29

456 25 1
                                    

Nim się obejrzeli minęły dwa dni, podczas których nic ciekawego się nie działo. 

Astoria załamana swoim wyglądem, i brakiem rezultatów z prób pozbycia się oszpecenia, nie wychodziła z pokoju a skrzaty dostarczały jej posiłki. 

Narcyza widząc stan synowej i brak rezultatów nad jej załamaniem postanowiła sobie darować i dać w spokoju jej się wypłakać. W końcu efekt jakiś eliksirów, które znalazła w jej kosmetykach umieszczonych w łazience, nie mógł działać wiecznie. 

O swojej racji przekonała się już w środę na śniadaniu, kiedy to dumna Astoria, ze złośliwym uśmiechem, dołączyła do reszty w jadalni. Zasiadła na przeciwko dziewczynki, pod czujnym spojrzeniem reszty domowników, która nawet nie zwróciła na nią uwagi, zajęta układaniem kilku warstwowej kanapki z kremem czekoladowym i dżemem truskawkowym. 

Prychnęła podirytowana, sięgając po filiżankę, spodziewając się żwawszej reakcji bachora. Była pewna, że to dziewczynka stała za jej "upiększeniem" więc liczyła, że jej normalny wygląd wywoła jakieś oburzenie czy złość. Cokolwiek!

Śniadanie minęło w ciszy. Nie licząc lekkiego oburzenia obu pań na widok umorusanego dziecka dżemem i czekoladą, nie działo się nic dziwnego. 

Draco skupiał się na swoim talerzu, Anastazja na swoim arcydziele, Narcyza główkowała nad rozwiązaniem problemów z dokuczaniem a Astoria napawała się dumą iż w końcu jest sobą, tym samym chroniąc się przed odwołaniem ślubu. Lucjusz jak zwykle czytał Proroka Codziennego, kątem oka obserwując resztę domowników.

Kiedy posiłek dobiegał końca, złożył gazetę i wyprostował się dumnie. Zlustrował wszystkim spojrzeniem, jakby nad czym się zastanawiając. 

- Jakieś plany na dziś? - Rzucił, jakby od niechcenia, biorąc łyk swojej kawy.

Narcyza spojrzała, mrużąc oczy, na swojego byłego, poszukując jakiegoś podstępu w zachowaniu Lucjusza. 

Astoria starała się ukryć uśmiech zadowolenia, chowając się za szklanką wody. Widziała w Malfoyu Seniorze zwolennika. Nikt bardziej o czystość krwi nie dbał jak stary, dobry Lucek.

Draco ostrożnie przeżuł kawałek kanapki, który właśnie miał w ustach, zastanawiając się do czego pije jego ojciec. Od kiedy interesowało go to co planują robić inni? 

- A pytasz się o to bo? - Zapytała, podejrzliwym tonem głosy, była pani Malfoy, nie spuszczając wzroku z Seniora.

- W "Białym Lotosie" mają wystąpić Elfie Chórki... - zaczął Lucjusz, udając brak zainteresowania resztą towarzyszy.

Biały Lotos był znaną, na Pokątnej, restauracją. Ekskluzywną restauracją, w której rezerwację trzeba było dokonywać z rocznym wyprzedzeniem. Niebyło też nic dziwnego w tym, że właściciel restauracji, Bruno Lewis, był znajomym, z czasów szkolnych, Lucjusza.

Astorii zaświeciły się oczy na samą nazwę owego miejsca. Nawet dla arystokracji było zaszczytem zjeść w tak drogi i znanym miejscu. 

Na Draconie miejsce nie zrobiło wrażenia, w końcu jadł już tam kilka razy. Jednak wzmianka o zespole klasycznym, który był jego ulubionym, skupiła jego zainteresowanie na wypowiedzi ojca. Nikt tego nie wiedział, no z rodziny, ale dobra muzyka klasyczna, kieliszek wina i ukochana w ramionach, była jego ulubioną rozrywką na spokojne wieczory. 

Anastazja nie zwróciła uwagi na wypowiedź Lucjusza, w końcu co obchodziła ją jakaś restauracja, a Narcyza jedynie nastroszyła swoje piórka. Ten gad na pewno coś planował!

-... więc pomyślałem, że moglibyśmy się wybrać wspólnie na kolację. - Dokończył swoją wypowiedź, nie reagując na zachowanie innych.

Dobrze wiedział jak zachęcić pozostałych na ową kolację. Inaczej nie nazywał się Malfoyem. Krętactwo i podstęp miał we krwi.

- To świetnie. - Zapiszczała Greengrass, klaszcząc w dłonie.

- Świetnie. - Sarknęła Narcyza, będąca zupełnie innego zdania. - Ale bez dziecka. - Syknęła, złośliwie patrząc na dziewczynkę.

- Dlaczego!? - Krzyknęła oburzona Anastazja, która na dźwięk imienia postanowiła zaprotestować, nawet jeśli nie miała pojęcia o czym rozmawiało się przy stole.

- Bo jesteś niewychowaną smarkulą. - Warknęła, dumnie się prostując.

- Potrafię się zachować. - Burknęła, wyginając usta w  podkówkę. - Tato! Proszę. - Wyszeptała, robiąc słodkie oczka kotka, wlepiając swoje patrzałki w Dracona.

- Właściwie... - zaczął Malfoy Junior.

- Zapomnij. - Syknęła, przerywając wypowiedź syna.

- Nie musisz iść. - Rzucił Lucjusz, wzruszając niedbale ramionami. 

- Słucham! - Warknęła, oburzona sugestią byłego męża.

- Narcyzo. - Wyszeptała, błagalnie, Astoria.

Wizyta w "Białym Lotosie" była szczytem jej marzeń a po za tym wiedziała, że Lucjusz nie pozwoliłby na kompromitację przez nieodpowiednie zachowanie jakiegoś dziecka. Draco też dbał o swój wizerunek, jako właściciel dobrze prosperującej firmy, do tej pory podziwiała to, że pismaki nie dowiedziały się o dziewczynce, więc też nie mógł pozwolić sobie na jakieś zaniedbania. Była spokojna o to wyjście.

- Jeśli Anastazja obiecuje zachować się odpowiednio nie widzę przeszkód. - Stwierdził Draco, wyczekująco wpatrując się w dziewczynkę.

- Obiecuje. - Zawołała, gorliwie kiwając głową.

- O której kolacja? - Zwrócił się, pierwszy raz od dłuższego czasu, do ojca, podnosząc jednocześnie z krzesła.

- O dziewiętnastej. - Odpowiedział, zadowolony ze swojego podstępku, Lucjusz, idąc w ślady syna.

Sztywne skinięcie głową, bez zbędnych słów, i panowie opuścili pomieszczenie, nawet nie czekając na reakcję dam.

Mała Malfoyówna szybko poderwała się z krzesła i biegiem opuściła jadalnie. Wolała nie narażać się na niepotrzebne bluźnierstwa w swojej obecności. To, że panią nie podobała się jej obecność już wiedziała i nie potrzebowała o tym dodatkowo słuchać. 

- Oszalałaś. - Syknęła Narcyza, przez zaciśnięte zęby, rzucając złowrogi spojrzenie przyszłej synowej.

- To tylko kolacja. - Burknęła, uciekając wzrokiem. 

- Lucjusz na pewno coś kombinuje. - Warknęła, uderzając otwartą dłonią w stół.

- Będzie tam dużo ludzie. - Próbowała się bronić.

- Właśnie. - Złapała się za nasadę nosa, nie dowierzając w głupotę Astorii. - Dobra. - Rzuciła zrezygnowana, podnosząc się z miejsca. - Pójdziemy na tą kolację a później do czasu ślubu stąd się wyprowadzimy. 

- Co?! Dlaczego?! - Zawołała, zszokowana, na przedstawione informacje. 

- Nie pozwolę by te psikusy mogły doprowadzić do zerwania zaręczyn. Ktoś to sabotuje a ja na to nie pozwolę. - Obwieściła, jakby o była oczywista oczywistość, po czym dumnie wymaszerowała z jadalni.

Skoro nikt nie potrafił zapobiec tym incydentom postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Wyprowadzka, przynajmniej do ślubu, była najlepszym wyjście. Szczególnie jak nikt nie będzie wiedział gdzie udadzą się przeczekać pozostały czas do ceremonii. 

Ślubu nie będzie / Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz