Rozdział 48

2.3K 249 49
                                    


DZIEŃ 51 APOKALIPSY

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

DZIEŃ 51 APOKALIPSY

20:41

                 Scarlett leżał roztopiony w kwiatowej pościeli, pod którą do tej pory jedynie niewinnie spali, co jakiś czas kopiąc się wzajemnie po łydkach zimnymi od chłodu stopami. Jego ramiona były rozłożone, zupełnie tak, jakby czekał na jakikolwiek ruch ze strony starszego mężczyzny, który od wypuszczenia spomiędzy ust chłopaka cichego i niepewnego "wyrażam" nie miał pojęcia, co powinien zrobić. Blondyn uciekał spojrzeniem na zamknięte drzwi, jego włosy rozpuszczały się niczym nutka lodów waniliowych w delikatnym, kwiatowym pucharku. Czuł, jak jego mięśnie przenoszą się potem, chude palce niemrawo drżą, a on czuje presję nakładaną przez siebie samego.

Bał się. Bał się kurewsko, jednak jedyne, co do tej pory nie sprawiło, że podniósł się z łóżka, przeprosił Victora, twierdząc, że nie jest psychicznie gotowy na takie posunięcie, było przerażające podniecenie. Był rozpalony, mimo że wcale nie było tego po nim widać, ponieważ pasmo strachu i niepewności paraliżowało jego ciało. Tu już nie chodziło nawet o wstyd i dumę, to, że nie potrafił przyznać się do niepotrzebnego rozpalenia i kuszenia Victora, tylko po to, aby go teraz zostawić. Scarlett najzwyczajniej w świecie płonął. Chciał poczuć tego mężczyznę już od dłuższego czasu. Już od dobrych kilku tygodni czuł, że ten facet jest kimś więcej niż pułkownikiem, przyjacielem, kimś, kto nieraz ani nie dwa uratował mu życie. Victor był dla niego ważny.

Ważny na innej skali niż Theo. A warto w tym wszystkim zaznaczyć, że zaufanie Scarletta nie było rozdawane niczym darmowe próbki lodów na stoisku w supermarkecie. Trzeba było na to wybitnie zasłużyć, ewentualnie niesamowicie wbić się poprzez zimną, lodową osłonkę szczelnie pilnującą serce chłopaka przed niechcianymi atakami. A Victor to zrobił. Cholera, wszedł do tego serca, gdy Scarlett nawet nie zauważył, zatapiając się w innym poziomie sympatii. Zatapiając się w innym uczuciu niż to, co czuł do swojego przyjaciela. Niż to, co kiedykolwiek Scarlett miał możliwość poczucia.

Zatopił się w etapie relacji, której nie pojmował, nie znał ale wiedział, że chciałby kurewsko poczuć dłonie Victora na swoim ciele.

Nie chciał jednak przekonać się, że jego ciało nie wyzbyło się z pamięci dotyku ludzi, których nigdy nie powinien był poczuć. To, że starał się wyrzucić to wszystko psychicznie nie znaczyło, że pamięć cielesna również tak łatwo zmaże te ślady.

Nie trudno jest odciąć od róży kolce, trudniej pozbawić ją śladów po ich istnieniu.

Wraz z dłużącą się ciszą, przerywaną jedynie przez melodię cykad za oknem, książę zebrał się na odwagę, aby zerknąć nieśmiało w jego stronę. Oczy pułkownika błyszczały. Iskrzyły niepewnością z przenikliwym błyskiem podniecenia, które wywołał w nim młodszy chłopak. Przeważnie ten blask podniecenia kojarzył się Scarlettowi z obrzydzeniem, znienawidzeniem własnego ciała i ludzi, którzy śmiali podniecić się na widok jego nastoletniego ciała, zbryzganego czarną, karną farbą. Teraz czuł satysfakcję, miał wrażenie, że oczy Victora nie lśniły chęcią zbrudzenia jego ciała, zatuszowania swoich fantazji. Świeciły szczerością i tym, jak wzrok mężczyzny nie mógł nacieszyć swoich powiek widokiem rozłożonego pod nim na pościeli chłopaka. Zupełnie tak, jakby jego mózg nie potrafił wystarczająco zapamiętać tego obrazu.

LYCORIS RADIATAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz