Luna srebrnej nocy

1.6K 79 8
                                    

Jane
Złapałam paczkę którą rzucił na łóżko i weszłam za nią do łazienki. Stał nago pod prysznicem z twarzą zwróconą do słuchawki. Wewnątrz było zimno, ale nie powinno mnie to dziwić skoro temperatura wody była ustawiona na minimum skali. Uśmiechnął się pod nosem gdy mnie wyczuł.
- Nie możesz się doczekać?- Miał ten zadowolony głos. Rzuciłam w niego opakowaniem, odwrócił do mnie wzrok. Nie przejmował się że nic na sobie nie ma.- Tego się inaczej używa.
- Co to ma znaczyć?
- Spełniam twoje warunki- nałożył szampon na włosy. Zachowywał się tak jak byśmy rozmawiali o pieprzonej pogodzie.
- Po tym co zrobiłeś w garażu myślisz że ta propozycja jest wciąż aktualna?
- Wyjaśniliśmy sobie wszystko.
- Nie, nie prawda. Nie zgadzam się.
- Wiesz że stawiasz mi się tylko wtedy gdy ten we mnie jest spokojny?- Zmienił temat- Niezwykła intuicja jak na człowieka i trochę to pocieszające.
- Niby czemu?
- Może boisz się jego, a nie mnie.
- Żywię względem was identyczne uczucia dupku!- Trzasnełam za sobą drzwiami. Wtuliłam się w poduszkę po mojej stronie łóżka. On jest nienormalny, kłóci się ze mną, prawie zmienia w wściekłego wilka, rzuca bezpodstawne oskarżenia, grozi karą a na końcu proponuje seks. Drugą połowa łóżka ugięła się pod jego ciężarem. Zabrał pościel z mojego ciała, odkrył mnie do połowy ud.
- Powiedziałam nie- szepnęłam.
- I nazwałaś dupkiem- pomasował mój tyłek zimną dłonią.
- Nie zgadzasz się z tą opinią?- Spytałam zanim zaczął wymieżać mi razy za złamanie głupiej zasady. Miałam nadzieję że zrezygnował gdy poczułam jak mnie przykrywa.
- Pogódź się ze mną przed jutrem.- Pocałował mnie w ramię.
- Co jest jutro?
- Idziemy na spotkanie z drugim stadem, muszę cię zabrać.
- Musisz?
- Jesteś luną, a to oficjalne spotkanie. Pewnie dojdzie do walki ale zrobiłem wszystko żebyś była bezpieczna. Musisz się zachować jak prawdziwa luna, nie ważne co się stanie.
- Wiem o was od kilku dni, nie wiem jak zachowuje się prawdziwa luna.- Powiedziałam zirytowana, mogłam się spodziewać że ta cała szopka w sypialni po coś była. Tak się chciał ze mną pożegnać? Zrobić to w obawie że nie będzie miał okazji?
- Jak dorosła, dobrze wychowana kobieta. Masz się mnie słuchać jeśli zrobi się groźnie.
- Dobrze. Lubię twoje stado.
- A mnie lubisz?- Poczułam koniuszki jego palcy na tali. Chyba chciał położyć na niej dłoń ale zrezygnował w ostatniej chwili.- Gdy nie jestem dupkiem.- Dodał nie słysząc mojej odpowiedzi. Obróciłam się do niego przodem. Leżał
- Connor, to był twój ostatni napad agresji. Jeśli jeszcze raz ci się to zdarzy w stosunku do mnie to odejdę.
- Wiesz że ci na to nie pozwolę.- Powiedział smutno patrząc mi w oczy.
- Nie będziesz miał wyjścia.
- Co to znaczy?- warknął
- Nie chcesz się dowiedzieć co jest w stanie znieść zdesperowana kobieta żeby się uwolnić.
- To mnie oświeć.- Tęczówki na chwilę błysły mu na złoto.
- Wszystko- wróciłam do poprzedniej pozycji.- A seks nie jest sposobem na pogodzenie się, rozmowa nim jest.
Connor
Całą noc myślałem o tym co mi powiedziała. Dziwnie było się do niej nie przytulać, ale nie chciałem jeszcze bardziej zaognić sytuacji między nami. Żałowałem tego co powiedziałem i co zrobiłem w garażu. Dałem się ponieść emocją zamiast z nią pogadać i przywalić tamtemu. Znowu to ja byłem tym złym. Myślałem że dostosowanie się do jej zasad trochę ją udobrucha ale to był następny błąd. Nie chciałbym żeby naszą ostatnią rozmową była kłótnia.
- Może być?- Podniosłem wzrok z moich dłoni na nią. Stała koło drzwi od garderoby ubrana w kremową zwiewną sukienkę. Okrągły dekolt odsłaniał jej oznaczenie i nic poza tym. Kończyła się lekko przed kolanem więc powinna ukryć pistolet.
- Wyglądasz pięknie.
- Dzięki.
- Oficjalnie, chcemy wyjaśnić atak na nas nad jeziorem- powiedziałem stając przed nią- nieoficjalnie chcemy ich sprowokować żeby zaatakowali zanim zbiorą siły. Jeśli się uda Nina zabierze cię z tamtąd do domu.- Pokiwała na zgodę.
- A jeśli nie zaatakują?
- Może przekonam lunę srebrnej nocy żeby dołączyła do nas. Ona nie ma tam lekko. A ich to zmusi do działania.- Wyciągnąłem do niej pistolet, ale po niego nie sięgneła.- To na wszelki wypadek, żebym miał pewność że zrobiłem wszystko byś byłą bezpieczna.
- Ale ja nigdy nie strzelałam.- Włożyłem jej go do dłoni.
- Tak ładujesz.- Pociągnąłem za górną część lufy.- A tak zabezpieczasz.- Wcisnąłem blokadę zamka.- Okej?- Pokiwała głową na zgodę. Ukleknąłem przed nią i podwinołem sukienkę, chciała się cofnąć ale moja dłoń na tyle uda jej to uniemożliwiła.- Przypnę ci kaburę.- Zapiołem dłuższy pasek  wokół jej bioder, a krótszy na udzie. Nie śpieszyłem się, ma taką miękką skórę.- Pokarz jak go ładujesz i zabezpieczasz.- Powiedziałem gładząc jej kolano, zrobiła to drżącą ręką. Wiem że jeśli będzie musiała, wykona to bezbłędnie.- Dobrze, schowaj go.- Poprawiłem jej sukienkę gdy zapięła Glocka w kaburze. Podałem jej moje ubrania w plecaku.- Jedziesz na mnie.
- Ale wczoraj...
- Jest cholernie porywczy ale przeprowadziliśmy długą rozmowę wypełniłnioną słowami na k, p i h.- Cmoknąłem ją w czoło i zabrałem na dół.
Jane
Zatrzymaliśmy się kawałek przed granicą, reszta stada przebiegła koło nas do miejsca docelowego. Mój mate zmienił się spowrotem w człowieka, podałam mu ubrania. Chyba tyle razy widziałam go nago że przestało mnie to zawstydzać. Doszliśmy do watchy, dwóch mężczyzn i dwie kobiety stali na czele obcych wilków. Pomiędzy nami wylądowali lotnicy, Nina podeszła do mnie, mocniej ścisnęłam dłoń Connora. Obie kobiety miały na sobie długie sukienki, miałam wrażenie że dziwnie nam się przyglądają. Chyba jednak źle się ubrałam na to spotkanie.
- Załatwmy to szybko- zaczął mówić tamten mężczyzna, przerwał moje rozmyślania.- Winni tej samowolki zostali ukarani- mężczyzna rozwiązał worek i wysypał jego zawartość. Cztery odcięte głowy wylądowały przed moim partnerem. Boże, ich właściciele nie mieli nawet osiemnastu lat. Zamknęłam oczy i stanęłam praktycznie całą za nim. Do końca życia nie wymaże tego obrazu z pamięci.
- Co to?- Warknął mój mate.
- Winni, złapani, osądzeni i skazani.
- Te dzieci?!- Groźne pomróki rozeszły się po obu stronach.
- Młodzi buntownicy.- Powiedział lekko, wręcz wesoło.
- A nie kozły ofiarne?- Zapytał jeden z lotników, starałam się patrzeć wszędzie tylko nie na ziemię. Czułam że mam łzy w oczach. Jak można zrobić coś takiego?
- Przypomnij mi, po co tu jesteście?- Zakpił.
- A po co tu jest jego wataha?- Spytał Connor.
- Moją siostra postanowiła odwiedzić mnie ze swoim partnerem. To karalne?
- Nie, już ci wybaczyła że ją sprzedałeś?- Kobieta spuściła wzrok najwyraźniej zawstydzona tym faktem. Chociaż to nie jej powinno być wstyd. Nie czekał na odpowiedź tylko kontynułował.- Jeśli ktokolwiek będzie chciał odejść ze stada, to go przyjmiemy. Każdego z was.- Powiedział patrząc na kobietę o której wcześniej mówili. Mężczyzna stojący obok niej warknął i ruszył do przodu. Powstrzymał go od ataku Alfa sąsiedniego stada, sądził że te słowa były prowokacją. Ale to jej odejście nią będzie, teraz przecież miała taką możliwość. Partner objął ją od tyłu i coś szepnął. Zrobiła się zielona na twarzy jakby zaraz miała zwymiotować. Zerknęłam na Connora, usłyszał co tamten powiedział i stał z zaciśniętą szczęką. Kobieta nie ruszyła się z miejsca, nawet na nas nie spojrzała.
- Skoro mamy już wszystko załatwione, to możemy się rozejść? Chyba że chcesz coś jeszcze dodać?- Był z siebie cholernie dumny, jego postawa była władcza a głos zadowolony. Przyciągnął do siebie swoją Lunę, ona odwzajemniła uścisk jakby był czułą pieszczotą.- Miło cię było poznać Jane.- Dodał po chwili ciszy, przejeżdżajac po mnie wzrokiem. Mój mate stanął przede mną spięty, w środku pewnie walczy żeby się na niego nie rzucić. Splotłam nasze palce a wolną dłonią objęłam jego biceps. Chciałam mu pomóc, żeby nie zrobił czegoś, czego pożałuje.
- Szkoda że nie mogę powiedzieć tego samego.- Miałam nadzieję że obrzydzenie które czułam do niego, dało się wyczuć w moim tonie. Uśmiechnął się pod nosem i zaczął wycofywać między członków swojej watchy. Obaj przywódcy z partnerkami znikli nam z pola widzenia.

Dzicy WojownicyWhere stories live. Discover now