27

493 31 1
                                    

Była podirytowana i wkurwiona. 

Spodziewała się innej reakcji. Domyślała się, że jego wolność była okruszona tajemnicą. Na rozprawę nawet nie zaprosili rodziny. Był sam i jakoś się obronił. Ale na Salazara! Nie spodziewała się, że Lucjusz Malfoy będzie się czegoś bał bądź przestrzegał. To było niedopuszczalne! I nieprawdopodobne! Lucjusz Malfoy czołowy tępiciel szlam tak po prostu ją olał i wykpił. 

Cała rozmowa, choć krótka, utwierdziła ją w przekonaniu, że jej były mąż nie pojawił się bez powodu. Nie brała pod uwagę, że mógłby sabotować ślub. Może i odmówił pomocy w pozbyciu się dziecka, ale zwalała winę na Ministerstwo. W końcu nikt tak po prostu nie porzuca swoich przekonań! Z drugiej strony, skoro nie chciał przeszkodzić w ceremonii zaślubin, Astoria była czystej krwi i nie brała nawet tego pod uwagę, zaczęła obawiać się o firmę, która była jedynym dochodem, nie licząc po za zgromadzonym majątkiem w skarbcu, który i tak w dużym stopniu uszczuplał po rozwodzie, utrzymania. W prawdzie jej syna, ale ona jako jego matka też korzystała z tych pieniędzy by spełniać swoje zachcianki. 

Sapnęła niezadowolona. 

Nie mogła stracić firmy. Była ważniejsza niż jakaś smarkula. Nigdy nie pracowała i zawsze żyła w dostatku. Nie wyobrażała sobie, że mogła by żyć inaczej.

Wzięła kilka głębokich oddechów, nim opuściła salon.

Udałą się na górę, do sypialnie Astorii. Przed wejściem do pomieszczenie policzyła do dziesięciu. Od dnia poprzedniego, czyli feralnego zabarwienia skóry, Greengrass była jedną, wielką chodzącą histerią. Na początku wpadła w szał i rzucała szybkim co padło w jej ręce. Następnie zalała się gorzkimi łzami, zaczęła obcesowo drapać po skórze czy też szarpać za zielone włosy.

Po otworzeniu drzwi, zaatakowała ją ciemność. Mruknęła coś pod nosem i zaklęciem odsłoniła ciężki zasłony, wpuszczając światło dzienne do pomieszczenia. Jej wzrok od razu spoczął na łóżku, gdzie po za wybrzuszeniem, dziwnie drżącym, nie spostrzegła odmiennych kolorów.

Dnia poprzedniego spędziły sporo czasu na pozbycie się odstępstw od normy. Spróbowały wszystkiego co przyszło im do głowy. Eliksiru wybielającego, balsamu neutralizującego, zaklęć maskujących czy też nawet zwykłej mugolskiej farby. Kilka warstw podkładu nawet w minimalnym stopniu nie pokryło niebieskiego koloru skóry. 

- Astoria! - Warknęła, zrzucając nakrycie z rozpaczającej dziewczyny.

Usiadła na łóżku, odsłaniając zrozpaczony wyraz twarzy. Zielone włosy były poplątane, niebieska oblicze było napuchnięte po nieprzespanej oczy a krwisto czerwone oczu czyniły ją jeszcze większą maszkarą. 

- Na Merlina! Jesteś arystokratką! Zachowuj się jak na nią przystało. - Syknęła Narcyza, siląc się na zachowanie spokoju. - Do ślubu zostało trzy tygodnie. Ogarnij się. Trzeba się tego pozbyć. 

- Mam dość. - Załkała. - To wszystko mnie przerażą. Te psikusy nie są na moje nerwy. Nie znoszę dzieci! A ślub z nim zwiąże mnie z tym bachorem! 

- Nie myśl nawet o tym aby się wycofać! - Wybuchła, oburzona sugestią przyszłej synowej. - Nie pozwolę aby jakaś gówniara wszystko mi popsuła.

- Ale...

- Twoi rodzice na to się nie zgodzą. - Syknęła, mrużąc oczy.

Astoria mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem. 

Narcyza miała rację. Rodzice jej na to nie pozwolą. Wystarczy, że Dafne, jej siostra, splamiła honor, i pozbawiła rodziny szansy na pokaźny majątek, wychodząc za mąż za jakiegoś Gryfona z jej rocznika. Sama Finna. Seamusa Finna. Czy jak mu tam. Zaraz po tym jak zaczęła z nim się spotykać odcięła się od rodziny, która nie akceptowała tego związku. Z tego co wiedziała Dafne wyszła za mąż jakieś cztery lata temu i do tej poro spłodziła już trójkę dzieci, choć ostatnio słyszała plotkę o kolejnej ciąży. Nie dziwiła się temu. Daf zawsze była przeciwieństwem jej. Nigdy nie hańbiła jej żadna praca a dzieci wręcz kochała. Nie miała też nic przeciwko zdrajcą krwi i szlamą. Gdy nadarzyła się okazja, w postaci miłości, wykorzystała to i odcięła się od toksycznej rodziny. Astoria była inna. Przywiązywała dużą wagę do luksusu i nie mogła pozwolić się na związek z byle kim. Żadna praca nie wchodziła w rachubę!

Było kilka minut po piętnastej, kiedy zjawił się na lotnisku w Luton. Poprawił nerwowo marynarkę, im bliżej spotkania tym bardziej czuł podekscytowanie, rozglądając się po hali. Kilka sekund wystarczyło mu by odnaleźć halę przylotów, pod którą się udał. Zatrzymał się na uboczy, jednocześnie mając dobry widok na wejście. Szybkie spojrzenie na zegarek. Miał jeszcze czterdzieści pięć minut. 

W końcu ją dostrzegł. Z miętową, średniej wielkości, walizką przy boku. Ubrana w beżową, luźną, sukienkę na delikatnych ramiączkach, z paskiem pod biustem, i tego samego koloru baletki. Spod ubioru był widoczny mały ciążowy brzuszek, który mimo szóstego miesiąca nie był jakoś duży. Była drobną kobietą, delikatną i tak samo jak poprzednia ciąża, tak i obecna nie rzucała się w oczy. Brązowe włosy, wyprostowane, zaczesała do tyłu a w ryzach podtrzymywała je czarna opaska. 

Niemal od razu ruszył w jej kierunku i nim zdążyła prześledzić tłum ludzi w poszukiwaniu jego osoby, zgarną ją w swoje ramiona, łapczywie łącząc ich usta w pocałunku.

- Tęskniłem. - Wymruczał, opierając swoje czoło na jej.

- Ja bardziej. - Mruknęła, zadowolona z powitania, czując jego dłoń na swoim brzuchu. 

Te kilka dni spokoju w domu pozwoliło jej porządnie wypocząć, przynajmniej fizycznie. Psychicznie odczuwała pustkę i czuła się dość nieswojo. Miała czas tylko dla siebie. Nie musiała sprzątać za dzieckiem, gotować codziennie zdrowych obiadków, czy pilnować by mały skrzat chodził spać o odpowiedniej porze. W domu było cicho gdyż nikt nie zadręczał ją ciągłymi pytaniami. Odzwyczaiła się od tego. W końca od wojny niemal cały czas coś się obok niej działo. Pierw Asti była mała i potrzebowała uwagi. Później zaczęła mówić i poznawać świat a biorąc uwagę kim byli jej rodzice była energiczna, ciekawska i straszną gadułą. 

- A Mała? - Mruknęła, walcząc z łzami.

Choć domyślała się, że na razie nie może liczyć spotkanie z córką, miała małą nadzieje, że jednak może ją zobaczy. 

- Jest z Filo. Ale mam na ciebie laurkę. - Odrzekł, całując ją w skroń i obejmując ramieniem. 

Powoli ruszyli w stronę wyjścia. Tłum ludzi przemieszczał się w różne strony a stanie po środku zgiełku nie było niczym mądrym.

Ślubu nie będzie / Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz