Lotnicy

1.7K 74 4
                                    

Jane
Kolejny dzień leżałam na kanapie czekając aż skończy prace. Przekręciłam się z książką szukając wygodniejszej pozycji. Czułam że co chwilę na mnie zerkał, czekał na moją odpowiedź. Nawet nie chciałam rozważać jego propozycji. Mogłam zrozumieć że zależy mu na tym, bo to zna, tak wygląda jego świat i to jest w porządku. Ale łączymy nasze życia więc mamy się dotrzeć żeby było nam dobrze. Oderwałam myśli od nieprzyjemnego tematu przenosząc uwagę na strony kryminału. Nie byłam na nim skupiona więc średnio wiedziałam co się dzieje w fabule. Ktoś kogoś zabił i ktoś inny podejrzewa jakiegoś psa czy coś takiego. Spojrzałam na niego, pisał jakiś tekst na laptopie. Od wczorajszego wieczoru mało się do mnie odzywał.
- Hej Jane- Derek wszedł do pokoju bez pukania. Miał zacięta minę, co raczej było u niego nie spotykane.
- Musimy porozmawiać- powiedział poważnie. Connor podniósł na niego wzrok, ponaglając go spojrzeniem.- To raczej powinniśmy obgadać bez świadków.
- Jest luną, mów- warknął na niego zniecierpliwiony, następny nie w sosie.
- Mężczyźni pracujący w mieście wpadli na członków watahy srebrnej nocy.- Nie wiedziałam czy to jacyś sąsiedzi naszych ziem. Po minie Connora mogłam wywnioskować że nie spodobała mu się ta informacja.
- Kurwa, Alfą złotej pełni pewnie znalazł sojuszników na nas. Wiedzieli że nie dadzą rady sami więc znaleźli pomoc.- Odchylił się w fotelu.
- Też powinniśmy sobie załatwić wsparcie...
- Wiem, ale nie chce ich tutaj sprowadzać, jak powęszą to się doczepią do paru spraw.- Zerknął na mnie.
- Chyba nie masz wyjścia... Mamy problem w piwnicy... Chciałeś się nim zająć osobiście.- Pamiętam strzępek tej rozmowy, ktoś oszukał ich na kasę.
- Oddaj to Samowi, do wieczora musi to załatwić. My zorganizujemy pomoc. Nie narażę stada. Kurwa musiał się dogadać akurat z tymi sadystycznymi dupkami.- Wkurzył się.
- Ciągnie swój do swego... Podobno mieli już ścięcie z lotnikami.
- Tak słyszałem, jakiejś samicy udało się uwolnić od tego zjeba. Zbierz wszystkich w domu głównym wie... Nie, teraz, zaraz zejdę do salonu. Uruchomimy pierwszy protokół obronny.
- Dobrze- zrobił coś w komórce- wysłałem alarm, ci którzy są w domach dotrą w minutę, reszta w nie całą godzinę.
- Daj to dowódcy straży, było aktualizowane miesiąc temu. Jej brata ulokujesz w salonie.- Podał mu drewnianą szkatułkę. Przeniósł wzrok na mnie.
- Musisz iść ze mną, jesteś luną i powinnaś brać w tym udział. Potem wrócisz na nasze piętro i się stąd nie ruszysz aż do mojego powrotu. Rozumiesz?- Pokiwałam głową na zgodę, działo się coś bardzo złego. Wyszliśmy na korytarz, schodami zeszliśmy na parter, na końcu skręciliśmy w prawo do dużych drzwi. Wiele osób było już w salonie, ale wciąż dochodziły nowe. Wszyscy pochylali głowę w szacunku witając się z nami, to było dziwne. Stanęliśmy obok kominka czekając aż ludzie się zbiorą. Poczułam gdy zaczął gładzić wierzch mojej dłoni kciukiem. W końcu zrobiło się cicho.
- Wprowadzam pierwszy protokół, macie dziesięć minut na spakowanie się. Zakaz wychodzenia z domu głównego bez ważnej przyczyny. Zakaz opuszczania strefy zabudowań. Dowódca da nowy grafik strażnikom i wyjaśni sposób pilnowania domu.- Paru mężczyzn potaknęło na zgodę. Przypominali trochę wojskowych, zachowywali się chłodno, to słowo chyba najlepiej określa ich postawę.- Możecie iść po rzeczy.- Nikt się nie odezwał, nie marudził, po prostu wyszli wypełnić rozkaz. Alfa przyciągnął mnie do siebie, pocałował mocno zderzając nasze usta ze sobą. Oddałam pocałunek trochę zaskoczona zmianą jego nastroju, od rana mnie olewał.
- Idź i poczekaj na mnie. Wrócę wieczorem, zrób to o co cię prosiłem.- Nie nazwała bym tak tego ale nie chciałam się kłócić. Przytaknęłam i ruszyłam do naszej sypialni.
Connor
Zabrałem ze sobą tylko mojego betę, lotnicy nie lubią obcych, zwłaszcza pół demonów. Jechaliśmy na podwójnym gazie, obaj chcielibyśmy jak najszybciej wrócić do naszych mate. Zastanawiałem się czy mnie posłuchała i siedzi w naszym pokoju. Gdyby po tylu rozmowach, po tym jak dała mi się do siebie zbliżyć, spróbowała uciec. To chyba bym jej nie potrafił znowu zaufać.
- Nie musisz warczeć, jest z Sarą i Norą w waszym salonie.- Powiedział wchodząc w ostry zakręt. Przejechaliśmy przez miasto bocznymi drogami i mieliśmy trzy kilometry do gniazda.
- Nie myślałem o niej.- Skłamałem, jej zachowanie na imprezie utwierdziło wszystkich w przekonaniu że jest między nami dobrze. Chociaż Derek znał mnie lepiej niż ja sam.
- Jasne
- Co robią?
- Kawa, ciastko i kobiece rozmowy. Jane jest trochę przestraszoną, pytała o to co teraz będzie i o ciebie.
- O mnie?- Dupek uśmiechnął się pod nosem.
- Widziała z balkonu waszej sypialni że pojechaliśmy tylko we dwóch. Martwiła się. Jest dobrze?
- Pokłóciliśmy się przed tym całym zamieszaniem.
- O co?- Spytał po chwili ciszy.
- O dzieci, ja chcę już, ona odmawia.
- Wiesz prze...
- Wiem- warknąłem.- Muszę się nauczyć jej ciała, przekonań i wszystkiego.- To że to rozumiem, nie zmienia faktu że mnie to wkurwia. Nie cierpię czekać. Na nasz samochód padł cień, już wiedzieli że jesteśmy na ich terenie. Za drzew wyłonił się dom wyglądający jak zamek, miał grube kamienne ściany, zdobione rzeźbami schody i duże drewniane drzwi. Czterech strażników czekało przy wejściu gotowych bronić swojego gniazda. Zmierzyli nas wzrokiem gdy wyszliśmy na zewnątrz, potem rozejrzeli się podejrzliwie między drzewami.
- Jesteśmy sami, potrzebuje pomocy- powiedziałem stojąc obok auta.
- Czemu nie zgłosiłeś tego przedstawicielowi?- Spytał mężczyzna z mieczem na plecach.
- Bo nie mamy czasu, chce rozmawiać z dyrektorem.- Dwoje wylądowało za nami.
- Są tylko oni.
- Wejdźcie- ruszyliśmy przez szeroki korytarz do pomieszczenia znajdującego się na jego końcu. Z pokoi docierały do nas ciekawskie spojrzenia młodych pół aniołów. Pewnie widzieli nas tylko na obrazkach w podręcznikach.
- Co was sprowadza?- Spytał mężczyzna siedzący za wielkim, zabytkowym biurkiem.
- W mieście pojawiły się wilki z watahy srebrnej nocy.
- Wiemy- przytaknął nie rozumiejąc do czego zmierzam.
- W piątek zaatakowało mnie i Lune, sąsiednie stado, już wcześniej przekraczali granicę. To idioci którzy pół roku temu przegrali z nami jadke którą sami zaczęli. Pewnie dogadali się z tamtymi sadystami żeby zwiększyć swoje szanse. Dlatego chcemy prosić o pomoc w obronie moich ludzi.
- Na razie jest ich kilku, moi lotnicy wczoraj namierzyli siedmiu. Mogę wysłać do was pięciu strażników, jeśli sytuacja się pogorszy dołączy do nich następna piątka. Nie mogę zostawić miasta bez opieki.
- Kiedy możemy się ich spodziewa?- Spojrzał na bruneta z którym rozwijaliśmy przed wejściem.
- Dwudziesta drugą.
- Dopiero?- Wtrącił mój brat.
- Zbiorę ludzi, zmienię grafiki, spakujemy się i polecimy. Nie da się szybciej.- Powiedział brunet który rozmawiał z nami przed wejściem.
- Dobrze, jedzmy już.- Nie dostaliśmy informacji o intruzach ale w każdej chwili mogą się pojawić. Wybiegłem do auta i wsiadłem na fotel kierowcy. Mój brat wpadł do środka tuż za mną. Wcisnąłem, gaz do dechy aż samochód zaczął podskakiwać na nierównej leśnej drodze. Miałem nadzieję że na moim terenie nic się nie dzieje. Gdy parkowałem przed domem głównym słońce już zachodziło. Wbiegłem na korytarz marząc żeby sprawdzić co z nią.
- Witaj Alfo.
- Tak?- Spytałem dowódcy straży.
- Musisz zatwierdzić grafik, obronę domu i dopisać lotników Alfo.- Zejdzie mi wieki.
- Zrobię to z tobą, szybciej pójdzie.- Powiedział Derek.
- Dzięki- może skończymy po przylocie skrzydlatych kolegów.

Dzicy WojownicyWhere stories live. Discover now