20

495 29 0
                                    

Irytujący dźwięk budzika rozbrzmiał po ciemnym pomieszczeniu. Jedynie mała wiązka światła przedostawała się przez ciężkie, ciemne, kotary, zasłaniające okno, jednak padała ona na podłogę nie drażniąc śpiącej osoby. 

Niezadowolony jęk wydobył się spod kołdry. Męska dłoń wyłoniła się spod materiału, by z lekkim trzaskiem wylądować na nieznośnym urządzeniu, które w sekundę zamilkło. 

Ruch pościeli, dźwięki upadającej poduszki na podłogę.

Draco jękną z irytacją.

Od momentu zaręczyn poranki była dla niego istną męczarnią. Gdyby nie firma, którą niestety zostawił mu ojciec, nie raczyłby wstawać o tak nieludzkiej porze jaką była godzina szósta rano. Miał inne planu na życie. Zawsze chciał być zawodowym graczem guidditcha. Jednak nim dobrze ochłoną po wojnie, "kochany tatuś" zwiał, zostawiając wszystko na jego głowie. W pierwszej chwili nawet pomyślał żeby to wszystko sprzedać. Szybko wybił sobie ten pomysł z głowy. Wizja matki, której przekazuję tę wesołą nowinę, napajała go dużą ilością strachu. Kobieta na pewno nie ucieszyłaby się ze straty pewnego i wysokiego źródła dochodów. Praca nie była zła, ale nie tak satysfakcjonująca jak latanie na miotle. Nie ciążyła mu, dopóki miał do kogo iść, po ciężkim dniu pracy.

Nim ruszył swoje ciało z łóżka minęło z piętnaście minut. 

Leniwym krokiem, przecierając jednocześnie zaspaną twarz, skierował się do łazienki na poranna toaletę.

Pozbywszy się kilkudniowego zarostu, aż dziw że nikt nie zwrócił mu na to uwagi, wziął prysznic. Zaklęciem wysuszył włosy, by zostawić je roztrzepane na różne strony. Jedynie przeczesał je dłonią by jako tako wyglądały. W garderobie wybrał pierwszy lepszy garnitur, który z miną cierpiętnika założył na siebie.

Punkt siódma zjawił się w jadalni. A wraz z nim inni domownicy.

Wszyscy zajęli swoje standardowe miejsca, nawet nie witając się z kimkolwiek. 

Draco cała swoją uwagę skupił na talerzu, na którym leżał tost gotowy do posmarowania masłem i nałożenia dodatków. Ubolewał nad swoją egzystencją, schodząc na dół odkrył, że była niedziela, więc nie rozumiał tej pobudki o tak wczesnej porze, jednocześnie zastanawiając się nad panującą ciszą w pomieszczeniu. Do tej pory jeszcze nie zdarzyło mu się by spożywać posiłek w milczeniu. Szczebiotanie matki i Astorii, bądź niekulturalne zachowanie Anastazji wszystko niszczyło. Był ciekaw powodu zaistniałej sytuacji, ale nie miał odwagi podnieść głowę by poszukać przyczyny tego niezwykłego zjawiska. Mogło wyjść z tego coś niedobrego a słuchanie kolejnej słownej potyczki między rodzicami jakoś go już nie bawiło. Jedynie przyprawiało o migrenę.

Z zadumy wyrwał go plusk wody.

Zdezorientowany poderwał głowę by zobaczyć co się stało. 

Jego wzrok od razu wychwycił Anastazję, która siedziała z szeroko otwartymi oczami i ustami. Jak się okazało owym dźwiękiem był sok, który wyleciał dziewczynce z ust na talerz.

Zmarszczył brwi i podążył za wzrokiem blondynki.

Z wrażenia zachłystną się powietrzem. Zamrugał kilka razy, by pozbyć się obrazu sprzed oczu. Jednak Astoria, w zgniło zielonych włosach i granatowej skórze, nie zniknęła, choć bardzo się starał. 

Całą sytuacją zainteresował się także Lucjusz, który do tej pory krył się za Prorokiem Codziennym, nie zważając na świat dookoła. 

W pierwszym odruch chciał parsknął śmiechem, jednak w porę się zreflektował. W końcu takiemu dostojnemu arystokracie nie wypadało tak haniebnie się zachowywać. I to w dodatku przy stole, nawet jeśli sytuacja była jak najbardziej komiczna. Szybko schował się z powrotem za gazetę, głośno przy tym nią szeleszcząc, maskując tym swoje rozbawione oblicz.

Narcyza podniosła podirytowana głowę, wytrącona z ekscytującego zajęcia jakim było kontemplowanie nad serwetkami, z zamiarem rzucenia jakieś kąśliwej uwagi. Nim jednak otworzyła usta, kątem oka zauważyła postawę Anastazji. Uniosła brew, zastanawiając się o co mogło tym razem chodzić temu małemu bachorkowi. Szybko popatrzyła w swoją prawą stronę, by zaspokoić swoją ciekawość. 

Widząc nowe wydanie swoje przyszłej synowej, która zdawała się nie zauważać dziwnego zachowania przy stolę, grzebiącej widelcem w sałatce ze skwaszoną miną, upuściła nóż na stół, prawie dławiąc się własną śliną.

- Astoria. - Wyjęczała, po chwili, gdy złapała oddech.

- Hmm... - Mruknęła Greengrass, wytrącona ze swojej zadumy, przenosząc zamglone spojrzenie na przyszłą teściową. 

- Twoje włosy... - Zaczęła, z iście udręczoną miną, Narcyza, wskazując na kobietę drżącym palcem.

- Co z nimi? - Zapytała, ożywiona tym pytaniem, była Ślizgonka, gwałtownie prostując swą postawę.

- Są... - Próbowała, wyksztusić z siebie, pani Malfoy, przykładając dłoń do ust.

Astoria marszcząc brwi, spojrzała po innych. Dlaczego gazeta teścia tak drży?  Zdziwienia Draco i bachorka też napawało ją lekkim dreszczykiem strachu.

Niebyła pewna czy jest gotowa na kolejny psikus. Jeszcze po ostatnim nie pozbierała się psychicznie do kupy.

Z bólem serca chwyciła za srebrną łyżeczkę by zobaczyć w nim swoje odbicie. Słabe, ale miała nadzieje, że uda się jej w nim cokolwiek zobaczyć, by odkryć powód dziwnych reakcji reszty domowników.

Krzyk kobiety był chyba słyszany w sąsiednim hrabstwie. 

Zagłuszył nawet dźwięk upadającego ciała na podłogę, zaraz po tym jak Narcyza zemdlała i zsunęła się z krzesła, dzięki czemu nikt nie zobaczył jak panie Malfoy znika od stołu.

Anastazja nie udawała. Była dobrą aktorką, w końcu rodzina do czegoś zobowiązuje, ale naprawdę nie wiedziała jaki mają skutek eliksiry, które dostała od matki. Sądząc po reakcji ojca, też nie wiedział jakie będą mieć efekty połączone mikstury z żelem pod prysznic i szamponem.

Mieli tylko nadzieje, że efekty zostaną z nim na dłużej.

Kiedy przyszło opamiętanie, w pierwszej chwili Draco chciał wybuchnąć śmiechem. Jedynie lata praktyki pozwoliły mu zachować kamienną twarz. Jednak wraz z krzykiem Astorii, maska opadła a jego śmich zmieszał się z przerażonym jazgotem Greengrass.

Ślubu nie będzie / Draco MalfoyWhere stories live. Discover now