10

641 31 0
                                    

Równo o siódmej rano w jadalni zebrali się wszyscy, na obecną chwilę, domownicy.

Anastazja z promiennym uśmiechem i tanecznym krokiem podleciała do wczorajszego zajmowanego miejsca, by usadowić się na krześle.

Za nią podążał Lucjusz, który, choć powinien pomóc usiąść kobietą, tak przynajmniej sugerowałyby dobre maniery, zasiadł obok blondynki nawet nie oglądając się za paniami.

Draco biorąc przykład z ojca szybko usiadł na krześle i zaczął podziwiać ścianę na przeciwko, jakby była jakimś cudem natury, wartym poświęcenia czasu. Powinny się cieszyć, że w ogóle pojawił się na śniadaniu. Czego nie robił od przeszło dziesięciu dni.

Oburzona Astoria, z grymasem irytacji, zajęła swoje miejsce. Nie podobało jej się, że narzeczony ostentacyjnie ją olewa. Ba! Teść też nie wydawał się lepszy. Od kiedy to nie operuje swoimi manierami! Arystokratą tak nie wypadało. To było nie do pomyślenia. I jeszcze ta smarkula siedząca naprzeciwko. Ten uśmiech, który nie schodził jej z twarzy, sprawiał ciarki na plecach.

Narcyza z dumnie uniesioną głową usiadła na swoim miejscu, posyłając w stronę byłego męża złowrogie spojrzenie. Domyślała się, że przez sześć lat się zmienił, ale żeby nie osunąć jej krzesła to był szczyt chamstwa i prostactwa. Był arystokratą do cholery! Trochę kultury by wypadało zachować, nawet jeśli panowały między nimi napięte stosunki. Zresztą Draco wcale nie lepszy, naśladując zachowanie ojca. Coraz bardziej upewniała się, że jego pojawienie się nie było przypadkiem. 

Zaraz po tym jak wszyscy zajęli swoje miejsca na stole pojawiły się potrawy.

Dziewczynka od razu chwyciła za sałatkę, obficie nakładając jej sobie na talerz, nie przejmując się tym, że coś wypadło jej z łyżki na stół. Szybko zaczęła konsumpcje, nie zachowując przy tym ani odrobiny przyzwoitości. Chwyciła za szklankę z sokiem pomarańczowym, nie przejmując się tym, że usta ma w pełni wypełnione posiłkiem, i upiła kilka łyków. W policzkach powstały dwie kulki, a kilka kropel ulało się jej na koszulkę.

Astoria wykrzywiła usta zniesmaczona, jednak nie komentując. Lucjuszowi zdawało się nie przeszkadzać takie zachowanie, nawet nie patrzył na dziecko, czytając w międzyczasie Proroka, nawet nie zauważyła jak niósł gazetę pod pachą, a nie chciała mieć w nim wroga. Brakowałoby jeszcze by Senior miał coś przeciwko niej.

Starając się nie patrzeć na blondynkę, chwyciła swoją szklankę. Jakoś zachowanie dziecka sprawiało, że w gardle rosła gula przez, którą nie mogłaby nic przełknąć. Psiocząc na dziewczynkę w swoich myślach, wzięła kilka szybkich łyków, czego zaraz pożałowała. Czuła się jakby piła żywym ogień. Przełknięty płyn spowodował, że język, cała jama ustna i gardło piekło ja niemiłosiernie. Oczy momentalnie się jej zaszkliły a szklanka wyleciała z dłoni, oblewając jej sukienkę i ostatecznie tucząc się na podłodze. Gwałtownie wstała od stołu, przewracając krzesło, łapiąc się za gardło. Z grymasem bólu wskazała na dziecko.

- Ty! - Wyjęczała, przez zaciśnięte zęby.

Ból był coraz mocniejszy.

Anastazja przełknęła to co miała w ustach i z miną niewiniątka pomieszaną z zaskoczeniem spojrzała na kobietę, która z każdą chwilą robiła się coraz bardziej czerwona. 

Swoim zachowaniem zainteresowała Lucjusza, który oderwał wzrok od pergaminu, lustrując Greengrass znużonym spojrzeniem.

- Co ja? - Zapytała dziewczynka, wydymając wargę.

Narcyza w tym czasie nalała zimnej wody do pustej szklanki i podała przyszłej synowie. Astoria gwałtownie odebrała naczynie, prawie rozlewając zawartość, i duszkiem wypiła całą ciecz. Ukojenie przyszło tylko na chwilę. Gdy woda zniknęła w przełyku, ogień powrócił z podwójną mocą. Z jękiem odstawiła szklankę na stół i uzupełniła ją ponownie.

- To na pewno twoja wina! - Wychrypiała, ponownie dobierając się do szklanki. 

- Nic nie zrobiła! - Zaprzeczyła, krzyżując ręce na klatce piersiowej. 

- Kto niby inny mógł to zrobić? - Syknęła Narcyza, widząc że Astoria nie może zabrać głosu.

- Nie wiem gdzie jest nawet kuchnia. - Rzuciła, patrząc pani Malfoy prosto w oczy.

- Sama niby to sobie zrobiła? - Warknęła wstając.

- Masz dowody? - Pałeczkę przejął Lucjusz, jednocześnie składając gazetę.

Nie odpowiedziała. Chwyciwszy Astorię pod ramię, wyprowadziła ją z jadalni by podać odpowiednie eliksiry, które mogłyby załagodzić jej dolegliwość.

- Tatoo... a mogę iść z tobą do pracy? - Zapytała, z promiennym uśmiechem, gdy obie kobiety zniknęły im z pola widzenia.

Opierając się na stolę, pochyliła się w stronę Dracona, wlepiając w niego oczekujące spojrzenie. 

- Proszę. - Zrobiła maślane oczka, kiedy odpowiedź nie nadchodziła.

Malfoy Junior przyglądał się z kamienną twarzą dziewczynce, która wcale się nie przejmowała jego postawą. Chciał jej odmówić. W końcu dzieci nie chodzą z rodzicami do pracy. I choć spojrzenie dziewczynki nie robiło na nim wrażenia, to zainteresowanie Lucjusz powodowało ciarki na plecach. Kątek oka widział jak mu się przyglądał, nawet nie starał się tego ukryć.

Przecież nie mógł zostawić tego maleństwa z tym szaleńcem!

Ślubu nie będzie / Draco MalfoyOnde as histórias ganham vida. Descobre agora