Skutki bitwy

1.4K 78 6
                                    

Jane
Wielka dłoń zacisnęła się na moim ramieniu, a druga zasłoniła mi usta. Zaczęłam się szarpać, ale uścisk się wzmocnił uniemożliwiając mi ruch. Obraz mi się rozmazał gdy łzy popłynęły mi z oczu. Czułam za sobą jego nagie ciało, sparaliżowało mnie ze strachu.
- Puszczaj- usłyszałam głos mojej przyjaciółki. Odwróciłam wzrok do niej, mężczyzna zamachnął się uderzając ją w policzek z pieści. To mnie otrzeźwiło. Próbowałam krzyczeć i gryźć palce intruza ale nic sobie z tego nie robił. Widziałam jak Nora osuwa się na podłogę.
- Zostaw ją, spadamy zanim się zorientują.- Szepnął ten który mnie trzymał.- Spoko maleńka, wymienimy cię na naszą lunę. Nic ci nie będzie.- Taaaaa akurat, skupiłam się na uspokojeniu oddechu, ale moja klatka piersiowa wciąż szybko się unosiła. Jego ramię otoczyło moją talia, podniósł mnie do góry i wyniósł z domu jakbym nic nie ważyła. Samochód z włączonym silnikiem stał kilka budynków dalej. Kierowca włączył wsteczny gdy nas zauważył. Szarpnęłam się ale to nic nie dało. Wsiadł ze mną do wielkiej terenówki, wylądowałam na jego udach. Drugi wskoczył na miejsce obok kierowcy.
- Szybko wam poszło- stwierdził ruszając po wyboistej drodze.
- Załatwiliśmy strażników i jakąś sukę, a ona sama do nas przyszła.- Ten który mnie trzymał zaśmiał się. Wkurzyłam się słysząc jak wyraża się o mojej przyjaciółce.
- Ułatwiłaś nam zadanie maleńka, dzięki- szepnął mi do ucha. Zabrał ode mnie ręce dopiero gdy oddaliliśmy się od zabudowań. Usiadłam na drugim końcu tylnej kanapy. Włożył dresowe spodnie w końcu się zasłaniając. Dzięki temu poczułam się odrobinę swobodniej. Connor jest pewnie na granicy, minom godziny zanim się zorientuje że mnie nie ma. Sama muszę o siebie zadbać.
- Mój mate was za to ukarze- wydusiłam z siebie, próbowałam udawać odważniejszą niż byłam.
- Ukarze? On nas zabije... jeśli nas dorwie.- Powiedział ten obok mnie, nie zachowywał się jak ktoś kto mówi o swojej śmierci.
- Kurwa- przeklął mężczyzna obok kierowcy, przekazał telefon wilkowi siedzącemu ze mną z tyłu.
- Przyśpiesz- nie wiem co zobaczyli ale zrobiło się nerwowo, zaczęli bacznie obserwować las za oknami. Może jednak szybciej się zauważyli że zniknęłam.
- Wstawię się za wami jeśli mnie teraz wypościcie.- Próbowałam negocjować.
- Daj nam czas na podjęcie decyzji do końca bitwy.- Rzucił sarkastycznie, jeśli Connor wygra będę kartą przetargową, jeśli przegra nie będą mieli żadnego interesu w oddaniu mnie. Myśl dziewczyno, rozejrzałam się po wnętrzu samochodu w poszukiwaniu czegoś do obrony ale nic takiego nie zauważyłam. Wyjrzałam przez okno, koło samochodu biegł wilk, wciągnęłam mocniej oddech przez jego bok szła duża rana.
- To nasz, nie kombinuj.- Myślał że wyskoczę z pędzącego samochodu? Nie wiem jak długo jechaliśmy zanim zauważyłam domy sąsiedniej watahy. Auto zatrzymało się obok jakiejś rudery. Wciągnęli mnie do środka, widziało to parę osób ale nikt mi nie pomógł, patrzyli na mnie wrogo. Ten z raną przemienił się i dołączył do nas w czymś co można by określić salonem.
- Jakie wieści?
- Zamknijcie ją i chodźcie.- Kierowca popchnął mnie do jakiejś komórki bez okien. Usłyszałam szczeknięcie zamka. Mam przerąbane. W środku było zimno i ciemno, śmierdziało wilgocią. Connor mnie znajdzie, jestem przecież jego mate. Do tej pory mnie przerażało że zawsze będzie wiedział gdzie jestem, teraz to było pocieszające. Powtarzałam to sobie godzinami, albo myślałam że byłam tutaj tak długo. Usłyszałam kroki i szepty za drzwiami. Nie dało się zrozumieć słów ale to były głosy mężczyzn którzy mnie zabrali. Były coraz głośniejsze a potem ucichły i drzwi się otworzyły.
- Wyłaź- nie ruszyłam się, ich wkurwione miny mnie przed tym powstrzymały. Ten który zabrał mnie z domu wszedł do środka i wyciągnął mnie zaciskając dłoń wokół mojego ramienia. Posadził mnie przy stole na którym leżało pudełko z jedzeniem z knajpy.- Jedz- warknął.
- Co się... stało? Co z... bitwą?- Jąkałam się, bałam się że go sprowokuje. Złapał w dłoń moje włosy, zbliżył swoje usta do mojego ucha.
- Twój pieprzony alfa wydał rozkaz zabicia wszystkich. Więc módl się żebyś przeżyła bo na razie nie wiemy co z tobą zrobimy.
- Co?- Nie był taki, na pewno. Był surowy ale nie okrutny.- On by nie...- Zacisnął mocniej pięść, wyrwał mi trochę włosów.
- To był jego rozkaz zanim padł nieprzytomny po wygranej bitwie.- Ścisnęło mi się serce gdy pomyślałam o tym jak poważne musiał odnieść rany. Nie, nie, nie. Teraz myśl jak się uwolnić, skoro wygrali to są bezpieczni w przeciwieństwie do mnie.
- Wykonali rozkaz na miejscu?
- Co?- Odsunął usta od mojego ucha, przyglądał się mojej twarzy.
- Czy jego beta wykonał rozkaz na miejscu?- On był najważniejszy zaraz po Alfie i nie pasowało mi takie zachowanie do niego.
- Nie, zabrali żywych do domu. Przecież nie zrobili by tego przy lotnikach.- Powiedział pewnie, ale zabrał dłoń z moich włosów. Rozmasowałam bolące miejsce.
- Derek nie zrobi tego puki Connor nie odzyska przytomności. Jeśli oddacie mnie przed tym to przekonam mojego mate do zmiany decyzji.
- Czemu miała byś to zrobić? Oni prawie zabili twojego Alfę.- Czułam na sobie wzrok czterech mężczyzn.
- Oni wykonywali rozkazy. Macie czas do momentu aż Alfa dowie się że mnie nie ma.
- Jedz- warknął ponownie i spojrzał na swoich towarzyszy.
- Młody!- Krzyknął otwierając drzwi, do pokoju wszedł chłopak, miał jakieś szesnaście lat.- Pilnuj jej.
- Jasne- byli podobni do siebie, te same rysy twarzy, ten sam kolor włosów. Czwórka która mnie tu zamknęła znikła na zewnątrz. Rozejrzałam się, patrząc na słońce musiał być poranek. Czyli spędziłam tu całą noc. Nastolatek usiadł obok mnie bez słowa, ale kilka minut ciszy to było dla niego za dużo.
- Co było dla ciebie większym szokiem: gdy twój partner się przemienił czy gdy ugryzł ci do krwi podczas bzykania?- Nie no młody jest mistrzem taktu. Zignorowałam ta głupią zaczepkę i mu nie odpysknęłam. Jeśli dobrze pamiętam co powiedział mi Connor to on dopiero uczy się kontrolować wilka, więc wolałam nie ryzykować. Zaczęłam jeść powoli, byłam głodna ale miałam zaciśnięte gardło.- Nie jesteś zbyt rozmowna.
- Jak na więźnia?- Spytałam, nie doczekałam się jego reakcji. Huk który doszedł z zewnątrz odwrócił naszą uwagę. Brzmiało jakby złamało się drzewo, a potem było skomlenie. Chłopak zerwał się z krzesła do okna, a ja pobiegłam do drzwi.
- A ty gdzie?- Warknął otaczając mój brzuch ramionami od tyłu. Odciągnął mnie od wyjścia.
- Zapobiec walce, to moje stado prawda?

Dzicy WojownicyWhere stories live. Discover now