21

515 33 2
                                    

Lucjusz, słysząc śmiech, i to nie należący do jego córki, dyskretnie wyjrzał za gazety.

Wesołe oblicze syna, takie zrelaksowane i bez zmartwień, było czymś czego nigdy nie widział.

Jak Draco był dzieckiem nie poświęcał mu należytego czasu. Prawdzie powiedziawszy w tamtym okresie swojego życia uważał go za takiego małego intruza. Nigdy nie chciał mieć dzieci a fakt, że zmajstrował berbecia z kobietą, której nigdy nie lubił, nie wpływał pozytywnie na osąd całej sytuacja. Dlatego też nadzwyczajnie świecie olewał swojego pierworodnego a gdy ten już zwrócił na siebie jego uwagę, był oschły i zimny niczym lód.

Spojrzał na Anastazję z czułością, o jaką nikt nigdy go nawet nie podejrzewał. Wraz z poznaniem Kociaka, która jako jedyna okazała mu uczucia, choć na początku była to tylko niechęć, zmienił swoje podejście do życia. Więc na wieść, mimo obaw kobiety, o ciąży, cieszył się jak z wygranej jego ulubionej drużyny quidditcha.

Westchnął, przenosząc ponownie spojrzenie na swojego syna. Żałował. Teraz widział, że Draco nie był niczemu winien i tylko cierpiał za jego głupotę. Ślub z pustakiem był tego wystarczającym dowodem.

Dźwięk upadającego krzesła. Szloch. Stukot obcasów.

Lucjusz zdążył zauważyć tylko plecy Greengrass, nim ta zniknęła za drzwiami jadalni.

Złożywszy gazetę, odłożył ją obok talerza. Dopiero w tedy dostrzegł brak byłej żony przy stole. Czyżby już wyszła?

- Ale ekstra. - Usłyszał szept po swojej lewicy.

Gdy tylko cisza zapanowała w pomieszczeniu, Draco się uspokoił. Przyszło opamiętanie. Arystokracie, według jego ojca, w końcu nie wypada tak się zachowywać.

- Tato myślisz, że szybko to minie? - Zapytała podekscytowana, wlepiając swoje patrzałki w młodszego blondyna. - Idziesz dziś do pracy? - Dodała szybko, nim Draco zdążył nawet otworzyć usta, przyglądając mu się spod zmarszczonych brwi.

Lucjusz zajął się swoim talerzem. Dobrze wiedział kto nastawił budzik młodemu Malfoyowi, w końcu sam wydał dyspozycję skrzatowi, więc wypadało się nie zdradzić, że swoją ciekawością. Dla syna pozostawał zimnym i dymnym arystokrata a kogoś takiego nie obchodzą takie przyziemne problemy.

- Nie. - Odrzekł spokojnie, widząc, że nie planuje, zadać kolejnego pytania.

- Super. - Podskoczyła na krześle. - Pójdziemy do zoo? Albo, albo na plac zabaw. Albo do wesołego miasteczka. Tak! Do wesołego miasteczka! - Wymieniała po kolej, na jednym wdechu, między czasie zeskakując z krzesła. - Proszę, proszę, proszę. - Skakała u boku blondyna, jednocześnie uczepiona jego ramienia.

- Dobrze. - Westchnął, wiedząc, że szykował się dla niego interesujący dzień. - Idź się ubierz. W końcu w piżamie chyba nie pójdziesz?

Dziewczynka wydała bliżej nieokreślony dźwięk radości, by następnie wybiec z pomieszczenia.

Draco zmarszczył brwi.

Zajęty swoją niedola, i przez to całe zamieszanie, nie dostrzegł jednego ważnego aspektu. Ubrania. Nie przypominam sobie by Teodor przyniósł rzeczy dziewczynki. Przybyła bez ubrań a tym czasem posiadała piżamę i inne części garderoby. W końcu codziennie miała na sobie inne ubrania. Nie wydawał też dyspozycji skrzatom by zakupiły jakieś ubrania dla dziecka. Narcyza z Astoria też o to nie zadbały. Był tego pewien.

Lucjusz widząc zamyślona minę syna, wytarł usta serwetka i podjął decyzję o szybkiej ewakuacji. Skoncentrowana miną Draco nie wróżyła mu nic dobrego a wolał nie wplatać się w jakąś zapłatą historię, którą musiałby później zapamiętać, by nie palnąć jakieś gafy. Ewakuacja była idealnym rozwiązaniem.

Szybkie kroki wybudziły blondyna z zamyślenia.

Mruknął coś pod nosem, wstając od stołu.

Obiecał Małej wesołe miasteczko a garnitur raczej do tego się nie nadawał.

W całym tym zamieszaniu nikt nie dostrzegł, leżącej na podłodze, Narcyzy, która nie wyglądała jakby miała wrócić do żywych.

- Tato, tato!

Kwadrans później dało się słyszeć wesołe wołanie dziewczynki, wydobywające się z holu, gdzie, podskakując w miejscu, oczekiwała na Dracona.

Parę sekund później dało się słyszeć szybkie kroki, dochodzące od strony schodów.

- Jestem. - Mruknął, podchodząc do dziewczynki, starając się ukryć swoje niezadowolenie.

Miał wolne a został obudzony jakby miał iść do pracy. Nie wiedział kto za tym stał ale nie żałował. Widok Astorii w tak urozmaicony sposób lekko poprawił mu humor i wymazał z pamięci ten nieszczęsny budzik. Jednak wycieczka do świata mugoli choć już nimi nie gardził, jakoś mu się nie uśmiechała, szczególnie, że za towarzysza miał nadpobudliwe dziecko. Jednak mimo wszystko wymienił garnitur na jeansy, z podartymi kolanami, błękitny t-shirt i szara bluzę, która zarzucił niedbale na ramiona. Do kieszeni spodni wcisną jeszcze portfel, w końcu musiał jakoś płacić za atrakcje, telefon i różdżkę, choć miał nadzieję, że nie będzie musiał jej użyć. Użeranie się z Ministerstwem było ostatnim na co miał ochotę.

Chwycił Mała za rękę, która nie opierzchła posłać w jego stronę promiennego uśmiechu. Następnie opuścili posiadłość, gdzie kamienna drużką dotarli do bram rezydencji. Gdy tylko znaleźli się po za polem antyteleportacyjnym, które parę dni temu nałożył z powrotem, zniknęli z delikatnym trzaskiem.

Pojawili się w zaułku między dwoma kamienicami. Po wyjściu na główna drogę od razu rzuciła mu się w oczy żeliwna brama, za którą widział tłumy ludzi i skrawki namiotów.

Tak. Zdecydowanie czekał go cudowny dzień pośród tłumu mugoli.

Entuzjazm dziewczynki nie udzielił mu się nawet w minimalnym stopniu.

Nie wiedział kim była matka dziecka, ale był pewien, że ta optymistyczna otoczkę odziedziczyła po niej. Nawet jak spotykał się z Aurora bał się dnia, w którym ojciec postanowi o sobie przypomnieć. Fakt był szczęśliwy ale strach o ukochana pozostawał.

Nim zdążył na dobre pogrążyć się w swoich ponurych myślach, poczuł szarpnięcie a chwilę później był ciągnięty w stronę masywnej bramy.

Ratujcie!

Ślubu nie będzie / Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz