Rozdział 42

1.4K 217 101
                                    


DZIEŃ 46 APOKALIPSY

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

DZIEŃ 46 APOKALIPSY

00:05

                  Ludzie na koniec swojego życia chcieli rozwiązać wszystko, co nie rozwiązane, powiedzieć to, co nigdy nie powiedziane, zrobić to, co nigdy wcześniej nie było zrobione. To robiły przynajmniej osoby, dla których życie było przygodą, ważnym przedstawieniem, które trzeba godnie pożegnać, niczym wspaniałą sztukę teatralną oklaskami. Jednak zawsze, nawet na zwykłej sali teatru pojawiały się osoby, które z marmurową miną wychodziły z przedstawienia. Taką osobą między innymi był Scarlett, który jedyne czego chciał z myślą, że za parę dni może umrzeć to...

— Dajcie mi wódkę.

Mia stojąca w drzwiach wypuściła drewniane szpatułki kosmetyczne, w ostatniej chwili łapiąc je w locie. Kobieta zamrugała trzy razy zdziwiona, wpatrując się prosto w zupełnie niewzruszoną postawę księcia. Zamknięcie w jednym pokoju na kilka dni, dla niektórych mogło być błogosławieństwem, dla innych katorgą. Przykłady takich postaci dokładnie pokazywali Scarlett i Victor. Pułkownik kręcił się w kółko po niewielkiej sypialni, zaznaczając swoimi krokami już niesamowicie widoczne ślady na dywanie. Co chwilę roztrzepywał on z nerwów burzę czekoladowych włosów, pogrążając się w myślach o możliwym, ale jakże nierealnym wyjściu z tej beznadziejnej sytuacji. Niemalże zgryzał on swoje paznokcie aż do krwi, tracąc powoli zmysły między czterema, zupełnie pustymi i cichymi ścianami. Przeciwieństwem dla niego był Scarlett, który nad wyraz spokojny leżał na środku łóżka ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej ramionami i jedną podkurczoną nogą. Wyraz jego twarzy był gładki, delikatny, nienoszący pasma strachu i myśli, że za chwilę wszystko to, co udało im się trudem osiągnąć w stronę dowiedzenia się prawdy o epidemii Lycoris Radiata może przepaść wraz z ich rychłą śmiercią. Zamiast tego wachlarz długich, gęstych rzęs opadał swobodnie na oblane bielą poliki, a długie, jasne włosy rozpadały się w pościeli.

— Książę jest pewien, że to dobry pomysł? — zapytała zszokowana nagłą prośbą arystokraty Mia, poprawiając maseczkę na ustach, mimo że stała w bezpiecznej odległości od potencjalnie zarażonych. — Znaczy... ja mogę przynieść... ale...

Scarlett prychnął oschle pod nosem.

— Chcę się upić. Jeżeli mam zginąć zamknięty w jednym pokoju z tym facetem to na pewno nie na trzeźwo — burknął, nawet na chwilę nie spoglądając ani na kobietę, ani tym bardziej na Victora, który z widoczną, nikłą urazą momentalnie zatrzymał swoją pielgrzymkę, spoglądając z ostrzegającą wrogością w stronę siedemnastolatka.

Szatynka uśmiechnęła się nieswojo, czego niestety niedane było im zobaczyć przez maseczkę, jednak w tym przypadku o wiele ważniejsze było jej bezpieczeństwo. Podobnie jak całej reszty mieszkańców rezydencji, dlatego Scarlett i Victor nawet nie mieli odwagi sprzeciwiać się zamknięciu ich we własnej sypialni do czasu możliwego opatentowania lekarstwa przez braci Jenkins. Wszyscy cicho liczyli, że uda im się wszystko odpowiednio doszlifować, nim zarażona dwójka zdąży kopnąć w kalendarz.

LYCORIS RADIATAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz