stopnie schodów, rozglądając się uważnie po długich, ciemnych korytarzach hotelu

Rất tiếc! Hình ảnh này không tuân theo hướng dẫn nội dung. Để tiếp tục đăng tải, vui lòng xóa hoặc tải lên một hình ảnh khác.

                    Victor wraz z Charlesem, księciem i jego sługą przekraczali już kolejne stopnie schodów, rozglądając się uważnie po długich, ciemnych korytarzach hotelu. Podłoga pod ich nogami trzeszczała, niektóre stopnie schodów zarywały się, a jakieś dzikie szczury przebiegały pod nogami. Cały hotel z zewnątrz nie wydawał się tak zniszczony, jak był w środku. Niektóre ściany w ogóle nie istniały, od razu z korytarza dając podgląd do wnętrza pokoi. Podłogi gdzieniegdzie pozostawały zarwane, a nawet jak już egzystowały w miarę stabilnie, to wystarczał jeden krok, aby porywały się w szaleńczą pogoń ku dnie. Nie było możliwe, aby natura albo królobójcy zniszczyli tak budynek przez niecałe dwa tygodnie od wybuchu epidemii. W hotelu musiało zajść coś jeszcze wcześniej, ponieważ nigdzie na widoku nie było nawet śladów krwi czy znaków ucieczki.

Skrzypienie schodów z górnych pięter momentalnie zatrzymało całą czwórkę. Charles za jednym mrugnięciem Victora ruszył przodem z bronią w ręku, natomiast szatyn lekko zasłonił dłonią przejście dla księcia, aby przypadkiem nie wpadł mu do głowy kolejny pomysł cudownej rozrywki. Charles zdążył zrobić dwa kroki, a zaraz zza zakręconej klatki schodowej wyłoniła się sylwetka blondwłosej, dobrze znanej mu dziewczyny. Od razu odetchnęli z ulgą.

— Charlotte. Jak sytuacja? — zapytał pośpiesznie Victor, kierując swoje kroki w stronę kobiety, a zaraz za nim reszta grupy.

— Znalazłyśmy grupkę trzech królobójców zamkniętych w windzie, ale nie mieli jak wyjść. Na górze jak na razie jest pusto, Evelyn sprawdza czwarte piętro — odparła pośpiesznie, prowadząc korpus po zapoznanych już przez siebie korytarzach.

— Odkryłyście, dlaczego budynek jest w takim złym stanie? — zapytał pośpiesznie Charles, a blondynka pokiwała głową. Zatrzymała się wraz z resztą na klatce schodowej między trzecim a czwartym piętrem, przy niewielkim oknie bez szyby, z którego mieli wgląd na pogodę i stan rzeczy, jeżeli chodzi o zarażonych na ulicy.

— Im wyżej, tym gorzej. Najpewniej w górnych piętrach wybuch gaz albo coś w tym stylu, ponieważ ściany się sypią od dotyku, a dół jest nienaruszony.

Dwójka mężczyzn od razu potwierdziła słowa Charlotte, jedynie delikatnym skinieniem głowy. Scarletta, którego dłoń wciąż trzymał uparcie Theo, jednak mało interesował fakt historii tej speluny. Zamiast tego z zaciekawieniem oglądał jakieś stare obrazy, ledwo wiszące na ścianach czy zaglądał nieśmiało w stronę niższych pięter, wykorzystując czas, dopóki nikt nie zwracał na niego uwagi i nie próbował mu matkować. Kiedy jednak blondyn jedynie postawił nogę na niższym schodku, jego rękaw został pośpiesznie złapany przez Theo.

— Książę, mogę zadać pytanie? — mruknął nieśmiało, a Scarlett od razu zerknął na niego zaciekawiony.

— Pewnie.

Oparł się o balustradę schodów, a Theo momentalnie odwrócił lekko speszone spojrzenie. Scarlett już dobrze znał tę reakcję. Theo kochał Scarletta, jak własnego brata, znali się od tylu lat, a mimo to, kiedy prosił go o najmniejsze rzeczy, zawsze musiał się zawstydzić, a róż pokrywał policzki biednego blondyna. Dlatego też długowłosy, aby chociaż odrobinę zachęcić swojego przyjaciela delikatnie ujął jego obie dłonie, kciukiem głaszcząc wierzch.

LYCORIS RADIATANơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ