Rozdział 7

2K 269 146
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


DZIEŃ 2 W CATALEY

21:53

            Scarlett nie wyglądał na psychopatę. Każdy prostak, który go widział, prędzej nazwałby go chłopcem do zabawy. Wymalowany jak laleczka, z lśniącą biżuterią, na wysokich butach na obcasie, aby ukryć swój irytująco niski wzrost. Nie mówiąc już nic o długich, blond włosach ze wplątanymi błyskotkami czy imieniu przeważnie nadawanym kobietom. Zazwyczaj na jego ciele tkwił też gustowny, rodzinny, tradycyjny strój, który w tej chwili zastąpiły zwykłe puchate dresy wojskowe wraz z cienkim, czarnym podkoszulkiem. To nie zmieniało jednak faktu, że do łatwego chłopca klękającego na zwołanie było mu dość daleko, czego nie dało się powiedzieć o tytule psychopaty, którym raczej nikt nowo poznany by go nie nazwał.

Dla księcia nie było sztuką zabić człowieka. Sztuką było zrobić to tak, aby poszlaki nie powiodły za mordercą. Nie było też dla niego zaskoczeniem, że ktoś chciał zabić go. Nie był on jednak litościwą osobą, która w obliczu niebezpieczeństwa oblewała swoją bieliznę ciepłym moczem, drgając przy tym jak wystraszona chihuahua. Wręcz przeciwnie, ludzka śmierć była interesująca, ciekawa, budząca masę dodatkowych emocji, których obłąkany książę nigdy wcześniej nie doznał podczas swojego nudnego, pałacowego życia.

Adrenalina, dreszczyk emocji, ta cholerna myśl, że sprzeciwiał się frajerowi u góry, który nazywał to grzechem, a sam zrzucał na swoje ukochane dzieci jedną, wielką katastrofę.

Całe martwe Cataley objął mrok. Scarlett nie miał okazji podziwiać jeszcze całkowitego uroku tego miasta podczas nocy. Widział tylko zrujnowane uliczki, kiedy ich samochód zepsuł się na środku drogi, ewentualnie gdy o samym świcie starali znaleźć miejsce, które uchroni ich przed natychmiastową śmiercią. Dlatego też, kiedy różowe niebo roznoszące się nad zrujnowanymi budynkami zaszło, pokazując mu paletę gwiazd, przysiadł naprawdę dyskretnie na dachu domu, w którym na chwilę obecną rozbili w miarę bezpieczny obóz. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie mogli tu zostać na długo. Cały dzisiejszy dzień starał się unikać wszystkich członków wojska. Nie miał zbyt dużego pola do tego, ponieważ gdyby tylko próbował opuścić posesję, to cały oddział na czele z pułkownikiem posikałby się w gacie, bojąc się, że książę już na pierwszym kroku się wywróci i wpadnie w ramiona jakiegoś zrażonego oblecha.

Rozsiadł się wygodnie zaraz obok wysokiego komina, z kieszeni spodni wyrzucił niewielki pistolet wraz z zapasowym magazynkiem. To nie tak, że wreszcie doprosił się swojej własnej broni, ponieważ kiedy tylko powiedział o planach bronienia się samemu, Victor roześmiał się w niebo głosy, mówiąc, że laleczkom nie daje się takich zabawek.

No, właśnie dlatego postanowił całkowicie legalnie ukraść mu broń dla odrobiny zabawy.

Denerwowanie pułkownika powoli stawało się dla niego cudowną formą zajęcia swojej nudy.

LYCORIS RADIATAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz