Konsekwencję cz.1

1.7K 86 4
                                    

Jane
Olbrzymi czarny wilk patrzył na mnie z góry. Warczał, z pyska leciała mu ślina, miał ogromne kły, patrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczami. Nie możliwe, usłyszałam głos brata obok siebie. Ja byłam tak przerażona że nie mogłam myśleć, miałam wrażenie że serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Jak można żyć obok tak wielkich bestii? Zaraz nas zabiją i nikt nigdy nie dowie się co nas spotkało. Z pomiędzy drzew wyszedł kolejny, trochę mniejszy z brązową sierścią, ten nie warczał, stanął koło pierwszego. Zerknął na nas, a potem patrzył na niego, czarny też spojrzał na towarzyszą. Wykorzystując ich chwilową nieuwagę złapałam za rękaw bluzy Trenta. Ciszę jaką panowała od paru sekund, przerwał dźwięk łamanych kości. Potwór zaczął się kulić, znikła sierść i została sama skóra, ludzką skóra. Boże to, nie możliwe, mam halucynacje. Zemdlałam, tak naprawdę leżę w lesie i śni mi się to. Zaczęłam się źle czuć już w połowie drogi, pewnie to efekt gorączki. Zacisnęłam powieki mając nadzieję że to się skończy. Obudzę się zgrzana, spocona obok przestraszonego brata.
- Otwórz oczy- warczenie rozeszło się koło mnie, rozpoznałam głos Connora.
- Nie- wyszeptałam, wyszarpał kawałek materiału z mojego uścisku.- to tylko mi się śni.
- We śnie nie boli- zacisnął dłonie na moich ramionach, próbowałam je wyrwać żeby zmniejszyć ucisk. Nie wytrzymałam, otworzyłam oczy, byłam na wprost jego twarzy. Był wściekły, oddychał tak ciężko że barki mu się ruszały. Miał zaciśniętą szczękę i czarne jak noc oczy. Nie miał na sobie ubrań, spojrzałam ponad jego ramieniem, drugi wilk wciąż tam stał. Oglądałam go od uszu do łap, był olbrzymi, niebezpieczny ale piękny. Usłyszałam zbliżający się do nas samochód, niestety nie jechał od strony miasta. Za kierownicą terenówki siedział mężczyzna z blizną na szyi, nie wiem czy kiedyś słyszałam jego imię. Wysiadł i rzucił dresowe spodnie mojemu porywaczowi. Stałam na miękkich nogach nie rozumiejąc co się dzieje. To wszystko jest takie...
- Wsiadaj- otworzył mi tylne drzwi.- Nie będę się powtarzał.- Wykonałam polecenie, usiadłam przyciskając się do przeciwnych drzwi bo wsiadł za mną. Nic to nie dało, zajął środkowe miejsce. Położył mi dłoń na udzie tak że mały palec dotykał przez spodnie mojej cipki i zacisnął ją mocno. Widziałam wszystkie żyły jakie miał pod skórą. Kierowca wrzucił mojego brata na miejsce pasażera z przodu. Chciałam strącić jego rękę ale spiorunował mnie wzrokiem. Tak jak wcześniej się go bałam tak teraz mnie przerażał. Czym on jest? Skąd? Dlaczego? Patrzyłam przez okno jak wracamy do jego domu. Było tak blisko, kurwa, mało brakło a nigdy bym tego nie widziała. Auto zaparkowało koło dużego domu, Derek czekał przed wejściem.
- Wysiadaj- nawet na niego nie spojrzałam, zrobiłam co kazał. Mój brat też wyszedł z samochodu.- Zabierzcie go do czwórki.- Powiedział przez zęby.
- Nie mo...
- Już- przerwał Derekowi.
- Tak Alfo.
- Idź- powiedział zrezygnowany do mojego brata.
Co jest w czwórce? Dlaczego się tak zachowują? Connor złapał moje ramię i zaczął mnie ciągnąć po schodach. Ledwo dotrzymałam mu kroku, potykałam się, tylko jego uścisku chronił mnie przed upadkiem. Gdzie go zabrali? Wepchnął mnie do sypialni, stanęłam na środku z założonymi na piersi rękoma. Zrobił parę kroków w tą i z powrotem, a potem zaczął iść w moją stronę. Cofałam się aż wpadłam na ścianę. Oparł dłonie po obu stronach mojej głowy. Czułam na sobie jego wzrok, palił mnie.
- Myślałaś że uciekniesz ode mnie?- Warknął, zawiesiłam wzrok na jego obojczykach żeby nie patrzeć mu w twarz.- Odpowiedz- złapał mocno mój podbródek i podniósł do góry.
- Tak- powiedziałam prawdę drżącym głosem.
- A teraz tak myślisz?- Przycisnął mnie do ściany swoim ciałem.
- Nie- spięłam się, łzy leciały mi po policzkach.
- Sądzisz że cię skrzywdzę- stwierdził, zadrżałam, byłam tego pewna. Ścisnął moją pierś i pośladek, polizał mnie po szyi.- Nie, jesteś moją matę, dostaniesz przypomnienie że lepiej mnie nie wkurwiać. Ale to Trent zostanie ukarany.- Spojrzałam na niego przerażona.
- Nie możesz... to nie on... ja to wymyśliłam...- dławiłam się łzami, nie mogłam powiedzieć krótkiego zdania bez przerwy na oddech. Próbowałam nie myśleć gdzie trzyma dłonie.
- Co z tego?- Puścił mnie i ruszył do drzwi, pobiegłam za nim. Zablokowałam je sobą.
- Proszę- przesunął mnie żeby wyjść. Nie dawałam za wygraną, wtuliłam się w jego klatkę piersiową.
- Zrobię wszystko, tylko go nie krzywdź.- Oderwał mnie od siebie, wyglądał na jeszcze bardziej wkurzonego ale cienki materiał dresów uwidaczniał jego erekcję.
- Nie- warknął i złapał za klamkę. Chwyciłam jego głowę, złączyłam nasze usta zderzając je ze sobą. Zaczęłam go całować, ale nie odwzajemniał pocałunku. Po prostu stał, przejechałam palcami od barków do jego dłoni które były zaciśnięte w pięści. Rozluźnił je czując mój dotyk, przeniosłam obie na moje biodra.
- Mam cię zerżnąć żebyś potem płakała że cię zgwałciłem?- Spytał chłodno przerywając pocałunek, patrzył na mnie z nienawiścią czarnymi oczami.
- Nie będę, obiecuję.
- Nie- wyszedł trzaskając drzwiami. Nie, nie, nie. Ruszyłam za nim, był już przy schodach.- A ty gdzie?- Odwrócił się do mnie. Dobiegłam do niego.
- Idę z tobą.
- Nie, nie idziesz.
- Idę- zrobił krok w moją stronę, od razu się cofnęłam.
- Jeśli pójdziesz, będę musiał cię trzymać- złapał mnie i odwrócił, przycisnął moje plecy do swojej klatki piersiowej.- Skoro ja nie będę miał wolnych rąk, to Sam będzie musiał zająć się twoim bratem. Wiesz czemu ma tą bliznę na szyi?- Mówił chłodno, spokojnie, jakby nic się nie działo.- Jest świetnym wojakiem, nigdy nie odniósł ran w walce. Parę miesięcy temu, gwałcił i bił kobietę przez całą noc. Na początku gdy jeszcze była w stanie się bronić, oddawała mu. To jedyną rana jaką mu zostawiła. Wtedy stał się sadystą. Chcesz żeby zajął się twoim bratem?- Nogi się pode mną ugięły.- Tak myślałem.
- Jesteś potworem- puścił mnie, upadłam na kolana, pod parłam się dłoń o podłogę. Płakałam głośno, cała się trzęsłam. Usłyszałam oddalające się kroki, wstałam z trudem. Zbiegłam na parter, widziałam jak otwiera ukryte drzwi. Zanim do nich dobiegłam zatrzasnęły się. Od mojej strony wyglądały jak ściana, tylko panel do wpisania kodu zdradzał ich obecność. Gwiazdki sugerowały że składa się z czterech cyfr. Nigdy bym nie zgadła jaki jest.
- Wpuść mnie!- Darłam się, zaczęłam walić w nie pięściami.- Słyszysz! Znienawidzę cię jeśli stanie mu się krzywda! Rozumiesz skurwielu?! Nigdy nie dam ci szansy!
Usiadłam obok, przytulając kolana do klatki piersiowej, płakałam i kołysałam się skulona, gdy otworzyły się drzwi wejściowe.

Dzicy WojownicyWhere stories live. Discover now